sobota, 28 września 2019

Dziesiąty

Londyn, 16.09.2019 r.

 Spacerując podczas oberwania chmury wracałam do domu. Byłam wściekła, przemoczona i cholernie smutna. Łzy spływające po policzkach mieszały się z kroplami deszczu i pozostałością makijażu. Kurtka, którą okrył mnie Kepa ciążyła mi na ramionach. Moje myśli były wielkim chaosem, nie potrafiłam się w nim odnaleźć. Nie potrafiłam zrozumieć Hiszpana, jego postępowania, jego słów. Mącił mi w głowie, mieszał tak że gubiłam się w sobie, w nim. Pojawił się w moim życiu cztery miesiące temu i znów wywrócił je do góry nogami. Moje ukryte i zagłuszone na dnie serca uczucia wybuchły ze zdwojoną siłą siejąc zamęt i spustoszenie. Kepa był, zawsze był, wraz z nim był jego uśmiech, usta stworzone do całowania, psotnie migające oczy, bezpieczne i silne ramiona, w których mogłam się skryć. Był moim pierwszym, to na niego otworzyło się moje serce i dusza. Zauroczenie, które sobie wmawiałam tak naprawdę było prawdziwym uczuciem, którym od tamtej pory nie obdarzyłam innego mężczyzny. Jego obecność powodowała drżenie kolan, galop serca i ciarki na całym ciele. Elektryzował, przyciągał, drażnił się ze mną słowami i dotykiem. Po jego słowach mówiących o tym, że nie byłam mu obojętna, o wyznaniu, że wciąż posiada zeszyt z cytatami, który mu podarowałam, po jego niepewności zrodziła się we mnie iskierka nadziei. Ale wciąż była jedynie iskierką, która chyba nie miała prawa przeobrazić się w prawdziwą i wielką iskrę. Kepa był moim uzależnieniem, a ja… Być może ja byłam w jakimś stopniu jego niespełnieniem? Pociągając nosem dotarłam do domu. Ślamazarnym ruchem ręki otarłam łzy, które skutecznie utrudniały mi widoczność. W progu czekał na mnie zatroskany Matt trzymający w dłoniach puchaty ręcznik.
Zwariowałaś, Przylepie? – spytał okrywając mnie nim. Osuszył moje włosy, z których cały czas kapała woda. – Będziesz chora!
Nie obchodzi mnie to – wyjąkałam szczękając zębami. Matt ściągnął ze mnie przemoczoną kurtkę nic nie mówiąc. Pozbył się również butów i mojego ubrania podając mi dresowe spodnie i wyciągnięty męski sweter pachnący pomarańczą. Wtuliłam w niego twarz delektując się ciepłymi splotami. Matt bezradnie pokręcił głową i zszedł do kuchni. Udałam się za nim drżąc z zimna. Usiadłam na kanapie w salonie, a chłopak w mgnieniu oka pojawił się obok. Okrył mnie pluszowym kocem, moim ulubionym z motywem Muminków i wcisnął w dłoń filiżankę rozgrzewającej herbaty z cytryną i sokiem malinowym i dziką różą. – Dziękuję – Powiedziałam mocząc usta w ciepłej cieczy.
Co się stało? – zapytał wchodząc pod koc. Oparłam głowę na jego ramieniu wzdychając ciężko. – Oprócz tego, że stał się Kepa – Mruknął pod nosem.
Andrea… Ona… Andrea wie o tobie – oznajmiłam nie ukrywając przed nim niczego. – Widziała cię w klubie z tym chłopakiem, dorobiła własny scenariusz i zagroziła, że wyjawi prawdę odnośnie twojej orientacji, jeśli nie przestanę widywać się z Kepą – Wyjaśniłam biorąc kolejny łyk.
Co za marna idiotka – prychnął. – Jeśli powie Kepie o tym, że jestem gejem to sama strzeli sobie w stopę – Oznajmił. Spojrzałam na niego zdziwiona. – No proszę cię! Jeśli Kepa dowie się o tym, że nasz związek jest farsą, to co go powstrzyma przed rzuceniem się na ciebie? – Parsknął nawiązując do naszej wczorajszej rozmowy. Pod wpływem chwili wyznałam, co wydarzyło się między nami, wtedy, w łazience.
Matt! – skarciłam go, na co jedynie się zaśmiał. Początkowo nie chciałam mu o tym mówić, ale sam się domyślił. Nie chciałam psuć mu humoru widząc jego szczęście i szalejące ogniki w oczach, jednak postawił na swoim. – Nie zmienia to faktu, że Andrea nie ma prawa mówić o tym na prawo i lewo. To twoja sprawa i twoje życie. Jednak… Możliwe, że będzie chciała obwieścić to z przytupem mszcząc się na mnie…
Nie rozumiem… – posłał mi zaskoczone spojrzenie. Odstawiłam na stolik pustą filiżankę i opowiedziałam mu dzisiejsze zajście w restauracji oraz późniejszą rozmowę z Kepą. Słuchał uważnie uspokajająco gładząc mnie po głowie. – I bardzo dobrze zrobiłaś! – Obwieścił, kiedy skończyłam. – Ich związek jest dziwny i brak mu tego czegoś… Zauważyłem to podczas kolacji. Sam fakt, że jeszcze nie włożył jej na palec pierścionka zaręczynowego dobitnie o tym świadczy. Tłumaczenie, że nie może się na to zdobyć ze względu na ciebie jest śmieszne. Rozumiem, że to miejsce jest dla was wyjątkowe i wiele dla was znaczy i być może faktycznie nie chce zacierać tych wspomnień, ale… Przecież gdyby naprawdę tego pragnął to oświadczyłby się jej w każdym możliwym miejscu. Nie byłaś mu obojętna wtedy i nie jesteś mu obojętna teraz. Gdybyś była to nie byłoby tego wszystkiego. Tych słów, gestów… Gdyby wtedy w ostatniej chwili się nie powstrzymał to wszyscy wiemy, jakby się to skończyło. Czuje coś do ciebie, Przylepie, ale się boi. Boi się, że jego długoletni związek się rozleci i chwyta się każdej błahostki, by do tego nie dopuścić. Pogubił się, ale nie ma prawa mącić ci w głowie. Jesteś zakochana, zawsze byłaś i może cię to wykończyć. Kocham cię, kocham cię z całego serca i nie chcę, żebyś cierpiała. A Andreą i jej gadaniem się nie przejmuj. Jeśli jest taka głupia i naiwna to proszę bardzo, niech mówi, że jestem gejem. Dojrzałem, zaakceptowałem się, i cholernie mi z tym dobrze. Jestem gotowy, by stawić czoła rodzicom i wyznać im prawdę – Powiedział.
Jestem z ciebie dumna – szepnęłam przytulając się do niego z całych sił. – Będę z tobą, wiesz o tym? Wiesz, bo ja ciebie kocham równie mocno – Pogłaskałam jego policzek. Uśmiechnął się czochrając moje włosy. – Dziękuję za wszystko… Przede wszystkim za to, że jesteś!
Wzajemnie, Przylepie, wzajemnie…

Londyn, 17.09.2019 r.

 Moje wczorajsze, wieczorne postanowienie o tym, by unikać Kepy straciło na wartości już kolejnego dnia. Matt poinformował mnie, że dziś wraca Liga Mistrzów. Nie byłam głupia i wiedziałam, co to oznacza. Kepa od małego marzył o występie w tej prestiżowej rozgrywce, pragnął usłyszeć hymn, który przyprawiał go o gęsią skórkę, chciał wznieść w górę upragniony puchar za zwycięstwo. Obserwowałam go teraz, skupionego, dumnego i pogrążonego we własnych myślach. Marzenie małego chłopca właśnie się ziściło. Chciałam zwycięstwa jego drużyny, bowiem zdawałam sobie sprawę, jak ważne jest to dla nich wszystkich, dla niego… Chelsea przeważała przez większą część spotkania, częściej oddawała strzały na bramkę, zawodnicy częściej wymieniali między sobą podania i utrzymywali się przy piłce. Pierwsza połowa zakończyła się bezbramkowym remisem, a w drugiej pomimo kilku okazji piłkarzom Chelsea nie udało się wyjść na prowadzenie. Zaklęłam pod nosem, kiedy w siedemdziesiątej czwartej minucie na prowadzenie wyszła drużyna Valencii. Taki wynik utrzymał się już do końca spotkania.
Nie o takim debiucie marzył – mruknęłam pod nosem.
Z pewnością, ale niewiele mógł zrobić w tej sytuacji – ocenił Matt. W pełni go poparłam!
Obrona szwankuje od początku tego sezonu… Mam nadzieję, że kibice nie będą go obwiniać!
Zawsze znajdą się tacy, którym nic nie pasuje, ale takimi nie warto się przejmować. Kepa zna swoją wartość i nie musi nikomu nic udowadniać. Jest pewny siebie, dobrze wyczuwa przeciwników…
Dobrze, już zrozumiałam! I w ogóle miałam się na niego złościć, a nie przeżywać przegrany mecz. Jestem beznadziejna – prychnęłam.
Jesteś beznadziejnie zakochana – poprawił mnie Matt. – I przeziębiona – Dodał, gdy głośno kichnęłam.
To jego wina! – krzyknęłam patrząc oskarżycielsko w ekran telewizora. Kepa stał na murawie i dziękował kibicom za doping i wsparcie. – Mam dość, idę spać – Powiedziałam ziewając szeroko.
Słodkich snów – Matt pocałował mnie w czoło. – O Kepie, albo o kimś innym…
Nie! Żadnego Kepy! Będę śnić o tobie – wymruczałam wskakując pod ciepłą kołderkę.
A może o mnie i o nim razem? – spytał mrugając do mnie.
Matt!!!

Londyn, 19.09.2019 r.

 Marzenie o spokojnym wieczorze po ciężkiej harówce w pracy prysnęło jak bańka mydlana za sprawą natarczywego dzwonka. Fuknęłam wściekle pod nosem i zwlekłam się z kanapy, aby otworzyć intruzowi drzwi.
James? Co ty tutaj… Czemu nie uprzedziłeś, że wracasz? – spytałam wpuszczając go do środka. – I czemu jesteś taki wściekły? Nie udało ci się udowodnić swoich racji odnośnie Nessie? – Zakpiłam.
Nie! – warknął ściągając buty. – Ale nie o to chodzi!
To o co? – zapytałam zbita z tropu.
Zaraz się dowiesz!
Jesteś irytujący! Wpadasz tutaj jak do siebie i nie chcesz nic powiedzieć! – podniosło mi się ciśnienie. Dźwięk kolejnego dzwonka przyprawił mnie o mini zawał. – Co do cholery?! – Krzyknęłam otwierając masywne drzwi. – Kepa? – Zdziwiłam się.
Jest i on! – z salonu wynurzył się James posyłając bramkarzowi wściekłe spojrzenie.
Co się stało? – zapytał zdezorientowany. Zamrugałam powiekami w jednej sekundzie rozumiejąc wszystko.
Andrea – wyjaśniłam cicho pod nosem. – Powiedziała ci?
Oczywiście, że mi powiedziała! Jak wy… Co z wami? Pieprzyliście się jak króliki pod moim nosem!
James! Uspokój się w tej chwili – nakazałam.
Nic z tego nie rozumiem! – złapał się za głowę. – Możecie mi to łaskawie wyjaśnić i przedstawić swoją wersję wydarzeń? Andrea była wkurzona, gdy do mnie dzwoniła i mogła nie powiedzieć mi całej prawdy – Mruknął. Kepa posłał mi przepraszające spojrzenie. Wróciliśmy do salonu, gdzie Kepa podjął się wyzwania. Krótko, bez wdawania się w zbędne szczegóły powiedział bratu, co działo się między nami, kiedy byliśmy młodzi i niedoświadczeni.
Ale jak… No serio? Moja siostra i mój najlepszy przyjaciel?
Takie rzeczy się zdarzają, daj spokój – powiedział Kepa. – To była tylko i wyłącznie nasza sprawa. Miała taką pozostać, ale pewne rzeczy się skomplikowały. James, byliśmy młodzi, ale pełnoletni i wiedzieliśmy, co robimy. Później wszystko się posypało i nasza historia się skończyła. Teraz odnowiliśmy kontakt i tyle – Oświadczył. Popatrzyłam na niego odganiając łzy. Wiedziałam, że nie mógł zdradzić się przed Jamsem o tym, co dzieje się teraz i że darzyliśmy się uczuciem. To tylko pogorszyłoby sprawę. Jednak jego słowa i tak mnie zabolały.
I nic was wtedy nie łączyło? Teraz też? – upewnił się James.
Nic wtedy i nic teraz – odparłam pewnie, uciekając od palącego wzroku Kepy.
No dobrze… – oznajmił po chwili ciszy James. – Przepraszam, że tak na was napadłem, ale musiałem poznać prawdę. Kiedy Andrea mi o tym powiedziała czułem się tak, jakbym miał eksplodować, bo nie mieściło mi się w głowie, że moja mała siostrzyczka i ty…
Andrea jest na mnie wściekła i chwyta się wszystkiego, by namieszać – powiedział Kepa. – Przepraszam za nią, będę musiał z nią szczerze porozmawiać, ale od paru dni nic do niej nie dociera… Jednak jesteśmy dorosłymi ludźmi i musimy radzić sobie z problemami, a nie uciekać się do takich tanich sztuczek…
Masz rację – przyznał James. – Jeszcze raz przepraszam. Pokiwałam głową myśląc nad całą sytuacją. Skoro Andrea posunęła się do tego, aby powiedzieć Jamesowi prawdę o tym, co łączyło mnie z Kepą to miałam pewność, że na tym nie poprzestanie. Idiotka. James pożegnał się z Kepą, a ja odprowadziłam go wzrokiem. Uwikłałam się w jakąś plątaninę emocji i nie potrafiłam się z niej wydostać. James przeprosił mnie za wtargnięcie bez słowa i za to, że bez mojej wiedzy zaprosił tutaj Hiszpana. Zbyłam to machnięciem ręki marząc o śnie i o tym, by wszystko powróciło do normy.

Londyn, 21.09.2019 r.

 Ten w założeniu spokojny tydzień był jak tornado zbierające to, co napotka na swojej drodze. James zatrzymał się u nas na kilka dni, ale przepłacił to zdrowiem. Matt stwierdził, że skoro Andrea powiedziała mu o mnie i Kepie to może posunąć się dalej, dlatego zbierając się na odwagę wyznał mu prawdę o swojej orientacji i o naszym układzie. Brat początkowo nie dowierzał, nie chciał przyjąć tego do świadomości, a gdy potwierdziłam słowa Matta spojrzał na nas jak na wariatów i kosmitów razem wziętych. Chodził po salonie rwąc sobie włosy z głowy na przemian otwierając i zamykając usta. Przez cały ten czas trzymałam Matta za rękę dodając mu otuchy. Wiedziałam, ile go to kosztowało. Bał się reakcji innych, bliskich mu osób i drżał na całym ciele. James widząc w jakim jest stanie szybko się opamiętał.
Stary, naprawdę nie mam nic do twojej orientacji, po prostu jestem w szoku. Wybacz – powiedział siadając na fotelu.
Nieszczególnie ci się dziwię – powiedział Matt. – Mam jednak nadzieję, że nas zrozumiesz, że zrozumiesz mnie. Początkowo było nam ciężko udawać związek, ale później się do tego przyzwyczailiśmy. Alisa była ze mną, kiedy najbardziej jej potrzebowałem, pomagała mi i wspierała na duchu. Jest moją przyjaciółką, kocham ją, ale nie w taki sposób. Przepraszam, że cię okłamywaliśmy, ale musiałem się z tym uporać. Nie tak to miało wyglądać, moi rodzice mieli dowiedzieć się pierwsi, lecz sprawy troszkę się pokomplikowały. Nie mamy prawa cię o to prosić, wiemy, że pewnie jesteś wściekły, ale…
Może jestem zły i muszę uporządkować sobie to w głowie, ale nie mam wam czego wybaczać, jeśli taki był sens twojej wypowiedzi. To była wasza decyzja, którą rozumiem oraz szanuję. I na swój sposób dziękuję, że mi zaufałeś i powierzyłeś swój sekret. U mnie jest bezpieczny tak długo, jak będziesz tego potrzebował.
Dziękuję, James – odparł Matt. Kamień spadł mi z serca. – Wolałem, żebyś dowiedział się tego bezpośrednio od nas, a nie od Andrei, która chyba wzięła sobie za punkt honoru, żeby uprzykrzyć nam życie…
To idiotka – prychnął. Parsknęłam śmiechem oddychając z ulgą. – Nie wiem, jak Kepa może się z nią zadawać! 
Matt posłał mi porozumiewawcze i rozbawione spojrzenie nad ramieniem Jamesa. Wystawiłam mu język podchodząc i siadając bratu na kolanach.
Dziękuję – szepnęłam przytulając się do niego.
Jesteś moją młodszą siostrzyczką, to normalne, że czasami reaguję zbyt impulsywnie, ale twoje dobro jest dla mnie najważniejsze. Mamy tylko siebie, więc musimy się wspierać i być dla siebie nawzajem. Pewnie minie trochę czasu, zanim dotrze to do mnie na dobre, ale naprawdę dziękuję, że mi powiedzieliście – odparł dając mi pstryczka w nos. Matt uśmiechnął się szeroko opadając na kanapę. Byłam z niego dumna, z tego, że dał radę, że pokonał swoje lęki. Czekała go jeszcze przeprawa z rodzicami, ale tak jak obiecałam, będę przy nim. Omiotłam wzrokiem dwóch na ten moment najważniejszych mężczyzn w moim życiu i uśmiechnęłam się w duchu. Miałam szczęście, że byli ze mną, opiekowali się mną i troszczyli się o moje dobro. Rodzina. Jedno słowo zawierające w sobie tak wiele… 


***

Witam!

Wymęczyłam ten rozdział i średnio jestem z niego zadowolona, ale niektóre sprawy musiały ujrzeć światło dzienne :D 
Trochę mało Alisy i Kepy, ale w następnym ulegnie to poprawie 😏 I kolejny wyjątkowo pojawi się we czwartek ;) Część mam już napisaną, więc powinnam wyrobić się bez problemu ^^ Zostawiam Was i idę szykować się psychicznie na mecz :D



(James i Alisa ^^)

Pozdrawiam ;*

sobota, 21 września 2019

Dziewiąty

Londyn, 12.09.2019 r.

 Bujając się w takt melodii wydobywającej się z mojego niebieskiego Samsunga nuciłam pod nosem piosenkę, która prześladowała mnie od dłuższego czasu. Mój muzyczny guru, wokalista Green Day, Billie Joe Armstrong potrafił ubrać uczucia oraz emocje we właściwe słowa.
Everything that I want I want from you but I just can’t have you… Everything that I need I need from you but I just can’t have you…! – zaśpiewałam głośno refren ścierając kurze. Kepa nie chciał wyjść z mojej głowy, z moich myśli, z mojego serca. Zagnieździł się tam na dobre siejąc spustoszenie w moim ciele. Od naszej ostatniej rozmowy w parku nie kontaktowaliśmy się zbyt często, ze względu na jego zgrupowanie w kadrze oraz mecze, które miał do rozegrania w ramach eliminacji do przyszłorocznego Euro. Życzyłam mu jak najlepiej i nie chciałam niepotrzebnie zajmować mu czasu. Andrea została w Londynie, czego dowiedziałam się kilka dni temu od Grace. Była w restauracji ze swoją przyjaciółką i wypytywała o mnie, jakby od mojej obecności zależało jej życie. Nie miałam pojęcia, czego chciała, ale podejrzewałam, że po raz kolejny pragnęła mnie upokorzyć. Tym razem w czyimś towarzystwie. Miałam jej dość. Odkąd zaczęłam ją obserwować na jej profilu, bądź w relacjach pojawiały się zdjęcia oraz filmiki, które doprowadzały mnie do szału i skrajnej irytacji. Wiedziałam, że Kepa jest jej i że nigdy nie będzie mój, ale to bolało. I to cholernie. Ścisnęłam ścierkę czując napływające do oczu łzy. Miałam dość siebie i tego pokręconego uczucia, które pojawiło się niespodziewanie i niepotrzebnie. Myślałam o naszej rozmowie w parku, o tym że po czasie przyznaliśmy się do tego, że nie byliśmy sobie obojętni, o jego bezpiecznych ramionach, zapachu, nim całym… Nie wyznałam mu wszystkiego, nie powiedziałam dobitnie, że byłam w nim zakochana, ale to nie miało najmniejszego sensu. Już nie. Miał rację. Mieliśmy swoje życie, on miał Andreę, ja miałam Matta, choć nie na zawsze. On też kiedyś odejdzie znajdując miłość. Musiałam wziąć się w garść i przestać myśleć o przeszłości. – Oh you’re the only one that I’m dreaming of… – Zakończyłam kulawo polerując czysty już blat. Głośne trzaśnięcie drzwi wybudziło mnie z zadumy.
Cześć! – przywitał się Matt dając mi buziaka w policzek. Odwzajemniłam ten gest ciesząc się z jego obecności. Tydzień temu wrócił z szalonej wyprawy do Szkocji opowiadając mi z zapałem o wszystkich przygodach, których doświadczył z Jamsem. Mój braciszek nie zdecydował się na powrót, nadal sprawdzał swoje teorie raz po raz przysięgając, że widział głowę Nessie wyłaniającą się z Jeziora. – Obrazisz się na mnie, jeśli wyjdę wieczorem? – Zapytał lustrując moją sylwetkę uważnym wzrokiem.
Zwariowałeś? – zaśmiałam się. – Niby czemu?
Bo ostatnio chodzisz smutna i nie wiem, jak mam ci pomóc – powiedział siadając do stołu. Podałam obiad i usiadłam naprzeciwko.
Na zakochanie nie ma rady – mruknęłam nawijając makaron na widelec.
Cóż, nie można z tym polemizować – odpowiedział po chwili namysłu. Spojrzałam na niego zdziwiona i parsknęłam śmiechem widząc ubrudzony policzek. Nachyliłam się i starłam z jego twarzy sos pomidorowy.
Czy ja o czymś nie wiem? – zapytałam mrugając porozumiewawczo.
Och, no bo wiesz… – zaczął rumieniąc się słodko. – Wychodzę dziś do klubu… Z szalonym przystojniakiem, który wpadł mi w oko już jakiś czas temu…
Dlaczego nic nie mówiłeś?! – pisnęłam podekscytowana.
Nie chciałem zapeszać!
No dobrze, jestem w stanie przyjąć takie tłumaczenie – odparłam uśmiechając się szeroko. – Ale masz mi potem wszystko opowiedzieć! – Zażądałam wstając od stołu. Pozbierałam naczynia i włożyłam je do zmywarki.
Ze szczegółami, czy bez? – mrugnął do mnie.
Bez!!!

 – Alisa, wychodzę! – krzyknął Matt, kiedy z roztargnieniem czytałam wiadomośćo tym, że Chelsea rozegra kolejne spotkanie w najbliższą sobotę. Czyli już wrócił…
Powodzenia! – wydarłam się gramoląc się z wanny. – Nie wracaj za szybko!
Masz to jak w banku! Trzymaj się, Przylepie!
A ty szalej! – odkrzyknęłam. Odpowiedziała mi cisza. Trzymałam kciuki za Matta, bo zasługiwał na szczęście jak mało kto. Wytarłam swoje mokre ciało puchatym ręcznikiem, założyłam dolną bieliznę, po czym sięgnęłam po koszulkę służącą mi za piżamę. Zaklęłam szpetnie, kiedy zorientowałam się, że zostawiłam ją na łóżku. Chwyciłam za klamkę i pewnym krokiem weszłam do pokoju.
Alisa, cześć, Matt mnie wpuś…
Aaaaaaa! – krzyknęłam momentalnie zakrywając piersi dłońmi. Przełknęłam ślinę dostrzegając Kepę, który patrzył się na mnie tak, jakby doznał ciężkiego szoku.
Przepraszam! – wykrztusił lustrując moją sylwetkę bezczelnym wzrokiem.
Co ty tutaj robisz?! – pisnęłam. – Zresztą, nieważne! Odwróć się, albo zamknij oczy! – Nakazałam podchodząc do łóżka.
Co miałem zobaczyć to już zobaczyłem – powiedział lekko schrypniętym głosem, ale spełnił moją prośbę. Czym prędzej chwyciłam koszulkę, wyciągnęłam z szafki pierwszy lepszy biustonosz i szybko czmychnęłam do łazienki. Ubierając się próbowałam unormować oddech. Przymknęłam na chwilę powieki. Zdziwiłam się słysząc otwierające się drzwi. – Alisa… – Wyszeptał mi do ucha. Zadrżałam. Popatrzyłam w lustro. Stał za mną taksując mnie pociemniałymi od pożądania tęczówkami. Zbliżył się. Moje odbicie przedstawiało rozchełstaną mnie, zarumienione policzki kpiły ze mnie, a przyspieszony oddech zdradzał wszystko. Czekałam na jego ruch, bo ja byłam sparaliżowana. Poczułam jak delikatnie dotyka moich ramion; po chwili jego dłonie przesunęły się niżej. Badał strukturę moich rąk, drażnił się ze mną, powodował gęsią skórkę na całym moim ciele. Zamarłam, kiedy opuszki jego palców przystąpiły do lekkiego gładzenia mojego brzucha. Patrzyliśmy na siebie przez lustro. Jego usta były wykrzywione w zadziornym uśmieszku, który powodował, że bez mrugnięcia okiem oddałabym mu się na tym blacie. Musiał to czuć. Musiał to wiedzieć. Spięłam się, gdy jedna z jego dłoni dotknęła rąbka moich koronkowych bokserek. Przygryzłam dolną wargę. Jego ręce, sprawne i zmysłowe zaczęły muskać moje uda; zbliżały się do ich wewnętrznej strony mnąc i podciągając materiał mojej koszulki do góry. Płonęłam.
K-kepa… – wyjęczałam tracąc nad sobą panowanie. Nie odpowiedział, zamiast tego jedną ręką odgarnął moje włosy nachylając się nade mną. W dalszym ciągu utrzymywaliśmy kontakt wzrokowy. Zbliżył się jeszcze bardziej. Trącił językiem płatek mojego ucha, po czym jego usta znalazły się w zagłębieniu mojej szyi. Rozpadłam się. Rozpadłam się na kawałki pod wpływem jego obecności, zapachu, dotyku dłoni, ust, języka… – Kepa! – Warknęłam próbując się wyrwać. Trzymał mnie mocno zaciskając ręce na mojej tali. Szarpnęłam się, znów bezskutecznie. Mierzyliśmy się rozpalonym wzrokiem wędrując nim po swoich twarzach, ciałach…
Chciałbym cię mieć, tak bardzo – wycharczał ocierając się o mnie perfidnie. – Ale… Przepraszam, nie mogę – Mówiąc to pocałował mnie w szyję i tak po prostu wyszedł zostawiając mnie samą, z bałaganem, niezdolną do wykonania jakiegokolwiek ruchu.

Londyn, 16.09.2019 r.

 Kepa był niebezpieczny. Był jak szalejące na niebie pioruny, był jak wir, który wciąga, był jak droga, z której nie można zawrócić. Od tamtego wieczora nie funkcjonowałam normalnie, nie potrafiłam. Myślałam tylko o nim, o jego zapachu, jego dłoniach, ustach, o tym jak się ze mną drażnił, o tym jak zostawił mnie bez słowa wyjaśnienia. Nie odzywał się od tamtego momentu, ja również. Czułam się słaba i pokonana. Po jego wyjściu skuliłam się na łóżku i ściskając w ręku swojego ulubionego misia płakałam jak wariatka. Nie miał prawa tak ze mną pogrywać, bawić się moimi uczuciami. Cieszyłam się, że Matt nie wrócił wtedy do domu, mogłam dać upust swoim emocjom, pozwolić, by zawładnęły mną bez reszty. Z nadejściem poranka przywołałam uśmiech na twarz i w skupieniu słuchałam opowieści Matta. Uszanował moją prośbę i nie zdradził mi wszystkich szczegółów, za co byłam mu wdzięczna. Cieszyłam się jego szczęściem i nie chciałam, aby mój nastrój wszystko zepsuł. Matt był zakochany i w tym momencie, po tym jak ostatnio skupiał się na mnie to on i jego potrzeby były dla mnie najważniejsze. Zaklęłam pod nosem tłukąc szklankę. Spojrzałam skruszona na Grace, która zbyła to wzruszeniem ramion. Gwar w restauracji działał mi na nerwy, miałam ochotę wyjść i oczyścić umysł z gonitwy myśli.
Znów przyszła – mruknęła blondynka wskazując na Andreę zajmującą stolik. Tym razem była sama i miała dziwnie zadowoloną minę. – Lepiej idź do niej od razu, ja to posprzątam. Jeśli będzie stwarzała problem daj znać – Powiedziała. Wykrztusiłam podziękowania i ruszyłam do Hiszpanki.
Witam, co podać? – zapytałam siląc się na uprzejmy ton.
W końcu na ciebie trafiłam! – zaśmiała się radośnie składając zamówienie.
Chciałaś czegoś ode mnie? – spytałam zapisując wszystko w notesie. Pragnęłam od niej odejść i mieć święty spokój.
Jak zjem… Miałabyś chwilę?
Tak, za moment zaczynam przerwę – powiedziałam.
To świetnie! – uśmiechnęła się i odprowadziła mnie wzrokiem, który wypalał mi dziurę w plecach. Czułam podenerwowanie, gdy wychodziłam na tyły restauracji. Miała tam na mnie czekać. I o zgrozo, czekała. – Postawmy sprawę jasno… – Zaczęła. – Nie podoba mi się to, że utrzymujesz kontakt z Kepą – Oznajmiła bez ogródek.
Słucham? Z czym masz problem?
Z tym, że kręcisz się wokół niego! Wszędzie cię pełno! Mam tego dość!
Czy ty się słyszysz? – parsknęłam. – Jesteśmy dorosłymi ludźmi i możemy robić co chcemy. Nic mnie nie łączy z twoim chłopakiem. Nie wiem, co sobie ubzdurałaś, ale twoje próby pokazania mi, że Kepa jest twój są żałosne. Wiem o tym. Jesteśmy znajomymi, którzy odnowili ze sobą kontakt i tyle.
Jesteś tego pewna? – zgrzytnęła wściekle zębami.
Andrea, o co ci chodzi? Jesteś szczęśliwa z Kepą, ja mam Matta.
Jesteś o tym przekonana? – zapytała słodko. Zrobiłam zdziwioną minę. – Kilka dni temu byłam w klubie wraz z przyjaciółką… Kepa umówił się z kolegą, więc skorzystałam z zaproszenia i… – Mówiła. Kilka dni temu. We czwartek… Wtedy kiedy ja i Kepa… Moje ciało stanęło w ogniu na samo wspomnienie. – Widziałam tego twojego Matta, świetnie bawił się bez ciebie. W towarzystwie jakiegoś mężczyzny. Kiedy go całował… Chyba nie myślał wtedy o tobie!
Zacisnęłam pięści. Zagotowało się we mnie ze złości.
Andrea, jeśli…
Pomyślałam, że skoro twój chłoptaś jest gejem to może będziesz chciała odreagować w ramionach innego. Ale ja na to nie pozwolę! Kepa jest mój!
Mam gdzieś, że Kepa jest twój! – warknęłam. – Nie wtrącaj się do nie swoich spraw! Nie masz o niczym pojęcia… Naprawdę jesteś żałosna. Jeśli powiesz komukolwiek o tym, co widziałaś… Popamiętasz mnie, słyszysz? – Syknęłam.
A ty mnie, jeśli jeszcze raz zobaczę cię w towarzystwie Kepy! Nic o nas nie wiesz, nic o nim nie wiesz… Myślisz, że skoro znacie się od dzieciństwa to jesteś lepsza ode mnie?!
Znam Kepę lepiej niż myślisz! – nie wytrzymałam. – I wiem o nim bardzo… DUŻO! – Zaakcentowałam ostatnie słowo tak, żeby dobrze mnie zrozumiała. – Dodałaś dwa do dwóch? – Zakpiłam patrząc na jej bladą twarz. – Już wiesz, dlaczego jego kieszenie były pełne prezerwatyw? – Rzuciłam.
Nie… To niemożliwe. Ty… Wy… On… Nie wierzę ci! – krzyknęła i odwróciła się na pięcie. Jej długie włosy falowały na wietrze. Wściekła kopnęłam niczemu niewinny kamyk i zaklęłam głośno. Niech to szlag!

 Po pracy udałam się do swojego ulubionego miejsca w Londynie. Padało, ale miałam to gdzieś. Musiałam odreagować złe emocje, musiałam się wyciszyć. Byłam sama, przemoczona i smutna. Nie powinnam mówić Andrei tego wszystkiego, ale mnie sprowokowała. Miałam jedynie nadzieję, że nie zacznie się mścić. Matt na to nie zasługiwał. Pociągnęłam nosem patrząc na ciemne niebo.
Tak myślałem, że cię tu znajdę – drgnęłam, kiedy usłyszałam tak dobrze znany mi głos. – Rozchorujesz się – Powiedział zarzucając mi swoją kurtkę na ramiona.
Nie obchodzi mnie to – mruknęłam. – Przypuszczam, że Andrea powiedziała ci o wszystkim. Przepraszam, poniosło mnie – Szepnęłam. – Skąd wiedziałeś, że tutaj będę?
Gdzie indziej mogłabyś być? – zapytał lustrując wzrokiem znajdujący się przed nami pomnik Piotrusia Pana.
Chyba masz rację – przyznałam. – Zrobiła ci awanturę?
Gdy wróciłem do domu była w trakcie przeszukiwania moich rzeczy – wzruszył ramionami. – Wściekłem się, to jasne, ale nie wiedziałem, dlaczego to robi. Później wszystko mi wyjaśniła. Nie chciała w to wierzyć. Mówiła, że to jakiś żart, że to niemożliwe. Znalazła zeszyt…
Jaki zeszyt? – spytałam zbita z tropu. Popatrzył na mnie tak, że wszystko stało się jasne. – Boże, Kepa… – Zaśmiałam się histerycznie. – Naprawdę wziąłeś ze sobą zeszyt z cytatami, który dałam ci tak dawno temu? – Nie dowierzałam.
Wziąłem, ale nie przeglądałem go później. A szkoda… Ostatni cytat, który zapisałaś… Uczucia moje nie zmieniają się z dnia na dzień dlatego tylko, że ktoś usiłuje na nie wpłynąć… – zacytował Jane Austen. – Domyśliłem się, że chodziło ci o Andreę… Byłaś we mnie zakochana?
Byłam – przyznałam pokonana. – Ale to już nieważne – Stwierdziłam.
Alisa, ja… Naprawdę cię przepraszam. Za wszystko. Za to, co ostatnio zrobiłem. Chyba się trochę pogubiłem i nie wiem, jak mam ruszyć dalej. Czuję się jak… Gwiazdy są piękne, ale nie mogą w niczym uczestniczyć. Wiecznie muszą się tylko przyglądać. To jest kara nałożona na nie za coś, co zrobiły tak dawno temu, że żadna gwiazda nie wie już, co to było – przytoczył fragment Piotrusia Pana. – Może, gdybym domyślił się, co do mnie czujesz, co czułaś, byłoby prościej? Czasami mam wrażenie, że stoję w miejscu i przyglądam się sobie z oddali, jakbym nie był tym samym człowiekiem… Rozumiesz, co chcę powiedzieć? Musisz rozumieć… Zawsze rozumiałaś…
Może jesteś jak on – wskazałam na pomnik Piotrusia. – Jak chłopiec, który marzy... Chłopiec, dla którego liczy się zabawa, chłopiec, który nie baczy konsekwencje... Chłopiec, który nigdy nie chciał i nie chce dorosnąć. – Ale ja… Nie będę twoją Wendy, Kepa – Powiedziałam pewnie. – Proszę, zostaw mnie samą.
Będziesz chora – pogładził kciukiem mój policzek.
Odejdź, naprawdę – wyjąkałam. Kiwnął głową i zostawił mnie samą, tak jak o to poprosiłam. Kepa był jak ocean podczas sztormu… Zabrał mnie ze sobą i to już dawno temu. I może faktycznie był jak gwiazda, która czeka by spaść w odpowiednim momencie, spaść prosto do mojego serca i zostać tam już na zawsze…


***

Witam!

Kepcio już po debiucie w Lidze Mistrzów! :D (Przegranym, ale cii...^^)

Tutaj dalej nie ogarnia, a Andrea dowiedziała się prawdy. Jak myślicie... Posunie się aż tak daleko i wyjawi sekret Matta? ^^ 



Pozdrawiam ;* 

sobota, 14 września 2019

Ósmy

Londyn, Stamford Bridge, 18.08.2019 r.

 Wynik meczu Chelsea z Leicester City w siódmej minucie otworzył Mason Mount. Stadion po brzegi wypełniony kibicami oszalał z radości, kibice wymachiwali flagami oraz klubowymi szalikami. Siedziałam pomiędzy Mattem i Jamsem w koszulce Kepy dostarczonej chwilę przed rozpoczęciem spotkania przez Andreę. Hiszpanka była nie w humorze, podała nam bilety oraz koszulki i odmaszerowała w stronę strefy VIP. Moje spojrzenie cały czas uciekało w kierunku bramkarza, ale nic nie mogłam na to poradzić. Ostatni raz byłam na meczu w Hiszpanii, gdzie głośno go dopingowałam. Później za sprawą Andrei wszystko posypało się jak domek z kart. Mieszkając w Londynie Matt niejednokrotnie próbował wyciągnąć mnie na mecz Tottenhamu, ale za każdym razem odmawiałam, co wypomniał mi dziś rano z wrednym uśmieszkiem na ustach. Prawda była taka, że nie miałam ochoty już obracać się w tym świecie, który na okrągło przypominał mi o Kepie i o chwilach, które razem spędziliśmy. Teraz było inaczej, bo wszystko uległo zmianie. W przerwie James udał się do toalety, co przyjęłam z ulgą.
Ja też mogę odetchnąć! – powiedział Matt.
Dlaczego? – spytałam zdziwiona rozglądając się po imponującym stadionie.
Tyle tutaj gorących mężczyzn! – westchnął. – Wiesz jak trudno udawać przed twoim bratem?
Wiem – parsknęłam.
No tak… W jego obecności nie możesz zbyt wylewnie kibicować Kepie… Już wszystko rozumiem – wyszczerzył swoje idealnie białe ząbki.
Jesteś okropny – stwierdziłam prychając. Gdy James wrócił przerwaliśmy naszą wymianę zdań i skupiliśmy się na drugiej połowie, którą przed chwilą rozpoczął sędzia. Drużyna Kepy wydawała się dominować, jednak w sześćdziesiątej siódmej minucie zawodnik gości doprowadził do wyrównania. Zacisnęłam zęby klnąc pod nosem na obrońców.
Co ten Kepa? – spytał James. – Może dostał wczoraj burę od Andrei i nie może się skupić – Zaśmiał się z własnego dowcipu.
Nie widzisz, że był bez szans? To wina obrońców! – krzyknęłam patrząc na niego z jawnym oburzeniem. Matt taktownie stłumił gwałtowny chichot.
Dobrze, już dobrze! Ten mecz nie może się tak skończyć! – jęknął. Pokręciłam głową oglądając dalszy przebieg spotkania. Niestety Chelsea nie udało się wyjść na prowadzenie i ostatecznie mecz zakończył się jednobramkowym remisem. Zawiedzeni kibice zaczęli opuszczać stadion, tylko nieliczni zostali, aby nagrodzić brawami zawodników oraz trenera. Sama klaskałam tak, że rozbolały mnie dłonie. – Widzisz, siostrzyczko… Założyłaś koszulkę Kepy i najwidoczniej przyniosłaś mu pecha – Stwierdził James z miną filozofa.
W przeszłości też ją nosiłam i było wręcz przeciwnie! – odpyskowałam mu. Ależ on mnie dziś irytował!
Jesteś dziś strasznie drażliwa, stało się coś? – zapytał przyglądając mi się uważnie.
Nie, nic się nie stało – odpowiedziałam. – Zbieramy się?
Kepa obiecał mi i Mattowi, że po meczu będziemy mogli zrobić sobie zdjęcia z piłkarzami…
Ty podły zdrajco! – rzuciłam w kierunku Matta. – Ale mnie w to nie mieszajcie, zaczekam pod stadionem!
Nie chcesz zdjęć? Nawet z… – zaczął mój braciszek, ale nie pozwoliłam mu skończyć.
Tak, nawet z Kepą – mruknęłam idąc w kierunku wyjścia.
Nie powiedziałem, że chodziło mi o Kepę! – wrzasnął za mną, ale zbagatelizowałam go. Nie sądziłam, że jedno wyjście na mecz wywoła we mnie tak skrajne emocje. Wszystko przez tego impertynenckiego bramkarza, na którego widok moje głupie serce biło w nienaturalnie szybkim tempie…

 Stałam obok samochodu Matta i cierpliwie czekałam aż razem z Jamesem wróci z łowów. Chciałam jak najszybciej wrócić do domu, wyciszyć umysł i nie myśleć o Kepie. Z chwilą, w której ujrzałam zbliżającą się w moim kierunku znajomą sylwetkę wiedziałam już, że będzie to niemożliwe.
Gratuluję udanego występu! Twojego oczywiście – powiedziałam uściślając. Kepa zaśmiał się cicho.
Dziękuję – odparł. – Ten mecz już za nami, trzeba wyciągnąć odpowiednie wnioski i walczyć dalej – Oznajmił.
Jasna sprawa – mruknęłam nerwowo bawiąc się swoimi dłońmi. – Gdzie te dwie sieroty?
Matt zbiera autografy, a James uparł się, że chce o czymś porozmawiać z Andreą – wyjaśnił wzruszając ramionami.
O czym? – przeraziłam się nie na żarty. – Już wczoraj dał wystarczający popis!
Hej, uspokój się – próbował się do mnie zbliżyć, ale odsunęłam się. – James o nas nie wie, więc nic nie powie Andrei…
Ale może się czegoś domyślić! Przecież nie jest głupia. Nie chcę, żeby wiedziała o tym, co nas łączyło – powiedziałam cicho opatulając się swetrem, który założyłam na klubową koszulkę.
Już była podejrzliwa i zdążyła mnie zapytać o to skąd znam twój rozmiar… Ale przecież jest już nieaktualny, bo jak zauważyłem… Coś ci urosło – zażartował. Zgromiłam go wzrokiem.
Kepa! – jęknęłam. – Tobie zresztą też! – Odgryzłam się.
Przecież nie wysłałem ci żadnego zdjęcia!
Ale niektóre są dostępne w sieci – wyszczerzyłam się słodko. – Szczególnie na jednym widziałam dość sporo – Posłałam mu niewinny uśmiech.
Jesteś niemożliwa – parsknął. – Swoją drogą, do twarzy ci w tej koszulce – Powiedział.
Emm… Dziękuję – wyszeptałam rumieniąc się. W myślach błagałam, aby Matt i James już wrócili, bo byłam na skraju wytrzymania. Jak długo będę się męczyć z tym chorym uczuciem? Nerwowo przebierałam nogami.
Zauważyłem, że wczoraj zerkałaś na serdeczny palec Andrei… – zagadnął patrząc na mnie uważnie.
Byłam ciekawa, to wszystko – odparłam. – Dlaczego jeszcze się nie oświadczyłeś? Kupiłeś ten pierścionek ponad miesiąc temu!
Ja… – zaczął, ale nie skończył tej myśli. – Nie wiem, gdzie to zrobić – Wyznał po chwili milczenia. – Chciałem się oświadczyć w jej ulubionym miejscu w Ondarroi, ale…
Ale co? – zapytałam coraz bardziej zaciekawiona.
To Puente Viejo – powiedział.
No i? – ponagliłam go. Serce chciało mi wyskoczyć z piersi.
Wiem, że to również twoje ulubione miejsce i… I miejsce naszego pierwszego pocałunku, więc nie jestem przekonany, czy to dobry pomysł. Raczej… Z pewnością nie – wyjaśnił plątając się. Z szoku zrobiłam wielkie oczy i uchyliłam usta.
Nie możesz zdobyć się na oświadczyny tylko dlatego… Ze względu na nasz pierwszy pocałunek? Ze względu na mnie? – spytałam tracąc grunt pod nogami. Oparłam się o maskę samochodu oddychając ciężko.
Nie jestem pozbawionym uczuć idiotą… W pewnym sensie we wszystkim byłaś moją pierwszą, więc…
Nie we wszystkim – sprostowałam prychając cicho. Kepa spojrzał na mnie zdziwiony. – Nie byłam twoją pierwszą poważną dziewczyną. Ten zaszczyt przypadł Andrei i tak już zostało – Powiedziałam przygryzając policzek. Zabolało.
Moją dziewczyną… Ja… Ja nie wiedziałem, że tego chciałaś…? – plątał się patrząc na mnie z nieodgadnionym blaskiem w oczach.
Oczywiście, że tego chciałam – parsknęłam. – Chyba każda dziewczyna… Zresztą nieważne. Było i minęło, Kepcio, ludzka rzecz – Starałam się zachować spokój, ale nijak mi się to udało. Kątem oka spostrzegłam zbliżającą się w naszą stronę trójkę osób. Już z daleka widziałam czujne spojrzenie Andrei. – Dziękuję jeszcze raz za bilet i koszulkę… I za to, co zrobiłeś dla chłopaków. Trzymaj się – Pożegnałam się wchodząc do samochodu, gdy tylko Matt go otworzył. Przymknęłam oczy i oparłam się o zagłówek. W mojej głowie kotłowała się tylko jedna myśl. Kepa jeszcze nie zdecydował się na oświadczyny ze względu na mnie…

Londyn, 31.08.2019 r.

 Od dwóch tygodni nie miałam kontaktu z Kepą. Może to i dobrze, bo po naszej ostatniej rozmowie nie wiedziałabym, jak zachować się w jego obecności. Sam fakt, że nie oświadczył się Andrei w jej ulubionym miejscu, bo kojarzyło mu się ze mną i naszym pierwszym pocałunkiem namącił mi w głowie. Nie mogłam poddać się złudnej nadziei, ponieważ prędzej czy później zdobędzie się na ten krok. Byłam zła na siebie, że dopuściłam do głosu uczucia, które przez tak długi czas udało mi się zagłuszać. Byłam w nim zakochana i nie ukrywam, przerażało mnie to. Lawirując pomiędzy stolikami posyłałam klientom szerokie uśmiechy. Musiałam oddzielić życie prywatne od zawodowego, ale okazało się to trudniejsze niż przypuszczałam. Udając się na przerwę dostrzegłam włączony telewizor. Mecz Chelsea z Sheffield United. Właśnie zaczynała się druga połowa. Mimowolnie uśmiechnęłam się pod nosem widząc dwubramkowe prowadzenie drużyny Kepy. Uśmiech zgasł jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki, gdy minutę po rozpoczęciu przeciwnik oddał celny strzał. Jęknęłam patrząc na stojące przede mną jedzenie. Z trudem zmusiłam się, aby wziąć kęs. Nie miałam apetytu, ale wiedząc co na ten temat powiedziałby Matt zjadłam całość. Po przerwie wróciłam do swoich obowiązków nie myśląc o niebieskich migdałach. Dziś w restauracji było tłoczno, ale powinnam się do tego przyzwyczaić. W weekend zazwyczaj odwiedzało nas wielu gości. Rodziny z dziećmi, spokojnymi i wrzeszczącymi, jakby się paliło, zakochane pary, starsi ludzie, którzy chcieli odpocząć od wnuków… Przebierając się po pracy zerknęłam na wynik meczu. Chelsea ponownie zremisowała na własnym stadionie, po strzelonym w ostatnich minutach golu samobójczym. Zła zacisnęłam zęby i pożegnawszy się wyszłam na świeże powietrze. Wskoczyłam na rower udając się do domu. Pustego domu… Matt z Jamsem udali się na tygodniową wycieczkę do Szkocji. Mój braciszek ubzdurał sobie, że znajdzie dowody na istnienie Potwora z Loch Ness. Życzyłam mu powodzenia oraz tego, żeby wpadł do jeziora udowadniając swoją rację. Po powrocie włączyłam ekspres i rozbudziłam się pijąc pobudzającą do życia kawę. Biorąc relaksującą kąpiel otrzymałam powiadomienie z Instagrama. Użytkownik andreaperez.23 zaczął Cię obserwować. Zaklęłam pod nosem wchodząc na jej profil. Zdjęcia całującej się pary doprowadziły mnie do mdłości. Chcąc nie chcąc również ją zaobserwowałam wchodząc w zamieszczoną przed paroma godzinami relację. Fragment meczu, zbliżenie na Kepę podpisane „Moja zdobycz”. Jeśli chciała mi tym coś udowodnić to udało jej się to. Odłożyłam telefon i zamrugałam powiekami, żeby się nie rozpłakać. Miałam tego wszystkiego po dziurki w nosie.

Londyn, 02.09.2019 r.

 Wychodząc z pracy krzyknęłam przerażona widząc czającego się w ukryciu Kepę. Złapałam się za serce dysząc ciężko.
Zwariowałeś?! – pisnęłam. – Czemu się tak skradasz?
Przepraszam, nie chciałem! – powiedział skruszony. – Masz ochotę na mały spacer? – Zapytał niepewnie. Kiwnęłam głową prowadząc go do Kensington Gardens, jednego z wielu królewskich parków w Londynie. Szliśmy w milczeniu podziwiając widoki i naturę. Park był barwny, otoczony zielenią i zadbanymi ścieżkami. Wszędzie roiło się od wiewiórek i ptaków. – Zawsze wiesz, gdzie mnie zabrać – Zaśmiał się, gdy przystanęliśmy przed pomnikiem męża królowej Wiktorii.
Mówiłam ci kiedyś, że ze mną Londyn stoi przed tobą otworem – przypomniałam mu.
Pamiętam! Widzę, że wywiązujesz się z danego słowa – uśmiechnął się. Odwzajemniłam ten gest zakładając niesforny kosmyk włosów za ucho. – Alisa, chciałem cię przeprosić. Wtedy po meczu zachowałem się niestosownie. Nie powinienem mówić ci takich rzeczy…
Daj spokój, nic się nie stało – machnęłam ręką. – Nie ma do czego wracać.
Ale to, co mi powiedziałaś… Naprawdę nie miałem pojęcia. Wydawało mi się, że chcesz tego samego, co ja…
Zabawy i eksperymentów? – mruknęłam. – Nie chciałam na ciebie naciskać. I dobrze się stało, bo przecież nic do mnie nie czułeś. Później poznałeś Andreę i to w niej się zakochałeś, więc wyszło ci to na dobre.
Naprawdę uważałaś, że nic do ciebie nie czuję? Że traktuję naszą relację jak zabawę i młodzieńczy romans?
Tak to wyglądało – wzruszyłam ramionami. – A… Czułeś coś do mnie? – Zaryzykowałam.
Nie byłaś mi obojętna – westchnął. – Ale może masz rację, nie ma co wracać do przeszłości. Ja mam Andreę, ty masz Matta… Każde z nas zaczęło nowy rozdział w życiu.
Tak… – przyznałam walcząc ze sobą. – Kątem oka widziałam sobotni mecz. Ja bym obroniła ten strzał! – Szybko zmieniłam temat.
Tak sądzisz? – parsknął śmiechem. – Pamiętam, jak cię uczyłem podstawowych sztuczek bramkarskich… Myślisz, że dałabyś radę?
Oczywiście! – powiedziałam pewnie. – Chociaż ta twoja nauka kończyła się tym, że mnie macałeś!
Bo wypinałaś tyłek w moją stronę! Albo eksponowałaś biust nachylając się po piłkę!
Już się tak nie oburzaj, wiem, że ci się to podobało – wyszczerzyłam się.
Byłbym idiotą, gdyby było inaczej – stwierdził. – Ty też się śliniłaś na mój widok bez koszulki! – Nie pozostał mi dłużny.
Cóż… Było na czym zawiesić oko – oznajmiłam bez ogródek. Zaśmiał się dając mi kuksańca w żebra.
Lecisz na mnie – poruszył charakterystycznie brwiami. Gdybyś tylko wiedział…
Chciałbyś! Nie spieszy ci się do domu? – zapytałam kuląc ramiona. Ten wiatr był nie do zniesienia!
Niespecjalnie. Andrea jest w pracy, więc nie miałbym co robić… Zimno ci? – dostrzegł to jak się trzęsę.
Trochę – przyznałam.
Och, chodź tutaj! – zarządził i nie zważając na nic mocno mnie do siebie przytulił. Odwzajemniłam ten uścisk skrywając się w jego bezpiecznych ramionach. Ciepło jego ciała, jego zapach wymieszany z zapachem perfum… Jego bliskość. Westchnęłam obejmując go mocniej. Mogłabym tak spędzić resztę życia…


***

Witam! 

Kepcio chyba sam nie wie, czego chce od życia ^^ Instagramowa relacja Andrei autentyczna :D 
W następnym... Będzie ciekawie ;) 

A za godzinę mecz, mam nadzieję wygrany :D 


Pozdrawiam ;*

sobota, 7 września 2019

Siódmy

Londyn, 14.08.2019 r.

 Mijał dzień za dniem. Po słonecznym i upalnym lipcu przyszedł czas na sierpień, chłodny, deszczowy i burzowy. Słońce próbujące przebić się przez kłębowisko chmur nie było już takie samo. Moje życie wyglądało tak, a nie inaczej, wstawałam do pracy, wracałam z niej, w międzyczasie posyłałam klientom szerokie uśmiechy, zagłębiałam się w lekturze czytanej w danym momencie książki, gotowałam, spędzałam czas z Mattem i gdy czas pozwolił wymieniałam wiadomości z Kepą. Okres przygotowawczy do nowego sezonu był szalony; zwiedził Irlandię, Japonię, Austrię i Niemcy rozgrywając tam towarzyskie mecze. Trener próbował zbudować drużynę radząc sobie bez kilku kluczowych graczy, którzy zdecydowali się na opuszczenie klubu. Dzięki Hiszpanowi miałam wiadomości z pierwszej ręki, niektórymi dzieliłam się z Mattem, za co on odwdzięczał mi się informacjami na temat jego ukochanego klubu. W pewnym momencie myślałam, że dostanę szału, bowiem zaczęłam się gubić w tym cholernym piłkarskim żargonie i nie miałam pojęcia, o czym mówi jeden albo drugi. W ubiegły weekend rozpoczął się nowy sezon Premier League, który drużyna Kepy rozpoczęła od sromotnej przegranej, a Tottenham Matta wygrał z beniaminkiem. Cokolwiek to oznaczało. W dzień meczu o Superpuchar Europy, w którym Chelsea miała zmierzyć się z Liverpoolem zmęczona po ciężkim dniu w restauracji padłam na kanapę bez życia. Matt parsknął śmiechem obserwując moje poczynania, ale widząc moje spojrzenie nic nie powiedział. Paradował po domu w koszulce Kepy, którą dostał od niego osobiście, mówiąc mi, że dziś całym sercem będzie za jego drużyną ze względu na to, że Liverpool pokonał w finale Ligi Mistrzów jego ulubieńców. Kiwnęłam głową na znak, że rozumiem, choć tak naprawdę nie rozumiałam nic i zwlekłam się z kanapy, żeby przygotować obiad. Będąc w trakcie jego robienia usłyszałam natarczywy dzwonek do drzwi.
Do licha, kogo tutaj niesie? – mruknęłam, po czym poszłam je otworzyć. Zatkało mnie. Dosłownie i w przenośni. – James? – Spytałam głupio mrugając powiekami.
Nie, królowa brytyjska – parsknął. – Oczywiście, że ja! – Krzyknął uszczęśliwiony i zamknął mnie w niedźwiedzim uścisku. – Tęskniłem za tobą, moja Mała Mi!
Nie nazywaj mnie tak! – warknęłam spoczywając w jego bezpiecznych ramionach. – Minęły czasy, kiedy chodziłam w takiej fryzurze!
A szkoda, było ci w niej do twarzy – pstryknął mnie w nos wchodząc do środka.
Tak jak tobie z wąsem à la Freddie Mercury – prychnęłam, ale na szczęście mnie nie usłyszał zajęty zbyt wylewnym powitaniem z Mattem. Uśmiechnęłam się od ucha do ucha, bowiem zdałam sobie sprawę jak bardzo tęskniłam za moim stukniętym starszym braciszkiem.

 – Tak sobie myślę… – zaczął James roszcząc sobie prawa do najwygodniejszego miejsca na kanapie. – Jeśli nie macie nic przeciwko…
Z twoich pomysłów nigdy nie wychodzi nic dobrego – powiedziałam nabierając w dłoń garść popcornu. Do rozpoczęcia meczu pozostały minuty, ale nie mogłam się oprzeć czując ten charakterystyczny zapach prażonej kukurydzy i soli.
Z twoich też nie, a jakoś wszyscy do tej pory żyją – odgryzł się, a ja nabrałam ochoty na ucięcie mu języka. – Jak pewnie wiecie na wakacjach spotkałem się z Kepą i Andreą…
O, nie – jęknęłam cicho, a Matt zaśmiał się głośno.
Może by tak zaprosić ich na kolację? W sobotę? Jeśli oczywiście nie macie innych planów… Ale dopóki jestem w Londynie to można by było wykorzystać okazję… Co wy na to? Kepa jest moim przyjacielem, z którym odnowiłem kontakt, Andrea jest irytująca, ale można z nią wytrzymać, więc…
Matt obdarzył mnie zatroskanym spojrzeniem zdając sobie sprawę z powagi sytuacji. Nie chciał podejmować żadnych decyzji bez poznania wcześniej mojego zdania.
Jasne, to żaden problem – wymamrotałam wbijając wzrok w telewizor. Podgłośniłam odbiornik skupiając swoją uwagę na Kepie. I meczu. Skazywałam się na katusze, ale nie mogłam odmówić bratu. Chciałam spędzić z nim każdą chwilę zanim znów wyruszy w świat. Byliśmy zgranym rodzeństwem i gdyby zaszła taka potrzeba bez problemu wskoczylibyśmy w ogień za tym drugim. Ja wybrałam spokojne życie w Londynie, kształciłam się, zdobywałam cenne doświadczenie i krok po kroku wspinałam się na wyższe szczeble kariery zawodowej, James był lekkoduchem, nie mógł usiedzieć w miejscu, od zawsze pragnął zwiedzić każdy zakątek świata i teraz z nawiązką spełniał to marzenie.
Cieszę się – odparł i zmierzwił moje włosy. Nie skomentowałam tego wpatrzona w zawodnika z numerem jeden na koszulce. Mecz był wyrównany, akcja toczyła się wartkim tempem, zawodnicy atakowali, oddawali strzały na bramkę i zapewniali swoim sympatykom wspaniałe widowisko. Wynik spotkania otworzył Olivier Giroud w trzydziestej szóstej minucie. Do przerwy nic się nie zmieniło, jednak zaraz po zmianie stron Liverpool wyrównał. Chelsea miała okazję wyjść na prowadzenie, ale dwa gole, które zdobyli okazały się być strzelone ze spalonej pozycji. Matt i James przekrzykiwali się wzajemnie komentując mecz po swojemu. Ja patrzyłam na Kepę, na to jak cudownie prezentuje się w swoim stroju i jak pewnie porusza się w bramce. Podstawowy czas gry nie wyłonił zwycięscy, podobnie jak dogrywka, w której padły dwa gole. Czekały nas rzuty karne. Mocno zacisnęłam kciuki próbując uspokoić szalejące serce. Denerwowałam się jak nigdy! Kepa był blisko obrony dwóch strzałów, jednak piłka jakimś cudem znalazła drogę do światła bramki. Po ostatnim karnym wszystko było jasne. Chelsea przegrała mecz, ale ich gra mogła cieszyć, ponieważ po ostatnim spotkaniu z Manchesterem United poprawili swoją skuteczność. Skąd wiedziałam? Jednym okiem spoglądałam na to widowisko, gdy wykonywałam swoje obowiązki w pracy. Z każdym puszczonym przez Kepę golem miałam ochotę wrzeszczeć na obrońców, żeby wzięli się do roboty.
Wspominałem już, że nie lubię Liverpoolu? – Matt zaklął pod nosem.
Tak, wspominałeś – przytaknęłam i podniosłam swoje cztery zgrabne litery z kanapy. – Idę spać! – Oznajmiłam ziewając.
Zawiadomisz Kepę o tej kolacji, czy ja mam to zrobić? – spytał James.
Ty!

Londyn, 17.08.2019 r.

 Stałam przed ogromną szafą przeklinając jak szewc. Przebierałam w dżinsach, koszulkach, koszulach, spódnicach i sukienkach nie mogąc się na nic zdecydować. Zachowywałam się głupio, irracjonalnie, ale chciałam wyglądać ładnie. Po prostu ładnie. Przymierzałam przeróżne ubrania, ale żadne z nich nie spełniło moich oczekiwań. Podłogę zdobiła sterta kolorowych materiałów, miałam to jednak gdzieś hałasując kolejnymi wieszakami. Krzyknęłam uszczęśliwiona widząc klasyczną czarną, krótką sukienkę z ozdobnym wycięciem.
Alisa, jesteś gotowa? – usłyszawszy pytanie Matta prychnęłam kpiąco pod nosem.
Chyba śnisz! – odkrzyknęłam torując sobie drogę przez gąszcz ubrań do toaletki. Wsmarowałam w ciało balsam o zapachu trawy cytrynowej i zabrałam się za wykonanie makijażu. Nałożyłam podkład, cień do powiek, wytuszowałam swoje długie rzęsy i całość poprawiłam sypkim pudrem. Włosy zostawiłam rozpuszczone. Założyłam na stopy trampki z motywem biało-czarnej szachownicy i zbiegłam na dół, aby doglądnąć mięsa w piekarniku. Panowie kończyli dekorowanie stołu, w chwili, w której rozległ się dzwonek do drzwi. Odłożyłam ścierkę na blat i poszłam otworzyć, ostatni raz poprawiając w wielkim lustrze fryzurę. – Cześć! – Powiedziałam do przybyłych gości. Kepa w opinającej jego umięśnione ciało czarnej koszuli wyglądał jak milion dolarów, co spowodowało gorąc na moich policzkach.
Cześć – odparła jak zwykle szczerząca się Andrea i po moim zaproszeniu oboje weszli do środka. Osobiście nie widziałam jej od dłuższego czasu i nie obraziłabym się, gdyby taki stan rzeczy się utrzymał, ale jak mus to mus.
Ładnie wyglądasz – cicho powiedział Kepa przemykając obok mnie, aby przywitać się z Jamesem i Mattem. Zanim weszłam za nimi do salonu powachlowałam się dłonią. Musiałam się uspokoić. Matt otworzył wino i rozlał je do kieliszków. Opróżniłam go jednym haustem. Na pomalowanych ogniście czerwoną szminką ustach Andrei pojawił się drwiący uśmiech. Zbagatelizowałam go i poszłam do kuchni uporać się z kolacją. Początkowo gęsta atmosfera pod wpływem wypitego alkoholu znacznie się poprawiła. Posiłek minął nam na miłych rozmowach, śmiechu i wspominaniu dawnych czasów. Andrea skanowała mnie uważnym spojrzeniem, ale starałam się nie zwracać na nią uwagi. Kątem oka jednak zerknęłam na jej serdeczny palec. Nie było na nim pierścionka. Zdziwiona zmarszczyłam brwi i spostrzegłam, że Kepa wpatruje się we mnie z krzywym uśmieszkiem na ustach. Przełknęłam ślinę sięgając po kieliszek. Boże, co się ze mną działo do cholery? James wdał się w rozmowę z Hiszpanem, Matt próbował rozmawiać z Andreą, a ja siedziałam jak na szpilkach obserwując całe towarzystwo. W pewnym momencie James zaśmiał się głośno patrząc sugestywnie na Kepę.
Och, daj spokój! – parsknął ocierając łzy. – Przecież ty chodziłeś z kieszeniami wypchanymi prezerwatywami zanim poznałeś Andreę! – Powiedział głośno, a ja zakrztusiłam się pitym właśnie trunkiem. Próbowałam się zachowywać, naprawdę, ale nie wiedziałam już jak. Atmosfera w jednej chwili uległa zmianie. Andrea zamiast obrócić całą sytuację w żart wyprostowała się jak drut, Matt cicho chichotał pod nosem, James dojadał resztki deseru, Kepa zmieszany wpatrywał się w swoją dziewczynę, a ja wstałam od stołu, żeby porządnie się wykaszleć. Oczy zaszły mi łzami. – Powiedziałem coś nie tak? – Dobiegł mnie głos brata. Po paru chwilach wróciłam do towarzystwa i zmroziłam Jamesa wzrokiem. – Alisa, nie zgrywaj niewinnej! Przecież wiesz do czego one służą, od ponad czterech lat jesteś w związku!
James! – warknęłam i zdzieliłam go po głowie.
No co? – spytał niewinnie. – Andrea, chyba się nie obraziłaś? – Spytał zwracając się do Hiszpanki.
Nie, oczywiście, że nie – odpowiedziała. – To przecież tylko głupie żarty, prawda?
No… Niekoniecznie, naprawdę tak było…
James, nie pogrążaj mnie już – westchnął Kepa napotykając moje spojrzenie. Natychmiast odwróciłam wzrok, żeby ukryć żar na policzkach.
Przecież seks to ludzka rzecz, nie rozumiem o co wam chodzi – powiedział wzruszając ramionami.
Andrea, przepraszam cię za tego bałwana – zwróciłam się do dziewczyny. – Dolać ci wina?
Poproszę – odparła wyciągając kieliszek w moją stronę. Odrobinę przelałam. Odrobinę! – Nic się nie stało, tak lepiej – Mruknęła i za jednym razem opróżniła szklane naczynie.
Do końca kolacji James dla bezpieczeństwa nie poruszał już żadnych tematów związanych z naszą przeszłością w Ondarroi. Odetchnęłam z ulgą, kiedy goście zaczęli zbierać się do wyjścia.
Jutro gramy mecz u siebie… – zaczął Kepa patrząc na naszą trójkę. – Gdybyście chcieli przyjść to mogę załatwić wam wejściówki – Zaproponował, a James z Mattem energicznie pokiwali głowami. Za ich śladem zrobiłam to samo.
Powinnaś jeszcze mieć jego koszulkę! – powiedział do mnie brat.
Ja… Umm… Co? – spytałam głupio. – Nie sądzę, na pewno została w Hiszpanii – Oznajmiłam szybko próbując ukryć rumieńce. – Poza tym i tak jest przestarzała.
Kepa na pewno załatwi ci nową – mrugnął do mnie. – Tak jak Mattowi! I stary, tak przy okazji… Ja też chcę!
Nie ma problemu! To do jutra, przekażę wam wejściówki i koszulki przez Andreę… Dobrze, kochanie?
Oczywiście, kochanie – przytaknęła łapiąc go za dłoń. James wyszedł z nimi, aby zaczekać na zamówioną chwilę wcześniej taksówkę.
Czy James mówił o tej koszulce, w której śpisz? O tej, na której, jak utrzymujesz zachował się jeszcze zapach Kepy? – zapytał niewinnie Matt patrząc na mnie z rozbawieniem.
Och, dajcie mi wszyscy święty spokój!

 Czmychnęłam do sypialni i osunęłam się po ścianie. Z korytarza dobiegł mnie głos brata mówiący o tym, że Andrea nie ma ani krzty poczucia humoru. Zaśmiałam się, ale natychmiast spoważniałam, bo czy ja będąc na jej miejscu, w takiej sytuacji zachowałabym się inaczej? Wątpię! Podeszłam do łóżka i sięgnęłam po koszulkę Kepy, która od niedawna służyła mi za piżamę. Znalazłam ją na dnie szafy, zupełnie przypadkowo, szukając czegoś całkowicie innego. Wmówiłam sobie, że pomimo upływu lat nadal wyczuwam na niej zapach Kepy. Takie przekonanie pozwoliło mi zasypiać, gdy tylko przyłożyłam głowę do poduszki. Kepa… Było mi głupio, że nakrył mnie spoglądającą na rękę Andrei, ale nie mogłam się powstrzymać! Od czasu naszej wyprawy po ten nieszczęsny pierścionek przeglądałam jej Instagrama czekając na zdjęcie, a kiedy nie pojawiło się po dłuższym czasie stwierdziłam, że nie chce chwalić się tym wydarzeniem w mediach społecznościowych. Z drugiej strony myślałam, że Kepa dałby mi znać… Nic już nie wiedziałam i katowałam się różnymi myślami. Nadal nie byli zaręczeni, ale to przecież nic nie zmieniało. Dla Kepy byłam przygodą, odskocznią, to Andreę kochał i to z nią chciał spędzić resztę życia. Z nią, nie ze mną, nie z dziewczyną, która w przeszłości była mu dość bliska. To ja postąpiłam głupio dopuszczając do głosu uczucia zakopane na dnie serca. Ale Kepa już właśnie taki był. Jego obecność, głos, śmiech, uroczy uśmiech… Wszystko to powodowało, że łatwo było się w nim zakochać. Ja zrobiłam to po raz drugi, uświadamiając sobie, że uczucie jakim go darzyłam nie było tylko zwykłym poważnym zauroczeniem. Było czymś większym, o czym zdałam sobie sprawę, kiedy ponownie go spotkałam. Ale on nie był dla mnie, a ja nie byłam dla niego i musiałam się z tym pogodzić. Ponownie musiałam zepchnąć te uczucia, odciąć się od nich, aby normalnie funkcjonować w jego obecności. Nie chciałam, żeby Andrea nabrała podejrzeń, nie chciałam wtrącać się w ich poukładane życie. Byli ze sobą szczęśliwi, tworzyli zgrany związek, w którym nie było miejsca dla mnie. Kepa do mnie nie należał, nigdy tak prawdziwie, tak jak teraz należy do Andrei. Przycisnęłam koszulkę do twarzy i po raz pierwszy od dawna pozwoliłam sobie na płacz. Kepa nie był mój…


***

Witam! 

Wpadł James i narobił trochę zamieszania, ale to jeszcze nie koniec jego wizyty ^^ 




skradzione serce zapraszam na prolog ;) 

Pozdrawiam ;*