niedziela, 26 stycznia 2020

Dwudziesty piąty

Londyn, Stamford Bridge, 11.01.2020 r.

 Stadion Chelsea przywitał mnie hałasem i piskami szalejących dzieciaków. Z uśmiechem na ustach zmierzałam w stronę loży VIP. Tęskniłam za tą atmosferą, za widokiem ogromnych flag oraz banerów. Coraz bardziej wkręcałam się w świat piłki nożnej, w świat Kepy, w którym przebywał od małego. Ten tydzień był dla nas nowy, ale równocześnie znajomy. Spędzaliśmy razem każdą wolną chwilę, nadrabialiśmy stracony czas, czerpaliśmy radość i siłę ze swojego towarzystwa. Tak powinno być od samego początku. Ja i Kepa razem, nie osobno. Musiało upłynąć sporo czasu, abyśmy w pełni zdali sobie z tego sprawę. Oboje popełniliśmy błąd nie decydując się na szczerą rozmowę, nie wyznając sobie prawdziwych uczuć. Woleliśmy udawać, że to, co nas połączyło nie było niczym poważnym. Dostaliśmy od życia lekcję. Skorzystaliśmy z niej, wyciągnęliśmy odpowiednie wnioski. Musieliśmy spędzić kilka lat bez siebie, żeby dostrzec to, co było oczywiste od zawsze.
Alisa! Cóż za niespodzianka! – usłyszałam, gdy tylko zjawiłam się na miejscu. Rozpromieniona Natalia posłała mi szeroki uśmiech. – Dawno się nie widziałyśmy! – Oznajmiła przytulając mnie.
Ostatnio… To był szalony czas – powiedziałam zdawkowo.
W takim razie musimy umówić się na damskie ploteczki – zaśmiała się przypatrując mi się uważnie. – Dziś jesteś sama? – Zapytała kątem oka spoglądając na bawiącego się Vitora. Sama wyciągnęłam ręce do Alicii, żeby się z nią przywitać. Dziewczynka objęła rączkami moją szyję, a ja korzystając z okazji ucałowałam jej pyzate policzki.
Matt ładuje baterie na wycieczce z moim bratem, a Alex… Cóż, to skomplikowana historia – wyjaśniłam pokrótce nie chcąc teraz wdawać się w szczegóły.
Rozumiem – kiwnęła głową. – W każdym razie… Dawno nie widziałam Andrei… Wiesz coś o tym? – Spytała z diabolicznym uśmiechem.
Ja… – zaczęłam szukając odpowiednich słów. – To chyba dobrze?
Wszystko w tobie zdradza, że ty i Kepa…! – roześmiała się. – Rozmarzony uśmiech, iskierki w oczach i świeże ślady na szyi… – Mrugnęła. Spłonęłam rumieńcem spuszczając głowę. – Nawet nie wiesz, jak się cieszę! – Pisnęła obejmując mnie.
Ja również – odpowiedziałam spoglądając na murawę. Sędzia właśnie rozpoczął pierwszą połowę spotkania. – Nie martw się, opowiem ci wszystko – Dałam jej kuksańca w żebra sadzając sobie Alicię na kolanach.
To dobrze, bo nie odpuszczę! – żartobliwie pogroziła mi palcem. Parsknęłam śmiechem skupiając się na meczu. Chelsea objęła pełną kontrolę, zawodnicy Burnley robili wszystko, aby ich zatrzymać, co skończyło się podyktowaniem Niebieskim rzutu karnego. W dwudziestej siódmej minucie Jorginho pewnie umieścił piłkę w siatce. Natalia krzyknęła uradowana czule spoglądając na męża.
Ma do tego talent! – oznajmiłam poprawiając Alicii kokardki we włosach. Natalia przyznała mi rację powracając do oglądania meczu. Zawodnicy Chelsea poszli za ciosem, dziesięć minut później wynik spotkania podwyższył Tammy Abraham. Po przerwie wychowanek klubu, Callum Hudson-Odoi strzelił swoją pierwszą bramkę w Premier League. Celebrował tę wyjątkową chwilę z kolegami z drużyny. Piłkarze przy wsparciu kibiców nie oddali prowadzenia. Pewnie wygrali spotkanie, a Kepa zachował czyste konto, co bardzo mnie ucieszyło.
Zasłużył na nagrodę – Natalia charakterystycznie poruszyła brwiami.
Nie rozmawiam z tobą! – prychnęłam zbierając się do wyjścia. Kobieta posłała mi porozumiewawcze spojrzenie chwytając synka za rękę. – I nie oddam ci córki! – Powiedziałam tuląc do siebie dziewczynkę.
Do twarzy ci z dzieckiem – przyznała. – Może…
Chyba wiem, co chcesz powiedzieć – jęknęłam. – Nic z tego!
Jak sobie chcecie – westchnęła opuszczając lożę.
Twoja mamusia jest stuknięta – szepnęłam do Alicii. Mała zaśmiała się radośnie zgadzając się ze mną. – Dobrze, że chociaż w tobie mam sprzymierzeńca – Połaskotałam ją.
Wszystko słyszałam!

Londyn, 12.01.2020 r.

 Śnieg wesoło skrzypiał pod nogami, kiedy wraz z Kepą przemierzałam drogę pod uniwersytet. Uparł się, że mnie odprowadzi stawiając się pod restauracją, gdy kończyłam zmianę. Złączył nasze dłonie posyłając mi szeroki uśmiech. Odwzajemniłam go nie mogąc uwierzyć we własne szczęście. Kepa był mój. A ja byłam jego. Po tylu latach oczekiwania, skrywania swoich uczuć… W końcu w pełni mogłam rozkoszować się jego obecnością, jego zapachem, nim całym. Kochałam go ponad wszystko.
Wiesz… – zaczął w pewnym momencie. Spojrzałam na niego z uwagą. – Andrea próbowała się ze mną skontaktować – Mruknął.
Czego chciała? – spytałam obawiając się najgorszego.
W wiadomości napisała mi, że chce to wszystko wyjaśnić… Prosiła mnie o rozmowę, spotkanie…
Zgodziłeś się?
Oczywiście, że nie – odpowiedział szybko. – Dla mnie Andrea to skończony rozdział. Za dużo się stało – Sarknął.
T-tęsknisz za nią? – wydukałam przystając w miejscu. Kepa w zdziwieniu zmarszczył brwi.
Nie, głuptasie – oznajmił naciągając mi czapkę na uszy. – Zdaję sobie sprawę z tego, że spędziliśmy ze sobą wiele lat, ale… W jednej chwili stała się dla mnie obcą osobą. Nie tęsknię za nią, nie brakuje mi jej. Żałuję tylko, że zmarnowałem tyle czasu, że miałem te cholerne klapki na oczach, że nie dostrzegałem oczywistego…
Hej, obiecaliśmy sobie, że nie będziemy wracać do przeszłości – pogłaskałam go po policzku. – Najważniejsze, że teraz jesteśmy razem.
Masz rację – przyznał całując mnie w czoło. Poczułam przyjemne ciepło. – Czy Alex dalej uczęszcza na kurs? – Zmienił temat.
Tak – potwierdziłam. Hiszpan zacisnął usta. – Chyba nie jesteś zazdrosny, prawda? – Prychnęłam.
Staram się – westchnął. – Ale jesteście tylko znajomymi?
Kepa! – strzeliłam go w ramię.
Dobrze, już nic nie mówię – skapitulował. – Jesteśmy na miejscu – Obwieścił stając pod wielkim gmachem. – Wpadniesz po zajęciach, prawda? – Upewnił się.
Oczywiście! Nie mam zamiaru siedzieć sama w pustym domu – wzdrygnęłam się. – Ta przedłużająca się wycieczka Matta z Jamsem zaczyna mnie niepokoić!
Daj spokój, nie są dziećmi – zaśmiał się.
Nie zapominaj, że mówisz o moim bracie – mruknęłam dostrzegając w oddali sylwetkę Alexa. Chłopak niepewnie mi pomachał, po czym zniknął za drzwiami. – Widzimy się za jakieś dwie godziny! – Wspięłam się na palce, by dotknąć ust Kepy. Wyczułam jego dumny uśmieszek. – Ten twój charakter! – Westchnęłam teatralnie oddalając się.
Za to mnie kochasz! – krzyknął. Odwróciłam się słysząc to wyznanie.
Między innymi! – posłałam mu całusa. Pokręcił głową skręcając za rogiem. Zaśmiałam się cicho wchodząc do ciepłego pomieszczenia. Z duszą na ramieniu udałam się do sali. Alex siedział na swoim miejscu, to obok niego było puste. – Mogę? – Spytałam niepewnie.
Nie wygłupiaj się – parsknął. – Alisa, wyjaśniliśmy sobie wszystko… Nie mogłaś o tym zapomnieć – Zaśmiał się nerwowo skubiąc nitki swetra.
Nie zapomniałam – wymruczałam zajmując miejsce. Było mi dość dziwnie. Alex był ważną osobą w moim życiu. Wiedziałam, że odbyliśmy szczerą rozmowę, jednak nie mogłam oprzeć się wrażeniu, że coś zawaliłam, coś przegapiłam. Ja nie byłam mu obojętna. Czułam, że przebywanie w mojej obecności jest dla niego trudne. Sama przeżywałam podobne katusze widząc Kepę w towarzystwie Andrei. Zraniłam go odrzucając jego uczucia, ale musiałam być z nim szczera i wyłożyć karty na stół. Zasługiwał na szczęście, a ja nie mogłam mu go dać.
Przestań tyle myśleć – skarcił mnie wyciągając z plecaka paczkę ciastek. – Chcesz? – Poczęstował mnie.
Oczywiście! – aż zaświeciły mi się oczy. – Przepyszne!
Skłamałbym mówiąc, że sam je upiekłem – wyszczerzył się.
I bez tego jesteś chodzącym ideałem – powiedziałam. – Cholera, Alex… Przepraszam! – Zasłoniłam usta dłonią.
Jestem dużym chłopcem, nic mi nie jest – zapewnił mnie. – Cieszę się, że jesteś szczęśliwa – Poklepał mnie po ramieniu. Zgodziłam się z nim wpatrując się w sfatygowany egzemplarz Romea i Julii znajdujący się na jego stoliku. – Spokojnie, nie mam zamiaru umrzeć z miłości – Rozluźnił atmosferę.
Och, ulżyło mi! – zironizowałam porywając jeszcze jedno ciastko. Chłopak puścił mi oczko skupiając uwagę na prowadzącym. Poszłam za jego śladem pozbywając się ciężaru z serca.

 – Jestem! – krzyknęłam wchodząc do mieszkania Kepy. Odpowiedziało mi wesołe szczekanie Lindy. Odwiesiłam kurtkę na wieszak i udałam się do salonu. – Gdzie twój pan? – Spytałam głaszcząc ją za uszami. Zamerdała ogonkiem nie udzielając mi żadnych wskazówek. – Jesteś po jego stronie? – Zrobiłam smutną minę. Szczeknęła głośno. – Tak myślałam – Zrezygnowana pokręciłam głową. – Kepa!
Sypialnia! – odkrzyknął.
Gorzej niż z dzieckiem – załamałam ręce. – Nie mogłeś po prostu przyjść?
Nie – odpowiedział.
Dlaczego? – pchnęłam drzwi i zamarłam.
Dlatego – mrugnął do mnie. Moje ciało zapłonęło ogniem. – Podoba ci się? – Zapytał bezczelnie.
Co ty…? – wydukałam wchodząc w głąb pomieszczenia. Kepa stał obok łóżka. Na sobie miał jedynie niebieski łańcuch choinkowy, który zakrywał strategiczne miejsce. – Zwariowałeś? – Dopytałam podchodząc bliżej.
Chciałem ci zrobić niespodziankę – wymruczał mi do ucha.
Och – wyjąkałam tracąc grunt pod nogami. – Udało ci się – Szepnęłam lustrując wygłodniałym wzrokiem jego umięśnione ciało. Uśmiechnął się zadziornie kładąc się na łóżku. Przygryzłam wargę wpatrując się w niego z szybko bijącym sercem.
Dołączysz? – poklepał miejsce obok siebie. Wspięłam się na łóżko po drodze pozbywając się garderoby. Patrzył na mnie z podziwem i dzikimi ognikami w oczach. – Tak bardzo tęskniłem za tym widokiem… – Rozmarzył się wskazując na moje nagie ciało. Prychnęłam obdarzając pocałunkami jego tors. Gładziłam napięte mięśnie, drażniłam się z nim, raz po raz doprowadzając go na skraj.
Kręcisz mnie w tym łańcuchu – jęknęłam odsuwając go. Zaśmiał się i spiął, gdy poczuł mój gorący oddech.
Alisa! – skarcił mnie.
Nie udawaj takiego świętoszka, wiem, że chodziło ci o to od samego początku – puściłam mu oczko. Naprężył się, postawa jego ciała wyrażała więcej niż tysiąc słów. Jęczał moje imię, a ja rozkoszowałam się swoją władzą.
Prowokujesz mnie! – stęknął.
Sam zacząłeś! – odparowałam niewinnie oblizując usta.
Dość tego! – szarpnął się i przygwoździł mnie do materaca. Sapnęłam oburzona, kiedy poczułam go w sobie. Znajome uczucie ekscytacji wypełniło moje ciało. Oddaliśmy się sobie nawzajem, czerpiąc radość z każdego ruchu, z każdej emocji. Namiętność, ekstaza, ogień… To byliśmy my, na to się składaliśmy. Każdy element pasował do siebie idealnie. Nasze ciała, mieszające się ze sobą oddechy. Całość…


***

Witam!

Zgubiłam gdzieś wenę 😄



Pozdrawiam ;* 

sobota, 11 stycznia 2020

Dwudziesty czwarty

Ondarroa, 27.12.2019 r.

 Czas spędzony w gronie najbliższych mi osób pozytywnie wpłynął na mój, zaskakująco dobry już nastrój. Świąteczna atmosfera, zapach tradycyjnych potraw, fałszowanie Jamesa, pogwizdywanie dziadka… Wszystko to sprawiło, że zaczęłam zastanawiać się nad swoją przyszłością. Bez wątpienia byłam zakochana w Londynie, w panującym tam zgiełku, w tłumach, zabytkach, w charakterystycznej specyfice, ale to Hiszpania była moją ojczyzną, Ondarroa moim miastem, z którym wiązały się przepiękne wspomnienia. W stolicy Anglii miałam jednak pracę, pracę dającą mi radość oraz spełnienie. Miałam kurs literacki dający mi satysfakcję. W Londynie był Matt oraz Kepa. James zastanawiał się nad przeprowadzką… Odpędziłam te myśli słysząc dzwoniący telefon. Przejechałam palcem po ekranie odbierając połączenie.
Matt! – pisnęłam. – Tęsknię za tobą! – Powiedziałam szczerze moszcząc się w bujanym fotelu. Dziadek posłał mi dobrotliwy uśmiech powodujący przyjemne ciepło.
Ja za tobą też – odpowiedział. – Wracasz po nowym roku, prawda? Czy coś się zmieniło?
Nic się nie zmieniło – potwierdziłam. – Jak święta?
Dobrze… Byliśmy z mamą. Potrzebowaliśmy swojej obecności i wsparcia. Tata się nie odzywał, ale pogodziliśmy się z tą sytuacją. Mama odżyła, a ja jestem szczęśliwy widząc jej radość i zapał – opowiedział.
Cieszę się, Matt – przyznałam. – A Mark…? – Zawahałam się zadając to pytanie.
To skończony rozdział – powiedział twardo. – Naprawdę sobie radzę, Przylepie – Zapewnił mnie. Zacisnęłam usta, jednak postanowiłam nie drążyć tematu. – A, co z Kepą? Wasz pocałunek chyba źle wpłynął na jego dyspozycję – Zaśmiał się nawiązując do wczorajszego przegranego przez drużynę Hiszpana meczu.
Jaki ty jesteś zabawny! Boki zrywać! – zironizowałam. – Każdemu może przydarzyć się słabszy dzień! – Stanęłam w obronie bramkarza.
Oczywiście – sarknął. – Trzeba być Chelsea w tym sezonie, aby wygrać z Tottenhamem i przegrać z Southampton – Nabijał się.
Mam ci przypomnieć, która z tych drużyn znajduje się wyżej w tabeli? – zapytałam słodko, jednocześnie sprawdzając, czy na pewno mam rację.
Jesteś złośliwą bestią – westchnął. – Nie dyskutuję z tobą – Oznajmił. Mogłam przyrzec, że w tej chwili zrobił minę obrażonego czterolatka.
I tak mnie kochasz – posłałam mu całusa.
Mam inne wyjście? – mruknął. Zmrużyłam wściekle oczy. – Oczywiście żartuję! Przylepie, muszę już kończyć, mama wzywa! Do zobaczenia w nowym roku!
Do zobaczenia, Matt – odparłam odkładając telefon. Wstałam z fotela robiąc dziadkowi miejsce. Udałam się do pokoju brata i zaproponowałam mu spacer. Ku mojemu zdziwieniu od razu przystał na tę propozycję.

 Spacerowaliśmy urokliwymi uliczkami Ondarroi. James gadał jak najęty, ja słuchałam go w skupieniu. Szczerze wierzyłam w to, że zdecyduje się na przeprowadzkę. Nie chciał mi powiedzieć, dlaczego nagle przyszła mu do głowy taka myśl, ale uszanowałam jego decyzję. Wiedziałam, że powie mi w odpowiednim dla niego czasie. Usiedliśmy na jednej z pustych ławek wpatrując się w niebo. Była zima, panował lekki chłód, dlatego szczelniej owinęłam się szalikiem.
Wracam z tobą do Londynu po nowym roku – poinformował mnie James po krótkiej chwili. Podekscytowana podskoczyłam w miejscu.
Naprawdę?! – zapiszczałam jak pięciolatka. – Już się zdecydowałeś?!
Jeszcze nie, Mała Mi – ostudził mój zapał. Mina mi zrzedła. – Nie smuć się! Po prostu wpadł mi do głowy pewien pomysł. Spojrzałam na niego zaintrygowana. – Mówiłaś, że Matt chodzi przybity i struty. Wiem, że to przez rozstanie, dlatego zastanawiałem się, czy nie zgodziłby się na mały wypad – Wtajemniczył mnie w swój plan.
Uważam, że to fantastyczny pomysł! – krzyknęłam entuzjastycznie. – Wasza ostatnia wycieczka do Szkocji się udała, więc nie widzę żadnych przeciwwskazań – Uśmiechnęłam się szeroko.
Czyli mam twoją aprobatę – zaśmiał się mierzwiąc mi włosy. – Wracamy? Robi się coraz zimniej! – Wzdrygnął się ostentacyjnie. Przytaknęłam podnosząc się z drewnianej ławki. Idąc do domu pogrążyliśmy się w przyjemnej ciszy. Mijaliśmy nielicznych przechodniów, podziwialiśmy dekoracje, zachwycaliśmy się nad świątecznym oświetleniem. W domu przywitał nas dziwny spokój. Popatrzyliśmy na siebie zaniepokojeni i udaliśmy się do salonu. Ciocia krążyła od okna do okna, a jej drżące dłonie wyrażały niepokój.
Coś się stało? – zapytałam wystraszona. James potarł moje ramię. – Dlaczego macie takie grobowe miny?
Odezwali się do nas wasi rodzice – odparł wujek. Sparaliżowało mnie ze strachu.
Po co? – wychrypiałam. – Nie chcę ich znać!
Alisa, spokojnie – James próbował ustabilizować moje emocje. – Czego chcieli? – Dopytał. Jego głos niebezpiecznie drgał. Popatrzyłam na niego marszcząc brwi. On też się bał?
Chcieli się z wami spotkać, ale… – zaczęła ciocia.
Nie zgodziliście się, prawda? – wolałam się upewnić.
Nie – przytaknęła. – Jednak jesteście już dorośli i wasi rodzice mogą nie uszanować naszej prośby – Wytłumaczyła.
Nie chcę mieć z nimi nic wspólnego – ucięłam temat.
Ja tak samo – poparł mnie brat z dziwnie zaciętą miną. – Nie mamy rodziców, mamy was – Obwieścił udając się do swojego pokoju. Ja z trudem opanowałam cisnące się do oczu łzy.
Choć tutaj, maleńka – szepnęła babcia i przytuliła mnie do piersi. Dopiero wtedy pozwoliłam sobie na płacz. Nie potrzebowałam ich. Już nie…

Londyn, 03.01.2020 r.

 Po hucznych obchodach związanych z powitaniem Nowego Roku, po podziwianiu fajerwerków na granatowym niebie, po pożegnaniu się z rodziną wróciliśmy z Jamsem do Londynu. Matt z ochotą przystał na jego propozycję; wczoraj udali się do Irlandii, aby zasmakować kolejnej przygody, poznać nową kulturę i obyczaje. Ja sama zepchnęłam w otchłań przygnębiające myśli o rodzicach. Nie było ich przy nas, gdy byli nam najbardziej potrzebni. Porzucili nas, poświęcili, aby w pełni skupić się na sobie. W moim życiu nie było dla nich miejsca. Tegoroczna zima w Anglii przechodziła samą siebie. Z parującym kubkiem herbaty z goździkami, miodem i imbirem wpatrywałam się w płatki śniegu, które osadzały się na parapecie. Westchnęłam przeciągle oplatając kubek swoimi dłońmi, aby rozgrzać się choć na chwilę. Podczas świąt spędzonych w rodzinnej Ondarroi wiele myślałam o swoim życiu, o Kepie, jego wyznaniu oraz o naszym pocałunku. Jęknęłam przypominając sobie ich fakturę oraz smak. Byłam skończona. Odstawiłam pusty już kubek na blat i udałam do łazienki w celu wzięcia relaksującej kąpieli. Napuściłam do wanny gorącej wody, wlałam olejek o zapachu pomarańczy i wskoczyłam do środka. Przymknęłam oczy ciesząc się błogą ciszą i spokojem. Zdecydowanie tego potrzebowałam, aby choć na chwilę oderwać myśli od przystojnego Hiszpana. Kiedy woda powoli zaczęła tracić swoją temperaturę usłyszałam natarczywy dźwięk dzwonka. Zmełłam w ustach przekleństwo, pospiesznie owinęłam się białym, krótkim, puchatym ręcznikiem i poszłam otworzyć intruzowi drzwi.
Alisa! – krzyknął Kepa i nim zdążyłam zareagować zmiażdżył moje usta pocałunkiem. Zamrugałam kilkakrotnie powiekami niezdolna do wykonania żadnego konkretnego ruchu. Dopiero, gdy zwiększył nacisk oprzytomniałam i oddałam pocałunek zdając się na instynkt. Kopniakiem zatrzasnął drzwi i oparł mnie o nie.
Kepa… – tylko tyle zdołałam wyjęczeć zanim rozpoczął wędrówkę ustami po mojej szyi. Chwycił w zęby cienką jak pergamin skórę i mocno się zassał. Westchnęłam błogo czochrając jego włosy. – Co ty robisz? – Wydukałam, kiedy poczułam jego język na wrażliwym miejscu tuż za uchem. Pamiętał!
Chcę ciebie… Pragnę cię! – wycharczał ponownie atakując moje usta swoimi. Pocałunek był żarliwy, gorący oraz mocny, wyrażający uczucie oraz pożądanie, które kumulowało się w nas od dłuższego czasu. Zachęcona jego śmiałymi ruchami w końcu pozbyłam się jego puchatej kurtki i zawędrowałam dłońmi pod elegancką czarną koszulę. Hiszpan uśmiechnął się zajmując moje obojczyki swoimi rozpalonymi ustami. Drżącymi rękoma odpięłam guziki jego górnej garderoby, która po chwili swobodnie opadła na szare panele zdobiące przedpokój. Muskałam jego skórę, dotykałam twardych jak stal mięśni, wędrując dłońmi coraz niżej, aż dotarłam do metalowej sprzączki jego paska od spodni. Spojrzałam mu w oczy, a on zachęcił mnie do dalszych czynów. Przygryzłam dolną wargę i sprawnie pozbyłam się skórzanego paska oraz spodni. Materiał zatrzymał się na butach. Sapnęłam cicho zniecierpliwiona. Kepa podskakując odrzucił na bok buty i położył swoje dłonie na tyłach moich ud. Oplotłam go nogami w pasie równocześnie badając wrażliwą skórę znajdującą się nad gumką od bokserek. – Nie masz nic pod tym ręcznikiem, prawda? – Wysapał mocując się z misternie zrobionym węzłem.
Przekonaj się – zaśmiałam się bezczelnie wpychając ręce pod materiał jego bokserek. Ścisnęłam jego pośladki, a z jego ust wydobył się grzeszny jęk. Pocałował mnie ciągnąc moją dolną wargę. Zatracona w tych doznaniach dopiero po kilku sekundach zorientowałam się, że jestem zupełnie naga.
Podoba mi się to, co widzę – mrugnął do mnie. Jęknęłam, gdy zaczął kierować się do sypialni. Tam bezceremonialnie rzucił mnie na łóżko, a sam zawisł nade mną. Mokrą ścieżką wyznaczał pocałunki, całując moje piersi oraz płaski brzuch. Czując jego zmierzającą ku dołowi dłoń automatycznie wypchnęłam biodra ku górze. – Taka niecierpliwa…
Kepa! – warknęłam gardłowo. Uśmiechnął się jedynie i zajął się mną jak należy. Wiłam się pod nim pragnąc o wiele więcej. Będąc na skraju szarpnęłam w dół jego bokserki, których łaskawie pomógł mi się pozbyć. – Chcę ciebie we mnie – Wyjęczałam.
Twoje życzenie jest dla mnie rozkazem – szepnął rozchylając kolanem moje uda. Drażnił się ze mną przez chwilę, ale widząc moje ponaglające spojrzenie wszedł we mnie mocno. Zacisnęłam zęby i poddałam się fali rozkoszy. Czerpałam radość z każdego jego ruchu. Był stanowczy, a gdy wchodził we mnie raz za razem szalenie podniecający. Moje krzyki oraz głośne jęki rozchodziły się echem po całej sypialni. – Lubię jak dla mnie jęczysz – Westchnął.
Bezczelny Hiszpan! – wysapałam. – Mocniej!
To było cudowne i tak boleśnie znajome… Odnaleźliśmy wspólny rytm i zatraciliśmy się w nim bez reszty. Był tylko Kepa, jego ciało połączone z moim, były jego gorące usta, dłonie, były nasze okrzyki mieszające się ze sobą… Oplotłam go nogami w pasie, by czuć go jeszcze bardziej. Uśmiechnął się zadowolony, czym doprowadził mnie na skraj. Doszliśmy niemal w tym samym momencie. Opadł na mnie próbując unormować przyspieszony oddech.
Nabrałem kondycji przez te kilka lat, prawda? – wymruczał bawiąc się moimi włosami.
Zdecydowanie – potwierdziłam łapiąc powietrze. Wtuliłam się w jego silne ramiona czując, że to najodpowiedniejsze dla mnie miejsce.
A ty zrobiłaś się bardziej roszczeniowa, ale to dobrze rokuje na przyszłość – westchnął przyciągając mnie jeszcze bliżej siebie.
Na przyszłość…?
Tak, Alisa… Na przyszłość – powiedział dobitnie. Pocałowałam go lekko, a potem usnęłam z błogim uśmiechem na ustach. Przyszłość…

Londyn, 04.01.2020 r.

 Poranek przywitał mnie hałasem dobiegającym z kuchni. Ze śmiechem przypomniałam sobie wydarzenia mające miejsce wczorajszego wieczora. Emocje zwyciężyły, pożądanie zatriumfowało. Chcieliśmy tego, pragnęliśmy siebie, swojej obecności. Byliśmy siebie spragnieni. Przeciągnęłam się leniwie, po czym zarzuciłam na siebie byle jaką koszulkę.
Dzień dobry – przywitałam się obejmując go w pasie. Drgnął napinając mięśnie.
Dzień dobry – odparł odwracając się. Jego oczy błyszczały, z ust nie schodził mu uśmiech. – Chciałem zrobić ci śniadanie, ale moje umiejętności… – Rozłożył bezradnie ręce.
Pomogę ci – zaoferowałam. Kiedy jajecznica była gotowa usiedliśmy do stołu z parującymi kubkami. Jedliśmy w ciszy, która była przerywana jedynie brzękiem sztućców.
Alisa… – zaczął upijając łyk kawy. Gestem zachęciłam go, by kontynuował. – Muszę ci się do czegoś przyznać.
Zamieniam się w słuch – popatrzyłam na niego uważnie.
Pamiętasz, jak poprosiłem cię o pomoc w wyborze pierścionka dla Andrei? – spytał wbijając wzrok w stół. Zacisnęłam zęby, ale odpowiedziałam twierdząco. – Nie kupiłem go wtedy. Ani później. Nigdy – Powiedział wprawiając mnie w osłupienie.
Jak to? Przecież byłeś taki zdecydowany!
Byłem, dopóki nie weszłaś tam ze mną… – przygryzł wargę. – Kiedy spodobał ci się tamten pierścionek nie mogłem tak po prostu go kupić i dać innej kobiecie. Pojawiłaś się w moim życiu, ponownie zajęłaś ważne miejsce w mojej głowie i sercu. Walczyłem z tym uczuciem, jednak przegrałem…
I ja przez tyle czasu żyłam w przekonaniu, że zamierzasz oświadczyć się Andrei?! – krzyknęłam wstając z krzesła. Podeszłam do niego i trzepnęłam go w głowę. – Ty, ty… Ty durniu!
Wiem, nie było to najlepsze posunięcie z mojej strony…
Och, czyżby? – zironizowałam.
Uwielbiam sposób, w jaki marszczysz nos – pstryknął mnie w niego, a ja się zaśmiałam. – Alisa… To wyznanie, ten cytat… To prawda – Rzekł. – Naprawdę cię kocham – Potarł kciukiem mój policzek.
Ja ciebie też kocham naprawdę – wyznałam wtulając się w jego silne ramiona. W moje miejsce na świecie. Jedyne i pewne.


***

Witam!

Uff, wyrobiłam się przed meczem :D 
Coś czekało na publikację od sierpnia 😂



Pozdrawiam ;*

sobota, 4 stycznia 2020

Dwudziesty trzeci

Ondarroa, 23.12.2019 r.

 Na lotnisku w Bilbao wylądowałam zgodnie z planem. Odetchnęłam z głęboką ulgą, gdy koła samolotu dotknęły twardego podłoża. Bałam się tych ogromnych maszyn oraz tego, co może stać się podczas lotu. Uczucie wzbijania się w powietrze było dla mnie katorgą, powodowało ścisk żołądka oraz skok ciśnienia. Nigdy nie potrafiłam zrozumieć entuzjazmu innych pasażerów, którzy zachwycali się tym zjawiskiem. Pierwszy raz od niepamiętnych czasów leciałam sama, w otoczeniu obcych mi ludzi. Na szczęście podróż trwała niecałe dwie godziny, więc uzbrojona w ciekawą lekturę szybko zapomniałam o strachu, a złe myśli odleciały w siną dal. Sprawnie przeszłam przez odprawę i odebrałam z taśmociągu bagażowego sporą walizkę. Na lotnisku czekał na mnie James, któremu podczas jazdy nie zamykała się buzia. Tęskniłam za nim, jego poczuciem humoru, którego nie rozumiałam od dziecka oraz silnymi ramionami. Tęskniłam również za moją piękną Ondarroą, jej niepowtarzalnym klimatem, zapachem, który kojarzył mi się z dzieciństwem. Nie byłam w ojczyźnie od roku, dlatego gdy wysiadłam z samochodu łzy stanęły mi w oczach. Dom był taki jak zawsze, przytulny, bezpieczny, otoczony drzewami oraz kwiatami, o które dbała ciocia. Rozpłakałam się jak mała dziewczynka wtulona w ramiona najbliższych. Zawdzięczałam im bardzo wiele, przede wszystkim to, kim się stałam, na kogo wyrosłam nie mając wzoru w postaci rodziców. Obiecałam sobie, że będę częściej odwiedzać rodzinny dom. Dom, w którym powitał mnie zapach żywej choinki, aromat gotowanych potraw dochodzący z kuchni oraz wesołe pogwizdywanie dziadka, który siedząc w fotelu wypuszczał z fajki kółka dymu. Wchodząc do swojego starego pokoju ogarnęła mnie dziwna nostalgia. Nic się w nim nie zmieniło, wszystko pozostało na swoim miejscu. Regał ze starymi książkami, starannie zaścielone łóżko z mnóstwem wygodnych i kolorowych poduszek, ogromna szafa, na której dnie znalazłam bluzę Kepy. Zaśmiałam się cicho pakując ją do walizki. Popołudnie spędziliśmy w salonie popijając kawę i zajadając się ciastem. James opowiadał o swoich szalonych przygodach w Los Angeles, ja mówiłam o swojej pracy oraz kursie dostarczającym mi masę radości. Przez wysokie okna kątem oka zobaczyłam ludzi krzątających się na sąsiednim podjeździe. Odczekałam chwilę i powiadomiłam rodzinę, że pójdę przywitać się z sąsiadami. Rok temu nie miałam takiej szansy, bowiem nie było ich w Hiszpanii. Z uśmiechem nacisnęłam dzwonek do drzwi, które otworzyła mi mama Kepy.
Alisa! – wykrzyknęła radośnie przytulając mnie mocno. Od razu zrobiło mi się cieplej na sercu. – Twoje wujostwo wspominało o tym, że przyjedziesz do nich na święta… Miałam nadzieję, że cię tutaj zobaczę! – Czule poklepała mnie po policzku.
Dziękuję – odparłam lekko speszona. – Wiem od Kepy, że jutro lecicie państwo do Anglii, aby spędzić z nim ten magiczny czas – Powiedziałam skubiąc nitkę swetra.
Tak, tak, w zeszłym roku również u niego byliśmy. Ten natłok meczów kiedyś go wykończy! – zażartowała. – Ale wejdź, nie stójmy tak w progu! – Gestem zaprosiła mnie do środka. Z tym domem również wiązało się wiele wspomnień. Pierwsze zabawy, chowanie się w przestronnej szafie, psikusy, dojrzewanie, pierwszy raz…
Radzi sobie całkiem nieźle – przyznałam rozsiadając się na kanapie w salonie po uprzednim przywitaniu się z panem Peio oraz młodszą siostrą Kepy. – Cieszę się, że udało nam się odnowić kontakt… Dopóki go nie spotkałam, nie zdawałam sobie sprawy z tego, jak bardzo za nim tęskniłam – Wypaliłam zanim zdążyłam ugryźć się w język. Mama Kepy posłała mi wyrozumiały uśmiech.
Zawsze byliście dla siebie ważni. Początkowo uważał cię tylko za małą smarkulę, która nie odstępowała go na krok, ale później…
Cóż, zaczęliśmy dorastać – przyznałam.
Ja od samego początku twierdziłem, że powinniście być razem! – śpiewnym głosem ogłosił pan Peio. Speszyłam się spuszczając wzrok. – Potrzebowaliście porządnego wstrząsu, aby…
Ale my nie jesteśmy razem – sprostowałam natychmiast.
To tylko kwestia czasu – prychnął pod nosem. – Zobaczysz, dziecko… Niedługo wspomnisz moje słowa – Zaśmiał się. Pani María spojrzała na niego karcąco.
Czy mogłabym… – zaczęłam niepewnie.
Oczywiście – potwierdziła pani domu. Schodami udałam się na górę rozglądając się po znajomym wnętrzu. Serce obijało mi się o żebra, kiedy pchnęłam drzwi do pokoju Kepy. Nie było mnie tutaj tak długo… Jego azyl również zachował się w takim stanie, jakim go zapamiętałam. Sportowe koszulki zdobiły ściany, a zdjęcia z idolami stały na biurku. Usiadłam na łóżku rozkoszując się jego fakturą, wracając wspomnieniami do wydarzenia, które nas zmieniło, które zapoczątkowało zupełnie inny rodzaj znajomości. Zatraciłam się w smaku jego ust, dotyku jego drżących i nieco niepewnych dłoni na moim ciele, z początku nieporadnych, później stanowczych ruchów… Zamrugałam zdziwiona powiekami, gdy dostrzegłam niedomkniętą szufladę białej komody. Zwabiona niezdrową ciekawością podeszłam do niej i opuszką palca pogładziłam materiał mojej kwiecistej koszuli na ramiączkach, którą wtedy ze mnie zdarł. Spłonęłam rumieńcem jednocześnie czując dziwną ekscytację. Nie pozbył się jej, zatrzymał… Zmarszczyłam brwi dostrzegając schowane pod nią fotografie. Z szoku uchyliłam usta. Były nasze… Przedstawiały naszą dwójkę, stanowiły naszą tajemnicę, bo przecież nikt nie zdawał sobie sprawy z zażyłości naszej relacji. Głupie miny, roziskrzone oczy, błogie uśmiechy, czułe pocałunki, mocne objęcia. Puente Viejo, Isla de Garraitz… Zachował je. Wzruszona otarłam mokre policzki. Nie zorientowałam się, kiedy popłynęły pierwsze łzy. Poruszenie ścisnęło mnie za gardło i odebrało mowę. Ostrożnie włożyłam zdjęcia do szuflady i przykryłam je naderwaną koszulą. Zeszłam na dół, pożegnałam się i życzyłam udanego lotu. Miałam zamiar udać się do domu, lecz nogi poniosły mnie w zupełnie inne miejsce.

 Puente Viejo. Jeden z najbardziej charakterystycznych elementów miasta. Most otoczony urokliwymi budynkami oraz uliczkami. Szum rzeki, zacumowane łodzie. Moje ukochane miejsce w Ondarroi. Świadek naszego pierwszego pocałunku. Pozwoliłam sobie na chwilę refleksji opierając się o ceglane ściany. Wpatrywałam się w dal, z zachwytem podziwiałam panoramę miasta, teraz dodatkowo rozświetloną przez świąteczne ozdoby i dekoracje. Kochałam Londyn, lecz tutaj czułam się tak spokojnie. Nie musiałam się nigdzie spieszyć, przepychać przez tłum. Ondarroa była inna, cichsza, ale posiadała swoją specyfikę. Doceniałam w niej tę harmonię oraz magię. Odruchowo dotknęłam swoich ust powracając pamięcią do tamtego dnia. Byliśmy dziećmi, które bawiły się w dorosłość. Po jednym z jego treningów, obżerając się ciastkami dotarliśmy na most świecący pustkami. Wiatr rozwiewał mi włosy, a Kepa odgarniał ich niesforne kosmyki z mojej twarzy. Byliśmy tak blisko siebie i nie myśleliśmy racjonalnie. Daliśmy ponieść się chwili. Czułam jego szybko bijące serce, moje wystukiwało taki sam szalony rytm. Jego usta smakowały cynamonem. Zaśmiałam się cicho czując wibrację w kieszeni. Zdziwiłam się widząc wiadomość od Hiszpana. Przejechałam palcem po ekranie.
Jesteś na Puente Viejo? ;)
Wysłałam twierdzącą odpowiedź czekając na jego kolejny ruch.
Stoisz dokładnie tam, gdzie staliśmy podczas naszego pierwszego pocałunku? ;)
Tak ;)
Kucnij, a dostrzeżesz coś niewidocznego na pierwszy rzut oka ;)
Zagryzłam wargę, ale wykonałam jego polecenie. Mała ozdobna torebeczka, z której wyciągnęłam pudełeczko. Uchyliłam jego wieczko wyczuwając jedynie niebieską karteczkę. Jeden cytat. Jeden jedyny mówiący wszystko.

Czy mówiłem Ci ostatnio, że Cię kocham?
Mówiłem Ci, że nie ma nikogo ponad Tobą?
Napełniasz me serce radością
Zabierasz cały mój smutek
Łagodzisz me kłopoty, właśnie to czynisz…

Ondarroa, 25.12.2019 r.

 Święta Bożego Narodzenia miały dla nas szczególny charakter. Kolację wigilijną spożyliśmy w rodzinnym gronie, ciesząc się swoim towarzystwem oraz obecnością. Wszelkie troski i smutki odleciały, pozostała jedynie radość i nadzieja. Stół uginał się od tradycyjnych potraw, które przygotowałam z pomocą cioci oraz babci. Pieczony indyk nadziewany bekonem, owocami oraz pieczarkami. Pieczona jagnięcina z ziemniakami, pokrojonymi tak, aby jej paski przypominały pajdy chleba. Przeróżne znakomitości sporządzone z ryb oraz owoców morza. W oknach odbijał się blask choinkowych światełek, a pod tradycyjnym drzewkiem stała mała szopka zrobiona przez dziadka. Kultywował ten zwyczaj od małego, dostarczając sobie i nam wielkiej radości. Po świątecznym obiedzie przystąpiliśmy do składania sobie życzeń oraz obdarowania się prezentami. Kochałam te momenty, ogarniało mnie wzruszenie, nad którym nie do końca potrafiłam zapanować. Ten rok przyniósł wiele zmian, pojawiły się wielkie wyznania, które dały nadzieję na coś lepszego, na spełnienie, którego oczekiwałam od tak dawna. Słowa wypisane pismem Kepy, jego ciepłą dłonią siedziały mi w głowie. Kochałam go, a on kochał mnie. Wierzyłam, że po powrocie do stolicy Anglii uda nam się stworzyć związek. Taki prawdziwy, szczery, oparty na zaufaniu i miłości. Parsknęłam śmiechem widząc Jamesa sięgającego po kandyzowane owoce oraz marcepan. Nigdy nie miał dość!
Brzuch ci zaraz pęknie! – rzuciłam wystawiając mu język.
To twoja wina, bo za dobrze gotujesz! – odpyskował.
Jeszcze czego! Nie musisz jeść wszystkiego naraz!
Muszę, bo do jutra wszystko zniknie! – odparował strzelając we mnie jabłkiem.
James! – pisnęłam oburzona.
Dzieci, przestańcie – zaśmiała się babcia. – Zachowujecie się gorzej, niż wtedy, gdy byliście mali!
Ona dalej jest mała – James wskazał na mnie palcem. Zmrużyłam wściekle oczy.
Mała to jest twoja…! Ja jestem niska – uśmiechnęłam się słodko. Policzki mojego brata pokryły się czerwienią, ale nie miał siły na obronę. W geście triumfu uniosłam dłonie do góry.
Nie warto zadzierać z siostrą – zachichotał wujek popijając czerwone wino.
To prawda – potwierdziłam gramoląc się na fotel dziadka. Potarmosił moje włosy, a ja zaciągnęłam się jego zapachem. Babcia podała mi kubek gorącego kakao, który przyjęłam z wdzięcznością. Było tak rodzinnie, bajkowo, świątecznie…

 Późnym wieczorem zaszczyciła mnie obecność mojego stukniętego braciszka. Z talerzem pełnym ciastek wskoczył na łóżku klepiąc miejsce obok siebie. Rozbawiona pokręciłam głową, lecz z chęcią skorzystałam z jego zaproszenia.
Spowiadaj się – rzucił lekko, czym wprowadził mnie w konsternację. – Nie rób takiej zdziwionej miny! – Zbeształ mnie.
Nie wiem, co ci chodzi – powiedziałam zgodnie z prawdą porywając z talerza kruche ciastko.
Dlaczego Kepa poprosił mnie o tak dziwną przysługę? – zapytał przypatrując mi się uważnie. Zamarłam z przysmakiem zbliżającym się do ust.
Nie wiem? – odpowiedziałam głupio czując ogarniającą mnie panikę. Chyba nie powiedział Jamsowi, co napisał na tej specjalnej karteczce?
Dobrze, nie będę drążył tematu – skapitulował bezradnie rozkładając ręce. – Wiesz… – Zaczął patrząc na mnie z ukosa. – Zastanawiałem się nad przeprowadzką do Londynu – Przygryzł nerwowo wargę. Zatkało mnie.
Z powodu Grace? – wypaliłam zanim zdołałam ugryźć się w język.
Dlaczego z powodu Grace? – zabawnie zmarszczył brwi. – Jest urocza, ale…
Nie, nie, nie! Ona nie jest urocza, a ty nie jesteś słodki!
Powiedziała, że jestem słodki?! – zainteresował się.
Boże, daj mi siły – poprosiłam wymownie patrząc w górę. James trącił mnie w bok. – Naprawdę jesteś nią zainteresowany? – Zrobiłam zbolałą minę.
Nie… – odparł z lekkim wahaniem. – Powiem ci coś, ale jeszcze nie teraz – Obiecał. Zacisnęłam usta, ale uszanowałam jego decyzję.
Niech ci będzie – przewróciłam oczami. – Co robimy? – Zajęczałam machając nogami w powietrzu.
Film? – zaproponował otwierając MacBooka. Kiwnęłam głową. – Love Actually?
Och, braciszku, wiesz czego mi trzeba! – powiedziałam radośnie. – Ale skończyły się ciastka – Zauważyłam.
Skoczę po popcorn – zaoferował i zwlekł się z łóżka. Wrócił po kilku minutach z popcornem, chipsami, kolejną porcją ciastek i winem. – Są święta – Powiedział, jakby to przesądzało sprawę.
Masz rację – przyznałam. James przykrył nas kocem, a ja wygodnie ułożyłam głowę na jego ramieniu. – Cieszę się, że chcesz się przeprowadzić. Tęsknię za tobą – Wyszeptałam cicho.
Ja za tobą też, moja Mała Mi – parsknął otwierając butelkę. Westchnęłam błogo prosząc w myślach, aby zdecydował się porzucić Los Angeles na rzecz Londynu. Znowu bylibyśmy razem, jak za starych dobrych czasów…


***

Witam!

Tęskniłyście za Jamsem? :D 
Dziś bez Kepy, ale mam nadzieję, że małą nieobecność wynagrodził swoim wyznaniem ^^


Pozdrawiam ;*