sobota, 31 sierpnia 2019

Szósty

Londyn, 28.06.2019 r.

 Londyn przywitał nas kłębowiskiem burzowych chmur, szarym niebem oraz siekającym deszczem. Po wczorajszym powrocie do domu miałam ochotę jedynie na orzeźwiający prysznic oraz sen, ale nie mogłam zostawić Matta sam na sam z bagażami. Przyjął moją pomoc z wdzięcznością po czym powiedział, żebym położyła się spać. Wstając dziś rano z ciepłego łóżka marzyłam o tym, by do niego wrócić, ale nie mogłam pozwolić sobie na taki luksus. Ku zadowoleniu Grace, która zaczynała dziś wymarzony urlop wracałam do pracy. Przemierzając tak dobrze znane mi ulice Londynu dotarłam pod budynek restauracji w niecałe dwadzieścia minut. Zapięłam swój niebieski rower i dziarskim krokiem weszłam do pomieszczenia. Szara rzeczywistość wita! Powrót do pracy po dwutygodniowym relaksie był dla mnie katorgą. Nie mogłam się na niczym skupić, byłam roztargniona i roztrzepana. Na szczęście dla siebie udało mi się nie pomylić zamówień oraz nie oblać nikogo wrzątkiem. Z ulgą przyjęłam wiadomość, że na dziś skończyłam pracę. Odwiesiłam biało-czarny uniform na wieszak i z uśmiechem ruszyłam do wyjścia. Przez okno dostrzegłam gałęzie drzew uginające się pod wpływem wiatru i padający deszcz, który doszczętnie popsuł mi humor. Wykręciłam numer Matta modląc się, by miał czas, aby po mnie przyjechać. Powiedział, że zjawi się pod restauracją najszybciej jak się da. Czekając na niego zaczęłam bawić się telefonem. Spostrzegłam, że mam jedną nieodebraną wiadomość od Kepy. Kliknęłam w odpowiedni folder i wczytałam się w jej treść. Za nieco ponad tydzień miał wrócić do Londynu i w związku z tym prosił mnie o małą przysługę. Zdziwiłam się nieco, ale oczywiście zgodziłam się nie wiedząc na co się piszę. Znając jego mogło chodzić o wszystko. Pokręciłam głową chowając telefon do torebki. Błyskawica przecięła niebo w chwili, w której dostrzegłam błyszczące BMW Matta. Szybko zapakował mój rower do bagażnika i z piskiem opon włączył się do ruchu.
Powinnaś zainwestować w prawo jazdy – powiedział po chwili krótkiego milczenia.
Daj spokój, żebym stwarzała zagrożenie? – prychnęłam opierając się o zagłówek.
Jeżdżąc na rowerze jak wariatka też je stwarzasz – wystawił mi język, za co lekko go trąciłam.
Jeszcze jeden przytyk, a sam gotujesz obiad!
Och, no już dobrze – skapitulował wjeżdżając w naszą ulicę. – Dobrze wiesz, że nie mam twoich zdolności!
A ja nie mam twoich! – odparłam zamykając za nami drzwi. – Na co masz ochotę?
Zdam się na ciebie! – krzyknął i zniknął w czeluściach salonu. Wyciągnęłam telefon z torebki i odłożyłam go na blat. Zabrałam się za obiad podśpiewując pod nosem. Gdy byłam w trakcie panierowania kurczaka dostałam wiadomość z podziękowaniami. Obym tylko tego nie pożałowała!

Londyn, 08.07.2019 r.

 Umówiłam się z Kepą w Hyde Parku. Poirytowana spojrzałam na zegarek i zacisnęłam usta w wąską linię. Spóźniał się już piętnaście minut! Chodziłam w kółko, a bezczelny wiatr wywijał moją wzorzystą sukienką, która podkreślała moją opaleniznę. Westchnęłam głośno przeklinając w myślach tego impertynenckiego Hiszpana.
Już jestem, przepraszam! – wysapał zatrzymując się przede mną. – Dobrze cię widzieć! – Powiedział wesoło i zamknął mnie w mocnym uścisku. Odwzajemniłam gest wdychając zapach tych nieziemskich perfum.
Stęskniłeś się za mną? – spytałam obserwując go uważnie. Zmierzwione włosy, okulary przeciwsłoneczne, biała opinająca jego umięśnione ciało koszula, jeansowe spodenki… Jęknęłam mentalnie bijąc się po głowie.
Jakżeby inaczej, Pieszczoszku! – poczochrał moje włosy i wykrzywił usta w uśmieszku. – A ty za mną?
Chciałbyś – prychnęłam. – To gdzie mnie zabierasz? – Zapytałam coraz bardziej zaciekawiona jego pomysłem.
Dowiesz się, gdy będziemy na miejscu – powiedział. Westchnęłam cierpiętniczo, ale posłusznie ruszyłam za nim. Po drodze wymieniliśmy się wrażeniami z wakacji oraz informacjami z ubiegłych dni. – Miałem dziś pierwszy trening z nowym trenerem, stąd moje spóźnienie – Wyjaśnił. Zachęciłam go ruchem głowy, by kontynuował, co przyjął z ochotą. Słuchałam w skupieniu co jakiś czas dopytując, gdy gubiłam wątek. – Chyba muszę porozmawiać o tym z Mattem – Obwieścił, kiedy zorientował się, że nie mam pojęcia, o czym mówi.
Phi! – fuknęłam obrażona. – Trzeba było jego poprosić o pomoc!
Do tego potrzebna mi jesteś ty – odpowiedział i przypomniawszy sobie o kolejnej przygodzie z wakacji zaczął mi ją opowiadać.
Tak wiem, widziałam zdjęcia – mruknęłam.
Przeglądałaś profil Andrei? – zaciekawił się. W myślach pogratulowałam sobie głupoty.
Tak jakoś wyszło – wzruszyłam ramionami. Kepa parsknął śmiechem. – No co?
Nic, nic! – zapewnił mnie. – Może ja powinienem zacząć obserwować Matta… Ma tam jakieś twoje nie zakryte zdjęcia? – Puścił mi oczko. Spłonęłam rumieńcem przypominając sobie naszą konwersację.
Bezczelny Hiszpan!
To twoja wina! – odparował.
Trzeba było nie patrzeć!
Nie mogłem się oprzeć – uśmiechnął się figlarnie nagle się zatrzymując. O mało co na niego nie wpadłam! – Żarty żartami, ale jesteśmy na miejscu – Oznajmił. Żarty żartami… Spojrzałam na budynek przed nami i z szoku uchyliłam usta.
Jubiler? – wydukałam.
Tak – potwierdził. – Chcę poprosić Andreę o rękę.
Zamrugałam kilkakrotnie powiekami chcąc zrozumieć, co właśnie zostało mi przekazane. Kepa pragnie oświadczyć się Andrei? Z niewiadomych dla nikogo przyczyn poczułam się dziwnie. Tak po prostu. Jakby coś zostało mi odebrane. Przecież to śmieszne! Przywołałam uśmiech na twarz i spojrzałam na niego.
W takim razie do czego jestem ci potrzebna? – spytałam ściągając okulary przeciwsłoneczne. Chowając je do torebki zauważyłam, że drżą mi ręce. Niech to jasny szlag trafi!
Chciałem… Pomyślałem… – zaczął niemrawo. – Pomogłabyś mi w wyborze? W końcu jesteś kobietą i z pewnością znasz się na tym lepiej niż ja – Powiedział patrząc na mnie niepewnie. Kiwnęłam głową i weszłam do środka. Od tych wszystkich błyskotek aż zakręciło mi się w głowie. Kepa stał bezradnie nie wiedząc od czego zacząć, dlatego niewiele myśląc pociągnęłam go w stronę jednej z lad. Popatrzył, zmarszczył brwi, ocenił i pokręcił głową. Posłusznie podreptałam za nim w inne miejsce i dokładniej przyjrzałam się wystawionym pierścionkom. Złoto, srebro, diamenciki… Wszystko to mieniło się w sztucznym świetle nadając temu miejscu klimat, którego nie potrafiłam określić. Moją uwagę przykuł jeden z pierścionków. Był delikatny, zrobiony z żółtego złota, jego ozdobę w centralnym punkcie stanowił diament otoczony kilkoma drobniejszymi. Wskazałam go Kepie. – Jest przepiękny! – Zachwycił się. Przełknęłam ślinę uciekając wzrokiem w bok. Po upływie kilku chwil podszedł do nas sprzedawca i pochwalił wybór. – Mógłbym go obejrzeć?
Ależ naturalnie! – odparł starszy pan i wręczył Hiszpanowi błyskotkę. Pooglądał go z każdej strony i uśmiechnął się szeroko.
Będziesz miała coś przeciwko jeśli wypróbuję go na tobie? – zaśmiał się Kepa. Kiwnęłam głową wyciągając do przodu prawą rękę. Arrizabalaga ujął ją lekko, po czym włożył pierścionek na mój serdeczny palec. Ze zdenerwowania przygryzł dolną wargę.
Cóż, to chyba mój pierwszy i jedyny pierścionek zaręczynowy – zażartowałam chcąc rozluźnić atmosferę. Kepa posłał mi zaskoczone spojrzenie, ale nic nie powiedział. Ściągając ozdobę z mojego palca delikatnie pogłaskał moją dłoń. Zadrżałam. I to nie z zimna! Hiszpan podszedł do sprzedawcy i wdał się w rozmowę. Obserwując jak przegląda inne pierścionki uderzyła we mnie niczym nieuzasadniona zazdrość. Kepa miał zamiar oświadczyć się Andrei. Kochał ją i to z nią chciał spędzić resztę życia. Hiszpanka, która nie darzyła mnie sympatią miała zostać jego żoną, mamą jego dzieci. Miała trwać u jego boku na dobre i na złe. Szybko odgoniłam od siebie niechciane łzy, przekazałam Kepie, że źle się poczułam i wyszłam na zewnątrz. Musiałam się uspokoić. Nie chciałam już dłużej przebywać w tamtym pomieszczeniu, patrzeć na niego…
Już jestem! – pojawił się po kilku minutach uśmiechając się psotnie. – Dziękuję! I mogę prosić cię o jeszcze jedną rzecz?
Słucham – mruknęłam poprawiając niesforne kosmyki włosów.
Pomogłabyś mi urządzić kolację? Moje zdolności kulinarne w porównaniu z twoimi wypadają naprawdę blado…
Chcesz oświadczyć się dzisiaj?! – pisnęłam.
Nie, nie! To na próbę… Andrea wraca dziś z Hiszpanii i chciałbym jej zrobić niespodziankę – wyjaśnił.
W takim razie prowadź!

 Przebywając w mieszkaniu Kepy i Andrei czułam się obco i nie na miejscu. Pijąc kawę w przestronnym nowocześnie urządzonym salonie odczuwałam dyskomfort z powodu rozstawionych na półkach fotografii. Szczęśliwa para uśmiechała się do mnie, jakby szydząc z moich pokręconych i nielogicznych uczuć. Odstawiłam na szklany stolik pusty kubek i powędrowałam do kuchni. Kepa pokazał mi co i jak i obwieścił, żebym czuła się jak u siebie. Kroiłam świeżą paprykę i pomidory skupiając myśli na gazpacho, które miałam przygotować.
Po naszych wakacjach w Stanach byliśmy w Hiszpanii – zaczął Kepa podając mi drewnianą łyżkę. – Przyjemnie było odwiedzić Ondarroę i Bilbao, spotkać się z rodziną i przyjaciółmi. Spotkałem też twoje wujostwo… Tęsknią za tobą i Jamesem.
Wiem, wiem – odparłam. – Rozmowy telefoniczne to nie to samo, ale zobaczę się z nimi w święta. Mam w planach spędzić w Ondarroi świąteczny czas i pobyć z rodziną, z ludźmi, którzy pomogli mi się stać tym kim jestem – Powiedziałam wstawiając garnek na kuchenkę indukcyjną.
Cieszę się – uśmiechnął się. – James też mi o tym wspominał. W Los Angeles miło spędziliśmy czas wracając wspomnieniami do przeszłości – Westchnął przyglądając mi się uważnie.
Mam nadzieję, że nie wyjawiłeś mu za dużo – sarknęłam.
Za kogo ty mnie masz? – oburzył się. – Takie szczegóły chcę zachować dla siebie! – Oznajmił. Trzepnęłam go w ramię.
Przestań mnie zawstydzać! – żartobliwie podniosłam głos. – Naprawdę nie wiem, co chcesz tym osiągnąć!
Uroczo się rumienisz – parsknął pod nosem. Sapnęłam oburzona wspinając się na palce, by dosięgnąć górnej półki. Stanął za mną dociskając moje ciało do krawędzi blatu. Jego bliskość, obecność, wszystko to spowodowało, że zapomniałam jak się oddycha. Drażnił się ze mną, zapach jego perfum, jego zapach mącił mi w głowie. Podniósł rękę do góry i wyciągnął potrzebną do hiszpańskiego ciasta z pomarańczami tortownicę. – Tego potrzebowałaś? – Zapytał owiewając oddechem moje ucho. Moje ciało zapłonęło ogniem, nie myślałam logicznie.
T-tak – odparłam. Oparłam czoło o szafkę próbując się uspokoić. Wyczułam jego irytujący i dumny uśmieszek! Odsunął się ode mnie.
Proszę – powiedział podając mi naczynie. Podziękowałam i sprawdziłam gotujące się pomarańcze. – Pomóc ci w czymś? – Zapytał jak gdyby nigdy nic.
Nie trzeba – wyjąkałam. Pragnęłam chwili dla siebie! Kepa chyba zrozumiał aluzję, bo ulotnił się z kuchni zostawiając mnie samą. Próbowałam zebrać myśli, bo czułam, że zrobiła się z nich papka. Nie wiedziałam, co się ze mną dzieje, jego obecność zaczęła działać na mnie tak jak wtedy, a to nie wróżyło niczego dobrego. Jęknęłam przypominając sobie smak jego ust, dotyk jego rąk na moim ciele… Byłam skończona. Po całości. Spędziłam w jego kuchni kilka godzin szykując romantyczną kolację dla niego i Andrei. Mogłam upaść niżej? – Wszystko gotowe! – Oznajmiłam wchodząc do salonu.
Dziękuję ci z całego serca, jesteś aniołem! – krzyknął. Zaśmiałam się cicho. – Mogę ci się jakoś odwdzięczyć, odwieźć się?
Nie, nie kłopocz się – zaprotestowałam. – Przejdę się, spacer dobrze mi zrobi – Przekonałam go zbierając się do wyjścia.
Matt pewnie się za tobą stęsknił – powiedział podchodząc bliżej.
Pewnie masz rację – przyznałam. – Powodzenia!
Nie dziękuję – odparł i na pożegnanie pocałował mnie w policzek. Dotyk jego ust na mojej rozgrzanej skórze sprawił, że moje ciało przeszedł przyjemny dreszcz. Pora stąd zwiewać! Pomachałam mu i czym prędzej opuściłam jego mieszkanie. Próbowałam się wyciszyć, ale moje myśli były niespokojne, a serce biło tak szybko, jakby chciało wyskoczyć mi z piersi. Dlaczego…? Doszłam do domu nie dopuszczając do siebie głosu, który drwił ze mnie mówiąc, że moje uczucia do niego wróciły ze zdwojoną siłą…


***

Witam! 

W co ten Kepa pogrywa to ja nie wiem... ^^ :D


Pozdrawiam ;*

sobota, 24 sierpnia 2019

Piąty

Jamajka, 13.06.2019 r.

 Jamajka przywitała nas feerią barw, mocno grzejącym słońcem oraz egzotyczną kulturą, w której zakochałam się od pierwszego wejrzenia. Matt trafił w dziesiątkę wybierając to miejsce na nasze tegoroczne wakacje. Zatrzymaliśmy się w uroczym hotelu otoczonym bujną zielenią. Długa, prawie dziesięciogodzinna podróż oraz zmiana strefy czasowej sprawiła, że pierwszy dzień spędziliśmy odsypiając. Następnego dnia tak naprawdę rozpoczęliśmy upragnione wakacje. Po zjedzeniu pysznego śniadania, w którego skład wchodziły tutejsze świeże owoce udaliśmy się na plażę w Ocho Rios nazwaną Plażą Jamesa Bonda. Nie ukrywam, że bardzo chciałam zobaczyć miejsce, w którym były kręcone poszczególne sceny z udziałem znanego na całym świecie agenta. Rozpościerający się przede mną widok zapierał mi dech w piersiach. Szczególne wrażenie zrobiła na mnie krystalicznie czysta woda z niesamowitym bogactwem raf koralowych. Czułam się jak w raju! Posłałam Mattowi szeroki uśmiech i rozłożyłam się na leżaku. On sam poszedł w moje ślady. Wystawiliśmy ciała ku promieniom słonecznym i radowaliśmy się wspólnie z innymi turystami. Wyspa była przepiękna, a zamieszkujący ją ludzie weseli i otwarci na nowe znajomości oraz dzielenie się poszczególnymi informacjami. Jamajska kultura była przede wszystkim mieszanką silnej narodowej dumy, rastafarianizmu, lokalnego angielskiego dialektu i oczywiście reggae. Była to ojczyzna tego muzycznego gatunku, który rozbrzmiewał na plażach, ulicach, w klubach oraz autobusach. Wszędzie można było odczuć obecność nieocenionego Boba Marleya. Czerpaliśmy z tych wakacji jak najwięcej, codziennie staraliśmy się odwiedzać nowe miejsca i poznawać nowe smaki. Odkryliśmy w sobie miłośników jamajskiej tropikalnej przyrody zwiedzając zalesione wzgórza Gór Błękitnych oraz Park Narodowy. Matt na nowo pokochał sporty wodne szalejąc na rejsach jachtami, ja będąc w nadmorskim kurorcie Negril za pomocą aparatu tlenowego nurkowałam i pływałam razem z żółwiami, podglądałam ryby zamieszkujące Morze Karaibskie oraz zachwycałam się światem raf koralowych. Kuchnia powodowała, że moje umiejętności kulinarne mogły schować się na dno. Kosztując jednej z charakterystycznych potraw jamajskiej kuchni, czyli jerk chicken czułam się tak, jakbym osiągnęła błogostan. Jako największy, według Matta, smakosz kawy wszelakiej nie mogłam odmówić sobie wypicia Jamaica Blue Mountain. Rozkoszując się jej smakiem nie mogłam dziwić się temu, że jest uważana za jedną z najlepszych na świecie. Swoją nazwę zawdzięczała pasmu Gór Błękitnych, na którego zboczach rosną krzaki kawowca. Oczywiście kupiłam sobie na pamiątkę nie jeden, a pięć woreczków ziaren w jednej z lokalnych plantacji. Wieczorami wygłupiając się na plaży i tańcząc do rytmu reggae popijaliśmy rum. Początkowo za namową mieszkańców piliśmy rum bez żadnych dodatków, ale kiedy poczułam pojawiający się w głowie szum przestawiliśmy się na drinki na bazie tego trunku. Nasze wakacje miały trwać dwa tygodnie i gdy odkryłam, że minął już tydzień nie mogłam w to uwierzyć. Czas leciał zdecydowanie za szybko!

Jamajka, 20.06.2019 r.

 Po spędzeniu wyczerpującego dnia na Dunn’s River Falls, czyli na prawie 200-metrowym wodospadzie, którego główną atrakcją było wspinanie się po skąpanych w wodzie skałach w górę wodospadu zmęczona padłam na łóżko. Matt brał właśnie orzeźwiającą kąpiel. Korzystając z chwili wolnego czasu wrzuciłam jedno ze zdjęć zrobionych przez Matta na Instagrama. 



🙈🙈🙈

Kilka sekund później otrzymałam powiadomienie, że użytkownik kepaarrizabalaga wysłał mi wiadomość. Nieświadomie przygryzłam dolną wargę i weszłam w odpowiedni folder, aby odczytać treść.
Zdecydowanie COŚ Ci urosło, Pieszczoszku!
Zachłysnęłam się powietrzem i poczułam, że moje policzki płoną.
Oczy mam wyżej, bezczelny Hiszpanie!
Sama mnie prowokujesz wstawiając takie zdjęcia, Hiszpanko ;)
Cóż… Skoro stwierdziłeś fakt oczywisty to pozostaje mi zadać pytanie, czy Tobie też… ;)
ALISA!
No co? odpisałam udając niewiniątko.
Chcesz zobaczyć? ;)
Kepa!!!
No co? ;)
Kończę tę rozmowę!
Sama zaczęłaś, pieszczoszku!
Teraz żałuję!
Nie ma czego… Odpowiadając na Twoje pytanie, to tak ;))
Zanim mu odpisałam wzięłam kilka uspokajających wdechów.
Dziękuję za zaspokojenie mojej ciekawości, Hiszpanie!
Tylko nie fantazjuj o mnie za bardzo!
Doigrasz się kiedyś, przysięgam!
Też Cię lubię ;) Uciekam już, bo jeszcze ja zacznę fantazjować o Tobie i…
Nie kończ, błagam!
Nie lubię szybko kończyć, powinnaś coś o tym wiedzieć ;)
Moje serce biło w nienaturalnie szybkim tempie, a na policzkach czułam żar.
Ta rozmowa idzie w złym kierunku…
Masz rację, Andrea krzywo na mnie patrzy :(
Andrea… Boże, czego ja głupia oczekiwałam?
W takim razie… Odpoczywaj dalej, Kepa!
I wzajemnie!
Z sercem chcącym wyskoczyć mi z piersi wyłączyłam aplikację i położyłam telefon na stolik znajdujący się obok łóżka. Znaczące chrząknięcie Matta odrobinę przywróciło mnie do rzeczywistości.
No co? – spytałam, a ten jedynie wzruszył ramionami. Po chwili jednak szczerząc się jak głupi wskoczył na łóżko i spojrzał na mnie wyczekująco. – Matt…
Pisałaś z tym gorącym Hiszpanem? – zapytał poruszając sugestywnie brwiami. Z szoku uchyliłam usta.
Twierdzisz, że jest gorący?!
Niczego mu nie odmawiam – odparł niewinnie. – Jednak… Zostawię go tobie, poznaj moją dobroć – Wyszczerzył się szeroko. Mimowolnie parsknęłam śmiechem. – Zresztą… Tylko głupi by nie zauważył waszego zachowania na kolacji… Te znaczące uśmieszki, spojrzenia… Kepa nie jest dla ciebie jedynie znajomym, prawda?
Prawda – westchnęłam pokonana. Matt zapraszająco postukał się po ramieniu, więc skorzystałam z okazji i oparłam o nie głowę. I opowiedziałam mu całą naszą historię. Słuchał w skupieniu, czasami przerywał mi, aby wtrącić coś od siebie. Kiedy skończyłam popatrzyłam na niego niepewnie.
Tego bym się nie spodziewał – przyznał szczerze po chwili milczenia. – Ale to wiele wyjaśnia! Nie jest ci obojętny, czyż nie?
Nie, nie jest, ale ma dziewczynę… – mruknęłam przypominając sobie o Hiszpance.
Dziewczyna to nie ściana… W razie czego służę ci pomocą! Chociaż z drugiej strony… Taki smakowity kąsek – westchnął teatralnie udając smutnego. Trąciłam go w ramię.
Jesteś cudowny! Ale nie będę się bawić w rozbijanie czyichś związków – stwierdziłam.
Może Kepa sam pójdzie po rozum do głowy – pocieszył mnie. Kiwnęłam jedynie głową.
Dość o mnie! Poznałeś jakiegoś gorącego faceta? – spytałam, a Matt zaczął opowiadać mi o przystojnym turyście, którego spotkał wczoraj na plaży. Słuchałam jego opowieści z zainteresowaniem. Tak… Matt był gejem, a nasz związek był jedną wielką farsą. Kiedy przyleciałam do Anglii nie znałam nikogo, byłam młoda, niedoświadczona i głupia, co zaowocowało tym, że wpadłam w złe towarzystwo. Poznając Matta myślałam, że będzie taki sam jak reszta, jednak on wyciągnął do mnie pomocną dłoń. Chwyciłam ją bez wahania. Był uroczy, miły, uprzejmy i do niczego mnie nie zmuszał. Spędzając z nim czas zorientowałam się, że woli chłopców, jednak cierpliwie czekałam, aż sam wyzna mi prawdę. Stało się to podczas jednego z wieczorów spędzonych przy piwie. Wypił za dużo i wprost powiedział mi, że jest gejem, ale ciężko mu to zaakceptować. Rozumiałam go i byłam przy nim. Dowiedziałam się, że boi się akceptacji najbliższych i dlatego męczy się z tym sam. Niewiele myśląc złożyłam mu propozycję. Chciałam odwdzięczyć się za ofiarowaną mi pomoc. Staliśmy się parą uzgadniając, że taki stan rzeczy będzie trwał do czasu, gdy Matt odważy się na wyznanie prawdy rodzicom. Zamieszkaliśmy pod jednym dachem i staliśmy się najlepszymi przyjaciółmi na świecie. Wspierałam go jak tylko mogłam zachęcając do przełamania nieśmiałości. Wychodziłam z nim do klubów, na miasto, aby miał szansę poznać kogoś i w stu procentach zaakceptować swoją orientację. Cała ta sytuacja ani trochę na mnie nie wypływała, bo nie w głowie były mi związki oraz faceci. W podświadomości czułam, że żaden nie zastąpi mi przystojnego Hiszpana, którego zostawiłam w Ondarroi. Po pewnym czasie udawanie pary stało się naszą rutyną i tak funkcjonowaliśmy z dnia na dzień. Póki co Matt nie poznał jeszcze żadnego wartościowego chłopaka, z którym mógłby spróbować, a ja… Na nowo zgubiłam się w pewnych brązowych oczach patrzących na mnie z psotnymi ognikami.
Alisa… – zaczął Matt, kiedy skończył opowiadać. – Jeśli ty i Kepa… Wtedy momentalnie nasz układ się kończy, jasne? Już dość dla mnie zrobiłaś, więc…
Nie ma mnie i Kepy – sprostowałam.
Jeszcze!
Matt!
Och, no dobrze, dobrze… Ale gdyby jednak… Nie przerywaj mi! Gdyby jednak coś było na rzeczy to kończymy z tym. Myślę, że minęło już wystarczająco dużo czasu… Ogarnąłem swoje życie, zaakceptowałem siebie w pełni i może już niedługo odważę się powiedzieć rodzicom. Wiem, że to głupie, że czekałem, aż tyle, ale…
To wcale nie jest głupie! Znam twoich rodziców i wiem, że nie są zbyt tolerancyjni… Miałeś prawo do tego czasu. A ja cieszę się, że choć tak mogłam ci się odwdzięczyć. Gdyby nie ty to moje marzenie o Londynie i karierze poszłoby na dno…
Kocham cię, przylepie – pocałował mnie w nos i przytulił mocno.
Ja ciebie też – odparłam. – Ale pewnego dnia ktoś właściwy pokocha cię jeszcze bardziej!
A ty i Kepa w końcu zrozumiecie, że wcześniej spieprzyliście sprawę po całości…
Matt!!!

Jamajka, 26.06.2019 r.

 Nasze wspaniałe wakacje dobiegały końca. Już jutro wracaliśmy do Londynu, który pewnie robiąc nam na złość przywita nas deszczem oraz szarymi chmurami. Miniony tydzień minął nam równie intensywnie, co poprzedni. W Nine Miles obowiązkowo odwiedziliśmy dom Boba Marleya podziwiając niegdyś należące do niego przedmioty. Wybraliśmy się również do Rose Hall Great House, okazałej rezydencji, po której podobno krąży duch pani domu. Niestety nie spotkaliśmy nikogo, co Matt przyjął z niezadowoleniem. Graliśmy w domino oraz w golfa, ale tego drugiego nie wspominam za dobrze. Nie udawało mi się trafić i w końcu sfrustrowana odrzuciłam za siebie kijek golfowy. Matthew nabijał się ze mnie przez całą drogę powrotną. Przestał, gdy zagroziłam, że po powrocie do Londynu nie będę gotowała obiadów przez tydzień. Kilkakrotnie pisałam z Kepą, ale nasze wiadomości nie miały już tego tonu, co ostatnio. Dowiedziałam się, że udało mu się spotkać z moim bratem. Spędzili ze sobą kilka wieczorów ku niezadowoleniu Andrei, ale z ich relacji wynikało, iż mieli to gdzieś. Taką postawę rozumiałam! Z Mattem zaopatrzyliśmy się w mnóstwo pamiątek; figurki, wisiorki i kolorowe czapki pełniły teraz rolę naszego wyposażenia. Dwie butelki rumu bezpiecznie spoczywały w walizkach. Patrząc na bezchmurne błękitne niebo wiedziałam, że czeka mnie powrót do rzeczywistości…
I do Kepy – powiedział Matt wymieniając się numerem telefonu z jednym z handlarzy.
Powiedziałam to na głos?! – pisnęłam rozglądając się na boki.
Owszem – przytaknął. – Stęskniłaś się za nim? Za jego widokiem? Za nim całym? – Spytał mrugając oczami jak nastolatka. Jego długie rzęsy rzucały cienie na policzki.
Matt!
Alisa!
Tak, stęskniłam się za nim!
Za jego widokiem, za nim całym! – dokończył.
Jesteś nienormalny – prychnęłam.
Ty też – odgryzł się. – Ale koniec tego dobrego, czas się spakować!
Przytaknęłam. Ruszyliśmy do hotelu po raz ostatni rozkoszując się zapierającym dech w piersi krajobrazem...


***

Witam! 

Badum tss! :D Zaskoczone? ^^ 



Pozdrawiam ;*

wtorek, 13 sierpnia 2019

Czwarty

Londyn, 24.05.2019 r.

 Prażąc się w majowym słońcu po skończonej zmianie siedziałam przed gmachem British Library czekając na Kepę. Umówiłam się z nim, bo chciałam go zaprosić na kolację, której inicjatorem był Matt. Gdy powiedziałam mu o spotkaniu znajomego z rodzinnych stron stwierdził, że koniecznie musi go poznać. Chciałam mu zrobić niespodziankę, dlatego nie wyjawiłam, kim tak naprawdę jest Kepa. Liczyłam się z tym, że będę musiała znosić towarzystwo Andrei, ale dla Matta byłam gotowa na takie poświęcenie. Poprawiłam okulary przeciwsłoneczne zsuwające mi się z nosa i rozejrzałam się po znajomym otoczeniu. Lubiłam tu bywać i przychodzić. Spacer wokół terenu biblioteki zawsze przynosił mi swego rodzaju ukojenie, a przebywając w środku czułam się tak, jakbym wygrała na loterii. Czytanie książek oprócz gotowania było moją największą pasją i gdy tylko znalazłam wolną chwilę zagłębiałam się w korytarzach pełnych przeróżnych książek oraz ksiąg. Uwielbiałam połączenie nowości z zapachem charakterystycznym dla dawnych dzieł i szelest pergaminu, kiedy badałam jego fakturę palcami. Mogłam śmiało stwierdzić, że książki były moim drugim życiem. Od małego uciekałam w przeróżne historie, by nie słyszeć kłótni rodziców. James był inny. On spotykał się ze znajomymi i dawał upust negatywnym emocjom na boiskach, a ja zatracałam się w innym świecie, aby choć na chwilę oderwać się od rzeczywistości. Dorastając, kiedy nie było już przy nas rodziców siedziałam w swoim ulubionym fotelu przy dużym oknie i pochłaniałam stronę za stroną. Ciocia przynosiła mi ciepłą herbatę, a wujek podrzucał nowe skarby, które znalazł na strychu. Przebywając w odwiedzinach u dziadków ze strony taty wieczorami zakopywałam się pod kocem i bujałam się na ogrodowej huśtawce w jednej ręce trzymając książkę, a w drugiej kakao przygotowane przez babcię. Niekiedy dziadek przyłączał się do mnie, a wtedy opierałam głowę na jego ramieniu i wsłuchiwałam się w prawdziwe opowieści. Był skarbnicą wiedzy wszelakiej i dawał poczucie bezpieczeństwa. Dziadkowie nigdy nie pogodzili się z tym, że nasi rodzice porzucili nas i oddali w opiekę wujostwu. Bywały momenty, w których czułam, że czegoś mi brakuje. Czułości mamy oraz troski taty, ale zaraz przypominałam sobie, że dostałam to wszystko tylko od kogoś innego. Teraz pogodziłam się z tym, iż rodzice już nigdy nie będą obecni w naszym życiu. Wybrali taką, a nie inną drogę, a ja obiecałam sobie, że w przyszłości zrobię wszystko, aby zapewnić swoim dzieciom wszystko to, czego ja od swoich rodziców nigdy nie dostałam. Otrząsnęłam się ze swoich myśli czując obecność Kepy.
Cześć – przywitał się posyłając mi uśmiech. – Mogłem się spodziewać, że na miejsce naszego kolejnego spotkania wybierzesz bibliotekę – Zaśmiał się.
Cześć – odpowiedziałam. – Cóż, pewne rzeczy nigdy się nie zmieniają! – Zawtórowałam mu lustrując z góry na dół jego sylwetkę.
Pochlebiasz mi swoim spojrzeniem, ale mniemam, że nie chciałaś się ze mną spotkać tylko po to, by bezkarnie na mnie patrzeć – oznajmił siadając obok mnie na drewnianej ławce.
Chciałbyś – prychnęłam. – Masz jakieś plany na sobotę? – Spytałam odruchowo przygryzając dolną wargę. Z satysfakcją zauważyłam, że wzrok Hiszpana spoczął na moich ustach.
Nie mam – powiedział. – Chcesz mnie porwać?
Chcę zaprosić cię na kolację. Ciebie i Andreę – rzekłam obserwując jego reakcję. – Matt chciałby cię poznać!
Ach, rozumiem – wymruczał. – W takim razie nie pozostaje mi nic innego niż zgodzenie się.
Bardzo się cieszę – oznajmiłam szczerze. – Mam też dla ciebie numer Jamesa, jeśli chciałbyś się z nim skontaktować.
Tak! Mam nadzieję, że siedzi jeszcze w Los Angeles, bo wybieram się tam na wakacje i być może udałoby się nam spotkać.
Chyba nigdzie się stamtąd nie rusza – wzruszyłam obojętnie ramionami i podałam mu numer brata. Zapisał go od razu. – A tak w ogóle… Jak już poruszyłeś temat porwania to skusiłbyś się na małą wycieczkę po bibliotece? – Zapytałam wskazując na budynek przed nami. Pstryknął mnie w nos i poczochrał moje rozwiewane przez wiatr włosy.
Nie umiem ci odmówić, pieszczoszku – uśmiechnął się, a ja w mgnieniu oka poderwałam się z ławki. – Będziesz najlepszym przewodnikiem, jestem o tym przekonany – Powiedział ruszając za mną.
Ze mną Londyn stoi przed tobą otworem!

Londyn, 26.05.2019 r.

 Po ostatnich słonecznych dniach w sobotnie popołudnie nie było już śladu. Z doskonale widoczną frustracją wpatrywałam się w ulewę, która nawiedziła stolicę Anglii. Złowieszczy odgłos grzmotów oraz przecinające niebo błyskawice powodowały, że mimowolnie kuliłam się w sobie. Od małego bałam się burzy, a tłumaczenia, że dzieje się tak, bo aniołki grają w kręgle nie pomagały. Zrezygnowana pokręciłam głową i wróciłam do przestronnej kuchni. Na szczęście kolację miałam już przygotowaną, pozostawało tylko ją odgrzać, kiedy zjawią się goście. Przez typową angielską pogodę moje plany zjedzenia na tarasie spełzły na niczym, dlatego tanecznym krokiem powędrowałam do jadalni, aby udekorować stół. Nucąc pod nosem piosenkę lecącą z radia układałam serwetki, na których chwilę później wylądowały srebrne sztućce. Zadowolona ze swojego dzieła wzięłam się za robienie deseru. Postawiłam dziś na crumble, czyli zapiekany placek z owocami pod kruchą warstwą ciasta. Zdecydowałam się zrobić je z rabarbarem, bo był to owoc, który Kepa wcinał aż trzęsły mu się uszy. Przygotowując składniki usłyszałam otwierające się drzwi wejściowe. 
Wróciłem! – oznajmił Matt ściągając w przedpokoju przemoczoną kurtkę. – Co za ulewa!
Dobrze, że wróciłeś cały i zdrowy – odparłam będąc przewrażliwiona na punkcie ostrożności. Takie warunki atmosferyczne zdecydowanie nie sprzyjały spokojnej jeździe.
Za nic nie przegapiłbym tych wspaniałości! – wszedł do kuchni i pocałował mnie w policzek. – Pięknie pachnie! Co przygotowałaś?
Pieczony kurczak, pieczone ziemniaki, sos pieczarkowy, gotowane warzywa plus sos miętowy… – odparłam. – Posmakuje im?
Dlaczego miałby im nie posmakować sunday roast? – spytał. – Alisa, jesteś urodzoną kucharką, wszystko co wychodzi spod twoich rąk jest wyśmienite – Powiedział z przekonaniem odkładając na stół butelkę wytrawnego czerwonego wina.
Dziękuję – rozpromieniłam się słysząc ten komplement. Matt zaśmiał się i pstryknął mnie w nos. Po niecałej godzinie wyszłam z kuchni, aby się przygotować. Nawet nie wiem, kiedy ten czas tak zleciał! Kiedy odkładałam na bok prostownicę do włosów rozległ się donośny dzwonek.
Otworzę! – krzyknął Matt, a ja po raz ostatni zerknąwszy na moje odbicie w lustrze zeszłam na dół. W korytarzu stał Kepa w towarzystwie wina oraz bukietu stokrotek. Matt wpatrywał się w niego z autentycznym szokiem. – Dlaczego mi nie powiedziałaś, że twoim znajomym jest bramkarz Chelsea? – Spytał siląc się na spokój.
Chciałam ci zrobić niespodziankę! – oznajmiłam uradowana obserwując urocze dołeczki w jego policzkach. – Chyba mi się to udało – Zaśmiałam się, a Matt pokiwał głową. Przedstawiłam sobie obu panów, którzy ochoczo uścisnęli sobie dłonie. – Gdzie zgubiłeś Andreę?
Och, ona… – Hiszpan nerwowo podrapał się po głowie. – Miała już inne plany – Mruknął cicho.
Rozumiem – parsknęłam. – Idźcie do salonu, nie stójcie tu tak. Kepa oprzytomniał i wręczył mi bukiet kwiatów. Matt odebrał od niego wino. – Pamiętałeś?
Stokrotki w twoich włosach… Jak mógłbym zapomnieć? – zadał retoryczne pytanie, po czym udał się do salonu.
Kolacja będzie gotowa za jakieś pół godziny… Napijecie się czegoś? – krzyknęłam z kuchni.
Kawy! – odkrzyknął Kepa.
Czarnej herbaty z mlekiem i miodem! – zawtórował mu Matt. Pokręciłam głową nad jego uwielbieniem do tego tradycyjnego angielskiego napoju. Gdy weszłam do salonu z ich zamówieniami obaj byli pochłonięci tematem piłki nożnej. Czego innego mogłam się spodziewać?
Alisa wspominała, że jesteś kibicem… Której drużyny? – spytał Kepa.
Och… Tottenham – odparł zmieszany Matt. – Ale goszczenie ciebie w naszym domu to sama przyjemność! – Zapewnił go szybko, a ja parsknęłam śmiechem. Nie za bardzo orientowałam się w tym temacie, potrafiłam wymienić jedynie kilka klubów i zawodników. Moje zaangażowanie ograniczało się do kibicowania Kepie w Ondarroi, gdzie uchodziłam za jego szaloną fankę. Cóż, nie polemizowałam. Cieszyłam się, że Matt polubił Kepę i na odwrót. Atmosfera była miła oraz spokojna. Czasami zakłócał ją jedynie głośny śmiech. W duchu cieszyłam się, że Andrea zdecydowała się nie pojawić. Nie uwierzyłam w jej inne plany, ale w chwili obecnej miałam ją gdzieś. Jestem pewna, że swoimi humorami oraz posępną miną zepsułaby ten pogodny nastrój. Kolację zjedliśmy wymieniając się rozmowami i żartami. Kepa wychwalał moje umiejętności kulinarne, na co rumieniłam się jak nastolatka. Podane do kolacji wino było zwieńczeniem tego błogiego wieczoru.
Powoli będę się zbierał – powiedział Kepa. – Muszę się jeszcze spakować przed wylotem.
Wylotem?
Alisa, ty ignorancie! – Matt żartobliwie pacnął mnie w ramię. – Skoro twoim kolegą jest piłkarz Chelsea powinnaś bardziej orientować się w temacie – Zaśmiał się, a ja zdziwiona zmarszczyłam brwi.
W środę gramy mecz, finał Ligi Europy – wyjaśnił mi Hiszpan. – W Baku.
Och! – wykrzyknęłam. – W takim razie będę trzymać za was kciuki! – Zapewniłam go.
Nawet zmuszę ją do oglądnięcia – oznajmił Matt. – Mam nadzieję, że jeszcze kiedyś się spotkamy!
Pewnie już po wakacjach – mruknął Kepa. – Miłego pobytu na Jamajce – Dodał.
A wam w Los Angeles. Pilnuj mojego brata, jak go spotkasz!
Hiszpan spojrzał na mnie rozbawiony, po czym pożegnał się z Mattem. Mnie zamknął w szczelnym uścisku jeszcze raz dziękując za zaproszenie. Gdy opuszczał nasze mieszkanie, a ja odprowadzałam go wzrokiem czułam na sobie badawcze spojrzenie Matta, ale zbagatelizowałam to. Pocałowałam go lekko w policzek tarmosząc jego włosy.
Chodź, Przylepie, pomogę ci posprzątać – zaoferował puszczając mi oczko.
Matthew, do cholery! – krzyknęłam rozeźlona jego zachowaniem. Parsknął jedynie śmiechem, który chcąc nie chcąc udzielił się również mi. Po skończonym sprzątaniu z pudełkiem lodów wylądowaliśmy w salonie oglądając jakiś łzawy film. Oparłam głowę na jego ramieniu rozpamiętując w głowie dzisiejszy wieczór. Było dobrze. A nawet lepiej…

Londyn, 29.05.2019 r.

 Z pełną miską moich ulubionych Lay’s Fromage oraz piwem o smaku jabłka i trawy cytrynowej czekałam na rozpoczęcie meczu. Matt siedział obok mnie zajadając karmelowy popcorn. Na szklanym stoliku obowiązkowo stała filiżanka słodkiej herbaty z mlekiem.
Serio, Matt… Jak możesz to jeść i pić? – spytałam chrupiąc ziemniaczanego chipsa.
To zdrowe i smaczne! – oburzył się z obrzydzeniem patrząc na moją różową miskę.
Nie wmówisz mi, że karmelowy popcorn jest dużo zdrowszy od chipsów!
Ale jest słodszy!
Jakby twoja herbata z miodem nie była wystarczająco słodka!
Cicho już – uciszył mnie wpatrując się w ekran płaskiego telewizora. – Zaczyna się!
Mruknęłam coś pod nosem, ale poszłam za jego śladem. Matt nawet nie musiał mnie przekonywać do oglądnięcia tego meczu. Sama byłam ciekawa wyniku oraz występu Kepy. Po piętnastu minutach gry mecz zaczął mnie nudzić, ale nie odezwałam się ani słowem. Zamiast tego śmiałam się z Matta oraz jego komentarzy, które wygłaszał z zaangażowaniem.
Czy finałowe spotkania zawsze są takie nijakie? – zapytałam niewinnie popijając piwo. Było przepyszne!
Kobiety! – Matthew spojrzał na mnie z oburzeniem, a ja wystawiłam mu język. Spojrzałam na ekran rozpoznając kilku zawodników.
Znam go! – krzyknęłam wpatrując się w piłkarza z dziesiątką na plecach.
Wszyscy znają Hazarda – zażenowany Matt wywrócił oczami.
Jego też znam! I jego… Jego tak samo! – emocjonowałam się wskazując palcem na danych piłkarzy.
Byłbym zdziwiony, gdybyś nie kojarzyła zawodników występujących w twojej narodowej reprezentacji – mruknął.
Och, nie mędrkuj już tak! – fuknęłam wbijając wzrok w Kepę.
Zastanawiam się, czy chcę, żebyś oglądała ze mną sobotni mecz – powiedział Matthew.
Finał Ligi Mistrzów, pamiętam! Twój Tottenham gra z… Liverpoolem… Nie myśl sobie, że ci odpuszczę! – zaśmiałam się z jego zbolałej miny. Nadymał śmiesznie policzki wyglądając przy tym jak obrażony czterolatek.
Co ja z tobą mam... – westchnął pokonany wsypując sobie do buzi garść karmelowych kulek.
I wzajemnie – odgryzłam się na przekór zajadając chipsy.
Pierwsza połowa zakończyła się bezbramkowym remisem. Miałam nadzieję na większe emocje w drugiej części spotkania. Jak się okazało moje modlitwy zostały wysłuchane. Piłkarze obydwu drużyn wzięli się do roboty zapewniając swoim zagorzałym sympatykom nie lada atrakcje. Nawet nie wiem, kiedy zleciało mi te czterdzieści pięć minut. Gdy się ocknęłam piłkarze Chelsea skakali po sobie wrzeszcząc wniebogłosy. Pokonali Arsenal 4-1. Uśmiechnęłam się pod nosem widząc podekscytowanego Kepę. Po chwili zawodnicy z zachodniej części Londynu mogli cieszyć się z upragnionego pucharu, który wędrował z rąk do rąk. Z tego, co się orientowałam był to pierwszy taki sukces Kepy. I byłam z niego dumna.


***

Witam! 

Kolacja przebiegła w miłej atmosferze, a panowie przypadli sobie do gustu :) A co będzie dalej... ^^ 
Nowy sezon Premier League oficjalnie rozpoczęty! <3 Oby wena mi towarzyszyła ;) 
Jutro Chelsea gra z Liverpoolem o Superpuchar Europy i mam nadzieję na kolejne trofeum ^^ :D 


😍

Pozdrawiam ;*