niedziela, 28 lipca 2019

Trzeci

Londyn, 20.05.2019 r.

 Lepszy tydzień czas zacząć! Z tym pozytywnym nastawieniem przekroczyłam próg restauracji uśmiechając się do klientów siedzących przy stolikach. Pełniąca dziś pierwszą zmianę Grace posłała mi dziwny uśmiech, ale postanowiłam go zignorować. Ją przy okazji też. Przebrałam się w służbowy uniform, związałam pomarańczową gumką z kokardką włosy w wysokiego kucyka i byłam gotowa rozpocząć pracę.
Kobieta zajmująca stolik przy oknie pytała o ciebie – rzuciła Grace biorąc do ręki długopis.
Cześć, Grace, ciebie też miło widzieć, jak minął ci weekend? – zapytałam słodko, a blondynka irytująco przewróciła oczami.
Cześć, Alisa, ciebie nie, nie twój interes – odpowiedziała, a ja prychnęłam pod nosem. Odwróciłam się i spostrzegłam Andreę.
Do cholery, jeszcze jej mi tutaj do szczęścia brakowało – mruknęłam.
Ona chyba też nie pała do ciebie sympatią – stwierdziła Grace. – Ale powiedziałam jej, że gdy tylko się zjawisz to do niej podejdziesz, więc…
Nasz klient nasz pan – wycedziłam idąc w kierunku Hiszpanki. Czego ona ode mnie chciała? – Witam, co podać? – Zapytałam próbując wykrzesać z siebie coś na kształt uśmiechu.
Cześć, Alisa. Może danie dnia? – obrzuciła mnie spojrzeniem, a ja zanotowałam jej zamówienie.
Chciałaś czegoś ode mnie? – spytałam siląc się na swobodny ton. Naprawdę nie rozumiałam jej niechęci do mnie. To ja miałam większe powody!
Przechodziłam obok, postanowiłam wpaść i osobiście się z tobą przywitać – wyjaśniła. Pokiwałam głową i podałam dalej jej zamówienie wracając na salę główną. Andrea zerkała na mnie co jakiś czas myśląc, że tego nie widzę. Dobre sobie! Usłyszawszy, że jej zamówienie jest gotowe podeszłam do stolika.
Życzę smacznego – obwieściłam i odwróciłam się, by odejść. Zamiast tego potknęłam się i omal nie staranowałam wychodzącej pary staruszków. Posłałam Andrei wściekłe spojrzenie, a ona uśmiechnęła się pod nosem. – Co to niby miało znaczyć?
No właśnie? – obok mnie znikąd pojawiła się Grace. – Widziałam jak podłożyłaś Alisie nogę – Powiedziała. Zaskoczona uchyliłam usta. Czy Grace właśnie stanęła w mojej obronie?
Nie przypominam sobie, abyśmy przeszły na ty – odparła oschle Andrea. – I coś musiało ci się przewidzieć.
Nic mi się nie przewidziało i nasza trójka doskonale o tym wie. Jeśli przyszła tutaj pani jedynie po to, by narobić Alisie kłopotów to trafiła pani na zły adres – wycedziła i odeszła w kierunku zaplecza. Nie zaszczyciwszy Hiszpanki nawet spojrzeniem udałam się za Grace.
Dziękuję, Grace – oznajmiłam. – Nie musiałaś tego robić.
Daj spokój, Alisa – odparła. – Gdybym nie interweniowała to ta paniusia pewnie wezwałaby szefa, a po twoim ostatnim występku… Może i nie darzę cię sympatią, ale nie możemy sobie pozwolić na utratę ciebie. I nie chcę żadnych ckliwych uścisków! Zbieram się, do jutra! – Powiedziała szybko, wzięła swoje rzeczy i opuściła restaurację. Jeszcze długo nie mogłam wyjść z szoku.

Londyn, 22.05.2019 r.

 Korzystając z wolnego dnia udałam się na spacer do Hyde Parku. Przeszłam obok Apsley House i kątem oka obserwowałam Straż Poboczną królowej, która właśnie przejeżdżała przez park do Horse Guards Parade na ceremonię zmiany warty. Podczas mojego pięcioletniego pobytu w stolicy Anglii zdążyłam już poznać niektóre nawyki oraz tradycje, które niezmiennie mnie fascynowały. O tej porze w parku nie było tłoczno, co przyjęłam z zadowoleniem. Chciałam trochę odpocząć i wyciszyć umysł. Mimo że dzień był słoneczny to wiatr dawał się we znaki. Opatuliłam się szczelniej moim jaskrawym kardiganem i stukając czarnymi botkami na obcasach ruszyłam w kierunku jeziora Serpentine. Minęłam pawilon muzyczny oraz różany ogród i dotarłam do jego północnego brzegu. Zatrzymałam się w miejscu i odetchnęłam czystym powietrzem. W oddali zobaczyłam zacumowane łodzie oraz wodne rowery, z których można było korzystać od marca. Zapatrzyłam się na łabędzie uśmiechając się pod nosem.
Tak myślałem, że to ty – podskoczyłam w miejscu słysząc znajomy głos. – Przepraszam, nie chciałem cię przestraszyć!
Ale to zrobiłeś! – fuknęłam oskarżycielsko. – Co tu robisz? – Spytałam.
Biegam – odpowiedział. – A ty?
Cieszę się naturą i podziwiam łabędzie – odparłam zgodnie z prawdą. – Nie masz treningu?
Dopiero za dwie godziny – powiedział. – Jeśli nie masz nic przeciwko, mogę ci potowarzyszyć – Zaproponował. Kiwnęłam głową.
Kepa… – zaczęłam niepewnie. Zastanawiałam się, czy poruszyć z nim temat Andrei, czy zostawić go w spokoju.
Wiem o tym, że Andrea była w restauracji – odezwał się, jakby słysząc moje myśli.
Na pewno sprzedała ci swoją wersję o tym jaką niezdarą jestem – rzuciłam kopiąc niewinny kamyk.
Nie przeczę – mruknął. – Ale nie wierzę, że byłabyś w stanie z impetem wpaść na parę staruszków – Zaśmiał się, a ja parsknęłam pod nosem. – Andrea bywa czasami nieznośna. Nie próbuję jej bronić, ale uznałem, że powinnaś to wiedzieć. Czasami nie potrafi utrzymać języka za zębami.
Raczej zębów za językiem – mruknęłam cicho. – Nie rozmawiajmy już o tym. Zgodził się zasypując mnie informacjami o swoich kolegach z drużyny, o treningach oraz meczach. Słuchałam go w skupieniu. Czuć było od niego pasję i zawodowe spełnienie. Doszliśmy pod pomnik pełniący rolę fontanny wzniesiony ku czci księżnej Diany. Usiedliśmy na jednej z ławek, a moje spojrzenie zatrzymało się na książce trzymanej przez kobietę siedzącą nieopodal. Kepa poszedł za moim śladem i głośno się zaśmiał.
Nadal jesteś oczarowana twórczością Jane Austen? I czy Duma i uprzedzenie dalej figuruje na szycie twoich ulubionych książek?
Świat cierpi na brak mężczyzn, szczególnie tych, którzy są cokolwiek warci – odpowiedziałam z irytacją wystawiając mu język.
Głupi mężczyźni to jedyni, jakich warto znać – uśmiechnął się szeroko wprawiając mnie w osłupienie.
Pamiętałeś!
Alisa… Kazałaś mi się uczyć tych cytatów! Zapisywałaś mi je w specjalnym zeszycie i przy każdej okazji podsuwałaś mi je pod nos… Ciężko zapomnieć!
Jestem pod wrażeniem! Odpowiadając na twoje wcześniejsze pytanie… Tak, nadal jestem oczarowana jej twórczością. W zeszłym roku, w moje urodziny Matt zabrał mnie do Chawton, do jej domu obecnie przekształconego w muzeum. To było jak wygranie na loterii!
Kto to jest Matt? – zapytał marszcząc brwi.
Serio, tylko tyle wyciągnąłeś z mojej wypowiedzi? Matt, to mój chłopak – powiedziałam.
Ach, rzeczywiście!
Musicie się poznać. Koniecznie! Jest fanem piłki nożnej, więc znaleźlibyście wspólny język.
W to nie wątpię. A co słychać u Jamesa? – zmienił temat.
Buja się po świecie. Obecnie przebywa w Los Angeles… Nie pytaj, po co. Może szuka sławy i poklasku – parsknęłam śmiechem na samo wyobrażenie.
Z nim też muszę się spotkać – stwierdził patrząc na zegarek. – Zanim zaczniemy trening w ośrodku treningowym mamy się na chwilę wstawić na stadionie. Chcesz mnie odprowadzić? To niecała godzina drogi stąd – Zaproponował. Zgodziłam się bez wahania. Raźnym krokiem szliśmy zatłoczonymi ulicami Londynu. Ludzie spieszyli się do pracy, zaprowadzali dzieci do przedszkoli i szkół. Nasze rodzinne miasto było inne, spokojniejsze, ale nauczyłam się doceniać zgiełk panujący w stolicy. Miało to swój urok, a zabytkowe budowle, czy pomniki zachęcały do przystania choć na chwilę w miejscu. Londyn tętnił życiem, a ja ze swoim charakterem wpisałam się znakomicie w atmosferę tego miasta. Nim się zorientowałam byliśmy na miejscu. Rozejrzałam się zaciekawieniem. Wszędzie było niebiesko. Tłumy kibiców robiących zdjęcia, cieszących się chwilą, przekrzykujących się.
Zawsze jest tu tak… Tłoczno?
Tak – odparł maskując twarz okularami przeciwsłonecznymi. Czy on naprawdę usiłował stać się bardziej przystojnym?
Mogę zdjęcie?! – zapiszczałam nagle jak mała dziewczynka dostrzegając jego wiszącą podobiznę. Kepa wykrzywił usta w uśmieszku, ale skinął głową. Zrobiłam z ust dzióbek i udałam, że całuję jego policzek. – Dziękuję! – Odparłam odbierając od niego moje błękitne cudo. – Nie zatrzymuję cię już, udanego treningu! – Powiedziałam i dałam mu całusa w policzek. Uśmiechnął się pod nosem, po czym mierzwiąc moje włosy zniknął za szklanymi drzwiami. Jeszcze długo patrzyłam za jego oddalającą się sylwetką…


***

Witam! 

Ciąg dalszy relacji Alisy z Kepą ^^ 



Pozdrawiam ;*