niedziela, 19 kwietnia 2020

Trzydziesty

Stambuł, Atatürk Olimpiyat, 30.05.2020 r.

 Stambuł. Najludniejsze oraz największe miasto w Turcji, kolebka kulturalna, handlowa i finansowa. Jedyna metropolia świata znajdująca się na dwóch kontynentach. Cieśnina Bosfor, Morze Czarne, błękitna woda, rozciągające się widoki zapierające dech w piersiach. Turyści, zlepek ludzi na zatłoczonych uliczkach, stragany z pamiątkami, tradycyjnie parzona turecka herbata. Stambuł mieścił w sobie wiele historycznych zabytków, pomników, muzeów, a także obiektów sportowych. Jednym z nich był Stadion Olimpijski. Atatürk Olimpiyat był po brzegi wypełniony kibicami. Jego mniejszą część zajmowali miejscowi sympatycy tego sportu, jednak stadion w dużej mierze był podzielony. Niebieskie barwy Chelsea. Czarne Atalanty, zespołu z Bergamo, który pierwszy raz w historii klubu dotarł do tego momentu. Trzydziesty dzień maja, sobotni, ciepły, wcale nie spokojny wieczór. Finał Ligi Mistrzów 2020. Finał rozgrywek, które przysparzały każdego kibica o ciarki na całym ciele, o szybsze bicie serca, o nerwy, oczekiwanie, zawód, spełnienie. W tym tłumie, siedząc w specjalnej loży byłam i ja. Zdenerwowana, podekscytowana, a także pełna nadziei. Jeszcze rok temu moja wiedza o piłce nożnej opierała się na wspomnieniach wywiezionych z Hiszpanii. Teraz z zapałem śledziłam każdy mecz Chelsea oraz reprezentacji narodowej. Byłam zaangażowana, poznałam historię klubu od podszewki, zagłębiłam się w informacje, uzbroiłam w wiedzę niezbędną do życia. Oglądałam stare spotkania, poznawałam zawodników, wzruszałam się oraz cieszyłam osiągniętymi sukcesami. Chodziłam na każdy mecz Niebieskich, który był rozgrywany na Stamford Bridge, dumnie nosiłam koszulkę z jedynką na plecach, z całych sił wspierałam Kepę oraz całą drużynę, która stała się dla mnie bliska. Będąc w loży wraz z siedzącą obok Natalią i żoną trenera doskonale słyszałam gwar i harmider. Głośne rozmowy mieszały się z pijackim bełkotem, atmosfera była napięta, ale jednocześnie wyniosła. Każda z nas czekała na wyjście piłkarzy z tunelu, na hymn powodujący przypływ dumy, na uściski dłoni i pierwszy gwizdek sędziego. Po spektakularnym pokonaniu Bayernu na ich własnym stadionie, Chelsea przez dalszą fazę rozgrywek przeszła jak burza. Wstąpił w nich nowy duch walki, podniesieni i uskrzydleni zwycięstwem uwierzyli, że są w stanie dojść do finału, po drodze eliminując potencjalnie lepszych rywali. Osiągnęli ten finał silną wolą, silnymi charakterami, ciężką pracą, potem wylanym na treningach oraz meczach ligowych, które przygotowały ich do tego spotkania. Premier League zakończyła się niecałe dwa tygodnie temu, a mi już brakowało tych emocji. Drużyna Kepy zajęła czwarte miejsce dające pewny awans do przyszłej edycji Ligi Mistrzów. Ale zdążyłam ich poznać. Chcieli udowodnić, że na to zasługują wygrywając ten finał, pokonując włoską drużynę. Po upływie ośmiu lat chcieli znów podnieść do góry upragnione trofeum, Puchar, o którym śnili będąc na początku swojej piłkarskiej drogi. Momentalnie przywołałam wspomnienie Kepy, małego chłopca odbierającego prowizoryczny puchar i nagrodę za zwycięstwo w tych rozgrywkach, rozegrane na boisku, które lata świetności miało już dawno za sobą. Oczekiwanie w końcu doczekało się spełnienia. Błyski fleszy, aparaty i kamery wycelowane w główne postacie tego wydarzenia. Serce biło jak oszalałe, gdy wpatrywałam się w skupionych zawodników. W końcu… Melodia, słowa w trzech językach, podniosła atmosfera, pierwszy gwizdek. Drżałam na całym ciele. Byłam skupiona na piłkarzach Chelsea, nie ukrywałam, że przeciwnicy byli mi obcy, nie potrafiłam ich odróżnić, ani odgadnąć ich nazwisk. To jednak nie było ważne. Ważna była piłka, spryt i kluczowe podania. Jęknęłam głucho, gdy po upływie piętnastu minut, piłka posłana zza pola karnego wpadła do bramki Kepy. Kibice Atalanty podnieśli wrzask, sympatycy Chelsea nie pozostali im jednak dłużni. Zagrzewali ich do walki, krzyczeli, wymachiwali flagami. Czułam się ich częścią. Nie przejmowałam się nikim innym, emocje wzięły nade mną górę. Adrenalina krążąca po moich żyłach domagała się uwolnienia. Natalia poszła moim śladem, krzyczała motywujące słowa, mając nadzieję, że dotrą do jej męża. Przed końcem pierwszej połowy Niebiescy za sprawą Tammy’ego doprowadzili do remisu. Schodzili z boiska z podniesionymi głowami.
Umrę tutaj na zawał! – zawołałam wachlując się dłonią. – Dlaczego nikt mi nie powiedział, że finałowe spotkania grożą przedwczesną śmiercią? – Zapytałam opadając na siedzenie. Sięgnęłam po butelkę wody, aby uspokoić swoje ciało.
To mój pierwszy finał Ligi Mistrzów, więc mnie o to nie pytaj – zaśmiała się Natalia. Pokręciłam głową szykując się na dalszą batalię. Wystarczyła tylko jedna bramka… Westchnęłam przeciągle czując gorąc na policzkach. Emocje sięgały zenitu! Druga połowa, gwizdek przecinający gwar. Piłka tocząca się od nogi do nogi, ataki, brzydkie faule, żółte kartki. Atalanta szukała drugiego gola, chcieli wygrać to spotkanie, ten finał, aby przynieść chwałę klubowi. Chelsea zaciekle się broniła, Kepa bronił jak lew, w jego ręce wpadały najgroźniejsze piłki. Zawodnicy wzajemnie się motywowali, wiedzieli o jaką stawkę grają. Zaklęłam pod nosem czując upływający czas. Nie chciałam dogrywki ani rzutów karnych! Oni też nie chcieli, chcieli już wygrać, sięgnąć po trofeum po raz drugi w bogatej historii klubu. Przed ostatnim kwadransem Frank zdecydował się na zmiany. Kluczowe. Płynne podania, mijanie rywali, asysta Jorginho, gol N’Golo Kanté. Ostatni gwizdek, który był zbawieniem.
WYGRALI!!! – wrzasnęłam wpadając w ramiona przyjaciółki. Zalałam się łzami skacząc w kółko i wymachując flagą, którą ktoś wcisnął mi do ręki. Ulga, która mnie wypełniła była nie do opisania, a wzruszenie odebrało mi mowę. Płakałam obserwując świętujących piłkarzy, którzy robili rundkę wokół boiska podbiegając do sektora swoich fanów. Nie mogłam opanować ekscytacji oraz drżenia. Wyszłyśmy z loży, przeciskałyśmy się przez wiwatujące tłumy. W końcu znalazłyśmy się bliżej murawy, aby z bliska obejrzeć wręczenie medali oraz Pucharu. Kiedy nastąpiła ta chwila rozpierała mnie niesamowita duma. Cieszyłam się sukcesem całej drużyny, to jasne, ale moje spojrzenie było utkwione jedynie w Kepie. W jego błyszczących oczach, w ustach rozciągniętych w szerokim uśmiechu, w wyprostowanej sylwetce, w pewności siebie. Dla mnie był bohaterem tego spotkania. Cały czas pociągałam nosem, ale widząc go podnoszącego do góry upragniony, wyśniony, wymarzony Puchar za zwycięstwo w Lidze Mistrzów, rozpłakałam się jak mała dziewczynka i długo nie mogłam opanować tych łez. Dwa hymny, ten dla Mistrzów, później klubowy były znakomitym dopełnieniem, zwieńczeniem tego sukcesu, tej magicznej chwili. Weszłyśmy na murawę odszukując naszych mężczyzn. Natalia podbiegła do męża, a ja rzuciłam się na Kepę obejmując go nogami w pasie. – Mój bohater, mój zwycięzca, mój mistrz! – Piszczałam całując jego policzki. – Tak bardzo ci gratuluję! Wam gratuluję! Boże, Kepa… Jestem z ciebie cholernie dumna! Swoją postawą, ciężką pracą, ambicją i wolą walki udowodniłeś, że zasłużyłeś na ten triumf jak mało kto! Nie poddałeś się, tylko walczyłeś o miejsce w podstawowym składzie, a teraz, a teraz… – Mówiłam jak w transie połykając łzy.
Alisa… – pstryknął mnie w nos. – Dziękuję ci, kochanie! Za twoje wsparcie, słowa otuchy, gdy chciałem wszystko rzucić w cholerę. Za twoją wiarę i obecność. Mój sukces jest twoim sukcesem – Oznajmił poruszony zakładając mi na szyję złoty medal. Przyjrzałam mu się z uwagą, a następnie, u jego boku, z Pucharem w ręce wykonałam nam pamiątkowe zdjęcie. – Kocham cię – Wyszeptał w moje włosy.
Wiem – odparłam tuląc go do siebie. – Yo también, mi Maestro. Ja ciebie też, mój Mistrzu.

Londyn, 12.06.2020 r.

 – Matt! – krzyknęłam, gdy wyszłam przed dom. – Co ty tutaj robisz? – Spytałam w zdziwieniu marszcząc brwi. Zmarszczka przecięła moje czoło, kiedy spostrzegłam parkującą przed sąsiednim domostwem ciężarówkę.
Niespodzianka! – powiedział wesoło ściągając okulary przeciwsłoneczne. Jego oczy radośnie błyszczały, a dopełnieniem uśmiechu były rozkoszne dołeczki w policzkach. – Jednak mieszkanie w apartamentowcu nie było dla nas!
Ja… – zaczęłam podchodząc bliżej. – Naprawdę zamieszkacie naprzeciwko nas?! – Zapiszczałam podskakując w miejscu. Linda zwabiona moimi odgłosami przybiegła z ogrodu merdając ogonkiem. Spostrzegłszy Matta zaczęła szczekać i lizać go po ręce.
Tak – potwierdził drapiąc psiaka za uszami. – Tęskniłem za tobą, Przylepie – Obwieścił przytulając mnie. – Za bardzo przyzwyczaiłem się do twojej obecności w moim życiu – Wymruczał, a ja szybko odgoniłam pojawiające się łzy. – Zachowaj je na póź… – Zaciął się z zakłopotaniem przeczesując swoje włosy.
Co? – ocknęłam się z transu mrużąc oczy.
Nic! – zapewnił. – Kepa prosił, abym przekazał ci wiadomość.
Złapałam się pod boki.
W takim razie zamieniam się w słuch! – powiedziałam.
Ja… Cóż! Po prostu wsiądź na rower i podjedź pod stadion – poinstruował mnie. – Zajmę się Lindą przez ten czas, obiecuję! – Przyrzekł. Linda szczeknęła kilka razy wyrażając swoją aprobatę. – Poza tym… I tak mam tutaj robotę! – Wskazał na ekipę ludzi, która wyładowywała pierwsze meble.
Pod stadion? Ale po co? – zastanawiałam się głośno.
Zrób to i nie zadawaj pytań – Matt zbył mnie machnięciem ręki i przeszedł na drugą stronę ulicy.
Matthew! – zawołałam za nim. Odwrócił się przez ramię i wystawił mi język. – Dzięki wielkie! – Prychnęłam. Ostatecznie sięgnęłam po mój ukochany niebieski pojazd i ruszyłam w tak dobrze znaną mi drogę. Co ten Kepa znów wymyślił?

 Dojechałam pod Stamford Bridge w akompaniamencie głosu wokalisty Green Day. Pod stadionem kręciło się mnóstwo turystów, którzy wykonywali pamiątkowe zdjęcia, bądź szykowali się do zwiedzania siedziby klubu. Zsiadłam z roweru rozglądając się wkoło. Ani śladu Hiszpana! Zacmokałam z irytacją. Po jaką cholerę kazał mi się tutaj stawić, skoro sam się do tego nie palił? Zrezygnowana pokręciłam głową.
Przepraszam! – usłyszałam cichy głos. Odwróciłam się z konsternacją. – To dla pani! – Mały chłopczyk wetknął mi w dłoń niebieski balon.
Ja… Co? – spytałam, ale posłaniec zniknął tak szybko, jak się pojawił. Potrząsnęłam balonem szukając jakiejś wskazówki. Była w środku. Podniosłam z ziemi kamyk i przedziurawiłam go powodując huk. Posłałam przechodniom przepraszające spojrzenie i wyciągnęłam zapisaną karteczkę. Daremnie walczyłem ze sobą. Nie potrafię, nie zdławię mego uczucia. Pozwól mi, Pani, wyznać, jak gorąco Cię wielbię i kocham. - Jane Austen, Duma i uprzedzenie. Przeczytałam cytat zapisany dłonią Kepy kilka razy, aby trafnie go zrozumieć. Pod nim znajdowała się kolejna wskazówka. Kieruj się tam, gdzie spotkaliśmy się po raz drugi. Schowałam karteczkę do kieszeni i wsiadłam na rower. Byłam zdziwiona, ale jednocześnie zaciekawiona. Ruszyłam drogą, która była stałym elementem mojej trasy, gdy jechałam do pracy. Po dziesięciu minutach jazdy zatrzymałam się w miejscu. Do ławeczki był przeczepiony kolejny balon. Dobrze, że zachowałam kamyk! W miłości chodzi o coś więcej niż słowa, czy wygląd. To coś, co zwala Cię z nóg bez ostrzeżenia. Wierzę, że gdy spotkasz osobę, z którą masz spędzić resztę swojego życia… Tak zwaną bratnią duszę, po prostu o tym wiesz. Od pierwszej, wypełnionej milczeniem chwili. Nawet jeśli nie odezwie się do Ciebie słowem. - Chris Carter, Nocny prześladowca. Skąd on do licha wytrzasnął moje ulubione cytaty? Oświecenie przyszło w jednej sekundzie. Naprawdę zadał sobie tyle trudu, aby wyciągać z regałów moje ulubione książki i studiować zaznaczone przeze mnie fragmenty? Tylko po co? Wskazówka. Miejsce, w którym odkryłaś, że dalej pamiętam twórczość Jane Austen. Uśmiechnęłam się pod nosem kierując się do Hyde Parku pod pomnik wzniesiony na cześć księżnej Diany. Słońce ogrzewało spacerowiczów swoimi promieniami, łabędzie chętnie podpływały bliżej, aby cieszyć ludzi swoją obecnością. Balon. Karteczka. Kochaj mnie pomimo moich wad. - Harlan Coben, Zaginiona. – Kocham cię pomimo twoich wad – Wyszeptałam. Miejsce, w którym spędzasz większość czasu popisując się swoimi umiejętnościami. Parsknęłam śmiechem udając się pod restaurację. Ekscytacja rosła we mnie z każdą minutą! Zatrzymałam się przed budynkiem dostrzegając balon i uśmiechniętą Grace.
Twój Kepa chyba oszalał z miłości do ciebie – oznajmiła.
Nie mam pojęcia, o co mu chodzi! – wyznałam zgodnie z prawdą. Grace kiwnęła głową znikając w restauracji, a ja przystąpiłam do działania. Ale jeśli się kogoś kocha, to chyba nie powinno się odpuszczać. - Jojo Moyes, Zanim się pojawiłeś. Przełknęłam ślinę wracając myślami do swoich rozważań, czy powinnam zaryzykować i walczyć, czy poddać się i patrzeć na jego szczęście z Andreą… Miejsce, w które zaprowadziłaś mnie po naszej szczerej rozmowie po meczu. Doskonale wiedziałam, o jaką rozmowę mu chodziło. O nas, o Ondarroi, o przemilczanych uczuciach. Kensington Gardens, pomnik męża królowej Wiktorii. Zawróciłam podążając za wskazówkami. (…) Ty zasługujesz na dużo więcej – na kogoś, kto będzie myślał o Tobie nieustannie, zastanawiając się, co w tej chwili robisz, gdzie jesteś, z kim jesteś i czy czujesz się dobrze. Potrzebujesz kogoś, kto pomoże Ci spełniać marzenia i kto ochroni Cię przed tym, czego się obawiasz. Powinnaś mieć u swego boku kogoś, kto będzie traktował Cię z szacunkiem i kochał w Tobie wszystko, a zwłaszcza Twoje wady. Zasługujesz na życie z kimś, kto sprawi, że poczujesz się szczęśliwa, tak szczęśliwa, że wyrosną Ci skrzydła. - Cecelia Ahern, Love Rosie. – Kepa, co próbujesz mi przekazać? – Rzuciłam w przestrzeń przełykając łzy. Tam, gdzie dorosłem. Pomnik Piotrusia Pana. Miał szczęście, że znajdował się niedaleko! Musisz pomyśleć o czymś cudownym. A takie myśli uniosą Cię same w powietrzu. - James Matthew Barrie, Piotruś Pan i Wendy. – Myślę o tobie… Jeden z naszych ulubionych parków. Wskoczyłam na rower udając się do St. James Park. Kocham Cię. Będę Cię kochał do dnia, w którym umrę. A jeśli po tym jest jakieś życie, to wtedy też będę Cię kochał. - Cassandra Clare, Miasto Szkła. Wzruszona pociągnęłam nosem. Jedno z twoich najukochańszych miejsc w Londynie. Doskonale znał moje zamiłowanie do fantastyki i do wszystkiego, co było związane z nastoletnim czarodziejem z blizną w kształcie błyskawicy na czole. Kings Cross. Uśmiech losu można zobaczyć nawet w tych najciemniejszych chwilach, jeżeli pamięta się, żeby zapalić światło. - J. K. Rowling, Harry Potter i Więzień Azkabanu. – Ty jesteś moim światłem. Tam, gdzie pierwszy raz zaprosiłaś mnie na kolację. British Library! Przysięgam, jeśli dowiem się o co chodzi, to zamorduję go z zimną krwią! Co mu strzeliło do głowy myśląc, że zwiedzanie Londynu wzdłuż i wszerz na rowerze będzie dla mnie łatwym zadaniem? To on w tym związku był sportowcem, nie ja! Dojechałam pod bibliotekę ledwo zipiąc.
Ale czy jesteś pewna… Wybacz mi to pytanie: czy jesteś pewna, że będziesz z nim szczęśliwa?
To nie ulega wątpliwości. Już ustaliliśmy, że będziemy najszczęśliwszym małżeństwem na świecie. - Jane Austen, Duma i uprzedzenie. Małżeństwo? Podążyłam wzrokiem w dół szukając kolejnej wskazówki, ale na karteczce widniał sam cytat.
To ostatni przystanek – drgnęłam, kiedy usłyszałam jego cichy głos. Odwróciłam się w jego stronę z szybko bijącym sercem. – Cieszę się, że dotarłaś bez przeszkód!
Kepa… – wyjąkałam i zakryłam usta dłońmi spostrzegając, że klęczy przede mną z otwartym pudełeczkiem. Zachłysnęłam się powietrzem z trudem utrzymując równowagę. – Kepa…
Alisa… Uczynisz mi ten zaszczyt i zostaniesz panią Arrizabalaga? – wyrzucił z siebie łapiąc oddech. – Zostaniesz moją żoną i mamą moich dzieci? I w tej chwili nie mam tu na myśli psów – Zaśmiał się nerwowo precyzując pytanie.
Kepa… – wyjąkałam i uklękłam przed nim. – Oczywiście, że zostanę panią Arrizabalaga – Wykrztusiłam z siebie nie wiedząc, jak poradzić sobie z tymi nowymi emocjami. Uśmiechnął się szeroko, a ja kciukiem otarłam łzę spływającą z jego policzka. Włożył mi na palec pierścionek, a ja krzyknęłam cicho orientując się, że to ten sam, który wpadł mi w oko podczas naszego nieszczęsnego wypadu do jubilera. Tam, gdzie zrozumiałam, że zawsze byłam w nim zakochana… – Maite zaitut – Wychrypiałam po baskijsku. W końcu stamtąd pochodziliśmy…
Nik ere maite zaitut – wymruczał łącząc nasze usta w pocałunku. I wtedy naprawdę poczułam, że miłość dodaje skrzydeł.


***

Witam! 

Lubię ten rozdział ;) I wciąż tęsknię 😢


Pozdrawiam ;* 

6 komentarzy:

  1. Ten rozdział to cudo samo w sobie ^^ zaczynając od wspaniałego opisu jednego z najważniejszych meczów w karierze o którym marzy każdy piłkarz, kończąc na oświadczynach, które bez wątpienia wygrałyby konkurs na zaręczyny roku :)
    Zacznijmy jednak od finału w Stambule :) W ciągu roku Alisa stała się zagorzałą fanką piłki nożnej. Porwała ją ta niesamowita atmosfera oraz towarzyszące jej emocje. A finał Ligi Mistrzów to dopiero rollercoaster ^^ w całym opisie brakowało mi jednak jednego dość ważnego słowa. Kibic czuje jeszcze mdłości ^^ dobra już jestem poważna :) Piłkarze Chelsea, mimo iż na początku mało kto na nich stawiał, pokazali że nadal liczą się na europejskiej arenie. To nie umiejętności i nazwiska są ważne, a zgrana grupa, która sobie ufa i skoczyłaby za sobą w ogień. I właśnie ta grupa w niebieskich koszulkach niesiona dopingiem swoich kibiców doszła aż do finału, a potem po ciężkiej walce uniosła upragniony oraz wymarzony puchar :) Absolutnie nie dziwię się Alisie iż poniosły ją emocje, a z oczu wypłynęły łzy. To bardzo szczególny moment. Nie wiesz co się wokół Ciebie dzieje, po prostu przeżywasz tą, jakby nie patrzeć, krótką chwilę. Po za tym, widok szczęśliwego Kepy, który spełnił jedno ze swoich największych marzeń, miał największy wpływ na radość Alisy :) W końcu jego szczęście jest i jej szczęściem. Gratulacje więc dla niego za walkę niczym lew :)
    Matt i James zamieszkają na przeciwko Alisy i Kepy ^^ możemy być pewni, iż będzie wesoło :) Po przejęzyczeniu się przyjaciela domyśliłam się iż Bask przygotował niespodziankę dla swojej ukochanej. Ale nie sądziłam, że aż taką! To był pokaz czystego romantyzmu i powiem szczerze, że nie spodziewałabym się czegoś takiego po nim. Pozytywnie mnie zaskoczył :) Udowodnił, że doskonale zna Alisę i bardzo się postarał, aby wszystko to, co zaplanował, wyszło idealnie. I tak było :) To, o czuje do dziewczyny, nie jest wcale powierzchowne. Nie tylko słucha tego, co ona do niego mówi, ale i rozumie oraz zapamiętuje. Który inny facet zapamiętałby takie szczegóły jak miejsca ich spotkań? Albo miejsce w którymś padły dane słowa? Jestem pewna, że zdecydowana mniejszość. Dzięki tej "romantycznej przejażdżce" w poszukiwaniu wskazówek, Alisa mogła przypomnieć sobie wszystkie ważne chwile, które dane jej było przeżyć w towarzystwie Kepy :) Prowadziły ją ulubione cytaty z książek, które można by było przypisać ich miłości oraz ich relacji. A przy tym ostatnim już doskonale wiedziałam co tak na prawdę chciał jej przekazać. To było oczywiste! Przecież to wszystko miało swój sens. I po prostu musiało zakończyć się oświadczynami :) Taką chwilę kobieta pamięta przez całe życie i jestem pewna, że Alisa opowie to swoim wnukom, nadal czując te same emocje :) I pierścionek! Zagadka jego zaginięcia została rozwiązana! Nie tylko Alisa pamiętnego dnia u jubilera zrozumiała komu oddała swoje serce. Kepa nie mógł dać go Andrei bo należał do kogoś innego. Do kogoś, kto sam go wybrał :) Cieszę się ogromnie ich szczęściem. Nareszcie wszystko jest tak, jak być powinno :)
    Buziole :*:*:*

    OdpowiedzUsuń
  2. Zbieram szczękę z podłogi. Oświadczyny Kępy to mistrzostwo ❤️❤️

    OdpowiedzUsuń
  3. Oświadczyny konkret :o bardzo oryginalne i słodkie. Nie wiedziałam, że z Kepy taki romantyk <3 Cieszę się, że w końcu do tego doszło. Wyznanie przy proszeniu o rękę to bomba hahaha takie proste, ale wyjaśniło, że jednak będzie chciał te dzieci (nie psy) i Alisa nie ma co się martwić :D
    Swoją drogą fajne cytaty, idealnie się wpasowały i trafiły, ponieważ ta dwójka ma do nich wyraźny sentyment :D
    Chociaż nie znam się na meczach, nie jestem świadoma piłkarskiego świata to podobał mi się opis finału w Stambule :D swoją drogą miejsce też fajne :D mogę tylko przypuszczać, jak wielkie miało to znaczenie dla Kepy i jego kariery i jak wiele emocji się z tym wszystkim wiązało :) Fajnie, że Alisa była tam z nim w tym wyjątkowym dniu.
    Pozdrawiam
    N

    OdpowiedzUsuń
  4. Finał Ligi Mistrzów rozgrywany na stadionie w Stambule na pewno będzie jednym z najbardziej emocjonujących i zapamiętanych przez Alisę meczów, która z całkowitą pewnością może stwierdzić, że stała się pełnoprawną fanką angielskiej drużyny. Nic więc dziwnego, że wraz z rozwojem meczu, emocje wprost szalały w jej wnętrzu. W końcu taki finał nie zdaża się codziennie. W dodatku Alisa przez ostatnie miesiące pokochała drużynę Chelsea całą sobą i teraz liczą się dla niej już nie tylko wstępy Kepy, ale sukces całej drużyny.
    Pełne nerwów i napięcia minuty się jednak opłaciły i piłkarze Chelsea wywalczyli zwycięstwo, które sprawiło, że przeszli do historii, a wielu z nich osiągnęło jeden z największych sukcesów już na początku swojej kariery. Determinacja i wiara w swoje umiejętności pozwoliły im przetrwać najtrudniejsze mecze we wcześniejszych fazach, które przywiodły ich w to wyjątkowe miejsce. Wielkie brawa także dla Kepy, który się nie poddał, gdy został zastąpiony w bramce, a z uporem i determinacją walczył o odzyskanie miejsca w składzie. Dzięki czemu mógł w znaczący sposób przyczynić się do triumfu swojej drużyny i to na oczach swojej ukochanej. Obecność Alisy i możliwość wspólnego świętowania zdobycia Ligi Mistrzów na pewno była dla niego ogromnie ważna. W końcu Alisa jest jego największą motywacją do walki z każdą naptkaną na swojej drodze przeciwnością.
    Matt i James wprowadzają się naprzeciwko Alisy i Kepy, to na pewno rewelacyjna dla niej wiadomość. Znowu będzie miała obok siebie najlepszego przyjaciela i brata. Na pewno będzie też bardzo wesoło. Przecież z Jamesem nie da się nudzić. Matt o mały włos, a zdradził by Alisie niespodziankę, którą przygotował dla niej Kepa. To, co zrobił było czymś niesamowitym i wyjątkowo romantycznym. Kepa zaczyna powoli wyrastać na najbardziej romantycznego bohatera z jakim można się było kiedykolwiek gdzieś zetknąć! Przecież te wszystkie ulubione cytaty Alisy, które tak doskonale pasowały do ich relacji. Te wszystkie miejsce, które mają dla nich niepowtarzalne znaczenie i przełomowe rozmowy, które się w nich odbyły, a na koniec te oświadczyny z wymarzonym pierścionkiem Alisy. 😍 Nie dało się tego lepiej po prostu zorganizować. Alisa wręcz nie mogła się więc nie zgodzić zostać żoną Kepy i mamą jego dzieci! W końcu Hiszpan postanowił rozwiać wszelkie wątpliwości, co do chęci posiadania przez niego dzieci. Ich miłość od samego początku była wyjątkowo silna, a te oświadczyny są na to najlepszym dowodem. Wygląda na to, że przed Alisą i Kepą świetlana i pełna szczęścia przyszłość, której nic już im nie zepsuje.
    Czekam z niecierpliwością na kolejny rozdział. 😊

    OdpowiedzUsuń
  5. Ojeju, jeju, jeju! Ten rozdział jest tak uroczy, że aż się rozpływam. Naprawdę. Po prostu jest słodki, cudowny i działa jak miodzik na moje znudzone serduszko. Jest po prostu piękny i stanowi idealne podsumowanie związku Kepi i Alise.
    Zacznę może od meczu. To musiało być cudowne, ale jednocześnie wyjątkowo emocjonujące wydarzenie. Nie dziwie się więc Alisie, że tak bardzo się denerwowała. W końcu to najprawdopodobniej był najważniejszy mecz w życiu Kepy. Druga taka okazja może się nie przydarzyć. A to, ile Alisa poświęciła, by lepiej poznać piłkę nożną, tylko pokazuje jak bardzo zależy jej na Kepie. W końcu zaraz po Alisie, piłka jest jego największą miłością.
    I wygrali Lige Mistrzów! Czy mogłoby być coś wspanialszego? To olbrzymi sukces, chyba najcenniejszy jaki Kepa może wygrać w karierze klubowej. Radość po meczu była czymś wspaniałym, wyjątkowym. Alise i Kepa mogli świętować zwycięstwo razem, co również musiało być cudowne. Teraz wierzę, że po tym wszystkim, co przeszli, czekają już przed nimi tylko szczęśliwe chwile.
    Matt i James zamieszkają naprzeciwko Kepy i Alise? Czy rodzinka pozostaje w komplecie ;) Oj, coś czuję, że przed nimi jeszcze dużo wspólnych przygód i wygłupów.
    Ale i tak najcudowniejszą częścią tego rozdziału były oświadczyny Kepy. W życiu nie wpadłabym na podobny pomysł. Wykorzystać książki ukochanej? Genialne. I jeszcze te cytaty! Wszystko, dosłownie od pierwszej do ostatniej książki było doskonałe. I pokazuje jak bardzo Kepa kocha Alisę. Bo tak jak ona zaprzyjaźniła się z piłką, tak on postanowił zgłębić świat literatury. Co jest totalnie urocze i aż się rozpływam.
    I proszę mi powiedzieć, jak niby po takich oświadczynach, Alisa miałby się nie zgodzić? No jak? Żeby nie było, już od pierwszej wiadomości czułam, co się szykuje. W końcu zbliżamy się powoli do końca opowiadania, a nie ma lepszego zakończenia niż ślub, a który czeka się całą historię.
    Oj tak, teraz już będzie tylko lepiej. Po tym wszystkim, co przeszli obydwoje zasługują na spokojne szczęśliwe życie. I za właśnie takie zakończenie trzymam kciuki.
    Pozdrawiam
    Violin

    OdpowiedzUsuń
  6. Finał Ligi Mistrzów na pewno dostarczył Alisie nie małych emocji. I naprawdę jej się nie dziwię. Okazja do rozgrywania takiego meczu przez jej ukochanego, nie zdążą się często.
    Cudnie , że Kepa mógł świętować zwycięstwo w towarzystwie swojej ukochanej. Dla obojga było to pewnie niesamowite przeżycie.
    Matt i James zamieszkają koło Alisy. Czyli towarzystwo znów będzie razem. Zapewne nikt nie będzie się nudził 😉
    Rozdział jednak wygrały oświadczyny Kepy. Całe ich przygotowanie pokazuje jak bardzo kocha Alisę.
    A dziewczyna po czymś takim nie mogła się nie zgodzić 😊
    Szczególnie po wyznaniu, że nie chodzi mu o psy 😁
    Szkoda tylko , że to wszystko wskazuje na zbliżanie się do końca tej historii.
    Pozdrawiam i czekam na kolejny rozdział.

    OdpowiedzUsuń