–
Wciąż nie mogę uwierzyć w to, co zaszło niecałą godzinę temu
– przyznałam szczerze podziwiając błyszczący pierścionek.
Doskonale pamiętałam dzień, w którym Kepa po raz pierwszy włożył
mi go na palec. Wtedy moje serce pękło na pół. Zdałam sobie
sprawę, że nigdy nie przestałam go kochać i cholernie bałam się,
że stracę go raz na zawsze. Był taki zdeterminowany, by oświadczyć
się Andrei, poprosił mnie o pomoc w wyborze, a ja się zgodziłam,
bo nie widziałam innego wyjścia z tej sytuacji. Teraz wybrany
przeze mnie pierścionek z żółtego złota, którego centralną
część stanowił diament otoczony kilkoma drobniejszymi mienił się
na moim palcu domagając się należytej uwagi. Zaśmiałam się
cicho pod nosem. Życie było nieprzewidywalne i zawsze potrafiło
zaskoczyć w najmniej oczekiwanym momencie.
–
Cieszę się, że niespodzianka się
udała – Kepa posłał mi ckliwe spojrzenie. – Bałem się, że
to za wcześnie, że nie będziesz gotowa… – Zaczął skręcając
na rondzie.
–
Zwariowałeś! – skarciłam go. – Od
dawna marzyłam o tej chwili – Powiedziałam. Hiszpan splótł
nasze dłonie delikatnie głaszcząc błyskotkę. – Poza tym jestem
w szoku, że go zapamiętałeś – Wskazałam na pierścionek.
–
Alisa… Tamtego dnia naprawdę byłem gotowy na to, by w najbliższym czasie poprosić Andreę o rękę.
Jednak… Po tym jak włożyłem ci go na palec, aby sprawdzić, czy
pasuje coś we mnie drgnęło. Wtedy nie rozumiałem twojego żartu…
Powiedziałaś, że to chyba twój pierwszy i ostatni pierścionek
zaręczynowy… Coś sobie wtedy uświadomiłem, ale byłem tchórzem
i nie chciałem tego przyznać przed samym sobą – wyjawił
parkując samochód. W rozumieniu pokiwałam głową i pomogłam mu
wyjąć rower z bagażnika.
–
POWIEDZIAŁAŚ TAK?! – zaskoczona
nagłym wrzaskiem złapałam się za serce próbując opanować
przyspieszony oddech.
–
Zwariowaliście?! – krzyknęłam w
stronę Matta i Jamesa, którzy w mgnieniu oka zjawili się obok nas.
–
Dawno temu! – odparł James. –
Zgodziłaś się?! Powiedz, że nasze starania nie poszły na marne!
– Zarządził piszcząc jak mała dziewczynka.
–
Nie – odpowiedziałam powstrzymując
śmiech.
–
Co…? Jak to możliwe? – James był
zbity z tropu. – Kłamiesz!
–
Oczywiście, że kłamię – parsknęłam.
– Jak mogłabym mu odmówić? – Spytałam.
–
Moja mała dziewczynka – brat
przytulił mnie mocno do siebie. Kątem oka zaobserwowałam, jak Matt
gratuluje Kepie. Po chwili i ja tonęłam w uścisku przyjaciela. –
Będziemy rodziną! – Wykrzyknął James.
–
Co za szczęście – sarknął Kepa, a
ja parsknęłam śmiechem. – Gdzie Linda? Mam nadzieję, że
zbytnio jej nie wymęczyliście!
–
Bawi się w naszym ogrodzie – wyjaśnił
Matt.
–
W waszym… Co? – Hiszpan zmarszczył
brwi. – Chcecie mi powiedzieć, że to wy kupiliście dom
naprzeciwko naszego?
–
Tak – potwierdził James całując
Matta w policzek. Uśmiechnęłam się na ten czuły gest.
–
Wspaniale! Nie dość, że rodzina to
jeszcze sąsiedzi – Kepa odezwał się cicho pod nosem. Trąciłam
go w ramię. – Idę po nasze dziecko, pewnie zdążyło się za
nami stęsknić!
Po
dniu pełnym wrażeń leżałam wtulona w silne ramiona Kepy, błądząc
dłonią po jego nagiej klatce piersiowej. Byłam otumaniona jego
bliskością oraz zapachem, nadal nie docierało do mnie, że jestem
jego narzeczoną. Będąc zadurzoną w nim osiemnastolatką nie
przypuszczałam, że tak potoczą się nasze losy. Byliśmy
dzieciakami, nastolatkami powoli wkraczającymi w dorosłość. Rzecz
jasna snułam wizje o naszej wspólnej przyszłości, lecz
wyśmiałabym każdego, kto wtedy powiedziałby mi, że naprawdę
mamy szansę, że naprawdę się sobie zdarzymy.
–
Nad czym tak myślisz? – zapytał po
chwili patrząc na mnie z ukosa.
–
Nad nami – odpowiedziałam przysuwając
się jeszcze bliżej. – Naprawdę jesteśmy zaręczeni –
Zaśmiałam się.
–
Naprawdę – potwierdził. – Chyba
zawsze chodziło tylko o ciebie – Potarł moje ramię.
–
A Andrea? – zaryzykowałam. –
Przecież byłeś w niej zakochany, nie mogłeś tego udawać...
–
Andrea... – zaczął zagryzając wargę.
– Nie chcę powiedzieć, że była największym błędem mojego
życia, bo jak sama słusznie powiedziałaś, kiedyś byłem w niej
zakochany. Spotykając się z tobą myślałem, że oboje chcemy tego
samego. Przede wszystkim dobrej zabawy... Nie odważyliśmy się ze
sobą szczerze porozmawiać, utrzymywaliśmy, że taki stan rzeczy
nam odpowiada. Byliśmy dziećmi, wtedy zbytnio nie wgłębiałem się
w naszą relację, w to, że mogłaby ona przerodzić się w coś
znacznie większego. Nie dopuszczałem do siebie głosu o
jakichkolwiek uczuciach, co później się na mnie odbiło. Kiedy
Andrea pojawiła się w moim życiu, nie ukrywam, straciłem dla niej
głowę. Zakochałem się w niej, bo urzekła mnie swoją
osobowością, sposobem bycia, tym że zawsze była przy mnie.
Istotnie, zauważałem, że drażni ją twoja osoba, ale wtedy...
Teraz już wiem, że była o ciebie chorobliwie zazdrosna –
Powiedział.
–
Ja o nią też – wyznałam cicho. –
Byłam wściekła, że ma ciebie, że bez przeszkód może całować
cię przy wszystkich, trzymać cię za rękę, przytulać, podczas
gdy ja mogłam jedynie wspominać nasze kradzione chwile. Było mi z
tym ciężko... Początkowo nie wiedziałam, dlaczego, dopiero kilka
lat później uświadomiłam sobie rzecz oczywistą. Że cię
kochałam... – Oznajmiłam.
–
Gdybyśmy wtedy ze sobą porozmawiali to
oszczędzilibyśmy sporo czasu – zaśmiał się. – Gdy
wyjechałaś, nie mogłem pogodzić się z tym, że już nie będę
cię codziennie widywał, drażnił swoimi żartami. Było mi źle z
tym, że nie będzie cię obok. Nie zdecydowałem się na odnowienie
kontaktu, bo stwierdziłem, że tak będzie lepiej dla nas obojga.
Jednak przebywając w rodzinnym domu oglądałem nasze wspólne
zdjęcia, wspominałem nasze momenty i tęskniłem za tobą. Kiedy
spotkaliśmy się w Londynie nie mogłem uwierzyć we własne
szczęście. To naprawdę byłaś ty, ze swoimi iskrzącymi się oczami,
wciąż uśmiechnięta i radosna. Zdałem sobie sprawę, jak
cholernie mi cię brakowało. Kiedy byłaś obok ostatni element
układanki wskoczył na swoje miejsce. Z tobą było inaczej, lepiej.
Wiem, że swoim niezdecydowaniem sprawiłem ci wiele bólu. Wiem, że
przeze mnie cierpiałaś i płakałaś, i nigdy sobie tego nie
wybaczę... Ale... Wtedy kiedy po raz pierwszy, u tego nieszczęsnego
jubilera, włożyłem ci ten pierścionek na palec, zrozumiałem. To
zawsze byłaś ty. Zawsze chodziło tylko o ciebie. Błądziłem, bo
nie potrafiłem zerwać z Andreą, nie potrafiłem zaprzepaścić
wspólnych lat. Jednak...
–
Ułatwiła ci to zadanie –
powiedziałam. – Najważniejsze, że teraz mamy siebie –
Wykrztusiłam.
–
Już nigdy nie dam ci odejść –
zapewnił mnie całując w czubek głowy. Spełniona zasnęłam u
jego boku.
Londyn,
London Stadium, 26.06.2020 r.
London
Stadium, który na co dzień, jak zostałam poinformowana był
siedzibą West Ham United, teraz zapełniony był po brzegi z
zupełnie innego powodu. Green Day był w trasie koncertowej
promującej swoją najnowszą płytę już od jakiegoś czasu i w
końcu dotarł do Londynu. Od samego rana chodziłam podekscytowana,
wszystko wypadało mi z rąk. Byłam roztrzęsiona i
rozemocjonowana. Wyszliśmy z domu długo przed godziną zero, tylko
dlatego że Kepa nie mógł już wytrzymać mojego zachowania i uległ
moim namowom. Teraz w otoczeniu kilku tysięcy ludzi stałam pod samą
sceną i krzyczałam ze szczęścia jak wariatka.
–
Zachowujesz się tak, jakbyś była na
ich koncercie po raz pierwszy! – głos Kepy dotarł do mnie jak zza
mgły.
–
Daj mi spokój, to nie to samo! –
odkrzyknęłam. – Każdy koncert, podobnie jak mecz jest inny! Sam
powinieneś wiedzieć to najlepiej – Wytknęłam mu język. Hiszpan
przewrócił jedynie oczami i pokręcił głową. – Poza tym to
promocja najnowszej płyty! – Dodałam, jakby to przesądzało o
sprawie.
–
Której piosenki znasz już na pamięć –
parsknął.
–
Nie rozmawiam z tobą! – tupnęłam
nogą przekrzykując tłum.
–
Tylko nie wymachuj stanikiem! –
pogroził mi palcem patrząc na mnie ze srogą miną.
–
A to niby dlaczego? – spytałam
niewinnie.
–
Bo jesteś moją narzeczoną i nie
pozwolę na to, aby jakaś rzesza napaleńców się na ciebie gapiła
– wycedził przez zaciśnięte zęby.
–
Podobasz mi się taki – wymruczałam. –
Ale niech zacznie się show! – Wykrzyknęłam, gdy na scenę wpadł
Billie Joe Armstrong, Mike Dirnt oraz Tre Cool wraz z pozostałymi
członkami zespołu. Wszystko inne przestało mieć znaczenie. Dałam
się ponieść emocjom i cała byłam muzyką. Ten zespół był
częścią mnie od szesnastu lat. Od wydania American Idiot, od kiedy
byłam małą dziewczynką. Jako dziewięciolatka nie rozumiałam
wiele, jednak w niczym mi to nie przeszkadzało. Z biegiem czasu
zaczęłam kolekcjonować płyty oraz inne gadżety. Wszystko było
po coś, wszystko nabierało znaczenia po upływie odpowiedniej
ilości czasu. Billie był człowiekiem wulkanem, energii mógłby mu
pozazdrościć niejeden fan stojący obok mnie. Przemierzał scenę z
gitarą wzdłuż i wszerz, a zbudowany podest niekiedy służył
mu za trampolinę. Gitarzysta basowy oraz perkusista nie pozostawali
w tyle. Ich starania, zabawa oraz wygłupy poniosły publiczność.
Przy każdej piosence uczestnicy dali się porwać; skandowali,
głośno śpiewali obszerne fragmenty, krzyczeli. Robiłam dokładnie
to samo, znałam każdy kawałek na pamięć, więc utwory z nowej
płyty, Father Of All Motherfuckers nie były mi obce. Zdzierałam
gardło, podskakiwałam i wymachiwałam rękoma, tak jak robili to
muzycy na scenie. – Come meet me on the roof tonight, girllllll! –
Zawyłam wraz z tłumem.
–
Nie kończ tego! – Kepa nachylił się
nade mną.
–
Kepcio, daj się ponieść! –
odparowałam. – No, dalej! – Rozkazałam patrząc na niego
wyczekująco. Zacmokał zirytowany, ale posłuchał mojej rady.
Zadowolona obserwowałam jego poczynania. Bawił się razem ze mną,
skakał do rytmu i zachowywał się tak, jak ten dziewiętnastolatek
z Ondarroi. Pod koniec koncertu wokalista zaprosił publiczność do
wspólnej zabawy. Nie mogłam uwierzyć we własne szczęście, gdy
dotarło do mnie, co się właściwie dzieje. Wskazał na mnie, a ja
nie wiele myśląc wgramoliłam się na scenę. Idąc za śladem
innych zarzuciłam swoimi włosami i zaśpiewałam z nim kawałek
jednej piosenki. Serce tłukło mi się o żebra, adrenalina szalała
we mnie domagając się uwolnienia. Jedno z moich największych
marzeń doczekało się spełnienia! Billie podziękował mi za
współpracę i przytulił mnie do siebie oddając jedną ze swoich
gitar. Był to nieodłączny element ich występów, ale nigdy bym
nie przypuszczała, że to właśnie mnie spotka taki zaszczyt.
Otumaniona wyszeptałam podziękowania i zeskoczyłam ze sceny wprost
w ramiona Hiszpana.
–
Jak się czujesz?!
–
Nieziemsko! – oznajmiłam zgodnie z
prawdą. To wszystko było tak nierealne! Wieczór zakończył
akustyczny Good Riddance (Time Of Your Life), a dla mnie z pewnością
był to jeden z najznakomitszych wieczorów w życiu.
–
Kepcio… – wyjąkałam w drodze powrotnej z koncertu. Dalej byłam
w euforii, ale pierwsze oznaki zmęczenia dawały o sobie znać. –
Kepcio! – Podniosłam głos, kiedy nie zareagował będąc
skupionym na prowadzeniu samochodu.
–
Co się stało? – zapytał manewrując
kierownicą. Posłał mi nieodgadnione spojrzenie.
–
Na koncercie mi zabroniłeś, ale… Co
byś zrobił, gdybym teraz ściągnęła stanik? – mruknęłam
przygryzając wargę.
–
Zaparkowałbym samochód na jakimś
odludziu i zrobił z tobą to samo, co zrobiłem po koncercie w
Bilbao – odpowiedział pewnie. – Nie zaczynaj ze mną –
Zastrzegł.
–
Ach, tak… Rozumiem – wykrztusiłam
ściągając bluzkę przez głowę. Z wprawą odpięłam stanik i
rzuciłam go za siebie.
–
Alisa! – warknął, gdy odnotował moje
poczynania. Szarpnął kierownicą. – Ubierz się!
–
Przecież jest ciemno i nikt poza tobą
mnie nie widzi – odparłam niewinnie. – Zajmij się mną –
Poprosiłam sunąc dłonią po jego kolanie. Spiął się, ale godnie
przyjął mój atak.
–
Zrobię to – obiecał. – Jak wrócimy
do domu – Dodał.
–
Kepa! – zajęczałam. – Mam na ciebie
ochotę tu i teraz! Nie zagwarantuję ci, że będę w
nastroju, gdy dotrzemy… – Zaczęłam, ale jego gorące spojrzenie
mnie uciszyło. Odjechał kawałek w nieznane mi miejsce, zatrzymał
się i przyciemnił szyby. – Och, Papi…
–
Prowokujesz mnie… A dobrze wiesz, jak
to zawsze się kończy! – oznajmił i wciągnął mnie na tylne
siedzenie. Zamruczałam zadowolona całując go mocno. Nasze
niecierpliwe dłonie szybko pozbyły się reszty niepotrzebnych w tym
momencie ubrań. A później… Były już tylko nasze gorące ciała
stanowiące jedność, pojękiwania, głośne krzyki, urywane szepty.
Scaliliśmy się ze sobą odnajdując największą z możliwych
rozkoszy.
***
Witam!
(Tak było w Krakowie 💚)
Pozdrawiam ;*
Z jednej strony to było raczej oczywiste, że Alisa powie TAK ^^ Ale jakby się tak zagłębić to ta chwila zawsze stresuje faceta, bo owszem, jest pewny uczuć kobiety, ale tak do końca nie wiadomo czy uzyska odpowiednią odpowiedź. Na szczęście dla Kepy zakończyło się tak, jak zakończyć powinno :) Słynny pierścionek spoczął na palcu odpowiedniej kobiety dla której został po prostu stworzony. A Alisa przeżyła jedną z najpiękniejszych chwil w swoim życiu o której nigdy nie zapomni :) Bo o oświadczynach, i to TAKICH oświadczynach po prostu się nie zapomina. Jak się również okazało, nie tylko Kepa lekko się obawiał ^^ Matt z Jamesem siedzieli jak szpilkach oczekując pozytywnych wieści. Oczywiście Alisa nie byłaby sobą gdyby się z nimi nie podroczyła ^^Jedno jest pewne, ich wspólne rodzinne życie na pewno będzie wesołe i kolorowe :) Pytanie tylko czy wszyscy to nerwowo przeżyją ^^
OdpowiedzUsuńTaka szczera rozmowa była potrzebna dwójce naszych bohaterów. Od tej chwili nie powinni mieć przed sobą tajemnic. W końcu się kochają i ufają sobie. Powinni mówić sobie o wszystkim. Przeszłość to przeszłość, już do niej nie wrócą, ale mogą wyciągnąć z niej wnioski :) Nie ma co wracać myślami do wyszczerza bo to wbrew zdrowego roządkowi ^^
Nareszcie nastał dzień koncertu Green Day :) Alisa wprost nie mogła zabrać ze sobą na to wiekopomne wydarzenie kogoś innego niż jej Kepcio! W końcu ktoś musiał pilnować, aby biustonosz pozostał w miejscu, dla którego został stworzony. Ewentualnie sprytne bramkarskie paluszki mogły go "usunąć" ^^ Kompletnie nie dziwi mnie fakt, że atmosfera ją poniosła :) W końcu jest wierną fanką zespołu, znającą każdą, nawet najmniej popularną piosenkę. I właśnie tak powinien zachowywać się fan na koncercie :) Śpiewać, skakać, szaleć, a nie nagrywać i fotografować co kilka sekund! Po prostu skupić się na danej chwili :) To już nawet Kepa dał się ponieść i wspaniale bawił w towarzystwie swojej ukochanej. A na koniec Alisa doświadczyła czegoś, o czym nawet nie śniła marzyć! Dostała szansę, aby stanąć obok swoich idoli i wraz z nimi zaśpiewać *o* Nie dziwi mnie, że została wybrana przez wokalistę. Tak szalała, że na pewno rzuciła mu się w oczy ^v^ Usłyszenie swoich ukochanych utworów na żywo to na pewno coś nieziemskiego :) Po tym rozdziale sama włączę sobie moje ulubione piosenki Green Day ^^ (pamiętasz Tande śpiewającego Good Riddance (Time Of Your Life)❤️)
Uwielbiam Alisę prowokującą Kepę ^^ Biedny chłopak zawsze jest na przegranej pozycji. Jak widać na "załączonym obrazku" jest to słabsza płeć. Wystarczy pokazać im trochę kobiecego ciała ^^ Kochają się, szaleją za sobą, nic tylko marzyć, aby trwało to wiecznie :)
Buziolki :*:*:*
Alisa znajdowała się wprost w euforycznym nastroju po tych cudownie zorganizowanych teraz już przez swojego narzeczonego oświadczynach. Przez długi czas nie mogąc uwierzyć, że to dzieje się naprawdę. Tak samo, jak w to, że jest posiadaczką swojego wymarzonego pierścionka, który wypatrzyła podczas pomocy w poszukiwaniach Kepy na tę próbę nieszczęsnych oświadczyn Andrei, które na całe szczęście nie doszły do skutku. Kepa także mógł odetchnąć z ulgą z powodu zgody swojej ukochanej, bo mimo że był pewny jej uczuć, to jednak zawsze istnieje ten cień wątpliwości, że coś się zwyczajnie nie uda lub ktoś z jakiegoś powodu odmówi.
OdpowiedzUsuńTakże Matt i James wprost nie mogli doczekać się naszej świeżo upieczonej pary narzeczonych. Alisa próbowała się z nimi trochę podroczyć, ale nikt nie byłby w stanie uwierzyć, że mogłaby odmówić swojemu ukochanemu Hiszpanowi. Przy okazji Kepa dowiedział się, któż to taki zamieszka w domu na przeciwko. 🤣 Nie ma co jednak narzekać. W końcu będzie miał swoją przyszła rodzinę na wyciągnięcie ręki.
Dobrze, że Alisa i Kepa zdecydowali się szczerze porozmawiać o Andrei, przeszłości i tym, co wydarzyło się zanim Alisa wyjechała do Londynu. To na pewno było im bardzo potrzebne. Dzięki temu będą mogli wejść w nowy etap związku bez żadnych niedomówień, czy targających nimi od czasu do czasu wątpliwościami.
Alisa nareszcie doczekała się koncertu swojego ulubionego zespołu. W dodatku mogła go spędzić w najlepszym do tego towarzystwie. Od pierwszej piosenki dała się porwać w wir zabawy, a co więcej przekonała do tego nawet Kepę, który przestał się chyba obawiać o pozostanie na miejscu biustonosza Alisy. 😁
Dziewczynę spotkało też ogromne szczęście, gdy udało się jej zostać wybraną na scenę. To na pewno będzie dla niej niezapomniane przeżycie, które zapamięta do końca swojego życia.
W drodze powrotnej Alisa nie byłaby jednak sobą, gdyby nie zaczęła prowokować Kepy...który oczywiście nie dałby rady się jej oprzeć. Spędzili więc ze sobą pełne namiętności chwile, zapominając o wszystkim innym. Po raz kolejny dając tym samym wyraz swojego olbrzymiego uczucia, którego nic nie będzie w stanie zniszczyć.
Czekam z niecierpliwością na kolejny rozdział. 😊
Na początek chcę powiedzieć, że doceniam akapity ^^
OdpowiedzUsuńWracając do rozdziału, ale zazdroszczę Alisie pierścionka, w dodatku tego wymarzonego. Plus dla Kepy za pamięć XD która dziewczyna nie marzy o zaręczynach? ja takiej nie znam :)
Matt i James sąsiadami noooo, może być ciekawie hahaha bo ta dwójka razem jest niezła, a jak oni wszyscy będą razem łoooooo ależ to będzie rodzinka!
Podobała mi się szczera rozmowa o przeszłości :) lubię takie rzeczy, ja ogólnie uważam, że rozmowa to podstawa każdej relacji, jak się nie mówi o uczuciach to jest klops, bo druga osoba przecież nie czyta nam w myślach XD także, czytałam z zapartym tchem i mam nadzieję, że czas oraz temat Andrei minął i nie wróci :)))))))
Z koncertami mam małe doświadczenie xd taki prawdziwy to zaliczyłam jeden i podziwiam Alise za tą energię i zabawę, ja to bardziej jestem fanem jak Kepa haha
Droga powrotna mistrzostwo XD Alisa to największa prowokantka i kusicielka w jednym hahah, ściągnęła stanik i było pozamiatane hahaha wiadomo, jak musiało się to skończyć :D
Pozdrawiam
N
Alisa i Kepa w końcu są zareczeni. Do tego Alisa dostała swój wymarzony pierścionek. Który kiedyś sama pomagała mu wybierać.
OdpowiedzUsuńCzy mogło być coś piękniejszego? A w sumie tak 😁 Sąsiedztwo Matta i Jamesa😉
Kepa niech nie narzeka. Tacy sąsiedzi to największy skarb.
Dobrze też, że Kepa z Alisą , porozmawiali że sobą szczerze o przeszłości. Takie rozmowy zawsze są potrzebne. Sprawiają, że wszystkie dręczące nas wątpliwości znikają.
Alisa cudownie się bawiła na koncercie swojego ulubionego zespołu. Do tego jeszcze w doborowym towarzystwie Kepy😊
Alisa jak to ona nie byłaby sobą , gdyby nie prowokowala Kepy. A on chyba nigdy nie potrafi jej się oprzeć.
Pozdrawiam i jak zwykle czekam na nowy rozdział.
Cieszę się z zaręczyn Kepy i Alice chyba bardziej, niż wszyscy ich znajomi razem wzięci. I oni sami także. Naprawdę, czekałam na ten moment od początku opowiadania. Od razu wiedziałam, że są sobie pisani i żadne błędy z przeszłości nie mogły tego zmienić. Zresztą, gdy Kepa poprosił Alise o pomoc przy wyborze pierścionka, coś tak czułam, że niedługo sama nałoży pierścionek na palce. Tak po prostu musiało być.
OdpowiedzUsuńCóż, Kepa mógł być w Andrei zakochany. Na drodze do szczęścia spotykamy różne osoby. Przekonany, że związek z Alisą zakończył się raz na zawsze, mógł chcieć zacząć od nowa. W tamtym momencie uważał, że jego uczucia są szczere. I to się zdarza. Nie należy jednak rozpamiętywać przeszłości. Bo po co? Najważniejsze, że gdy ponownie spotkał Alisę, zrozumiał swój błąd. Zrozumiał, kogo naprawdę kocha i z kim chce spędzić resztę życia. A dodatkowo odkrył, że Andrea go okłamywała. Przynajmniej teraz nie może mieć wyrzutów sumienia, że ją porzucił.
Btw, już nie mogę się doczekać cóż to wymyślą znowu sąsiedzi naszej pary. Bo coś czuję, że jeszcze może być ciekawie ;)
Koncert Green Day musiał być dla Alisy niesamowitym przeżyciem. Razem z Kepą mieli okazję wrócić wspomnieniami do pierwszych miesięcy relacji, gdzie jeszcze byli młodzi i wszystko wydawało się proste. Choć oczywiście najlepsze było to, co wydarzyło się po koncercie ;)
Cóż, nie pozostaje mi nic innego, jak czekać na kolejny rozdział.
Pozdrawiam
Violin