sobota, 30 listopada 2019

Dziewiętnasty

Londyn, 06.11.2019 r.

 Wsłuchując się w tekst piosenki płynący z słuchawek przemierzałam jesienny Hyde Park. Poranek był dość mżysty, dlatego z uśmiechem przywitałam błogą ciszę przerywaną jedynie szumem gałęzi i odgłosem spadających pod nogi liści. Potrzebowałam tej chwili dla siebie. Od wczorajszego wieczora nie mogłam dojść do siebie. Ciągle rozpamiętywałam bliskość Kepy, siebie zamkniętą w jego szczelnych i bezpiecznych ramionach. Myślałam o jego pełnym furii wzroku, gdy zobaczył u mojego boku Alexa. Zastanawiałam się, skąd wzięła się jego oschłość w stosunku do Andrei. Westchnęłam ciężko wpatrując się w szare niebo. Kepa siał zamęt, powodował spustoszenie, nad którym nie mogłam przejść do porządku dziennego. Otaczał mnie z każdej strony. Nie potrafiłam się od niego uwolnić. Może wcale nie chciałam tego robić? Zdawałam sobie sprawę ze swojej przegranej pozycji. Kepa był w związku, tworzył go z Hiszpanką od ładnych paru lat. Nie było tam dla mnie miejsca. Jego pokrętne zachowanie nie dawało mi spokoju, zaprzątało moje myśli. Rozbudzał we mnie nadzieję swoimi gestami, słowami, dotykiem, tylko po to, by chwilę później ją zdeptać i roztrzaskać. Z tyłu głowy wciąż kotłowała mi się myśl o nieszczęsnym pierścionku zaręczynowym, który do tej pory nie zagrzał miejsca na serdecznym palcu Andrei. Wciąż szukał odpowiedniego miejsca, czy celowo zwlekał z podjęciem jednej z najważniejszych decyzji życiowych? Wciąż wracał ciepłymi myślami do wspomnienia naszego pierwszego pocałunku, czy starał się je zapędzić w najdalszy kąt, który miał zalec od kurzu? Czując narastającą we mnie irytację zaklęłam głośno pod nosem płosząc zabłąkaną na ścieżce wiewiórkę. Posłałam jej skruszone spojrzenie, ale odwróciła się do mnie uciekając w popłochu. Przystanęłam na chwilę, aby zmienić piosenkę. Wyciągając telefon z kieszeni płaszcza dostrzegłam truchtającą w moim kierunku sylwetkę. I psa…?
Kepa? – wydukałam, kiedy zatrzymał się przede mną.
Cześć – przywitał się wyciągając z uszu bezprzewodowe słuchawki. Zrobiłam to samo i byle jak wepchnęłam je do torebki.
To twój pies? – wyjąkałam zaskoczona kucając przed uroczym szczeniaczkiem. Ostrożnie wyciągnęłam rękę, którą czujnie obwąchał. Po krótkiej chwili polizał moją dłoń i szczęśliwy zamerdał białym ogonkiem. – Jest zachwycający! – Rzuciłam drapiąc go za uszami.
Tak… Jest mój. A właściwie moja – sprostował poprawiając smycz. Zamarłam. Skoro jest jego, musiała być również Andrei. Wspólny pies. – Alisa, możemy porozmawiać? – Zapytał.
Tak – odparłam z wahaniem. Szybko odgoniłam pojawiające się, niechciane łzy i wstałam z klęczek.
Chciałem ci jeszcze raz podziękować za wczorajsze wsparcie… Gdyby nie ty i twoje słowa, nie wiem jak dałbym sobie radę – przyznał rozglądając się na boki.
Daj spokój, nie przypisuj mi tak dużej roli – zaśmiałam się. – Nie mogłam przejść obojętnie, kiedy byłeś w takim stanie. Nie mogłabym… – Wyjaśniłam.
Ty nie – parsknął urywanym śmiechem. – Miałem ci wczoraj coś wyznać, ale niespodziewane pojawienie się Andrei sprawiło, że przestałem logicznie myśleć. Andrea nie jest w ciąży, to był tylko fałszywy alarm – Poinformował mnie z nieskrywaną ulgę. Moje serce zabiło szybciej. – Brak dziecka postanowiła sobie zrekompensować kupnem psa – Prychnął.
To dość nieodpowiedzialne – mruknęłam spoglądając z czułością na małego labradora.
Nie musisz mi o tym mówić – westchnął. – Mała jest kochana i już skradła moje serce, ale na Andreę ciągle warczy, przez co atmosfera jest napięta i frustrująca…
Może boi się, że Andrea zaatakuje ją swoimi kłami?
Cóż, musicie dać radę… – powiedziałam. – Jak się wabi? – Spytałam posyłając jej całusa.
Ona… Cóż… Linda – odparł po chwili zawahania. Zaskoczona zamrugałam powiekami.
Słucham? – myślałam, że się przesłyszałam. – To był twój pomysł?
Tak…
Nazwałeś psa… Nazwałeś ją Linda? Nazwałeś ją moim wyśnionym imieniem? Przecież wiedziałeś! Wiedziałeś, że jeśli kiedykolwiek zdecyduję się na pieska to właśnie tak zapragnę go nazwać!
Alisa, proszę cię… – zaczął, ale uciszyłam go gestem ręki.
Mam dość twoich gierek, Kepa! – wybuchłam. Linda skuliła się przy jego nogach. Bezgłośnie ją przeprosiłam. – Dlaczego mi to robisz? Dlaczego mnie przytulasz, dlaczego posuwasz się do innych rzeczy? Dlaczego wstrzymujesz się z oświadczynami? Dlaczego karmisz mnie dziwnymi słowami i dlaczego zachowujesz się tak niedojrzale? Powiedziałeś mi kiedyś, że się we mnie gubisz… To zabawne, bo ja gubię się w tobie. W twoich gestach, w twoim dotyku, w twoim wszystkim! Zastanów się, czego chcesz od życia i przestań mieszać w moim! – Wysyczałam odchodząc. Miałam go dość. Miałam dość jego wiecznego niezdecydowania i przewrotnej logiki, którą się kierował. Miałam dość wszystkiego, serca, które zdradziecko przyspieszało na jego widok, tęsknych myśli, iluzji niespełnienia. Miałam dość tego zawieszenia, miałam dość tego uczucia…

 Una linda dama como vos dando vuelta… Taka ładna pani jak ty, znająca takie sztuczki… Zmysłowy szept Kepy zabrzmiał w moim uchu, gdy wściekła trzasnęłam wejściowymi drzwiami. Wróciłam do domu w podłym nastroju. Zignorowałam nawoływania Matta i Marka, abym przyszła do kuchni na śniadanie. Z impetem usiadłam na kanapie okrywając się puchatym kocem. Niekontrolowany płacz wstrząsnął moim ciałem, kiedy mechaniczne skuliłam ramiona.
Alisa? – szept Matta poniósł się echem po salonie. – Co ci jest? – Zapytał zaniepokojony przygarniając mnie do siebie.
On… Ona… – mówiłam połykając łzy. – Mają p-psa! Wspólnego! Wspólny pies to prawie jak dziecko! – Załkałam wtulając się w jego ciepły sweter. Matt czule pogłaskał mnie po głowie. – Dlaczego mają wspólnego psa?!
Przylepie, uspokój się – wymruczał obejmując moje spazmatycznie wyginające się ciało. – Skąd wiesz, że mają psa?
Bo go widziałam! Z nim… To znaczy z nią! Andrea nie jest w c-ciąży… Ale, co to zmienia, skoro mają psa? – spytałam. – Nazwał ją Linda! – Wrzasnęłam.
Co w tym złego? – Mark usiadł z mojej drugiej strony podając mi pudełko chusteczek. Przyjęłam je z wdzięcznością wyciągając jedną z nich.
Bo tak miał nazywać się mój pies! Powiedziałam mu to w trakcie jednej sytuacji… Nieważne jakiej! – dodałam napotykając ich zdziwione spojrzenia. – Linda miała być moja!
Może być wasza… – zasugerował cicho Mark. – Jeśli on kiedykolwiek się ogarnie…
Nie chcę go! Zostanę sama, podczas gdy on będzie miał Andreę… I Lindę! I dziecko! Dlaczego miłość tak boli? – szepnęłam wydmuchując nos.
Miłość nigdy nie jest prosta – Mark pogładził mój policzek. – Może spróbujesz się przespać?
To chyba najlepszy pomysł – Matt poparł swojego chłopaka i wziął mnie na ręce. Objęłam go za szyję. – Wszystko się ułoży – Oznajmił kładąc mnie na łóżku. Okrył mnie kocem i pocałował w czoło. – Mam dzisiaj wolne, obudzę cię w odpowiednim czasie, żebyś zdążyła do pracy.
Dziękuję wam – wychlipałam ściskając misia. Z trudem zamknęłam opuchnięte powieki. Jeśli miłość do niego miała przynosić jedynie płacz, ból i cierpienie to jej nie chciałam. Więc czemu pragnęłam go najmocniej na świecie…?

Londyn, 10.11.2019 r.

 Kepa próbował nawiązać ze mną kontakt; dzwonił i pisał, ale nie odbierałam, ani nie odpisywałam na wiadomości. Poddał się po trzech dniach. Matt poinformował mnie, że to pewnie z powodu kolejnego zgrupowania reprezentacji. Przyjęłam tę informację milczeniem. Może będąc daleko od Londynu, daleko ode mnie, w końcu przemyśli swoje zachowanie i na coś się zdecyduje? Miałam już dość otaczających mnie zewsząd ponurych myśli, łez i wszędobylskiego bólu. Opuszczając swój rodzinny kraj byłam przekonana, że nie spotkam go już nigdy więcej. Miał pozostać miłym wspomnieniem, pierwszym chłopakiem, na którego punkcie oszalałam. Los jednak zdecydował inaczej. Postawił go na mojej drodze, obudził skrywane na dnie serca uczucia, pozwolił na rozdrapanie nie do końca zagojonych ran. Odgarnęłam włosy z czoła i wzięłam się za przygotowanie obiadu. Musiałam skupić swoją uwagę na czymś innym. Wyciągając z szafki patelnię moje spojrzenie napotkało kręcącego się niespokojnie Matta. Zmarszczyłam nos.
Matt? Wszystko w porządku? – zapytałam odwracając się w jego stronę.
Muszę z tobą porozmawiać – obwieścił nerwowo przeczesując bałagan na swojej głowie. – To poważna sprawa – Dodał siadając na krześle. Wytarłam ręce w kolorowy fartuszek, aby ukryć ich drżenie.
Mów – powiedziałam siadając naprzeciwko. Matt chwycił moją dłoń w swoją i czule ją pogłaskał.
Mark i ja… – zaczął nabierając powietrza.
Chyba nie zerwaliście? – przeraziłam się nie na żarty. Wszystko tylko nie to!
Nie, nie! – zaprzeczył szybko. – Chodzi o to, że… Mark zaproponował mi, abym się do niego wprowadził – Wyrzucił z siebie. – Żeby spróbować być razem tak naprawdę – Wyjąkał spuszczając wzrok. Zamrugałam powiekami przetwarzając przekazaną mi właśnie wiadomość. Wyprowadzka?
Och! – tylko tyle zdołałam wydusić. – To c-cudownie!
Alisa, jeśli to dla ciebie za trudne, to jestem gotowy mu odmówić…
Nawet nie chcę o tym słyszeć, Matt – zaśmiałam się przez łzy. – Nie możesz przekładać mojego szczęścia nad twoje, nigdy się na to nie zgodzę! Zasługujesz na miłość, zasługujesz na wszystko, co najlepsze… – Powiedziałam czując rosnącą gulę w gardle. – Przecież wiedzieliśmy, że ten dzień kiedyś nastąpi – Wymamrotałam skubiąc nitkę swetra. – Co z domem?
Jak to co? – zdziwił się. – Kupiliśmy go we dwoje, więc pozostaje twój!
Ale ty włożyłeś w niego większą część – zaprotestowałam. Matt gwałtownie pokręcił głową.
Zostajesz tutaj, bez dwóch zdań – oznajmił stanowczo. – Dziękuję, że nie robisz mi problemów…
Zwariowałeś? – zdumiałam się. – Twoje szczęście jest dla mnie najważniejsze, nie mogłabym ci tego zabronić!
Będę za tobą tęsknił – szepnął podnosząc się z krzesła. Zrobiłam to samo wpadając w jego ramiona. – Jednocześnie jestem podekscytowany nowym etapem w życiu!
To zrozumiałe – potwierdziłam. – Ja też będę za tobą tęskniła, ale będziemy się odwiedzać, prawda?
Oczywiście, że tak! Moje życie bez ciebie nie istnieje – powiedział cicho. Podniosłam głowę napotykając jego szkliste tęczówki. – Rozklejam się przez ciebie!
Ja przez ciebie też, więc jesteśmy kwita – pociągnęłam nosem. – Bardzo cię kocham – Wykrztusiłam z siebie.
Ja ciebie też kocham, Przylepie – odpowiedział tuląc mnie do siebie. Staliśmy na środku kuchni, spleceni w uścisku, śmiejąc się przez łzy. Nie wyobrażałam sobie istnienia bez niego…

Londyn, 16.11.2019 r.

 Matt wyprowadził się cztery dni temu zabierając ze sobą całą radość. W pustym i cichym domu czułam się dziwnie samotna. Próżnia otaczała mnie z każdej strony. Nie miałam dla kogo gotować, nie miałam z kim żartować, nie miałam się do kogo odezwać. Byłam wrakiem człowieka. Upływające dni zlały mi się w jedno. Chodziłam do pracy, wkładałam masę energii w przygotowywanie potraw, aby klienci wychodzili z restauracji z uśmiechami na twarzach, brałam udział w zajęciach. Zdawałam sobie sprawę, że to tylko cztery dni, ale czułam się tak, jakby ktoś przyspieszył wskazówki zegara. Matt był częścią mnie od pięciu lat. Moje życie bez niego traciło na wartości. Zawsze był obok mnie, przytulał, uspokajająco głaskał po włosach, robił gorącą czekoladę, wspierał, pocieszał, dawał nieocenione rady, opowiadał dwuznaczne dowcipy, uśmiechał się ukazując urocze dołeczki w policzkach. Wraz z nim zniknęły przekomarzania, śmiech, rzucanie w siebie resztkami jedzenia. Zniknęły kolorowe karteczki na lodówce, zniknął stojący na podjeździe samochód. Matt był szczęśliwy, tryskał energią, z zapałem opowiadał o Marku, o docieraniu się. Cieszyłam się razem z nim, bo jeśli on był szczęśliwy, to ja również byłam. Jednocześnie czułam niczym nieuzasadniony ból i może w pewnym stopniu zazdrość. Bo on miał kogoś kogo kochał, kogoś kto również pokochał jego. A ja? Byłam sama jak palec z chorą miłością do chłopaka, który od paru lat żył w związku z inną kobietą. Noce spędzałam w łóżku Matta, ubrana w jego wyciągnięty, pachnący pomarańczą sweter. Pochłaniały mnie ponure myśli. Bałam się, że sama nie dam rady, że w końcu zwariuję. Wrzasnęłam z frustracji patrząc na swoje odbicie w lustrze. Podjęłam decyzję w ułamku sekundy. Wzięłam orzeźwiający prysznic, wskoczyłam w błyszczącą sukienkę, umalowałam się, ubrałam wysokie szpilki, zamówiłam taksówkę, opatuliłam się płaszczem i wyszłam z domu wkładając klucze do małej torebki. W jednym z najbardziej pożądanych klubów w Londynie zjawiłam się przed północą. Wirujące ciała, przepych, tłok, zapach potu, dymu i alkoholu… Z trudem przedostałam się do baru i zamówiłam mocnego drinka. Barman posłał mi figlarne spojrzenie, ale zbyłam go gestem ręki. Przyszłam się tutaj napić, chciałam zapomnieć, a nie wdawać się w bezsensowne wymiany zdań. Duszkiem wypiłam drinka i ruszyłam na parkiet. Tańczyłam sama, cała byłam muzyką. Kakofonia dźwięków wypełniała moje ciało. Musiałam się wyszumieć, musiałam się zrelaksować! Podskakiwałam jak szalona, piłam, bujałam się do rytmu, piłam… W pewnym momencie dostrzegłam tańczącą nieopodal Andreę. Była z przyjaciółką, głośno się śmiała i zdawała się mnie nie widzieć. Chwiejnym krokiem udałam się w stronę toalet. Rozchichotane nastolatki stojące w kolejce, obłapiające się pary… Odetchnęłam z ulgą, gdy weszłam do środka. Ochlapałam twarz zimną wodą i ukryłam się w jednej z kabin. Musiałam ochłonąć! Poprawiłam włosy oraz wygląd i chwyciłam za klamkę. Zatrzymałam się w ostatniej chwili. Ścisnęłam torebkę wsłuchując się w szept Andrei. Szum w głowie wszystko utrudniał, urywane słowa nie miały najmniejszego sensu. Hiszpania? Gustavo? Kim był tajemniczy Gustavo? Kiedy trzasnęły drzwi zachwiałam się w miejscu. Z trudem wystukałam wiadomość do Alexa i udałam się w stronę baru. Znajomy barman postawił mi kolejkę, z której skorzystałam z ochotą. Miałam już dość, ale szczerze powiedziawszy znajdowałam się w opłakanym stanie. Zepchnęłam zmartwienia i troski w najdalszy kąt.
Alisa? Jestem już! – podskoczyłam, gdy usłyszałam przy uchu głos Alexa. – Zabieram cię stąd – Powiedział. Kiwnęłam głową na znak zgody zarzucając mu rękę na szyję. Przytrzymał mnie, obejmując moją talię. W szatni odebrałam płaszcz, jednak nie byłam w stanie go na siebie zarzucić. – Dlaczego doprowadziłaś się do takiego stanu? – Zapytał zapinając mój pas. Nie odpowiedziałam. Zacisnęłam usta wpatrując się w szybę. Alex mknął swoim samochodem w nieznane. Odpłynęłam, nie rejestrowałam otaczającej mnie rzeczywistości.
Gdzie jesteśmy? – wybełkotałam.
W moim mieszkaniu – wyjaśnił ostrożnie kładąc mnie na łóżku.
Masz seksowne tatuaże, ekstrawagancki motocykl, ale nie jesteś… – zaczęłam, ale nie skończyłam. Kiedy tylko moja ociężała głowa dotknęła miękkiej poduszki zasnęłam. Ale nie jesteś Kepą.


***

Witam! 

Czy Kepa w końcu się ogarnie? ^^ W następnym zapowiadam nie małe emocje 😈



Pozdrawiam ;*

sobota, 23 listopada 2019

Osiemnasty

Ondarroa, 03.10.2013 r.

 Od nieco ponad czterech miesięcy czułam się szczęśliwa. Tak po prostu, bez żadnych udziwnień, bez analizowania. Liczyło się tu i teraz. Liczyły się tajemnicze uśmiechy, ukradkowe spojrzenia, przypadkowy dotyk, nieśmiałe i gorące pocałunki. Liczyły się potajemne schadzki, dreszczyk podekscytowania i niepewności. Liczył się zapach, charakterystyczny tylko dla niego. Liczyła się jego bliskość. Liczył się Kepa i to, co nas połączyło. Nie potrafiłam tego nazwać, nie zaprzątałam sobie tym głowy. Brałam garściami to szczęście i nie zamierzałam wypuszczać go z rąk. Byliśmy. Czasem osobno, lecz częściej razem. Trwaliśmy w tym, czerpaliśmy siłę ze swojej obecności. Irytowaliśmy się, traciliśmy cierpliwość. Sprzeczaliśmy się o błahostki, godziliśmy się jak para stęsknionych kochanków. Żyliśmy chwilą. Bez poważnych rozmów, bez deklaracji. Istnieliśmy dla siebie.
Już jestem! – podskoczyłam przestraszona, gdy usłyszałam za sobą jego głos. – Co tak pięknie pachnie? – Zapytał nachylając się nade mną.
Nie twój interes! – odparowałam. – Musiałam zacząć bez ciebie! – Fuknęłam wymachując ścierką.
Wciąż nie rozumiem, dlaczego się na to zgodziłem – mruknął myjąc ręce.
Bo chciałeś mnie odciążyć? – podsunęłam mu nóż pod nos. – To twoje urodziny, nie moje!
No właśnie! W tym dniu to ja jestem najważniejszy!
Chyba w swoich snach – parsknęłam krojąc czosnek.
Może w twoich też – wyszeptał mi do ucha, przy okazji nadgryzając jego płatek. Zadrżałam.
Nawet nie próbuj zaczynać – wyjąkałam sprawdzając patelnię. – Wszystko musi zostać podane o czasie… Nie chcę, żeby twoi rodzice zmienili o mnie zdanie! – Powiedziałam pewnie.
Nie zmienią – zapewnił mnie. Posłałam mu kpiące spojrzenie, na co jedynie niewinnie wzruszył ramionami. Pogrążeni w przyjemnej ciszy wzięliśmy się do roboty. Kepa był najważniejszy, nie tylko w tym dniu. Zatrzymałam tę uwagę dla siebie śledząc jego poczynania. Skromne przyjęcie urodzinowe miało odbyć się w jego rodzinnym domu, jego rodzice poprosili mnie o pomoc w przygotowaniu niektórych potraw. Zgodziłam się bez wahania. Gotowanie było czymś, co sprawiało mi niesamowitą frajdę, było czymś, co bezgranicznie kochałam. W każde danie wkładałam mnóstwo serca, cieszyłam się, że zostało docenione, zagryzałam wargi i próbowałam dalej, gdy coś nie wyszło. Zmarszczyłam brwi widząc ruch jego ręki.
Co robisz? – zapytałam powątpiewająco.
Nie wiem? – zakłopotany podrapał się po głowie.
Mieszasz w złą stronę – stwierdziłam obracając dorsza na patelni. Przyjemnie skwierczał wydzielając intensywny aromat.
Nie nadaję się do tego! – zrobił nadąsaną minę. – Co mi kupiłaś?
Nic – odparłam odwracając się w jego stronę. Posłał mi zdezorientowane spojrzenie. – Kupiłam dla siebie… Kokardę – Specjalnie zawiesiłam głos obserwując jego reakcję.
Mam rozumieć, że to ty będziesz moim prezentem? – wyszeptał przypierając mnie do blatu. – Mam czekać do wieczora? – Musnął moje usta swoimi. – Nie wiem, czy wytrzymam…
Będziesz musiał! – jęknęłam otumaniona jego bliskością.
To będzie dość trudne… – nachylił się i zlizał z mojego nosa pozostałości sosu. Podniosłam wzrok i napotkałam jego rozpalone brązowe tęczówki. Zagryzłam wargę zastanawiając się nad resztką swojej godności, kiedy trzasnęły drzwi wejściowe.
Chyba coś się przypala! – usłyszeliśmy wesoły głos Jamesa. Odskoczyliśmy od siebie momentalnie. Zaklęłam szpetnie ratując smażącą się na patelni rybę.
Wieczorem ci się za to odpłacę – wymamrotałam.
Liczę na to – zaśmiał się kąsając moją szyję. Trzepnęłam go w ramię próbując uspokoić galopujące serce. Wtargnięcie mojego brata do kuchni przerwało nasze igraszki. Zajęliśmy się niezobowiązującą rozmową, uciekając od swoich spojrzeń. Byliśmy beztroscy w swoich działaniach, nie przejmowaliśmy się nadchodzącymi dniami. Chwila. Ja i on. Gdybym tylko wiedziała, że za pół roku posypiemy się jak domino…

Londyn, 26.10.2019 r.

 Otrząsnęłam się z bolesnych wspomnień, gdy Matt niespodziewanie zaparkował samochód. Szybko starłam spływającą z policzka łzę i przywołałam uśmiech na twarz.
Alisa, wszystko w porządku? – zapytał zaniepokojony wysiadając.
Tak, tak – odparłam idąc za jego śladem. – Po prostu pogrążyłam się w niechcianych wspomnieniach – Wyjaśniłam.
Towarzystwo Kepy zdecydowanie ci nie służy – zawyrokował robiąc zatroskaną minę. – Dobrze, że awansowałaś, przynajmniej nie będziesz musiała go obsługiwać, kiedy znów odwiedzi restaurację – Mruknął zmierzając w kierunku rodzinnego domu. Olbrzymia posesja jak zwykle onieśmielała swoim przepychem.
Masz rację, teraz mogę napluć mu do jedzenia – odparłam szczerząc zęby. – A raczej Andrei – Parsknęłam poprawiając szalik. Pogoda szalała. Raz było kolorowo, ciepło i przytulanie, raz szaro, zimno i ponuro.
To chyba lepszy pomysł – stwierdził naciskając dzwonek. – Mam nadzieję, że mojego ojca faktycznie nie ma w domu!
Gdyby było inaczej, twoja mama na pewno dałaby nam znać – uśmiechnęłam się do niego ściskając jego dłoń. Po przywitaniu się ze znajomą gosposią weszliśmy do środka. Ściągnęliśmy z siebie odzież wierzchnią udając się do jadalni. Bogato zastawiony stół uginał się od ciężaru jedzenia.
Dzień dobry, dzieci! Cieszę się, że nie zrezygnowaliście w ostatniej chwili – mama Matta powitała nas ujmującym uśmiechem. – Nie miejcie takich przestraszonych min, Gary wyjechał w interesach… Możemy rozmawiać swobodnie – Oznajmiła zajmując jedno z krzeseł. Zrobiliśmy to samo częstując się tym, na co akurat mieliśmy ochotę. – Gratuluję awansu – Zwróciła się do mnie. – Wiem, jak ważne to dla ciebie było, cieszę się, że osiągnęłaś spełnienie!
Dziękuję – powiedziałam zadowolona. – Wczoraj pracowałam pierwszy dzień na nowym stanowisku. Było trochę dziwnie, ale mam wsparcie całego zespołu, więc nie zamartwiam się na zapas. Znam swoją wartość i nie dam się tak łatwo – Zaśmiałam się. Matt posłał mi ciepłe spojrzenie. Pogrążyliśmy się w przyjemnej, miłej rozmowie, która była przerywana jedynie brzękiem sztućców i głośnym śmiechem. Bez taty Matta było znacznie lepiej, atmosfera była rodzinna, nie napięta. Nie musieliśmy uważać na każde słowo, wręcz przeciwnie, mówiliśmy co ślina przyniosła nam na język. Obserwowałam Matta, jego dołeczki w policzkach, roześmiane oczy. Wiedziałam, że było mu ciężko. Chciał akceptacji obydwojga rodziców, jednak chyba pogodził się z tym, że otrzyma ją tylko z jednej strony. Jego mama wydawała się być mniej przestraszona, oddychała pełną piersią, jakby ktoś pozbył się wypełniającego ją ciężaru. W błyszczących oczach Matta zaszkliły się łzy wzruszenia, kiedy oznajmiła, że z chęcią pozna jego wybranka. Pokazałam mu kciuk uniesiony do góry. Uśmiechnął się szeroko wzdychając z ulgą. Po sytym obiedzie przenieśliśmy się do salonu.
Muszę wam coś wyznać – odezwała się pani Gemma biorąc do ręki kieliszek pełen czerwonego wina. – Ja i Gary… Rozwodzimy się – Oznajmiła patrząc niepewnie na swojego syna. Z zaskoczenia uchyliłam usta, a zdziwiony Matt zamrugał powiekami. – Podjęłam tę decyzję już jakiś czas temu. Nasze małżeństwo się posypało, nie ma już czego ratować – Zaśmiała się cicho. – Czarę goryczy przepełniły jego ostatnie słowa. Nie mogę żyć z kimś, kto nie akceptuje własnego dziecka – Wyrzekła walcząc ze łzami. Matt zamknął ją w mocnym uścisku. W jego objęciach wydawała się taka drobna i krucha. Byłam poruszona tym widokiem.
Mamo… Mówię to z bólem serca, ale to chyba rozsądna decyzja – przyznał Matt. Pani Gemma z czułością pogłaskała jego policzek. – Ale…
Zadbałam o siebie, nie martw się – poklepała go po głowie. – Napijecie się ze mną? – Spytała upijając łyk. Matt pokręcił głową, natomiast ja stuknęłam się z nią szklanym naczyniem. – Za nowy początek!
Za nowy początek – powtórzyłam zastanawiając się, czy dam radę zamknąć za sobą jedne drzwi, aby otworzyć kolejne, czyste, niezapisane…

Londyn, 28.10.2019 r.

 Z westchnieniem ulgi uwolniłam swoje włosy spod kucharskiej czapki. Otarłam kropelki potu z czoła i poszłam się przebrać. Byłam zmęczona, nie miałam siły na nic. Marzyłam o ciepłej herbacie, miękkim kocu i wciągającej lekturze. Musiałam jednak odłożyć te plany na bok ze względu na kurs. Obiecałam wczoraj Alexowi, że na pewno się na nim pojawię i zamierzałam wywiązać się z danego mu słowa. Alex… Spędziliśmy razem miłą niedzielę. Pogoda dopisywała, świeciło słońce, wiatr lekko kołysał gałęziami drzew. Było spokojnie i cicho. Z każdym dniem poznawaliśmy się coraz lepiej, poznawaliśmy swoje zwyczaje, nawyki i zachowania. W przebywaniu z czarnowłosym, nieziemsko przystojnym chłopakiem było coś prostego i elektryzującego zarazem. Jednak… Cały czas łapałam się na myślach o Kepie. Porównywałam ich do siebie. Ich wygląd, śmiech, ton głosu. Wiedziałam, że to złe, że nie powinnam tego robić. Alex był Alexem, nie Kepą. Zdawałam sobie z tego sprawę, ale momentami pokusa była silniejsza ode mnie. Pokręciłam głową wychodząc na salę główną. Zmrużyłam oczy widząc machającego przez okno Jamesa. Gestem ręki nakazałam mu wejść do środka.
Cześć! – przywitał się. – Moja Mała Mi! Tak bardzo gratuluję ci tego awansu! – Powiedział przytulając mnie do siebie.
Dz… Dziękuję! – wyjąkałam. – Dusisz mnie!
Och, przepraszam – odsunął się na milimetr. – Matt powiedział mi, że cię tutaj znajdę – Obwieścił rozglądając się po restauracji.
Byłeś już u nas? – spytałam zakładając płaszcz.
Byłem – potwierdził. – I przy okazji poznałem jego chłopaka – Obwieścił.
Cieszę się – parsknęłam i podążyłam za spojrzeniem brata, które padło na krzątającą się nieopodal Grace. – James… – Jęknęłam.
Co to za ślicznotka? – zapytał robiąc maślane oczy.
To Grace… – wyjaśniłam. – I jest zołzą – Dodałam po namyśle.
Ale jaką piękną! – rozmarzył się. Prychnęłam pod nosem wypychając go na zewnątrz. – Ma kogoś?
Nikt jej nie chce – odparłam. – Ale nie rozmawiajmy o tym… Powiedz mi lepiej, dlaczego odwiedziłeś Ondarroę beze mnie! 
Wzruszył niewinnie ramionami, przybrał minę szczeniaczka i wyjaśnił mi, co nim kierowało. Tęsknota. Tęsknota za rodziną. Tęsknota za wujostwem, za babcią, za dziadkiem…
Nie mogą się doczekać, aż cię zobaczą – powiedział dając mi kuksańca w żebra.
Już bliżej niż dalej – mimowolnie się uśmiechnęłam. – Też za nimi tęsknię!
James objął mnie ramieniem i zadeklarował chęć odprowadzenia mnie na kurs. Przyjęłam tę propozycję z ochotą. Zatraciliśmy się w rozmowie nie zwracając uwagi na otaczających nas ludzi. Mój brat był szalony, miał tysiąc pomysłów na minutę, tryskał optymizmem i zarażał energią. Brakowało mi go na co dzień, ale zaakceptowałam jego styl życia. Taki już był, a ja nie miałam zamiaru go zmieniać. Opowiadał mi o podróżach, o tym że prawdopodobnie na stałe zamieszka w Los Angeles. Ja podzieliłam się z nim wrażeniami z kursu oraz wspomniałam o Alexie. Słuchał w skupieniu, co jakiś czas kiwając głową. Przybrał minę surowego starszego brata i wygłosił mi mowę o bezpieczeństwie. Walnęłam go w ramię nic sobie nie robiąc z jego pisków.
To on? – zapytał szeptem, gdy zbliżaliśmy się pod Uniwersytet.
Tak – potwierdziłam. – Błagam, nie rób nic głupiego!
Ja? – zdziwił się. Zgrzytnęłam zębami. – Cześć, jestem James! Wyjaśniając… Jestem bratem Alisy – Przedstawił się. Alex zlustrował go czujnym spojrzeniem.
Cześć, Alex – uścisnął wyciągniętą rękę mojego brata.
Może wpadniesz do nas po skończonych zajęciach? – zaproponowałam zadziwiając samą siebie. – Będzie też Matt z Markiem…
Z przyjemnością – odpowiedział posyłając mi szeroki uśmiech.
W takim razie do zobaczenia! – James pomachał nam i zniknął za zakrętem.
Jesteś gotowy na dzisiejsze rozważania? – spytałam wchodząc do środka.
O chłopcu, który nie chciał dorosnąć? Zawsze! – odparł poprawiając plecak. Chłopiec, który nie chciał dorosnąć… Niech cię szlag, Kepa!

Londyn, Stamford Bridge, 05.11.2019 r.

 Dni przemijały w zastraszająco szybkim tempie. Po dość słonecznym i przyjemnym październiku nadszedł mglisty i mżysty listopad. Moja relacja z Alexem umacniała się z każdą chwilą, Matt tworzył radosny związek z Markiem, a James po kilku spotkaniach z Grace wrócił do Stanów. Otaczałam się szczęśliwymi ludźmi, a sama cierpiałam w środku. Umocniłam kontakt z Natalią, co zaowocowało zaproszeniem mnie i Alexa na rewanżowy mecz Chelsea w Lidze Mistrzów. Przeciwnikiem była drużyna, którą pokonali na ich stadionie. Nie miałam serca odmówić, dlatego teraz wspólnie z chłopakiem siedziałam w loży VIP trzymając na kolanach małą Alicię, ubraną w rozkoszną sukieneczkę z motywem Chelsea. Partnerki piłkarzy, które poznałam na urodzinach Kepy i w restauracji przywitały mnie ciepłymi uśmiechami. Jedynie Andrea posyłała w naszą stronę wrogie spojrzenia. Starałam się bagatelizować jej obecność oraz to, że dumnie paradowała pod moim nosem ubrana w koszulkę swojego chłopaka. Poprawiłam Alicii niebieską kokardkę i skupiłam uwagę na rozpoczynającym się właśnie spotkaniu. Słuchając na żywo hymnu tych rozgrywek nareszcie zrozumiałam, o co chodziło Mattowi. Miałam ciarki na całym ciele! Hymn przywoływał honor i ambicję. Sędzia gwizdnął po raz pierwszy rozpoczynając mecz. To się stało w ułamku sekundy. Już w drugiej minucie Kepa był zmuszony do wyciągnięcia piłki z bramki. Siedząca obok mnie Leah jęknęła, kiedy zorientowała się, że gol został uznany za samobójczy. Piłkę do siatki posłał Tammy. Westchnęłam obserwując grę. Szybka akcja na drugą stronę boiska spowodowała odgwizdanie faulu na Christianie Pulisiciu. Natalia chwyciła w dłoń telefon, aby sfilmować swojego męża, który właśnie przymierzał się do wykonania rzutu karnego. Vitor biegał jak szalony, a Alicia podskakiwała w miejscu. Jorginho pewnie doprowadził do remisu. Przybiłam piątkę z kobietą aspirującą do roli mojej przyjaciółki i powróciłam do oglądania spotkania. Alex, mimo że zbytnio nie interesował się futbolem, wymachiwał klubowym szalikiem dopingując piłkarzy Chelsea. Zaśmiałam się głośno, po czym wtuliłam się w małą. Zawodnicy Ajaxu kontrolowali sytuację, co doprowadziło do objęcia przez nich prowadzenia. Zmełłam w ustach przekleństwo. Licznie zgromadzeni na stadionie kibice głośno wspierali swoich ulubieńców. W trzydziestej piątej minucie piłkarz Ajaxu dośrodkował w pole karne. Piłka niefortunnie odbiła się od słupka, trafiła Kepę w twarz i wpadła w światło bramki. Kolejne samobójcze trafienie… Hiszpan był wściekły, dał upust swoim emocjom krzycząc, ile sił w płucach. Andrea skrzywiła się, ale nic nie powiedziała. Też była wściekła? Nie potrafiłam znaleźć odpowiedzi na to pytanie. Sytuacja była kuriozalna. Wszyscy odetchnęliśmy z ulgą, kiedy pierwsza połowa spotkania dobiegła końca.
Oddaję ci córcię, muszę pilnie skorzystać z toalety – zaśmiałam się. Alicia zrobiła smutną minkę. Pocałowałam ją w pyzaty policzek, po czym skierowałam się do wskazanej przez Natalię łazienki. Będąc w środku opłukałam twarz zimną wodą. Emocje i nerwy rozsadzały mnie od środka. Nie miałam pojęcia, jak ekscytujące mogą być mecze Ligi Mistrzów! Wychodząc rozglądnęłam się na boki. Zdziwiłam się widząc siedzącego pod ścianą Kepę.
Alisa?
Kepa? – spytałam cicho podchodząc bliżej. Podniósł wzrok, a mnie zabolało serce. Kierując się instynktem zrobiłam krok w przód i kucnęłam przed nim. Kciukiem otarłam spływającą z jego policzka łzę. – Nie możesz się winić, wiesz o tym, prawda? – Uniosłam jego podbródek go góry.
Jestem beznadziejny – jęknął chowając twarz w dłoniach.
Posłuchaj mnie. Wiem, że żaden ze mnie znawca, ale czasami takie sytuacje się zdarzają… To był przypadek, a ty przez to nie powinieneś wątpić w swoje umiejętności. Wiem, że to dla ciebie trudne, ale musisz wrócić na boisko z podniesionym czołem i pokazać, że się nie załamałeś. Jesteś pewny siebie, zawsze byłeś… Nie możesz zatracić tej cechy, jasne? – wymruczałam podnosząc się z klęczek. – Jestem przekonana, że uda wam się doprowadzić do remisu… Co ja gadam! Wierzę, że jesteście w stanie to wygrać!
Dziękuję – odparł. – Mogę… Mogę się do ciebie przytulić? – Szepnął uciekając wzrokiem w bok. Niepewnie kiwnęłam głową. Objął mnie mocno, tulił tak, jakby świat miał się zaraz skończyć. Schował twarz w zagłębieniu mojej szyi i przylgnął do mnie jeszcze bardziej. Drżał na całym ciele. Ja również. Serce obijało mi się o żebra, a jego bliskość powodowała zamęt. Czule gładziłam jego plecy czując, że napięcie powoli go opuszcza. Staliśmy tak, na środku pustego korytarza, nie zważając na dobiegający zewsząd hałas. Byliśmy my, była nasza cisza, był nasz zakątek szczelnie zamknięty w ramionach drugiej osoby. – Alisa, ja… – Zaczął, ale znaczące chrząknięcie nie pozwoliło mu na dokończenie myśli. Odsunęliśmy się od siebie próbując zrozumieć, co właśnie między nami zaszło. Magia zniknęła wraz z pojawieniem się Andrei.
Co to ma znaczyć, do cholery? – wycedziła. Wzniosłam oczy ku niebu prosząc o cierpliwość.
Andrea, nie zaczynaj – warknął Kepa. – Nie mam siły do twoich fochów, nie teraz – Powiedział.
Wspaniale! – krzyknęła histerycznie. – Mam przejść obok tego obojętnie?!
Możesz zejść nam z oczu – podsunęłam obdarzającym ją wrednym spojrzeniem. Odgarnęła włosy sycząc jak lokomotywa. – Wracam na miejsce – Mruknęłam lekko ściskając dłoń Kepy. Odruchowo odwzajemnił mój uścisk.
Co ty wyprawiasz, Kepa? – wykrztusiła Hiszpanka.
Idę na mecz, mam jeszcze do rozegrania drugą połowę – obwieścił wymijając ją. Zmarszczyłam brwi zdziwiona jego oschłością.
Alisa, przysięgam… Jeśli jeszcze raz zobaczę cię w jego obecności… Zniszczę cię.
Rób, co chcesz, nie obchodzi mnie to – sarknęłam odchodząc. Wróciłam do loży z trudem panując nad oddechem. Alicia wystawiła do mnie rączki, więc przytuliłam ją do siebie. Zaciekawiony Vitor spojrzał w naszym kierunku. Niewiele myśląc dla niego również otworzyłam ramiona. – Twoje dzieci są najwspanialsze na świecie – Zwróciłam się do Natalii.
To te geny, sama rozumiesz – roześmiała się patrząc na mnie podejrzliwie. Andrea przeszła obok nas nic nie mówiąc. Alex był pochłonięty przebiegiem spotkania. Usiadłam na miejscu i jęknęłam bezgłośnie widząc Kepę, który po raz czwarty tego wieczora puścił bramkę. Andrea zacisnęła pięści. Piłkarze Chelsea wydawali się być podłamani, ale nie poddawali się. Atakowali, nie cofali się z piłką. Poskutkowało to golem strzelonym przez kapitana. Jeszcze nie wszystko było stracone! Chwilę później na boisku wybuchło zamieszanie, przez które nie potrafiłam się odnaleźć. W jednej sekundzie ktoś leżał, w drugiej sędzia pokazał dwie czerwone kartki zawodnikom Ajaxu. Niebiescy natychmiast to wykorzystali, wstąpił w nich duch walki. Jorginho ponownie zdobył bramkę z rzutu karnego, trzy minuty później na listę strzelców wpisał się jeden z młodzików, Reece James doprowadzając tym samym do wyrównania. Kapitan Chelsea mógł zostać bohaterem tego meczu, jednak jego bramka na 5-4 nie została uznana. Ulga wypełniła nasze ciała, gdy sędzia zagwizdał po raz ostatni. Dawno się tak nie czułam! Wściekła Andrea zabrała swoje rzeczy i wyszła z loży z nikim się nie żegnając. Natalia prychnęła pod nosem biorąc w ramiona śpiącą córeczkę. Vitor chwycił mnie za rękę, za do obdarzyłam go promiennym uśmiechem. Alex trząsł się z emocji rozprawiając nad każdą sekundą meczu. Ziewnęłam szeroko czekając wraz z Natalią i dzieciakami na jej męża. Alex dziękował jej za zaproszenie z zaciekawieniem rozglądając się dookoła. Sama zrobiłam to samo zamierając w ruchu. U boku Jorginho kroczył Kepa. Pod naciskiem jego spojrzenia skurczyłam się w sobie. Mierzył mojego towarzysza wściekłym wzrokiem.
To my… Będziemy się już zbierać – wydukałam. Pożegnaliśmy się z małżeństwem ruszając w stronę wyjścia. Odwróciłam się na moment. Kepa zaciskał dłonie walcząc z zapięciem klubowej bluzy. Otworzyłam usta, ale natychmiast je zamknęłam. Niby co miałam powiedzieć? Co zrobić? Pokręciłam głową wsłuchując się w wesołą paplaninę Alexa. Plułam sobie w brodę za tę chwilę słabości, która zawładnęła mną z powodu bliskości Hiszpana. Kochałam go. Kochałam go tak cholernie mocno…


***

Witam! 

Dziś trochę wspomnień ;) Te długie rozdziały chyba weszły mi w nawyk 😂 
Chelsea gra dzisiaj z Manchesterem City... Już zacieram ręce! ^^ 



Pozdrawiam ;*

sobota, 16 listopada 2019

Siedemnasty

Londyn, 21.10.2019 r.

 Chciałam go. Pragnęłam go tak bardzo. Za bardzo. Chciałam go z każdą jego zaletą, każdą wadą. Z pytaniami, na które nigdy nie potrafiłam znaleźć odpowiedzi. Z każdym żartem, którego nie rozumiałam. Z każdym nawykiem, z każdym przyzwyczajeniem. Z każdą jedną łyżeczką cukru wsypaną do mocnej kawy. Z marudzeniem. Z marszczeniem nosa i brwi, gdy coś szło nie po jego myśli. Z wszystkimi grymasami ozdabiającymi jego twarz. Z wszystkimi myślami, które nigdy nie zostały odkryte. Z całym bagażem doświadczeń, który nosił. Chciałam go, nawet jeśli czasami ciężko było z nim wytrzymać. Wtedy, gdy obrażaliśmy się na siebie jak dzieci. Pragnęłam go z każdym przytuleniem i pocałunkiem, nawet wtedy, kiedy mówiłam, że tego nie chcę. Chciałam go z jego cierpliwością oraz wtedy, gdy ją tracił. Chciałam mieć go przy sobie, kiedy zasypiam. Chciałam mieć go obok po przebudzeniu. Chciałam go pomimo tego, że często wkurzał i irytował mnie swoim gadaniem. Chciałam go z najmniejszymi gestami. Z każdą drobnostką. Z każdą błahą chwilą. Z pasją. Z agresją. Ze sportową złością. Z oczami, na których punkcie oszalałam. Z ustami, na których składałam pocałunki. Z uśmiechem sprawiającym, że unosiłam się nad ziemią. Z dotykiem rozpalającym mnie całą. Z zapachem, od którego traciłam zmysły. Z obecnością. Z bliskością. Chciałam go z tym wszystkim, bo te mankamenty sprawiły, że pokochałam go całą sobą… Pogrążona w iluzji niespełnionych marzeń i roztrzaskanych nadziei dotarłam do końca zmiany. Odetchnęłam z ulgą zmieniając strój. Wyciągnęłam z kieszeni telefon, który powitał mnie jedną nieodebraną wiadomością. Od Kepy. Prosił mnie o spotkanie. Tylko po co? Z ostatniego wróciłam z połamanym sercem i nie miałam najmniejszej ochoty na powtórkę z rozrywki. Z drugiej strony byłam ciekawa. Może chciał osobiście przekazać mi, że Andrea naprawdę jest w ciąży? Że zostanie tatą? Drżącą ręką wystukałam odpowiedź ruszając w kierunku Hyde Parku. Słońce nieśmiało przedzierało się przez chmury. Spacerowałam obserwując naturę. Jesień, po zimie była moją ulubioną porą roku. Feeria barw zapierała mi dech w piersiach, a charakterystyczny zapach liści przyjemnie drażnił moje nozdrza. Niektóre z nich leżały na chodnikach i ulicach, większość była jednak na drzewach i migotała odcieniem czerwieni i żółci. Przysiadłam na jednej z ławek nerwowo przebierając nogami. Do rozpoczęcia zajęć pozostała mi niecała godzina, miałam więc nadzieję, że Hiszpan się nie spóźni. Potarłam skronie, by stłumić pulsujący ból.
Cześć, Alisa – przywitał się niepewnie zajmując miejsce obok. – Dziękuję, że przyszłaś.
Cześć – odparłam. – O czym chciałeś ze mną porozmawiać? – Zapytałam bawiąc się dłońmi. Schowałam je za siebie, aby nie zauważył ich drżenia.
Po pierwsze to… Chciałem cię jeszcze raz za wszystko przeprosić. Źle mi z tym. Cholernie źle mi z tym, jak cię potraktowałem, bo nie zasługujesz na to… Wiem, że to spieprzyłem. Cholera… Brakuje mi ciebie, Alisa. Naszych rozmów, spotkań. Pogubiłem się… Wiem, to żadne usprawiedliwienie, ale…
Kepa… – zaczęłam. – Mi również brakuje ciebie, ale ty chyba nie zdajesz sobie sprawy z tego, jak się poczułam po tym… Po tym incydencie. Jasne, byliśmy pijani, jednak wiedzieliśmy, co robimy i śmiem zaryzykować stwierdzenie, że oboje tego chcieliśmy. Gdyby Andrea wtedy nie wróciła to… – Zacięłam się. – Nieważne. Chcę, żebyś wiedział… Po naszej ostatniej rozmowie poczułam się tak, jakbym była twoją zabawką. Zabawką, którą możesz się posłużyć, kiedy obok nie ma Andrei. Czułam się wykorzystana i w pewnym sensie odrzucona na śmietnik.
Alisa… Przykro mi. Nie miałem pojęcia, że tak to odbierzesz. Nigdy nie chciałem cię skrzywdzić, a wygląda na to, że nieświadomie to zrobiłem. Naprawdę jest mi wstyd i nie wiem, jak mam cię przepraszać. Nie chcę cię tracić, rozumiesz?
To nie takie proste – szepnęłam. – Zabolało mnie to. Twoje słowa… Rozumiem, że kochasz Andreę, i że to ona jest dla ciebie najważniejsza. Mimo wszystko…
Zachowałem się jak ostatni dupek, a nawet znacznie gorzej. Nie wiem, co mną kierowało. Twoja bliskość? To że to byłaś ty? – parsknął urywanym śmiechem. Uniosłam brwi, lecz nie odezwałam się. – Mieliśmy problemy z Andreą, chciałem odreagować… Przypomnieć sobie, jak to było z tobą? Nie wiem! – Sfrustrowany przeczesał swoje włosy burząc ich staranne ułożenie. – Ostatnio nic nie układa się po mojej myśli, w dodatku informacja o jej możliwej ciąży kompletnie wytrąciła mnie z równowagi.
Chciałeś odreagować? Przypomnieć sobie?! – krzyknęłam zrywając się na równe nogi. – Czy ty się słyszysz?! Kepa! – Załamałam ręce. – Twoja dziewczyna może nosić twoje dziecko, a ty… Szukałeś zapomnienia w ramionach młodzieńczego eksperymentu?
Nigdy nie uważałem cię za eksperyment, już ci to mówiłem! Nie byłaś mi obojętna, a teraz…
A teraz co? Zmieniło się coś? – zironizowałam szczelniej opatulając się jesiennym płaszczem.
Jesteś dla mnie ważna, znamy się od dziecka, przecież wiesz…
Wiem. I wiem również to, że nic do mnie nie czujesz – powiedziałam gorzko. – Ja do ciebie zresztą też – Oznajmiłam gratulując sobie, że przy tym ohydnym kłamstwie nie drgnęła mi powieka. – Jednak… Też mam uczucia i wtedy… Na twoich urodzinach, w mojej cholernej łazience… Ty i twój dotyk… Nie przeszłam obok tego obojętnie – Zakończyłam kulawo. W chwili, w której obdarzył mnie niepewnym spojrzeniem zdałam sobie sprawę z gafy, jaką popełniłam.
Chcesz mi powiedzieć, że od chwili naszego, powiedzmy, rozstania… I przez cały ten czas udawania związku z Mattem, nie miałaś nikogo? – Zapytał robiąc wielkie oczy.
Nie miałam – wymamrotałam cicho. – Kepa, ta dalsza rozmowa nie ma sensu, naprawdę – Jęknęłam spoglądając na zegarek. – Muszę już iść, spieszę się na zajęcia!
Ta rozmowa nie jest skończona! Mogę cię odwieźć – zaproponował robiąc krok w moją stronę.
Nie trzeba – podziękowałam. – Wracaj do Andrei. Przecież to tam jest twoje miejsce – Powiedziałam oddalając się od niego. Wołał za mną, ale nie odwróciłam się. Zdradzieckie łzy ozdobiły moje policzki, ale szybko otarłam je wierzchem dłoni. Wszystko było nie tak!

Londyn, 24.10.2019 r.

 Wczorajsze zajęcia pozwoliły mi na oderwanie myśli od Kepy oraz rozgrywanego przez jego drużynę, wyjazdowego meczu w Lidze Mistrzów. Dziś rano z ciekawości sprawdziłam wynik. Mimo wszystko ucieszyłam się ze zwycięstwa oraz z zachowania czystego konta. W mojej głowie panował istny chaos, nad którym nie potrafiłam zapanować. Obecność Kepy dawała mi się we znaki na każdej płaszczyźnie życiowej. Próbował się ze mną kontaktować, ale odrzucałam wszelkie próby. Według mnie nasza rozmowa była skończona i nie widziałam sensu w jej roztrząsaniu. Wszystko, co miało zostać powiedziane ujrzało światło dzienne. Nie mogłam zbyt długo przebywać w jego towarzystwie. Bałam się, że pewnego razu stracę nad sobą kontrolę i wyznam mu, co do niego czuję. Nie mogłam na to pozwolić, dlatego konsekwentnie robiłam swoje. Spędzałam czas z Mattem, słuchałam jego opowieści o Marku, kelnerowałam, przygotowywałam się na ćwiczenia i uśmiechałam się na widok Alexa. Ten chłopak wprowadził pewne barwy do mojego życia. Lubiłam z nim być, żartować, przekomarzać się i wygłaszać opinie na temat danych postaci literackich, które zazwyczaj były sprzeczne z jego zdaniem. Nie miałam pojęcia, do czego prowadzi nasza relacja, jednak ja nie mogłam zaoferować mu nic oprócz przyjaźni. Przystojny i niezdecydowany Hiszpan wtargnął w moje serce i zadomowił się w nim, nie chcąc oddać kluczyka. Spostrzegłszy godzinę widniejącą na zegarku zrzuciłam z siebie cieplutki i mięciutki kocyk oraz odłożyłam na stolik czytaną książkę. Przeciągnęłam się leniwie szykując się na ciężki wieczór w pracy. Wczoraj szef poinformował nas, że restauracja została wynajęta, co wiązało się z obsługiwaniem zamkniętego i prywatnego przyjęcia. Po części oficjalnej cały zespół miał przyłączyć się do świętowania, dlatego wyciągnęłam z szafy sukienkę oraz odpowiednie dodatki. Przygotowując się nuciłam pod nosem jedną z piosenek zasłyszanych w radiu.
Gotowa? – głowa Matta wychyliła się zza drzwi.
Dasz mi jeszcze pięć minut? – poprosiłam poprawiając włosy. Przyjaciel westchnął bezradnie i skierował się do samochodu. Po upływie wyznaczonego czasu zajęłam miejsce pasażera. – Dziękuję, że zaproponowałeś mi podwózkę, sama bym się z tym nie zabrała – Wskazałam na toboły zdobiące tylne siedzenia.
Od tego jestem – parsknął wjeżdżając na ulicę. – Mama zaprasza nas w sobotę na obiad. Nie martw się, mojego taty nie będzie w domu. Wyjechał w interesach – Wyjaśnił pospiesznie widząc moją przerażoną minę. – Dasz radę?
Oczywiście, że tak! – zapewniłam go. – Dlaczego miałabym nie dać?
Nie wiem, myślałem że może Alex będzie chciał spędzić z tobą czas…
Umówiliśmy się na niedzielę – mruknęłam. Matt gwizdnął pod nosem, ale nic nie powiedział. Panującą w samochodzie ciszę przerwał dźwięk nadchodzącego połączenia. Wygrzebałam telefon z torebki. – James! – Krzyknęłam, gdy odebrałam. – Gdzie ty się znowu… Jak to byłeś w domu? Beze mnie?! – Wrzasnęłam. Matt parsknął śmiechem skręcając na rondzie. – Przyjeżdżasz do nas…? W poniedziałek? Dobrze, ale przygotuj się na ochrzan stulecia! – Warknęłam i z frustracją zakończyłam połączenie.
Widzę, że braciszek znów w formie – Matt zaśmiał się głośno. Zgromiłam go wzrokiem.
Czasami mam go dosyć, naprawdę – jęknęłam.
Ale i tak go kochasz!
A mam inne wyjście? – spytałam bezsilnie. Matt wzruszył ramionami parkując przed restauracją. Wszedł ze mną do środka pomagając mi z torbami. – Dzień dobry! – Przywitałam się z szefem wchodząc na zaplecze.
Dobry, dobry… Dobrze, że jesteś wcześniej – powiedział. – Mamy tutaj urwanie głowy, a trzeba jeszcze wszystko przygotować na wieczór…
Kto w ogóle organizuje to przyjęcie? – zapytał Matt odkładając rzeczy na podłogę.
Och, Roman Abramovich. To jego urodziny, więc przybędzie z nim cała drużyna, osoby towarzyszące… Szykuje się ciężka noc! – wymruczał i odszedł w stronę kuchni.
Przyjaciel spojrzał na mnie z uchylonymi ustami.
Co? To jakiś problem? Kim jest ten człowiek? – zadałam pytanie.
Zasadniczy… To właściciel Chelsea – oświecił mnie. Zamarłam w jednej sekundzie. Dlaczego wszechświat mi to robi? – Alisa, jeśli chcesz mogę odwołać randkę z Markiem i przyjść później do ciebie… W końcu twój szef mówił, że wy również możecie zabrać ze sobą osobę towarzyszącą…
Nie ma mowy! – szybko wybiłam mu z głowy ten pomysł. – Nie będziesz specjalnie dla mnie rezygnował ze swoich planów. Może… – Zaczęłam się zastanawiać. – Może Alex da radę?
Och! Widzę, że chcesz wkurzyć Kepę. Podoba mi się twój tok rozumowania, tylko pamiętaj… Wszystko ma swoje granice – Powiedział. Pokiwałam głową wystukując wiadomość do przystojnego mężczyzny. Matt pocałował mnie w czubek głowy, dodając mi tym gestem otuchy i zniknął za drzwiami. Zostałam sama z jeszcze większym bałaganem, który otoczył mnie ze wszystkich stron.

 – Tylko uważaj, żeby tym razem nic nie wypadło ci z rąk – poinstruowała mnie Grace. Prychnęłam pod nosem siląc się na spokój. Żeby to było takie proste! Wszystko było już gotowe i czekało na specjalnych gości. Kiedy otworzyły się drzwi restauracji serce obiło mi się o żebra. Uśmiechami witałyśmy piłkarzy, zespół trenerów, ich partnerki, a na samym końcu solenizanta. Ze strzępek rozmów wywnioskowałam, że był szanowanym biznesmenem oraz rosyjskim miliarderem. Mi przypomniał miłego starszego pana, ale tę uwagę zachowałam dla siebie. Wskazałyśmy gościom stoliki i czekałyśmy na przyjęcie zamówień. Kątem oka spostrzegłam wpatrującego się we mnie Kepę. Wytrzymałam jego spojrzenie z trudem panując nad drżeniem rak. Andrea śmiała się głośno, a w blasku jej zębów odbijało się światło. Pokręciłam głową odganiając od siebie niepotrzebne w tej chwili żarty. Zebrałyśmy zamówienia i czekając na ich realizację lawirowałyśmy między stolikami pytając, czy nikomu nic nie potrzeba. Jak na razie całe towarzystwo było zadowolone, nikt nie zgłaszał niezadowolenia. Nawet Andrea. Obsługiwałam stoliki starszych piłkarzy, Grace przypadły w udziale te zajmowane przez młodszych piłkarzy. Wolną ręką pomachałam do Masona i wesołej ekipy, która właśnie zaśmiewała się z żartów jednego z nich i ruszyłam w kierunku Hiszpana.
Oby tym razem obyło się bez gorącego sosu na spodniach! – zażartował Jorginho, a Natalia trzepnęła go w ramię.
Nie mam tego w planach – uśmiechnęłam się szeroko podając im zamówione dania. Zdezorientowana Andrea uniosła brwi ku górze, ale nikt nie kwapił się do wyjaśnień.
Dziękujemy! Wszystko wygląda znakomicie – odezwał się siedzący obok bramkarza Willian. – Kepa wspominał, że świetnie gotujesz! – Pochwalił mnie.
Dziękuję – odparłam speszona. – Jednak to nie moja robota – Wyjaśniłam.
Jeszcze kiedyś się doczekasz – mrugnęła do mnie Natalia. – Wiem, że jesteś w pracy i nie mogę cię tak zatrzymywać, ale Vitor prosił mnie, abym jeszcze kiedyś cię zaprosiła. Oczywiście miałam to w planach, ale sama rozumiesz…
Z wielką przyjemnością! – odpowiedziałam. – Poza tym jestem zakochana w waszej córeczce – Powiedziałam.
I nie tylko w niej – mruknęła Natalia, tak że tylko ja ją usłyszałam. Niezauważalnie dla nikogo innego pokazałam jej środkowy palec.
Życzę wszystkim smacznego! – oznajmiłam odchodząc. W tle słyszałam jej stłumiony chichot. W myślach błagałam, aby ten wieczór zakończył się jak najszybciej. Widok Kepy w koszuli powodował we mnie stany, których nie potrafiłam racjonalnie wytłumaczyć. Pociły mi się dłonie, a na policzkach czułam gorąc. Część oficjalna przebiegła bez większych problemów. Nasza praca została nagrodzona, za co skrycie dziękowałyśmy. Po podaniu solenizantowi tortu i wysłuchaniu urodzinowej piosenki w wykonaniu piłkarzy czmychnęłyśmy, aby się przebrać. Miałam nadzieję, że Alex dotrze na czas…


 Obecność Alexa dodawała mi otuchy i powodowała dziwny spokój. Próbowałam nie zwracać uwagi na Hiszpana, ale było to trudne. Jego natarczywy wzrok wiercił mi dziurę w plecach, przez co w pełni nie mogłam się rozluźnić. Chwyciłam kolejny kieliszek szampana, aby się czymś zająć. Wokół panowała serdeczna atmosfera. Piłkarze wirowali w rytm muzyki przekrzykując się wzajemnie, honorowy gość był zajęty rozmową ze sztabem trenerskim.
Nie mówiłaś, że znasz takie ciacho! – Natalia puściła mi oczko wskazując na Alexa.
Och, to mój kolega – wyjaśniłam rumieniąc się. – Tylko kolega – Zaznaczyłam dobitnie jęcząc w duchu. Naprawdę prezentował się znakomicie. Jego uroda zapierała dech w piersiach, był chodzącym ideałem. Miał tylko jedną wadę. Nie był Kepą.
Rozumiem – pokiwała głową upijając łyk musującej cieczy. – Chyba chce cię porwać do tańca – Zachichotała wskazując na chłopaka zmierzającego w naszą stronę.
Jeśli można – uśmiechnął się wyciągając do mnie dłoń. Ujęłam ją odkładając na bok na wpół opróżniony kieliszek.
Z przyjemnością – odpowiedziałam. Zarzuciłam mu ręce na szyję, a on objął mnie w tali. Kołysaliśmy się w rytm wolnej melodii nic nie mówiąc. Alex był delikatny, niczego nie próbował przyspieszać. Bez wahania zgodził się przyjść tu dzisiaj, aby dotrzymać mi towarzystwa. Nie pytał skąd znam piłkarzy Chelsea, nie naciskał. Po prostu był i sprawiał mi tym radość. Kiedy piosenka się skończyła głos zabrał pan Abramovich. Był w szampańskim nastroju i dziękował całemu zespołowi za wspaniale urządzone przyjęcie oraz serdeczną atmosferę.
A my dziękujemy, że już po raz drugi zdecydowaliście się państwo skorzystać z naszych usług – odpowiedział szef posyłając wszystkim promienne uśmiechy. Był dumny, widziałam to. – Korzystając z okazji chciałbym coś ogłosić – Oznajmił uroczystym tonem. Zmarszczyłam brwi, a Grace pokazała mi kciuk uniesiony do góry. – W naszej grupie przebywa młoda kelnerka, która od przybycia tutaj nie ukrywała swoich ambicji. Zawsze starała się pomagać na kuchni, a jej dania były wielokrotnie chwalone przez zadowolonych klientów. Wszyscy zgodnie podjęliśmy decyzję o jej awansie… Alisa… – Zwrócił się do mnie, a ja z szoku uchyliłam usta. To nie mogło dziać się naprawdę. – W chwili obecnej przestałaś być kelnerką, od jutra zaczynasz pracę w kuchni. Jako kucharz. Ciężka praca i trud włożony w wykonywane zadania przyniosły pożądany efekt. Gratulacje! – Powiedział głośno. Na sali wybuchły gromkie brawa. Nie rejestrowałam tego, co działo się wokół mnie. Byłam oszołomiona, łzy stanęły mi w oczach i gardle. Jedno z moich największych marzeń właśnie się spełniło!
Ja… Nie wiem, co mam powiedzieć! – wyznałam z trudem. – Dziękuję! Dziękuję za wiarę we mnie i za danie mi szansy. Więcej nie jestem w stanie wykrztusić – Przyznałam. Odebrałam gratulacje od zespołu oraz zgromadzonych gości. Natalia wypiła moje zdrowie, Andrea krzywiła się, jakby połknęła cytrynę, a Kepa wpatrywał się we mnie z autentycznym wzruszeniem i swojego rodzaju podziwem. Niepewnie uniosłam kąciki ust ku górze. Odwzajemnił gest przechylając kieliszek.
Tak bardzo ci gratuluję! – Alex zamknął mnie w szczelnym uścisku. W tym momencie moje spojrzenie napotkało spojrzenie Kepy. Jego twarz stała się dziwnie zacięta, a szczęka niebezpiecznie drżała. Odwróciłam wzrok mocniej obejmując czarnowłosego chłopaka. Uświadomiłam sobie, teraz, że w tej chwili pragnęłabym wdychać zapach innego mężczyzny. Że pragnęłabym czuć innego mężczyznę. Że pragnęłabym trwać w mocnych, silnych i bezpiecznych ramionach innego mężczyzny. I to przerażało mnie najbardziej…


***

Witam!

Coś długo wyszło ^^ 




Pozdrawiam ;* 

sobota, 9 listopada 2019

Szesnasty

Londyn, 07.10.2019 r.

 W skupieniu wsłuchiwałam się w słowa prowadzącego, który dzielił się z nami swoimi spostrzeżeniami. Skrupulatnie sporządzałam notatki podkreślając ważniejsze i te mniej ważne zdania. Dzisiejsze refleksje na temat Rozważnej i romantycznej choć na chwilę pomogły mi oderwać się od rzeczywistości, w której ciągle królował Kepa. Dałam się porwać dyskusji wyrażając swoje poglądy i obserwacje na temat danych postaci. Prowadzący kiwał głową, a siedzący obok Alex ciepłym uśmiechem zachęcał do kontynuacji dopiero co sformułowanej myśli. Sam był dziś dziwnie cichy i nie brał aktywnego udziału w zajęciach.
Wszystko w porządku? – zapytałam, kiedy po skończonych ćwiczeniach wyszliśmy przed budynek.
Tak, tak – odpowiedział drapiąc się po nosie. – Po prostu ta powieść nie należy do moich ulubionych – Wyjaśnił.
Rozumiem – odparłam. – Sama wolę Dumę i uprzedzenie!
Tak, ja chyba też – poparł moje zdanie podciągając rękawy swetra. Uchyliłam usta, kiedy na przedramieniu dostrzegłam ciemne, wijące się wzory.
Masz tatuaż? – wydukałam podziwiając czarny tusz.
Mam – uśmiechnął się. – Na całej ręce… To wyraz młodzieńczego buntu – Parsknął śmiechem. – Podoba ci się? – Zainteresował się.
Jest obłędny! – przyznałam podziwiając go.
Cieszę się – odparł. – Chciałem nawet wpleść w niego cytat o losach Elizabeth i pana Darcy’ego, ale uznałem, że lepiej będzie spisywać je do zeszytu – Zaśmiał się, a ja zaklęłam w duchu. Zeszyt. Cytaty. To tyle jeśli chodzi o niemyślenie o Kepie. – Powiedziałem coś nie tak? – Zapytał spostrzegłszy moją minę.
Nie, nie! – zapewniłam szybko. – To świetny pomysł! – Oznajmiłam, na co chłopak cały się rozpromienił.
Powoli będę się zbierał… Nie lubię jeździć w deszczu, a chyba zanosi się na ulewę – Wskazał na burzowe niebo, a potem na ciemnego Harley’a.
Tatuaże i motocykl? Wow! – wydusiłam z siebie będąc pod sporym wrażeniem jego pojazdu. Wyglądał na towar z najwyższej półki.
Zabiorę cię kiedyś na przejażdżkę – puścił mi oczko, a ja poczułam wpływające na moje policzki niechciane rumieńce. – Do środy, Alisa! – Pomachał mi i wsiadł na dwukołową maszynę. Silnik zaryczał zagłuszając moją odpowiedź. Odmachałam mu patrząc jak znika za zakrętem.
Ślinisz się! – podskoczyłam w miejscu usłyszawszy głos Matta.
Nieprawda! – oburzyłam się.
Prawda! Niezłe ciacho z niego – mrugnął do mnie.
Od jak dawna tu stoisz? – zapytałam mrużąc oczy.
Wystarczająco – wyszczerzył się. – W samochodzie czeka Mark… Tak sobie pomyślałem… Nie mieliście jeszcze okazji, żeby się poznać, więc… Co powiesz na wspólną kolację?
To wspaniały pomysł – powiedziałam całując go w policzek. – Cieszę się, że jesteś szczęśliwy! – Objęłam go. Matt dał mi kuksańca w żebra nucąc pod nosem jakąś piosenkę, zapewne zasłyszaną dziś rano w radiu. Jego radość była moją radością i ta kwestia od paru lat pozostawała niezmienna. Razem tworzyliśmy zgrany zespół, którego nic nie było w stanie rozdzielić.

Londyn, 08.10.2019 r.

 Mark był czarujący, przystojny, dowcipny, błyskotliwy, i co najważniejsze po uszy zakochany w Matcie. Ta ostatnia cecha sprawiła, że z miejsca zyskał moją sympatię. Spędziliśmy miły wieczór ciesząc się swoim towarzystwem. Przeglądając rano media społecznościowe dowiedziałam się o dwutygodniowej przerwie w Premier League spowodowanej meczami w kadrze narodowej. Kepa przebywał na zgrupowaniu, co oznaczało choć odrobinę przerwy od jego osoby. Nie kontaktowaliśmy się od czasu naszej rozmowy w parku. Ja nie miałam mu nic do powiedzenia, on najwyraźniej tak samo. Zresztą… Miał teraz Andreę, więc po co miał szukać kontaktu ze mną? Czułam się jak wykorzystana zabawka i nie bardzo wiedziałam, jak teraz ma wyglądać nasza relacja. Mamy udawać, że do niczego między nami nie doszło? Mamy zachowywać się normalnie, nie rozpamiętując wydarzeń z jego urodzin? Gdyby to tylko było takie proste… Jak miałam na niego patrzeć nie przywołując dotyku jego gorących ust oraz dłoni na moim ciele? Jak miałam stać obok nie reagując na jego bliskość? Kepa był wszędzie. Był w moich myślach, był w moim sercu i miał tam pozostać, dopóki nie pokocham innego mężczyzny. Czyli… Mógł pozostać tam już na zawsze. Jęknęłam cierpiętniczo na tę myśl i weszłam do kuchni. W oczy rzuciła mi się kolorowa karteczka przyczepiona do lodówki magnesem stanowiącym pamiątkę z Jamajki. Matt był tradycjonalistą i zbytnio nie uznawał wiadomości tekstowych. Wolał prosty przekaz, który od niego podłapałam. Wymienialiśmy się informacjami na karteczkach, które potem składaliśmy do okrągłego pudełka. Z dzisiejszej, zielonej odczytałam, że udał się na śniadanie ze swoją mamą. Uśmiechnęłam się szeroko mając nadzieję, że chociaż ona go zrozumie, zaakceptuje i stanie po jego stronie w walce z zaciętym i bezwzględnym ojcem. Nastawiłam ekspres do kawy włączając radio. W tym samym momencie rozległ się dźwięk mojego telefonu. American Idiot wyznaczył mi drogę do niebieskiego Samsunga. Zdziwiłam się widząc nieznany numer, ale mimo to przejechałam palcem po ekranie.
Słucham? – zapytałam. Po drugiej stronie usłyszałam szelest, huk, stek przekleństw i płacz. Zmarszczyłam brwi, ale nie przerwałam połączenia.
Halo? – niewyraźny głos przebił się przez odgłos ryczącego telewizora. – Alisa?
Tak, to ja – potwierdziłam.
Z tej strony Natalia, mam nadzieję, że mnie pamiętasz! – krzyknęła i oddaliła się od źródła hałasu. – Poznałyśmy się na urodzinach Kepy!
Jasne, że cię pamiętam – odpowiedziałam. – Co słychać?
Mam do ciebie ogromną prośbę! Oczywiście, jeśli masz teraz czas – Uściśliła wchodząc do samochodu.
Mam. Coś się stało? – spytałam rozkoszując się zapachem kawy.
Głupio mi prosić akurat ciebie, ale wypadła mi awaryjna sytuacja. Właśnie jadę odwieźć synka do przedszkola, moja mama zajmuje się małą, ale za chwilę musimy jechać pozałatwiać pewne sprawy związane z wyjazdem do Włoch… Wiesz, eliminacje Euro, i te sprawy – Zaśmiała się. – Mogłabym cię prosić, abyś góra przez godzinę zaopiekowała się Alicią? – Zapytała niepewnie. Przywołałam w pamięci obraz uroczej dziewczynki mimowolnie się uśmiechając. 
Nie ma sprawy – odpowiedziałam. – To żaden problem! Podaj mi tylko adres, a… – Zaczęłam, ale nie dała mi skończyć.
Nie wygłupiaj się! Ty podaj mi swój, wstąpię po ciebie w drodze z przedszkola, dobrze? Bardzo ci dziękuję, spadłaś mi z nieba!
Nie masz za co, naprawdę – zapewniłam ją, po czym podałam nazwę ulicy. Obiecała być za pół godziny i rozłączyła się. Dopiłam kawę, ubrałam się w przygotowane wczoraj ciuchy i zrobiłam delikatny makijaż. Zostawiłam Mattowi karteczkę z serduszkiem i wyszłam z domu, przed którym już czekała Natalia. Przywitałyśmy się buziakiem w policzek wchodząc do samochodu. Kobieta z piskiem opon włączyła się do ruchu ulicznego. Pogrążyłyśmy się w rozmowie, która umiliła nam podróż przez zakorkowany Londyn.
Powinnyśmy wrócić za jakąś godzinę, na pewno sobie poradzisz! – powiedziała, kiedy byłyśmy już na miejscu. Pokiwałam głową witając się z jej mamą. Natalia zostawiła mi cenne wskazówki, pożegnała się z córką i wyszła z telefonem przy uchu. Dam sobie radę, muszę dać!

 Nie miałam doświadczenia w opiece nad dziećmi, ale cieszyłam się z zaufania, jakim obdarzyła mnie Natalia. Po drodze wyjaśniła mi, że nie miała się do kogo zwrócić o pomoc, bo nikt o tej godzinie nie miał czasu. Rozumiałam to i byłam zadowolona, że w jakiś sposób mogę ją odciążyć. Mała Alicia była rozkoszną dziewczynką, którą mogłabym zacałować. Była żywiołowa, nie bała się zostać z nowo poznaną osobą, wręcz przeciwnie, tuliła się do mnie przy każdej nadarzającej się okazji. Po przestronnym salonie walały się zabawki, zajmowały prawie każdy kąt, ale nie dziwiłam się temu. Dwójka dzieci wymagała odpowiedniego zajęcia. Alicia była roześmianym, nie bojącym się niczego dzieckiem. Podczas chodzenia nie spuszczałam jej z oka, a kiedy upadła na pupcię na moją twarz wpłynął rozczulający uśmiech. Bawiłam się z nią przeróżnymi zabawkami, plotłam, co ślina przyniosła mi na język oraz robiłam głupie miny, by usłyszeć jej słodki śmiech. Mała była urocza, a opiekując się nią bezwiednie pomyślałam o tym, jak będzie wyglądała moja przyszłość. Chciałam stworzyć rodzinę, chciałam mieć dzieci, pragnęłam spełniać się jako żona i matka. Odgoniłam niechciane łzy wyobrażając sobie siebie i Kepę… Szczęśliwy obrazek, który wykreował się w mojej głowie miał nigdy nie doczekać się spełnienia… Byłam taka głupia i naiwna, wierząc, choćby chwilowo, że mamy prawo zaistnieć. Kepa nie był mój, a ja nie byłam jego. On miał swoją kobietę, a ja urywane marzenia i wątłe wizje, rozpadające się jak domek z kart. Był moim niespełnieniem i może musiałam w końcu się z tym pogodzić, aby spróbować iść dalej? Po jego ostatnich, do bólu szczerych słowach, wszystko co zostało powiedziane wcześniej straciło na wartości. Była jedynie pustka układająca się w jego imię. Otrząsnęłam się z rozpaczliwych myśli słysząc nadjeżdżający samochód. Spojrzałam na Alicię i odkryłam, że zasnęła w moich ramionach. Pocałowałam ją w czółko i ostrożnie położyłam do łóżeczka.
Zasnęła – poinformowałam Natalię. – Cześć, jestem Alisa – Przedstawiłam się spostrzegając stojącego u jej boku chłopczyka. Spuścił główkę i wbił wzrok w ziemię.
Vitor, nie wstydź się – powiedziała jego mama. – Nie musisz, Alisa jest moją koleżanką – Wyjaśniła. Chłopczyk przełamał się i spojrzał na mnie zaciekawiony.
Dzień dobry – powiedział szybko. Zaśmiałam się cicho tarmosząc jego włosy.
Odebrałam go z przedszkola, bo źle się poczuł. Mam nadzieję, że to nic poważnego – oznajmiła Natalia. – Napijesz się ze mną kawy? – Zaproponowała. – Mama poszła na zakupy, więc mamy jeszcze chwilę dla siebie.
Z przyjemnością – zgodziłam się siadając na kanapie. Vitor wspiął się po schodach do swojego pokoju, a my zostałyśmy same, z parującymi filiżankami w dłoniach.
Na urodzinach Kepy nie było okazji, żeby porozmawiać o wszystkim… – zaczęła upijając łyk. – Długo się znacie?
Och, od dziecka – wyjaśniłam zagłębiając się w historię sięgającą urokliwej Ondarroi. – Odnowiliśmy kontakt w czerwcu, kiedy zupełnie przypadkowo wylałam mu na spodnie gorący sos.
Jorginho wspominał mi o tym – parsknęła. – Tak mu się wydawało, że skądś cię kojarzy!
Daj spokój, w życiu nie było mi tak wstyd – mruknęłam zażenowana.
Nawet najlepszym się zdarza! Cieszę się, że cię poznałam… I cieszyłam się, kiedy Andrei nie było na imprezie. No, przynajmniej do czasu.
Dlaczego? Nie lubisz jej? – zainteresowałam się.
Nie przypadła mi do gustu – odparła mrugając do mnie. Spuściłam wzrok. – Uroczo się rumienisz!
Natalia, ja…
Nie musisz się mnie wstydzić, zauważyłam co nieco… Zwłaszcza, kiedy Kepa poprosił cię do tańca – poruszyła sugestywnie brwiami. Wymamrotałam coś niezrozumiałego pod nosem. – W każdym razie, jeszcze raz dziękuję ci za opiekę nad małą!
Nie ma o czym mówić. Alicia jest przesłodka! Gdybyś jeszcze kiedyś potrzebowała pomocy, to wal jak w dym – powiedziałam zbierając się do wyjścia.
Trzymam cię za słowo! – zaśmiała się i odprowadziła mnie do drzwi. Wyszłam na świeże powietrze delektując się słońcem i odpłynęłam we własne myśli.

Londyn, 19.10.2019 r.

 Tłum w restauracji gęstniał z każdą sekundą. Razem z Grace miałyśmy ręce pełne roboty. Klienci jak szaleni składali zamówienia, a my robiłyśmy wszystko, aby dostali je na czas. Głośne rozmowy i śmiechy mieszały się z płynącą muzyką i dźwiękiem odkładanych sztućców. Brzęk kieliszków przenikał główną salę. Poprawiłam wysokiego kucyka i wzięłam do ręki bloczek zamówień. W tej samej chwili zamarłam. Wzniosłam oczu ku niebu prosząc o cierpliwość. Czy w Londynie nie ma innych restauracji? Czy on otwarcie ze mnie kpi przyprowadzając tutaj Andreę? Czy zaledwie dwie godziny temu nie rozegrał zwycięskiego meczu przeciwko Newcastle? Spojrzałam na Grace, a ona gestem pokazała mi, abym obsłużyła nowo przybyłych gości. Zrobiłam zbolałą minę, ale blondynka pozostała nieugięta. Warknęłam coś pod nosem i dziarskim krokiem ruszyłam do stolika, który przed chwilą został zajęty przez Kepę i Andreę. Uspokoiłam szybko bijące serce i położyłam przed nimi menu.
Wrócę za chwilę… Dam wam czas na zastanowienie – powiedziałam nie patrząc na bramkarza. Atmosfera była dziwnie napięta, a powietrze gęstniało z każdym oddechem.
Nie trzeba! Już wiemy, co chcemy zamówić – odparła Andrea. Zanotowałam z trudem przełykając ślinę.
A co do picia? Szampana, wino? – zapytałam pragnąc odejść. Serce mi krwawiło.
Och! – Andrea zasłoniła usta dłonią i spojrzała na Kepę. Popatrzyłam na niego, na jego dziwnie zaciętą minę i zmarszczyłam brwi. – Ja podziękuję… Istnieje prawdopodobieństwo, że mogę być w ciąży – Oznajmiła uśmiechając się szeroko. Spojrzenie jej zimnych oczu drwiło ze mnie. Ręka mi zadrżała, lecz próbowałam pozostać nieugięta. Nie mogłam się złamać. Nie teraz. Nie tutaj. Nie przy niej. Nie przy nich.
Gratuluję – powiedziałam sucho. – Na pewno musicie być prze szczęśliwi – Rzuciłam i odmaszerowałam. Podałam zamówienie dalej i odeszłam na bok, by ukoić skołatane nerwy. To nie mogła być prawda! Andrea nie mogła być w ciąży, nie mogła! Starłam z policzka pojedynczą łzę próbując wziąć się w garść. Nie było to łatwe. Poprosiłam Grace, aby podała im gotowe zamówienie, a sama poszłam obsługiwać innych gości. Wzrok Kepy wypalał mi dziurę w plecach, ale nie spojrzałam na niego ani razu. Byłam w pracy, nie mogłam pozwolić sobie na chwilę słabości. Wskazówki zegara jakby zwolniły, zwiększając moje katusze. A jeśli Andrea rzeczywiście spodziewa się dziecka? A jeśli…
Alisa! – usłyszałam Grace, więc odwróciłam się w jej kierunku. – Podaj im rachunek, ja się nie rozdwoję! Kiwnęłam głową i podeszłam do stolika, przy którym siedziała Hiszpanka. Kepa udał się w stronę toalet.
Nic nie powiesz? – zapytała.
Jestem w pracy, to nie czas na urządzanie przyjacielskich pogaduszek – mruknęłam kładąc rachunek na stoliku.
Cóż, mam nadzieję, że rzeczywiście jestem w ciąży! Wyobrażasz to sobie? Ja i Kepa rodzicami! – westchnęła teatralnie. Coś przekręciło mi się w żołądku.
Widzę, że już pogodziłaś się z tym, co łączyło mnie i Kepę – rzuciłam od niechcenia. – Już nie przeszkadza ci to, że ze mną sypiał i wyprawiał różne… Inne rzeczy? – Spytałam uśmiechając się słodko, specjalnie akcentując ostatnie słowa. Jej ironiczny wyraz twarzy zniknął tak szybko, jak się pojawił. – Tak myślałam!
Alisa, ty… – zaczęła, ale umilkła w pół słowa. Kepa stanął za mną, a jego zapach mnie obezwładnił.
Już wychodzimy – poinformował mnie. Jego oddech drażnił mnie całą.
Rachunek już czeka – oznajmiłam. Hiszpan szybko go uregulował i posłał mi nieodgadnione spojrzenie. Odwzajemniłam je, czym wyraźnie go zdziwiłam.
Przepraszam – szepnął na odchodne. – Przepraszam za wszystko.
Zacisnęłam zęby odprowadzając go wzrokiem. Korzystając z przerwy udałam się do łazienki. Zamknęłam za sobą drzwi osuwając się po wyłożonej marmurowymi kafelkami ścianie i schowałam twarz w dłoniach. Tłumiony płacz wstrząsnął moim ciałem rozrywając mnie na drobne kawałki. Za bardzo mi na nim zależało. Pokochałam go za mocno. Od początku, od pierwszej chwili. Wtedy wszystko było za bardzo. Teraz nie ma już nic…


***

Witam!

Chelsea z trzema kolejnymi punktami na koncie ^^  Ich ostatnie spotkanie w Lidze Mistrzów było dziwne i szalone, ale już wiem, jak je wykorzystać :D 


😍😍😍


Pozdrawiam ;*