niedziela, 22 marca 2020

Dwudziesty ósmy

Londyn, 03.03.2020 r.

 Świat się zatrzymał. Zgasły światła, kurtyna opadła w dół. Zamarłam, nie mogłam się poruszyć, nogi odmówiły mi posłuszeństwa. Czułam się tak, jakbym wylądowała w bańce, w której nie było dostępu do powietrza. Ostre igły zaatakowały moje serce, wbijały się mocniej, jakby za wszelką cenę chciały zrobić mi krzywdę. Zapomniałam, jak się oddycha. Dreszcz przerażenia przeszedł po moich plecach, wstrząsnął moim ciałem. Zamknęłam powieki, a później je otworzyłam. Powtórzyłam tę czynność kilkakrotnie, ale obraz pozostawał niezmienny.
Nie przywitasz się z rodzicami, córeczko? – z otępienia wyrwał mnie drwiący głos mojego ojca. Podziałało, kubeł zimnej wody został wylany. Zrobiłam krok w ich kierunku, drugi, trzeci. Zatrzymałam się przed nimi złowieszczo zaciskając pięści. Nie mogłam dać im się zdominować, nie mogłam pokazać, jak ich widok mnie zranił.
Ja nie mam rodziców – odparłam zimno. – A wy… Nie macie prawa się tak nazywać. Jesteście potworami i nikim więcej! – Powiedziałam głośno.
Jak śmiesz odzywać się do nas w taki sposób?! – ojciec podniósł na mnie rękę. W porę odskoczyłam. – Nie tak cię wychowaliśmy!
Jesteś śmieszny! Oboje jesteście! W ogóle mnie nie wychowaliście, tylko powierzyliście to zadanie komuś innemu! Przez wasze chore przekonania i poglądy na świat nigdy nie zaznaliśmy od was ciepła i miłości. Nienawidzę was. Razem i osobno! Jak mnie znaleźliście? – zadałam nurtujące mnie pytanie.
Daruj sobie te śmieszne farmazony – ojciec lekceważąco machnął dłonią. – Miałem wychowywać jakiegoś odmieńca, a później udawać, że toleruję jego orientację? Za rozpad naszej rodziny wiń swojego chorego braciszka, a nie nas! – Zagrzmiał. Jego słowa były sztyletem.
Odejdźcie stąd, zanim zrobię wam krzywdę! Nienawidzę was, tak bardzo was nienawidzę! – krzyknęłam tracąc nad sobą panowanie. Miałam ochotę ich uderzyć, szarpnąć nimi, by ukoić swój ból i szalejące we mnie negatywne emocje.
Co tutaj się dzieje? – Kepa zmaterializował się obok mnie w samą porę. Widząc mój stan przeraził się nie na żarty. – Alisa, kochanie, wszystko w porządku?
Kochanie? – matka prychnęła kpiąco. – Ładnie się urządziłaś – Z uznaniem pokiwała głową. Zdezorientowany Kepa w końcu spojrzał w stronę moich rodziców. W mig ich rozpoznał.
Co państwo tutaj robicie? – zainteresował się. – Czego chcecie od Alisy? – Warknął.
Wpadliśmy z rodzicielską wizytą, to wszystko – ojciec lekceważąco machnął dłonią. – Jesteście razem?
Nie twój interes – ucięłam. – Nie odpowiedzieliście na moje wcześniejsze pytanie. Jak mnie tutaj znaleźliście?
Media społecznościowe to pożyteczny wynalazek – matka pomachała mi przed nosem najnowszym modelem iPhone’a, z którego uśmiechał się mój profil na Instagramie. Zaklęłam szpetnie. – Nie ładnie przeklinać, młoda damo – Pouczyła mnie. Wyrwałam się do przodu, żeby ją skrzywdzić, ale Kepa zamknął mnie w szczelnym uścisku.
Nie warto, Alisa – szepnął. – Nie chcę być niegrzeczny, ale…
Co u Jamesa? Dalej lubuje się w mężczyznach? Dalej jest… Pedałem? – spytał okrutnie i splunął na ziemię.
Jeszcze jedno słowo, a przysięgam, że rozwalę ci twarz – odezwałam się. – Zniknijcie stąd, zajmijcie się swoim życiem, dajcie nam spokój. Nie potrzebujemy was, wy nie potrzebujecie nas. W dalszym ciągu nie rozumiem, po co tutaj przyszliście, ale straciliście cenny czas. Odrzuciliście nas, więc nie macie do nas żadnych praw. Nie jesteśmy rodziną – Powiedziałam gorzko. – Nie znam was.
Wyrosłaś na bezczelną dziewuchę – matka spojrzała na mnie krytycznie. – Zagwarantowałaś sobie łatwe życie – Wymownie wskazała na Kepę i znajdujący się za nami stadion.
Ani słowa więcej – wtrącił się bramkarz przeczuwając do czego zmierza ta rozmowa. – Na nas już czas – Objął mnie. Cała się trzęsłam. Łzy ciurkiem spływały z moich policzków. – Już po wszystkim, maleńka – Zapewnił, kiedy wsiadłam do samochodu i zapięłam pas. – Już ich nie ma, zniknęli i już nie wrócą, obiecuję ci to – Złożył pocałunek na wewnętrznej stronie mojej dłoni i ruszył z piskiem opon. Nie potrafiłam objąć rozumem tego, co rozegrało się przed paroma minutami. Życie mnie na to nie przygotowało. Droga do domu upłynęła nam w ciszy. Kepa nie wiedział, co powiedzieć, ja próbowałam ostudzić szalejącą we mnie agresję. – Lody, gorąca czekolada, czy mocna whisky? – Spytał, kiedy przekroczyliśmy próg.
Seks – wymruczałam ściągając z siebie ubranie. Zdezorientowany zamrugał powiekami.
C-co? – wykrztusił obserwując, jak rzucam w niego biustonoszem.
Dobry i ostry seks – oznajmiłam otwarcie. – Piszesz się na to? – Zapytałam słodko ściskając jego krocze.
Nie wiedziałem, że tak lubisz odreagowywać stres – powiedział słabo. Jego oddech się rwał.
Jeszcze wielu rzeczy o mnie nie wiesz, Arrizabalaga – mruknęłam mu do ucha. To wystarczyło. Obdarzył mnie płonącym spojrzeniem i zabrał do raju. A może otworzyły się pod nami wrota do piekieł…

Londyn, 09.03.2020 r.

 Wraz z nastaniem kolejnego dnia, z ciężkim sercem opowiedziałam Jamsowi o sytuacji, która miała miejsce przed stadionem Chelsea. Chciałam być twarda, dla niego i dla siebie, ale emocje mi na to nie pozwoliły. Próbowałam go chronić, nie chciałam mówić dosadnie tego, co usłyszałam, ale jego twarde spojrzenie przewierciło mnie na wylot. Rozumiałam go, miał prawo wiedzieć. Pragnęłam oszczędzić mu tego bólu, jednak zapewnił mnie, że jest już dużym chłopcem. Pogodził się z tym, przyjął do wiadomości to, że już nigdy więcej, do końca życia nie będzie miał w tych ludziach wsparcia. Przeszliśmy przez to razem. Mieliśmy siebie, Kepę oraz Matta, którzy byli dla nas w tych chwilach. Od tamtej niespodziewanej wizyty słuch po nich zaginął i miałam nadzieję, że już się nie pojawią, że nie będą siać zamętu w naszym poukładanym świecie. Nie było w nim dla nich miejsca od bardzo dawna, odkąd nas porzucili, odkąd się nas wyrzekli. Chciałam wierzyć w to, że odpuszczą, że dadzą nam spokój, ale na dnie serca tlił się niepokój oraz strach. Odgoniłam od siebie te myśli skupiając się na przygotowaniu tacos dla trzech żarłoków. James całował się w kącie kuchni z Mattem, a Kepa nieudolnie próbował mi pomóc.
Wsypałeś za dużo przyprawy! – zbeształam go.
Przecież lubisz na ostro, Señorita – wymruczał śmiejąc się cicho.
Kepa! – sapnęłam oburzona. – Tak chcesz się bawić, Papi? – Zniżyłam głos do szeptu.
Ej! Słyszymy was! – odezwał się James. – Naprawdę nie interesują nas wasze łóżkowe przezwiska!
Przecież nikt nic nie powiedział o łóżkowych… – zaczęłam, ale jedno znaczące spojrzenie Matta posłużyło mi za odpowiedź.
Cóż… Czasami was słychać – wzruszył ramionami powstrzymując chichot. Zakryłam twarz włosami, by ukryć jej stan.
Was też – odgryzł się Kepa. – Naprawdę, stary, to jest coś, czego zdecydowanie wolałem uniknąć – Odezwał się do Jamesa.
Czyżby? – James zgromił go wzrokiem. – Mam ci przypomnieć, kto zbałamucił moją małą siostrzyczkę i ukradł jej cnotę?
James! – warknęłam i zdzieliłam go ścierką po głowie. – Dość tego! – Zarządziłam.
To nie ja zacząłem! – zaczął się bronić. – Matt, powiedz im coś!
Nie wykorzystuj Matta przeciwko mnie! – wycelowałam w niego palcem.
Dobrze, już dobrze – mój przyjaciel zalecił spokój. – I tak chcieliśmy wam coś powiedzieć… Znaleźliśmy urocze mieszkanko, więc…
Och… – momentalnie się zasmuciłam. – Mam przez to przechodzić jeszcze raz?
Tym razem masz Kepę u swojego boku – Matt czule mnie objął. – Rozchmurz się, Przylepie! – Cmoknął mnie w nos. Roześmiałam się dźwięcznie.
Zależy mi na waszym szczęściu, więc wszystko rozumiem – powiedziałam po chwili.
Dziękuję – szepnął, a ja posłałam mu całusa w powietrzu. Udał, że go łapie i zasiadł do stołu. Kiedy podałam obiad ukradkiem otarłam łzy wzbierające się w kąciku moich oczu. Obydwoje zdecydowanie zasłużyli na wszystko, co najlepsze. Kepa podchwycił moje spojrzenie i wiedziałam, że pomyślał o tym samym. Cała nasza czwórka na to zasługiwała…

Londyn, 10.03.2020 r.

 Musiałam zrezygnować z dzisiejszych zajęć na rzecz przyjęcia, które było zaplanowane na wieczór. Właściciel Chelsea wynajął restaurację, aby w niej, wspólnie z zawodnikami, trenerami i całym sztabem szkoleniowym świętować sto piętnaste urodziny klubu. Wiedziałam, że będę mieć ręce pełne roboty, dlatego przed południem wyciągnęłam Kepę na spacer do Hyde Parku. Malownicza okolica powoli budziła się do życia, słońce wisiało wysoko na niebie, a śpiew ptaków powodował nadzieję. Spuściłam Lindę ze smyczy, aby mogła się wyszaleć.
Będzie gonić niewinne wiewiórki – parsknął Kepa obserwując naszą pociechę. Z dnia na dzień stawała się coraz większa i jeszcze bardziej rozkoszna.
Jest urocza – stwierdziłam obserwując jak wesoło merda ogonkiem. – Nie myślałeś czasem nad rodzeństwem dla niej? – Spytałam w pewnym momencie. Kepa zamarł w pół kroku.
Rodzeństwem? – zbladł w jednej sekundzie. – Nie uważasz, że to trochę za wcześnie…? – Motał się, a ja zdziwiona uchyliłam usta.
Mówiłam o drugim psie, ty ciołku! – otrzeźwiłam go.
Och! – wykrzyknął z ulgą. – Dzięki Bogu!
Dobrze znać twoje zdanie w pewnych kwestiach – prychnęłam.
Alisa, kochanie… No nie bądź taka!
Żartowałam – przewróciłam oczami. – W takim razie… Co sądzisz?
Uważam, że to znakomity pomysł – poparł moje zdanie patrząc na ściskającą się nieopodal parę. – Hej… Czy to nie Alex? – Zapytał marszcząc brwi. Podążyłam za jego wzrokiem i poczułam, jak wbija mnie w ziemię.
Oczywiście, że Alex! Z… O mój Boże… Z Grace…? – wyszeptałam słabo wachlując się dłonią. – Mógł mieć mnie, a wybrał ją?! – Pisnęłam.
Alisa! – Kepa zgromił mnie wzrokiem. – Dzięki wielkie! – Fuknął zakładając ręce na piersi.
Nie dąsaj się, przecież wiesz, co miałam na myśli – pieszczotliwie zmierzwiłam mu włosy. – Och… Wziął ją na przejażdżkę swoim motocyklem?! Mi też to obiecał! – Tupnęłam nogą rejestrując jego imponującą maszynę.
Alisa, jeszcze jedno słowo, naprawdę… – Hiszpan zacisnął szczękę.
Już nic więcej nie mówię – skapitulowałam rzucając Lindzie patyk.
Wracamy? – zaproponował po upływie paru przyjemnych chwil. – Musimy się przygotować na wieczór… – Ziewnął szeroko na samą myśl.
Chyba musimy – westchnęłam patrząc na zegarek. Kepa przypiął psiakowi smycz i oddaliliśmy się w kierunku domu. Naszego domu… Wszystko inne traciło na znaczeniu, gdy miałam Kepę u swojego boku…


***

Witam! 

Miałam kończyć tę historię na trzydziestu rozdziałach i epilogu, ale postanowiłam, że będzie trwała troszkę dłużej ;) 
Tutaj też akcja będzie toczyła się swoim tempem ^^ 



(Tęsknię za nim... 😢 Żeby nie było... Za meczami również! 😂)

Pozdrawiam ;*

niedziela, 8 marca 2020

Dwudziesty siódmy

Londyn, 25.02.2020 r.

 Początek najkrótszego miesiąca w roku kalendarzowym przyniósł ze sobą depresyjną aurę oraz pierwszy poważny test dla mojego rozpoczynającego się związku z Kepą. Powietrze przesiąknięte było wilgocią, z ciemnego nieba lał deszcz, a słońce było ukryte za burzowymi i ciężkimi chmurami. Kepa stracił miejsce w wyjściowej jedenastce Chelsea oddając je blisko czterdziestoletniemu koledze z drużyny. Był sfrustrowany, chodził zły, przygnębiony i smutny. Rozumiałam go, bo w pocie czoła harował na swoją pozycję i chciał pomóc drużynie w odnoszeniu zwycięstw. Nie do końca rozumiałam jednak, dlaczego tak nagle stał się markotny i małomówny. Próbowałam do niego dotrzeć, weprzeć go, ale odrzucał moją pomoc. Byłam wściekła, bo nie wiedziałam, co mogę zrobić, czym sprostać, aby poprawić mu humor. Kiedyś mówił mi, że nie przejmuje się pojawiającymi się plotkami o jego możliwym odejściu z londyńskiego klubu, lecz teraz z zapałem czytał każdy artykuł i załamywał ręce. Jego stan odbił się na moim. Mijaliśmy się na korytarzu, albo w jego mieszkaniu, albo w moim domu, nie spędzaliśmy ze sobą czasu, traktowaliśmy się jak powietrze. On wychodził na treningi, gdzie dawał z siebie wszystko, udowadniał, że powinien wrócić, ja przytłoczona wychodziłam do restauracji, a później udawałam się na kurs, gdzie choć na chwilę mogłam oderwać myśli od Hiszpana. Matt i James zajęli się sobą, ciągle gdzieś znikali, bądź wymieniali się czułościami. Odnalazłam pocieszenie u Lindy i Alexa, który służył mi ciepłą herbatą. Nie tak wyobrażałam sobie moje życie po tym, gdy wyznaliśmy sobie swoje uczucia, gdy powiedzieliśmy sobie, że się kochamy. Zdawałam sobie sprawę, że nie będzie ono usłane różami, że prędzej, czy później pojawią się problemy, lecz nie dopuszczałam do siebie myśli, że zjawią się tak szybko, że nie będziemy umieli sobie z nimi poradzić. Wściekła odłożyłam trzymaną w dłoni szklankę i twardym wzrokiem popatrzyłam na siedzącego w salonie Kepę.
Albo w tej chwili powiesz mi, co się dzieje, albo wyjdę z twojego mieszkania i nigdy nie wrócę. Wybieraj – rzuciłam stając nad nim. Obrzucił mnie obojętnym wzrokiem i zacisnął zęby. – Kepa, do cholery jasnej! Obudź się! Chcę wiedzieć, co w ciebie wstąpiło!
Nic do cholery we mnie nie wstąpiło – uciął. – Możesz dać mi spokój?
Po to, żebyś dalej się nad sobą użalał? – zironizowałam. – Za kilka godzin gracie mecz w Lidze Mistrzów! – Krzyknęłam, chcąc odrobinę nim wstrząsnąć.
Co z tego? I tak w nim nie zagram! – odgryzł się. – Co cię to w ogóle obchodzi?
Ty mnie obchodzisz! – sprecyzowałam. – Nie mogę znieść tego, że znajdujesz się w takim stanie, a ja nie potrafię ci pomóc! – Sfrustrowana przeczesałam swoje włosy.
Nie chcę twojej pomocy – powiedział cicho drapiąc Lindę za uszami. Zabolało.
Dobrze, nic na siłę – warknęłam udając się w kierunku jego sypialni. Włożyłam do torby swoje rzeczy, które zdążyłam u niego zostawić kursując pomiędzy dwoma mieszkaniami. Irytujące łzy napłynęły mi do oczu, ale za wszelką cenę starałam się nie rozpłakać. – No to cześć – Odezwałam się zmierzając w kierunku drzwi. Linda poderwała się z kanapy i przydreptała do mnie machając ogonkiem. Schyliłam się i pocałowałam ją w nos.
Co ty wyprawiasz? – spytał Kepa patrząc na mnie z przerażeniem. – Dlaczego zabierasz swoje rzeczy?
Przecież mnie tutaj nie chcesz – wzruszyłam ramionami i pociągnęłam nosem.
Alisa, ja…
Odezwij się, jeśli zmądrzejesz. Jeśli nie… Sam sobie dopowiedz resztę – oznajmiłam czując w gardle ogromną gulę. Wyszłam trzaskając drzwiami, a moim ciałem wstrząsnął spazmatyczny szloch. Przecież to nie mógł być nasz koniec…

Londyn, Stamford Bridge, 25.02.2020 r.

 Przyprawiającym o ciarki na całej skórze hymnem Ligi Mistrzów rozpoczęło się spotkanie w fazie pucharowej pomiędzy Chelsea a Bayernem Monachium. Stadion wypełniony był po brzegi, sympatycy licznie zgromadzili się na trybunach, by wspierać swoich piłkarzy. Uzbrojona w wiedzę, wiedziałam że osiem lat temu obie drużyny spotkały się w finale, i że to Niebiescy odnieśli wtedy triumf po serii rzutów karnych. Oczywiście zdawałam sobie sprawę, że z tamtego składu nie pozostał ani jeden piłkarz, a człowiek, który w tamtym pamiętnym meczu nosił na ramieniu opaskę kapitana, teraz motywował swoich zawodników z ławki trenerskiej. Kepa po raz kolejny nie wyszedł z podstawowym składzie, siedział z założonymi rękami i w skupieniu obserwował toczącą się piłkę. Nie chciałam tu być, jednak ogarniające mnie dziwne uczucie podjęło decyzję za mnie. Siedząca obok mnie Natalia obdarzyła mnie pokrzepiającym uśmiechem, który niemrawo odwzajemniłam. Dziś była sama, dzieciaki zostały w domu, co przyjęłam niemrawą miną. Tęskniłam za nimi i chętnie wtuliłabym się w ich rozkoszne ramiona, zapominając o smutkach i troskach. Patrzyłam na mecz jednym okiem, brak Kepy w bramce powodował, że straciłam zapał do kibicowania. Byłam na niego wściekła, lecz potrzeba bycia blisko niego była silniejsza ode mnie. Ożywiłam się dopiero wtedy, gdy bramkarz Chelsea padł na murawę łapiąc się za kolano. Oczywiście nie życzyłam nikomu kontuzji, ale jeśli to miała być szansa dla Kepy…
Twoja mina jest bezcenna – Natalia parsknęła śmiechem widząc nadzieję malującą się na mojej twarzy. – Ale rozumiem, pewnie zareagowałabym tak samo – Poparła mnie.
To silniejsze ode mnie! Tak bardzo bym chciała, aby Kepa wrócił do podstawowego składu… Wiem, że ostatnio zdarzały mu się słabsze występy, ale Willy też puszcza gole – wzruszyłam ramionami.
Co się z nim dzieje? – spytała Natalia patrząc na mnie uważnie.
Sama chciałabym to wiedzieć – odparłam rozkładając ręce. – Nie rozmawia ze mną, a ja nie wiem, co robić…
Bądź przy nim bez względu na wszystko. Jestem przekonana, że ciebie potrzebuje najbardziej – szepnęła, a ja kiwnęłam głową czując wyrzuty sumienia z powodu tego, jak potraktowałam go rano. Może zareagowałam zbyt impulsywnie? Zaklęłam pod nosem, kiedy Willy stanął na równe nogi. – Ostrożnie, bo jego żona siedzi niedaleko – Natalia trąciła mnie w bok. Zastosowałam się do jej rady i w skoncentrowałam się na meczu. Pierwsza połowa zakończyła się bezbramkowym remisem, jednak w drugiej to zawodnicy z Monachium przejęli kontrolę nad piłką. Jeden gol, potem drugi, w końcu trzeci… Zwiesiłam głowę, kiedy sędzia obwieścił koniec spotkania.
Kepa by to obronił – stwierdziłam kierując się do wyjścia.
Może będzie miał okazję wykazać się w rewanżu – stwierdziła Natalia. – Och! A ona, co tutaj robi? – Zatrzymała się w pół kroku marszcząc brwi. Podążyłam jej śladem, aż mój wzrok napotkał sylwetkę Andrei. Zamrugałam powiekami, chcąc sprawdzić, czy śnię, ale ona naprawdę tu była. Stała niedaleko, trzymając za rękę małą dziewczynkę.
To są chyba jakieś żarty! – wrzasnęłam zbliżając się do niej. Natalia próbowała mnie zatrzymać, ale złość przysłoniła mi racjonalne myślenie. – Skąd się tu wzięłaś, do cholery? – Wysyczałam.
Alisa… – Andrea posłała mi kpiący uśmiech. – Nie rób scen przy dziecku – Powiedziała zerkając w bok.
Matka roku się znalazła – mruknęłam. – Nie odpowiedziałaś na moje pytanie… Co tu robisz? Po co przyjechałaś?
Nie muszę ci się spowiadać – odparła. – Przyjechałam do Kepy – Wyjaśniła mocniej ściskając córkę. Dziewczynka sprawiała wrażenie wystraszonej, nerwowo rozglądała się po stadionie, tak jakby chciała uciec.
Do Kepy? Dla niego jesteś nikim, więc marnujesz swój czas!
Widzę, że szybko zdołałaś zająć moje miejsce… Przyznaj się, że tylko czekałaś, aż się rozstaniemy!
Cóż, znacznie mi to ułatwiłaś zatajając przed nim fakt posiadania córki – uśmiechnęłam się słodko.
Jeszcze nie powiedziałam ostatniego słowa!
Czyżby? Chcesz do niego wrócić? Nie rozśmieszaj mnie! Niby jak chcesz to osiągnąć? Wmawiając mu, że to jego dziecko? – zironizowałam obserwując jej reakcję. Jej mina posłużyła mi za odpowiedź. – Jesteś chora, Andrea – Oznajmiłam. – Zniknij z naszego życia raz na zawsze!
Waszego? Rozstaliśmy się dwa miesiące temu, a ty już mówisz o waszym życiu? Jesteś żałosna! Myślisz, że dasz radę zastąpić mu kobietę, z którą był związany przez tyle lat? – zapytała zbijając mnie z tropu.
Andrea, dość – drgnęłam, kiedy usłyszałam głos Kepy. – Alisa ma rację. Zniknij raz na zawsze, dla mnie jesteś skończona – Obwieścił.
Kepa… – zaczęła podchodząc bliżej. Zgrzytnęłam zębami stając pomiędzy nimi.
Jeszcze jeden krok, a poczujesz moją pięść na swoich zębach – warknęłam.
Pozwolisz jej się tak do mnie odzywać? – Andrea zrobiła wielkie oczy. – Nie jestem tutaj sama! – Wskazała na córkę, a ja poczułam się podle. Byliśmy dorośli, a kłóciliśmy się przy małym dziecku, które nie było niczemu winne.
Nie pozwolę ci wykorzystywać małej do swoich celów. Powiedziałem ci, że z nami koniec i nie zmienię zdania. Możesz odejść – dłonią wskazał jej wyjście ze stadionu.
Nie wierzę, że z dnia na dzień przestałeś mnie kochać… Po tym wszystkim, co razem przeszliśmy, po planach na przyszłość!
Masz rację, przestałem cię kochać znacznie wcześniej – oznajmił dobitnie, a Andrea zachłysnęła się powietrzem. Stałam jak sparaliżowana, nie potrafiłam odgadnąć jej kolejnego ruchu. Nic nie powiedziała, obrzuciła nas jadowitym spojrzeniem i pociągnęła córkę za sobą. Dreszcze wstrząsnęły mną całą. – Chodźmy stąd – Kepa złapał moją dłoń w swoją. Podróż do domu minęła nam w gęstej atmosferze.

Londyn, 25.02.2020 r.

 – Powiesz mi w końcu, co działo się z tobą przez ostatnie dni? – zapytałam ostrożnie, siadając obok Kepy na kanapie. Podałam mu kubek z gorącą czekoladą. Westchnął ciężko opierając głowę na moim ramieniu.
Przepraszam… Naprawdę cię przepraszam za moje zachowanie – oznajmił po chwili ciszy. – Wiele razy chciałem ci powiedzieć, ale tchórzyłem, bo bałem się twojej reakcji… Andrea nękała mnie wiadomościami, dzwoniła do mnie, koniecznie chciała się ze mną zobaczyć, aby porozmawiać, by wyjaśnić mi wszystko. Początkowo jej nie odpisywałem, ignorowałem ją, ale po jakimś czasie dałem się wciągnąć w jej chore gierki. Wzbudzała we mnie wyrzuty sumienia, zarzucała, że zabawiłem się nią, jej kosztem, że to przez ciebie się rozstaliśmy. Nie docierało do niej, że to ona mnie oszukiwała, że okłamywała mnie przez okres trwania naszego związku. Jej słowa mnie dobijały… Odbiły się na mojej psychice i to przez to straciłem miejsce w podstawowym składzie. Nie potrafiłem sobie z tym poradzić. Wiem, że od razu powinienem wyznać ci prawdę, ale nie chciałem obarczać cię swoimi problemami. Teraz wiem, że zachowałem się jak ostatni kretyn, bo miałaś prawo wiedzieć o tym od samego początku. Mam nadzieję, że mi wybaczysz – Wyjaśnił wprawiając mnie w osłupienie. Cierpiał, a ja nie potrafiłam mu pomóc. – Twoje dzisiejsze słowa, widok ciebie pakującej swoje rzeczy… Chyba potrzebowałem takiego otrzeźwienia – Zaśmiał się przez łzy.
Kepa… – westchnęłam tuląc go do siebie. – Masz rację, powinieneś powiedzieć mi o tym od razu, a nie gryźć to w sobie. Jesteśmy razem, więc bądźmy ze sobą szczerzy, rozmawiajmy ze sobą o takich rzeczach… Ufasz mi, prawda? – Upewniłam się.
Oczywiście, że tak – zapewnił mnie. – Po prostu nie chciałem zawracać ci tym głowy. Przepraszam – Wyszeptał w moje włosy. – Nie zostawisz mnie?
Nigdy bym tego nie zrobiła… Rano puściły mi nerwy i powiedziałam o kilka słów za dużo. Kocham cię, Kepa.
Ja ciebie też kocham – odpowiedział.
Zamieszkajmy razem – rzuciłam, zanim zdołałam ugryźć się w język.
Słucham?
Po prostu… – zagryzłam wargę. – Matt i James szukają mieszkania, więc pomyślałam, że mógłbyś wprowadzić się tutaj… Jeśli oczywiście byś chciał… – Uściśliłam uciekając wzrokiem.
Od kłótni i groźby rozstania, po propozycję wspólnego mieszkania… Podoba mi się to – Kepa parsknął śmiechem, a ja chcąc nie chcąc podążyłam jego śladem. – Oczywiście, że tego chcę. Chcę tego tylko z tobą – Powiedział przygarniając mnie do siebie. W jego ramionach, w końcu, po upływie tylu dni, poczułam prawdziwy spokój.

Londyn, Stamford Bridge, 03.03.2020 r.

 Piąta runda Pucharu Anglii przyniosła ze sobą mecz z Liverpoolem, zespołem, który w tym sezonie pewnie zmierzał po wygraną w Premier League. Ich ostatnie mecze zakończyły się jednak porażkami, więc miałam nadzieję, że i tym razem poniosą klęskę. Podskakiwałam na miejscu jak szalona widząc Kepę, który pewnie zmierzał w kierunku bramki. Ciężka praca się opłaciła, wrócił do składu, aby udowodnić, że w pełni zasługuje na to miejsce. Byłam zdenerwowana, jednak ekscytacja ogarnęła mnie całą. Krzyczałam, śpiewałam i dopingowałam drużynę z całych sił. Stadion eksplodował z radości, gdy w trzynastej minucie Niebiescy za sprawą Williana objęli prowadzenie. Gracze Chelsea pewnie trzymali się przy piłce, wymijali przeciwników, atakowali i nie zostawali w tyle. Miło było na nich patrzeć, widzieć tę wolę walki oraz determinację. Liverpool jednak nie składał broni, co udowodnił stwarzając groźne sytuacje pod bramkę Kepy. Jednak mój mężczyzna w odstępie kilku sekund obronił trzy niebezpieczne strzały. Wrzasnęłam z uciechy na całe gardło, oklaskując go tak mocno, że rozbolały mnie dłonie. Miałam to jednak gdzieś. W tej chwili liczył się tylko on oraz jego pewność siebie. W drugiej połowie Ross Barkley podwyższył wynik spotkania, co przypieczętowało znakomity występ całej drużyny. Kepa był dziś nie do zatrzymania! Potrzebował takiego meczu na przełamanie, aby pokazać swoją wartość i sportową klasę. Po końcowym gwizdku sędziego czym prędzej oddaliłam się loży VIP. Minęłam sporą grupkę kibiców i zbiegłam na dół.
Kepcio! – wrzasnęłam i uwiesiłam mu się na szyi. – Gratuluję! Jestem z ciebie cholernie dumna! – Na potwierdzenie swoich słów wierzchem dłoni otarłam łzy z policzków.
Dziękuję, kochanie – parsknął i pocałował mnie w czoło. – Było warto – Zaśmiał się tarmosząc moje włosy.
Jesteś najlepszy – ucałowałam jego policzek i puściłam go, aby mógł w spokoju pójść do szatni. Jak na skrzydłach powędrowałam przed stadion, aby na niego poczekać. Moja radość i uniesienie zniknęły jak za dotykiem czarodziejskiej różdżki. Wbiło mnie w ziemię i odebrało mowę, gdy zobaczyłam zmierzających w moją stronę rodziców.


***

Witam! 

Uff, wyrobiłam się przed meczem ^^ 

Wszystkiego dobrego, Kochane! <3 🌷



Pozdrawiam ;*