sobota, 23 maja 2020

Trzydziesty trzeci

Londyn, 10.07.2020 r.

 Dwa dni temu wróciliśmy z Finlandii, która w pełni oczarowała nas swoim klimatem oraz stylem życia. Londyn przywitał nas wichurą, ulewą, gradem, granatowym niebem oraz przecinającymi się błyskawicami. Taka pogoda utrzymywała się przez cały czas, przez co stałam się rozdrażniona. Chciałam, by te wakacyjne miesiące były pełne słońca i radości, jednak aura miała gdzieś moje marzenia. Skuliłam się na kanapie słysząc kolejny, potężny grzmot.
Moja mała dziewczynka dalej boi się burzy? – niespodziewane pojawienie się Kepy w salonie spowodowało, że jeszcze bardziej struchlałam ze strachu.
Kepa! – warknęłam. – Nie nabijaj się ze mnie! – Dodałam, gdy spostrzegłam pojawiający się na jego ustach uśmieszek.
Nie nabijam się z ciebie! – zaczął się bronić. – Chciałem tylko zapytać, czy dasz radę przejść na drugą stronę ulicy widząc, co dzieje się na zewnątrz – Wyszczerzył się. Nie zastanawiając się nad tym, co robię, wzięłam do ręki poduszkę i rzuciłam się na niego z impetem. – O, nie! Tak się bawić nie będziemy! – Zaprotestował zdając sobie sprawę, do czego zmierzam. Jęknął, gdy usiadłam na nim okrakiem. – Alisa… – Westchnął słabo, kiedy wprawiłam biodra w ruch.
Zbyt łatwo dajesz się zdekoncentrować – oznajmiłam słodko schodząc z niego. Posłał mi gniewne spojrzenie, które zbyłam wzruszeniem ramion. – Idę się przebrać! – Krzyknęłam udając się w kierunku schodów.
A ja doprowadzić się do porządku – mruknął. Parsknęłam głośnym śmiechem znikając na górze, by uniknąć jego zemsty.

 Wbiegłam szybko po schodkach prowadzących do domu Matta i Jamesa, gdy kolejna błyskawica przecięła niebo. Kepa chichocząc pod nosem nacisnął dzwonek. Zirytowana jego zachowaniem kopnęłam go w kostkę.
Chcesz mnie uszkodzić?! – zapiszczał. W tej samej chwili drzwi otworzyły się na oścież.
Zabawiacie się na naszym ganku? – brwi Jamesa powędrowały w górę. Świdrował nas wzrokiem.
Już mam dość – burknęłam wchodząc do środka.
Ignoruj ją – poradził mu Kepa. – Nie wiem, co w nią dziś wstąpiło.
Może spóźnia się jej okres – podsunął mój brat.
JAMES! – warknęłam wściekła. Jak torpeda wpadłam do kuchni, by pomóc Mattowi przygotować dania na kolację, na której miała zjawić się jego mama. – Matt, powiedz im coś – Poprosiłam skrywając się w jego bezpiecznych ramionach.
Ze mną nic ci nie grozi, Przylepie – zapewnił mnie dając mi buziaka w czoło. Momentalnie się rozpromieniłam i wzięłam się do roboty. James wdał się w rozmowę z Kepą, co bardzo mnie ucieszyło. Dobrali się! Dwoje dorosłych zachowujących się jak niedojrzałe dzieciaki. W mgnieniu oka uwinęłam się z potrawami, których aromat unosił się w powietrzu. Zaburczało mi w brzuchu, ale wiedziałam, że muszę poczekać. Mama Matta miała zjawić się za parę chwil.
Denerwujesz się? – spytałam przyjaciela po kilku minutach ciszy.
Trochę – przyznał. – Wiem, że mama zna już Jamesa, wie, że jesteśmy razem, ale jeszcze nie wiedziała nas… W związku – Powiedział cicho. – Dziękuję, że jesteś tutaj ze mną.
Zawsze będę przy tobie – zagwarantowałam mu. Kiwnął głową kierując się do drzwi. – Idź przywitać się z przyszłą teściową! – Poradziłam Jamsowi, który wyprostował się jak struna. Przełknął ślinę i zniknął w głębi korytarza. Popatrzyłam na Kepę i oboje zaśmialiśmy się głośno. Już dawno nie widzieliśmy Jamesa w takim stanie! Pani Gemma zjawiła się w salonie promieniejąc radością. Wszelkie zmartwienia i troski zniknęły jej z twarzy. Jej oczy błyszczały wesołym blaskiem, a szeroki i pogodny uśmiech rozwiewał wszelkie wątpliwości. Cieszyła się szczęściem syna. Przeszliśmy do jadalni i zajęliśmy się jedzeniem. Rozmawialiśmy o wszystkim i o niczym ciesząc się swoim towarzystwem.
Alisa, cieszę się, że tak, czy tak będę mieć cię w rodzinie – uśmiechnęła się ciepło. Odwzajemniłam ten gest całą sobą. – Matt nie mógł trafić lepiej – Dodała spoglądając ukradkiem na dwójkę zakochanych.
Mógł, ale nie będę się spierać – parsknęłam śmiechem. Pani Gemma żartobliwie pogroziła mi palcem. – U pani wszystko w porządku? – Zainteresowałam się upijając łyk wina.
Tak – odparła. – Rozwód z Garym dał mi się we znaki, ale już odpoczęłam. Musiało upłynąć trochę czasu, abym w pełni odzyskała siły, ale widząc tak szczęśliwego Matta wiem, że było warto przejść przez to piekło – Pieszczotliwie poklepała mnie po dłoni. W pełni się z nią zgodziłam. – Wydaje się, że wiele ich łączy – Stwierdziła.
Nawet to, że rodzice wyparli się nas przez naszą orientację – rzucił James. Zamknęłam oczy modląc się w duchu o więcej cierpliwości. Kepa zakrztusił się kawałkiem ciasta. Próbował opanować śmiech, ale nie udało mu się. – Tak tylko mówię. To na swój sposób romantyczne – Dodał.
Nadal pani uważa, że Matt nie mógł trafić lepiej? – prychnęłam gromiąc brata wzrokiem. Byłam pewna, że jego poczucie humoru kiedyś doprowadzi do katastrofy.
Cóż… James miał sporo racji w tym, co powiedział – pani Gemma spuściła głowę. – Mogę wam jednak obiecać, że na mnie zawsze będziecie mogli liczyć. Cała wasza czwórka – Objęła nas wzrokiem. Ścisnęłam dłoń Kepy odganiając łzy. Rodzina wcale nie musiała objawiać się w więzach krwi.

Londyn, 01.08.2020 r.

 Ciepły koc i gorąca herbata z cytryną były moim wybawieniem przed szarymi dniami bez Kepy. Nie widziałam go przeszło od miesiąca, co było spowodowane przedsezonowym tournée i towarzyskimi meczami. Już za tydzień startował kolejny sezon Premier League, więc doskonale rozumiałam, że piłkarze chcą wejść w niego z odpowiednim rytmem. Trzymałam w dłoni książkę, ale co jakiś czas odkładałam ją na stolik, bo nie mogłam skupić się na czytanym tekście. Cieszyłam się, że we wrześniu zacznę trzeci semestr kursu, który wniósł do mojego życia wiele barw. Sporadycznie widywałam się z Alexem. Był jedną z niewielu osób, z którymi rozumiałam się bez słów. Bałam się, że przez jego związek z Grace nasze stosunki ulegną zmianie, ale na szczęście tak się nie stało. Nie zniosłabym tego! Byliśmy przyjaciółmi, dzieliliśmy wspólne pasje i zainteresowania. Przez kilka dni mogłam liczyć jedynie na blondynkę, z którą od czasu do czasu wyskoczyłam na kawę. Już nie skakałyśmy sobie do oczu przy każdej nadarzającej się ku temu okazji, co znacznie ułatwiło nam komunikację w restauracji. James i Matt spędzili wakacje na Wyspach Galapagos, Natalia z dzieciakami była w rodzinnej Brazylii, a ja siedziałam w deszczowym Londynie. Ledwo powstrzymałam cisnące mi się do oczu łzy.
Przylepie, dobrze się czujesz? – Matt wparował do salonu, jak do siebie, ale zdążyłam się do tego przyzwyczaić.
Tak – pociągnęłam nosem.
Lody? – zaproponował. Nieśmiało kiwnęłam głową robiąc mu miejsce pod kocykiem. Wskoczył pod niego z zimnym pudełkiem i dwoma łyżeczkami. – Jak za starych dobrych czasów! – Roześmiał się.
Tak – powiedziałam znowu i rozpłakałam się. Matt spojrzał na mnie zaniepokojony.
Alisa? Czemu płaczesz?
Bo tęsknię za Kepą – wychlipałam zajadając się lodami.
Wczoraj płakałaś, bo zauważyłaś brudną szklankę w zlewie, przedwczoraj, bo zabrakło ci pomidorów w lodówce, a przed przedwczoraj, bo nie mogłaś znaleźć buta. Jesteś pewna, że wszystko gra? – dopytał marszcząc nos.
Nie – odburczałam.
Jesteś w ciąży? – wypalił. Popatrzyłam na niego z oczami pełnymi łez.
Tak – oznajmiłam po raz trzeci. Położyłam głowę na ramieniu przyjaciela. Szloch wstrząsnął moim ciałem. 
To dlaczego łkasz? Nie cieszysz się? Kepa się nie cieszy? – zbombardował mnie ilością pytań. Odpowiedziałam pomimo guli ciążącej mi w gardle.
Kepa jeszcze nie wie. Cieszę się, ale obawiam się, że on… Nie wiem, czy…
Dowiedziałem się pierwszy? Ojej!
Tylko nie mów nic Jamesowi, dobrze?
Nie powiem – zapewnił. – Przylepie, tak ogromnie wam gratuluję! Jestem pewien, że Kepa oszaleje ze szczęścia! Mój Przylep będzie mamusią – Matt otarł łzy z policzka. Zaśmiałam się czując ulgę wypełniającą moje ciało. Przecież musiało być dobrze…

Londyn, 03.08.2020 r.

 – Wróciłem! – głośny krzyk Kepy poniósł się echem po przestronnym korytarzu. Podniosłam się z kanapy i przytuliłam go do siebie z całych sił. – Ja też za tobą tęskniłem – Potarł mój policzek swoim.
Nawet nie wiesz, jak się cieszę, że już jesteś!
Nie tylko ty – zauważył spoglądając z czułością na Lindę i Lady, które wesoło merdały ogonkami. Hiszpan ukląkł i przywitał się z nimi głośnym całusem. Ogarnęła mnie niespodziewana czułość. Odkąd dowiedziałam się o ciąży milion razy wyobrażałam sobie jego reakcję. Bałam się, bo nie byłam pewna, jak przyjmie tę wiadomość. Wiedziałam, że w przyszłości stworzymy rodzinę, bo oboje tego chcieliśmy, jednak żadne z nas nie przypuszczało, że stanie się to tak szybko. Byliśmy gotowi? Poradzimy sobie? Udźwigniemy odpowiedzialność za bezbronną istotkę? Spełnimy się w tej nowej roli? Zadawałam sobie szereg pytań, na które bez Kepy nie potrafiłam znaleźć odpowiedzi. – Kochanie, dobrze się czujesz? – Zaniepokoił się.
Oczywiście! – zapewniłam go. – Jednak… Musimy porozmawiać, muszę ci o czymś powiedzieć – Zaczęłam patrząc na psiaki.
Nie strasz mnie – przestrzegł podnosząc się z podłogi.
Linda i Lady będą mieć rodzeństwo! – wykrzyknęłam zanim zdołałam ugryźć się w język.
Kochanie… Przecież wspólnie ustaliliśmy, że na trzeciego psiaka przyjdzie jeszcze czas – oznajmił.
Ja… Kepa… Chodziło mi o… Chodziło mi o to… Boże! – złapałam się za głowę. – Wiem, wiem! Nie planowaliśmy tego, po prostu stało się! Prawdziwe rodzeństwo! Linda i Lady będą mieć prawdziwe rodzeństwo! – Powiedziałam na wydechu.
C-co? – Kepa zamrugał powiekami. – Prawdziwe rodzeństwo… Alisa… Jesteś… Jesteś w ciąży? – Wykrztusił podchodząc bliżej.
Jestem w ciąży – potwierdziłam. – Gitara z koncertu nie będzie jedyną pamiątką z tamtej nocy – Zachichotałam przez łzy.
Alisa…
Cieszysz się? Nie jesteś na mnie zły? – zagryzłam wargę. – Zdaję sobie sprawę, że to za wcześnie… Pamiętam twoje początkowe nastawienie i… I… I…
Kochanie, uspokój się – bramkarz położył dłoń na płaskim jeszcze brzuchu. – Oczywiście, że się cieszę! Jak mogłaś pomyśleć inaczej, głuptasku? Będziemy rodziną…
Będziemy – odparłam. Zatonęłam w jego męskim uścisku dając się ponieść emocjom.
Maite zaitut, Ama – szepnął mi we włosy. Jego głos drżał.
Maite zaitut, Aita – wymamrotałam skrywając się w jego godnych zaufania ramionach. Wiedziałam, że Kepa będzie najlepszym tatą na świecie. I wiedziałam, że obdarzy naszą kruszynkę bezgraniczną miłością.


***

Witam! 

Jeszcze nie kończę ;) 


(A któż to do mnie wrócił? 🙈💙😍)


Pozdrawiam ;*

sobota, 9 maja 2020

Trzydziesty drugi

Londyn, 27.06.2020 r.

 Poranek przywitał nas słońcem przedzierającym się przez niezasłonięte w sypialni rolety. Jęknęłam cierpiętniczo przekręcając się na drugi bok. Błagałam o więcej snu! Po wczorajszym koncercie i wydarzeniach, które umiliły nam drogę powrotną do domu byłam wrakiem człowieka. Żałowałam, że nie wzięłam wolnego w restauracji, ale przynajmniej miałam dziś drugą zmianę. Miałam nadzieję, że do tego czasu stanę na nogi.
Dzień dobry, kochanie! – wesoły głos Kepy dotarł do moich uszu, gdy niechętnie wstałam z łóżka. Przeczesałam roztrzepane po nocy włosy i ziewnęłam szeroko.
Dzień dobry – odparłam przeciągając się. – Skąd ten dobry humor? – Spytałam szukając kapci.
Zupełnie bez powodu – wyszczerzył się rzucając we mnie pantoflem.
Au! – zawyłam, kiedy odbił się od mojej głowy. – Pożałujesz tego! – Pogroziłam mu palcem.
Co mi zrobisz? – zainteresował się szukając koszulki.
Nic – powiedziałam słodko. – Ty zrobisz śniadanie – Oznajmiłam zadowolona z siebie i zbiegłam do kuchni, zanim zdążył oswoić się z moimi słowami. Nastawiłam ekspres, wyciągnęłam z szafki dwa kubki i przygotowałam jedzenie Lindzie, która przydreptała za mną, zwabiona moimi krokami. – Cześć, skarbie – Przywitałam się całując ją w nos. Z radością zamerdała białym ogonkiem, po czum zanurzyła pyszczek w misce.
Do mnie tak nie mówisz – Kepa spojrzał na mnie z wyrzutem.
Bo do ciebie mówię inaczej – sprostowałam. – Papi – Mrugnęłam do niego zalewając kubki. Przyjemny i pobudzający aromat kawy rozniósł się po całym pomieszczeniu.
Nie prowokuj mnie – uciął. – Może być omlet? – Zapytał drapiąc się po głowie.
Może – potwierdziłam siadając na krześle. – Dasz sobie radę?
Pamiętam co nieco z twoich nauk – oznajmił wyciągając patelnię. Obserwowałam go w skupieniu. Miałam ochotę mu pomóc, ale stwierdziłam, że dam mu się wykazać. Parę minut później podstawił mi pod nos talerz z ciepłym posiłkiem. – I jak?
Przyznaj się, kim jesteś i co zrobiłeś z tamtym Kepą! – rzuciłam delektując się śniadaniem. – To jest przepyszne! – Pochwaliłam go.
Dziękuję – odpowiedział rozpromieniony.
DZIEŃ DOBRY, RODZINKO! – wypuściłam z dłoni widelec słysząc krzyk Jamesa. Kepa podskoczył na krześle, a Linda warknęła głośno.
Straszysz nam dziecko! – bramkarz spiorunował mojego brata wzrokiem.
Przepraszam najukochańsza psinko! – James ukląkł obok Lindy. Udobruchana polizała go po twarzy.
Skąd się tu wziąłeś? – dopytałam.
Wciąż mam klucze – z odpowiedzią pospieszył mi Matt, który zjawił się w kuchni po Jamesie. – Jak tam po koncercie? – Zainteresowany porwał z misy jabłko i usiadł przy stole.
Znakomicie! – ożywiłam się i z wypiekami opowiedziałam mu o przebiegu koncertu, o tym że występowałam na scenie i o tym, że w nagrodę dostałam gitarę.
No, no! – Matt gwizdnął pod nosem. – Widzę, że rozpierała cię energia!
Nie tylko w trakcie koncertu – mruknął Kepa znad kubka. Cwany uśmiech ozdobił jego przystojną buźkę. Sapnęłam z oburzenia.
KEPA!
Och! – wykrzyknął Matt. – Znowu daliście się ponieść w samochodzie tak, jak po koncercie w Bilbao? – Poruszył sugestywnie brwiami.
CO?! – krzyknął James. Zakryłam twarz w dłoniach. – Chcesz mi powiedzieć, że rozdziewiczyłeś moją siostrę w samochodzie?! Gdybym tylko wiedział, to sam bym z nią pojechał!
Uspokój się – Kepa ostudził jego emocje. – Wtedy już dawno nie była dziewicą – Oznajmił ze stoickim spokojem. Posłałam mu wrogie spojrzenie. Matt chichotał pod nosem obserwując Jamesa.
Wychodzę! To stanowczo za dużo informacji jak na jeden raz! – teatralnie złapał się za serce i opuścił nasz dom.
A ja z chęcią zostanę na śniadanku. Mogę? – Matt zrobił słodkie oczka. Pokręciłam głową i parsknęłam śmiechem. Podałam mu talerz i filiżankę jego ohydnej herbaty z mlekiem i miodem. Oparłam się o blat i wzięłam Lindę na ręce. Z wdzięczności obdarowała mnie mokrym całusem. Chyba powoli musiałam zacząć się przyzwyczajać do takich poranków…

Londyn, 28.06.2020 r.

 Raźnym krokiem zmierzaliśmy w kierunku domu Grace. Nie zaprzyjaźniłyśmy się aż tak bardzo, by spędzić razem niedzielne popołudnie, ale suczka blondynki dwa tygodnie temu urodziła szczeniaki i to było powodem naszych odwiedzin. Spuszczona ze smyczy Linda gnała przed siebie, jakby wyczuła, że już za parę chwil zostanie starszą siostrą. Patrzyłam na nią ze śmiechem. Płoszyła po drodze wiewiórki i zaczepiała inne psy, których w Hyde Parku o tej porze nie brakowało. Pogoda zachęcała do spacerów, do wyjścia z domu, do obcowania z naturą. Czerwiec był upalny i nic nie wskazywało na to, aby w kolejnych miesiącach coś się zmieniło. Słońce wisiało wysoko na błękitnym niebie grzejąc nas swoimi promieniami, lekki wiatr poruszał zielonymi liśćmi oraz gałęziami na drzewach, zapachy kwiatów przyjemnie drażniły nozdrza, a śpiew ptaków miał w sobie dziwną magię.
Cieszysz się, że nasza rodzinka wkrótce się powiększy? – spytałam rzucając Lindzie patyk.
Chcesz mi o czymś powiedzieć? – Kepa zaśmiał się głośno. – A tak na poważnie, to bardzo się cieszę – Odpowiedział. – Przyda się jej towarzystwo!
Będzie miała z kim brykać – dodałam. – Zawsze chciałam mieć starszą siostrę, ale niestety życie pokarało mnie Jamsem – Westchnęłam z bólem. Hiszpan zaniósł się śmiechem.
Nie wiem nic o starszych siostrach, ale młodsze to utrapienie!
Kepa! – trzepnęłam go w ramię.
Tylko nie powtarzaj tego Carli! – wzdrygnął się. – Stęskniłem się za tym małym wrzodem na tyłku – Dodał po namyśle.
Kiedyś się doigrasz – stwierdziłam. – Może po wakacjach w Finlandii uda nam się wyskoczyć choć na parę dni do Hiszpanii? Nie było mnie tam od świąt!
Jest to do zrobienia – uśmiechnął się czując moją radość. – Alex pewnie będzie u Grace, prawda? – Zainteresował się.
Pewnie tak. Dlaczego pytasz? – spojrzałam na niego podejrzliwie. – Tylko mi nie mów, że wciąż jesteś o niego zazdrosny!
To nie moja wina! – podniósł ręce w geście obrony. – Całowałaś się z nim! – Napiął szczękę.
A ty uprawiałeś seks z Andreą – powiedziałam poirytowana. – Swoją drogą… Że też nigdy nie pogryzła twojego przyjaciela. Z jej zębami było to jak najbardziej możliwe – Odgryzłam się.
Dobrze, już dobrze! Zrozumiałem! – westchnął. Przewróciłam oczami i odetchnęłam z ulgą, gdy zatrzymaliśmy się pod wskazanym adresem. Od razu udaliśmy się do ogrodu, w którym Grace wraz z Alexem opiekowali się młodą mamą i piątką rozkosznych maluchów. – Jesteśmy! – Kepa zaanonsował nasze przybycie. Blondynka nakazała nam podejść bliżej, aby zapoznać się ze szczeniętami. Najchętniej wzięłabym wszystkie, ale wiedziałam, że to niemożliwe. Zagryzłam wargę patrząc na Kepę. Jego spojrzenie najdłużej zatrzymało się na złotej, zwiniętej kulce. Linda idąc za śladem swojego pana, obwąchała ją i głośno szczeknęła. – Chyba już pokochała siostrę. Bo to ona, prawda?
Tak – potwierdziła Grace podając nam małego pieska. – Golden Retrievery są niezwykle przyjazne, więc nie będziecie musieli martwić się o to, że się pozabijają – Wyjaśniła. – Damy wam chwilę – Oznajmiła.
Jak ją nazwiemy? – spytałam.
Lady – odpowiedział Kepa głaszcząc jej miękką sierść.
Lady? – zdziwiłam się. – Dlaczego Lady…? Och! – Wykrzyknęłam zdając sobie sprawę, że nawiązuje do swojej ukochanej bajki Disneya. – Kepciooo!
Może jeszcze kiedyś sprawimy sobie Trampa – dodał po chwili.
Oni mają być rodzeństwem, a nie parą zakochanych! Ale Lady na pewno spodoba się jej nowe imię, prawda? – pogłaskałam ją za uszami.
W naszych sercach jest wiele miłości i gdy pewnego dnia w naszej rodzinie pojawi się dziecko, na pewno nie będziesz musiała odejść – zapewnił ją przywołując cytat z bajki. Zamrugałam powiekami, aby nie zobaczył pojawiających się w moich oczach łez. Parę minut później byliśmy oficjalnymi właścicielami szczeniaka, a Linda została starszą siostrą. A ja dostrzegając zaparkowany motocykl Alexa, mimo bezgłośnych protestów Kepy, dałam się porwać na małą przejażdżkę. Było warto!

Naantali, 07.07.2020 r.

 Finlandia była surowa, posiadała dziwaczną pogodę, panowała w niej cisza i spokój. Była państwem posiadającym najnowocześniejsze zdobycze techniki, telekomunikację, informatykę z najwyższej półki oraz najlepszy system edukacji na świecie. Łączyła ze sobą wszystko, miała bogatą kulturę, obyczaje i historię. Miała Laponię wraz ze Świętym Mikołajem, miała Muminki, miała lasy, wodę, harmonię. Długo debatowaliśmy nad tym, gdzie spędzić tegoroczne wakacje, aż w końcu nasz wybór padł na niepozorną Finlandię. Chcieliśmy spróbować czegoś nowego. Zamiast ciepłych krajów, rajskich wysp i błękitnych oceanów, wybraliśmy kolorowe domki otoczone bujną roślinnością, małe wysepki, cieśniny, labirynty zatok i półwyspów. Co roku odbywały się tutaj liczne festiwale, turystyka rozwijała się prężnie za sprawą miłośników kajakarstwa i wędrówek. Ostatniego dnia naszego wypoczynku wybraliśmy się do Doliny Muminków, która była jedną z największych atrakcji tego kraju. Byłam podekscytowana na samą myśl ujrzenia niebieskiego domku oraz postaci z bajki, którą będąc małą dziewczynką, pokochałam całym sercem. Kepa idealnie to zaplanował! W letniej odsłonie Moomin World znaleźliśmy między innymi wielki rubin, dryfujący teatr szczurzycy Emmy oraz domek kąpielowy.
Możemy zostać tutaj na zawsze?! – zapiszczałam, kiedy znaleźliśmy się w domku Muminków. Kepa zaśmiał się głośno widząc mój entuzjazm i zarumienione policzki. Nie byliśmy jedynymi zwiedzającymi, wokół nas kręciło się mnóstwo ludzi z dziećmi, z aparatami, z własnymi książkami. Z uwagą obejrzeliśmy cztery piętra idealnie odwzorowanego domku. – Naprawdę, mogę tutaj zamieszkać!
Nie wątpię! Ale chodźmy już, bo czeka na nas jeszcze wiele innych atrakcji! – Kepa złapał mnie za rękę, abym nie zgubiła się w tym tłumie. Miał rację. Leniuchowałam w hamaku Tatusia Muminka, a Kepa chichrał się pod nosem, gdy z niego spadłam. Odwiedziliśmy Góry Samotne, grotę Hatifnatów, obóz Włóczykija oraz domek Czarownicy. Robiliśmy sobie mnóstwo zdjęć z rodziną Muminków, Migotką, Ryjkiem, Małą Mi, Buką, Bobkiem i Czarodziejskim Kapeluszem na głowie. Pod koniec dnia padnięci usiedliśmy na pomoście prowadzącym do domku kąpielowego. Położyłam głowę na ramieniu Kepy i westchnęłam błogo. Było tu tak spokojnie oraz cicho. Przyroda otaczała nas z każdej strony.
Dziękuję, że mnie tutaj zabrałeś – szepnęłam patrząc w dal. – Spełniłeś moje marzenie z dzieciństwa.
Wiem – przytaknął.
Kepa… – zaczęłam łapiąc go za dłoń. – Wiele nad tym myślałam i chcę, żeby nasz ślub odbył się na plaży – Powiedziałam pewnie. – Chcę spełnić twoje marzenie, chcę tego samego, co ty.
Ty już spełniłaś moje marzenie zgadzając się na zostanie moją żoną – zaśmiał się. – Ale dziękuję ci, bo w kwestii ślubu nic się przez te lata nie zmieniło. Nadal chcę go wziąć na piaszczystej plaży w otoczeniu szumu fal. – I z tobą – Dodał nieśmiało. Splotłam palce naszych dłoni delektując się widokiem zachodzącego słońca. Byliśmy dla siebie.


***

Witam! 

Nie sądziłam, że tak szybko uda mi się napisać kolejny rozdział ;) Ale to dobrze, bo Mason nie chce ze mną współpracować 😂



Pozdrawiam ;*

niedziela, 3 maja 2020

Trzydziesty pierwszy

Londyn, 12.06.2020 r.

 – Wciąż nie mogę uwierzyć w to, co zaszło niecałą godzinę temu – przyznałam szczerze podziwiając błyszczący pierścionek. Doskonale pamiętałam dzień, w którym Kepa po raz pierwszy włożył mi go na palec. Wtedy moje serce pękło na pół. Zdałam sobie sprawę, że nigdy nie przestałam go kochać i cholernie bałam się, że stracę go raz na zawsze. Był taki zdeterminowany, by oświadczyć się Andrei, poprosił mnie o pomoc w wyborze, a ja się zgodziłam, bo nie widziałam innego wyjścia z tej sytuacji. Teraz wybrany przeze mnie pierścionek z żółtego złota, którego centralną część stanowił diament otoczony kilkoma drobniejszymi mienił się na moim palcu domagając się należytej uwagi. Zaśmiałam się cicho pod nosem. Życie było nieprzewidywalne i zawsze potrafiło zaskoczyć w najmniej oczekiwanym momencie.
Cieszę się, że niespodzianka się udała – Kepa posłał mi ckliwe spojrzenie. – Bałem się, że to za wcześnie, że nie będziesz gotowa… – Zaczął skręcając na rondzie.
Zwariowałeś! – skarciłam go. – Od dawna marzyłam o tej chwili – Powiedziałam. Hiszpan splótł nasze dłonie delikatnie głaszcząc błyskotkę. – Poza tym jestem w szoku, że go zapamiętałeś – Wskazałam na pierścionek.
Alisa… Tamtego dnia naprawdę byłem gotowy na to, by w najbliższym czasie poprosić Andreę o rękę. Jednak… Po tym jak włożyłem ci go na palec, aby sprawdzić, czy pasuje coś we mnie drgnęło. Wtedy nie rozumiałem twojego żartu… Powiedziałaś, że to chyba twój pierwszy i ostatni pierścionek zaręczynowy… Coś sobie wtedy uświadomiłem, ale byłem tchórzem i nie chciałem tego przyznać przed samym sobą – wyjawił parkując samochód. W rozumieniu pokiwałam głową i pomogłam mu wyjąć rower z bagażnika.
POWIEDZIAŁAŚ TAK?! – zaskoczona nagłym wrzaskiem złapałam się za serce próbując opanować przyspieszony oddech.
Zwariowaliście?! – krzyknęłam w stronę Matta i Jamesa, którzy w mgnieniu oka zjawili się obok nas.
Dawno temu! – odparł James. – Zgodziłaś się?! Powiedz, że nasze starania nie poszły na marne! – Zarządził piszcząc jak mała dziewczynka.
Nie – odpowiedziałam powstrzymując śmiech.
Co…? Jak to możliwe? – James był zbity z tropu. – Kłamiesz!
Oczywiście, że kłamię – parsknęłam. – Jak mogłabym mu odmówić? – Spytałam.
Moja mała dziewczynka – brat przytulił mnie mocno do siebie. Kątem oka zaobserwowałam, jak Matt gratuluje Kepie. Po chwili i ja tonęłam w uścisku przyjaciela. – Będziemy rodziną! – Wykrzyknął James.
Co za szczęście – sarknął Kepa, a ja parsknęłam śmiechem. – Gdzie Linda? Mam nadzieję, że zbytnio jej nie wymęczyliście!
Bawi się w naszym ogrodzie – wyjaśnił Matt.
W waszym… Co? – Hiszpan zmarszczył brwi. – Chcecie mi powiedzieć, że to wy kupiliście dom naprzeciwko naszego?
Tak – potwierdził James całując Matta w policzek. Uśmiechnęłam się na ten czuły gest.
Wspaniale! Nie dość, że rodzina to jeszcze sąsiedzi – Kepa odezwał się cicho pod nosem. Trąciłam go w ramię. – Idę po nasze dziecko, pewnie zdążyło się za nami stęsknić!

 Po dniu pełnym wrażeń leżałam wtulona w silne ramiona Kepy, błądząc dłonią po jego nagiej klatce piersiowej. Byłam otumaniona jego bliskością oraz zapachem, nadal nie docierało do mnie, że jestem jego narzeczoną. Będąc zadurzoną w nim osiemnastolatką nie przypuszczałam, że tak potoczą się nasze losy. Byliśmy dzieciakami, nastolatkami powoli wkraczającymi w dorosłość. Rzecz jasna snułam wizje o naszej wspólnej przyszłości, lecz wyśmiałabym każdego, kto wtedy powiedziałby mi, że naprawdę mamy szansę, że naprawdę się sobie zdarzymy.
Nad czym tak myślisz? – zapytał po chwili patrząc na mnie z ukosa.
Nad nami – odpowiedziałam przysuwając się jeszcze bliżej. – Naprawdę jesteśmy zaręczeni – Zaśmiałam się.
Naprawdę – potwierdził. – Chyba zawsze chodziło tylko o ciebie – Potarł moje ramię.
A Andrea? – zaryzykowałam. – Przecież byłeś w niej zakochany, nie mogłeś tego udawać...
Andrea... – zaczął zagryzając wargę. – Nie chcę powiedzieć, że była największym błędem mojego życia, bo jak sama słusznie powiedziałaś, kiedyś byłem w niej zakochany. Spotykając się z tobą myślałem, że oboje chcemy tego samego. Przede wszystkim dobrej zabawy... Nie odważyliśmy się ze sobą szczerze porozmawiać, utrzymywaliśmy, że taki stan rzeczy nam odpowiada. Byliśmy dziećmi, wtedy zbytnio nie wgłębiałem się w naszą relację, w to, że mogłaby ona przerodzić się w coś znacznie większego. Nie dopuszczałem do siebie głosu o jakichkolwiek uczuciach, co później się na mnie odbiło. Kiedy Andrea pojawiła się w moim życiu, nie ukrywam, straciłem dla niej głowę. Zakochałem się w niej, bo urzekła mnie swoją osobowością, sposobem bycia, tym że zawsze była przy mnie. Istotnie, zauważałem, że drażni ją twoja osoba, ale wtedy... Teraz już wiem, że była o ciebie chorobliwie zazdrosna – Powiedział.
Ja o nią też – wyznałam cicho. – Byłam wściekła, że ma ciebie, że bez przeszkód może całować cię przy wszystkich, trzymać cię za rękę, przytulać, podczas gdy ja mogłam jedynie wspominać nasze kradzione chwile. Było mi z tym ciężko... Początkowo nie wiedziałam, dlaczego, dopiero kilka lat później uświadomiłam sobie rzecz oczywistą. Że cię kochałam... – Oznajmiłam.
Gdybyśmy wtedy ze sobą porozmawiali to oszczędzilibyśmy sporo czasu – zaśmiał się. – Gdy wyjechałaś, nie mogłem pogodzić się z tym, że już nie będę cię codziennie widywał, drażnił swoimi żartami. Było mi źle z tym, że nie będzie cię obok. Nie zdecydowałem się na odnowienie kontaktu, bo stwierdziłem, że tak będzie lepiej dla nas obojga. Jednak przebywając w rodzinnym domu oglądałem nasze wspólne zdjęcia, wspominałem nasze momenty i tęskniłem za tobą. Kiedy spotkaliśmy się w Londynie nie mogłem uwierzyć we własne szczęście. To naprawdę byłaś ty, ze swoimi iskrzącymi się oczami, wciąż uśmiechnięta i radosna. Zdałem sobie sprawę, jak cholernie mi cię brakowało. Kiedy byłaś obok ostatni element układanki wskoczył na swoje miejsce. Z tobą było inaczej, lepiej. Wiem, że swoim niezdecydowaniem sprawiłem ci wiele bólu. Wiem, że przeze mnie cierpiałaś i płakałaś, i nigdy sobie tego nie wybaczę... Ale... Wtedy kiedy po raz pierwszy, u tego nieszczęsnego jubilera, włożyłem ci ten pierścionek na palec, zrozumiałem. To zawsze byłaś ty. Zawsze chodziło tylko o ciebie. Błądziłem, bo nie potrafiłem zerwać z Andreą, nie potrafiłem zaprzepaścić wspólnych lat. Jednak...
Ułatwiła ci to zadanie – powiedziałam. – Najważniejsze, że teraz mamy siebie – Wykrztusiłam.
Już nigdy nie dam ci odejść – zapewnił mnie całując w czubek głowy. Spełniona zasnęłam u jego boku.

Londyn, London Stadium, 26.06.2020 r.

 London Stadium, który na co dzień, jak zostałam poinformowana był siedzibą West Ham United, teraz zapełniony był po brzegi z zupełnie innego powodu. Green Day był w trasie koncertowej promującej swoją najnowszą płytę już od jakiegoś czasu i w końcu dotarł do Londynu. Od samego rana chodziłam podekscytowana, wszystko wypadało mi z rąk. Byłam roztrzęsiona i rozemocjonowana. Wyszliśmy z domu długo przed godziną zero, tylko dlatego że Kepa nie mógł już wytrzymać mojego zachowania i uległ moim namowom. Teraz w otoczeniu kilku tysięcy ludzi stałam pod samą sceną i krzyczałam ze szczęścia jak wariatka.
Zachowujesz się tak, jakbyś była na ich koncercie po raz pierwszy! – głos Kepy dotarł do mnie jak zza mgły.
Daj mi spokój, to nie to samo! – odkrzyknęłam. – Każdy koncert, podobnie jak mecz jest inny! Sam powinieneś wiedzieć to najlepiej – Wytknęłam mu język. Hiszpan przewrócił jedynie oczami i pokręcił głową. – Poza tym to promocja najnowszej płyty! – Dodałam, jakby to przesądzało o sprawie.
Której piosenki znasz już na pamięć – parsknął.
Nie rozmawiam z tobą! – tupnęłam nogą przekrzykując tłum.
Tylko nie wymachuj stanikiem! – pogroził mi palcem patrząc na mnie ze srogą miną.
A to niby dlaczego? – spytałam niewinnie.
Bo jesteś moją narzeczoną i nie pozwolę na to, aby jakaś rzesza napaleńców się na ciebie gapiła – wycedził przez zaciśnięte zęby.
Podobasz mi się taki – wymruczałam. – Ale niech zacznie się show! – Wykrzyknęłam, gdy na scenę wpadł Billie Joe Armstrong, Mike Dirnt oraz Tre Cool wraz z pozostałymi członkami zespołu. Wszystko inne przestało mieć znaczenie. Dałam się ponieść emocjom i cała byłam muzyką. Ten zespół był częścią mnie od szesnastu lat. Od wydania American Idiot, od kiedy byłam małą dziewczynką. Jako dziewięciolatka nie rozumiałam wiele, jednak w niczym mi to nie przeszkadzało. Z biegiem czasu zaczęłam kolekcjonować płyty oraz inne gadżety. Wszystko było po coś, wszystko nabierało znaczenia po upływie odpowiedniej ilości czasu. Billie był człowiekiem wulkanem, energii mógłby mu pozazdrościć niejeden fan stojący obok mnie. Przemierzał scenę z gitarą wzdłuż i wszerz, a zbudowany podest niekiedy służył mu za trampolinę. Gitarzysta basowy oraz perkusista nie pozostawali w tyle. Ich starania, zabawa oraz wygłupy poniosły publiczność. Przy każdej piosence uczestnicy dali się porwać; skandowali, głośno śpiewali obszerne fragmenty, krzyczeli. Robiłam dokładnie to samo, znałam każdy kawałek na pamięć, więc utwory z nowej płyty, Father Of All Motherfuckers nie były mi obce. Zdzierałam gardło, podskakiwałam i wymachiwałam rękoma, tak jak robili to muzycy na scenie. – Come meet me on the roof tonight, girllllll! – Zawyłam wraz z tłumem.
Nie kończ tego! – Kepa nachylił się nade mną.
Kepcio, daj się ponieść! – odparowałam. – No, dalej! – Rozkazałam patrząc na niego wyczekująco. Zacmokał zirytowany, ale posłuchał mojej rady. Zadowolona obserwowałam jego poczynania. Bawił się razem ze mną, skakał do rytmu i zachowywał się tak, jak ten dziewiętnastolatek z Ondarroi. Pod koniec koncertu wokalista zaprosił publiczność do wspólnej zabawy. Nie mogłam uwierzyć we własne szczęście, gdy dotarło do mnie, co się właściwie dzieje. Wskazał na mnie, a ja nie wiele myśląc wgramoliłam się na scenę. Idąc za śladem innych zarzuciłam swoimi włosami i zaśpiewałam z nim kawałek jednej piosenki. Serce tłukło mi się o żebra, adrenalina szalała we mnie domagając się uwolnienia. Jedno z moich największych marzeń doczekało się spełnienia! Billie podziękował mi za współpracę i przytulił mnie do siebie oddając jedną ze swoich gitar. Był to nieodłączny element ich występów, ale nigdy bym nie przypuszczała, że to właśnie mnie spotka taki zaszczyt. Otumaniona wyszeptałam podziękowania i zeskoczyłam ze sceny wprost w ramiona Hiszpana.
Jak się czujesz?!
Nieziemsko! – oznajmiłam zgodnie z prawdą. To wszystko było tak nierealne! Wieczór zakończył akustyczny Good Riddance (Time Of Your Life), a dla mnie z pewnością był to jeden z najznakomitszych wieczorów w życiu.

 – Kepcio… – wyjąkałam w drodze powrotnej z koncertu. Dalej byłam w euforii, ale pierwsze oznaki zmęczenia dawały o sobie znać. – Kepcio! – Podniosłam głos, kiedy nie zareagował będąc skupionym na prowadzeniu samochodu.
Co się stało? – zapytał manewrując kierownicą. Posłał mi nieodgadnione spojrzenie.
Na koncercie mi zabroniłeś, ale… Co byś zrobił, gdybym teraz ściągnęła stanik? – mruknęłam przygryzając wargę.
Zaparkowałbym samochód na jakimś odludziu i zrobił z tobą to samo, co zrobiłem po koncercie w Bilbao – odpowiedział pewnie. – Nie zaczynaj ze mną – Zastrzegł.
Ach, tak… Rozumiem – wykrztusiłam ściągając bluzkę przez głowę. Z wprawą odpięłam stanik i rzuciłam go za siebie.
Alisa! – warknął, gdy odnotował moje poczynania. Szarpnął kierownicą. – Ubierz się!
Przecież jest ciemno i nikt poza tobą mnie nie widzi – odparłam niewinnie. – Zajmij się mną – Poprosiłam sunąc dłonią po jego kolanie. Spiął się, ale godnie przyjął mój atak.
Zrobię to – obiecał. – Jak wrócimy do domu – Dodał.
Kepa! – zajęczałam. – Mam na ciebie ochotę tu i teraz! Nie zagwarantuję ci, że będę w nastroju, gdy dotrzemy… – Zaczęłam, ale jego gorące spojrzenie mnie uciszyło. Odjechał kawałek w nieznane mi miejsce, zatrzymał się i przyciemnił szyby. – Och, Papi
Prowokujesz mnie… A dobrze wiesz, jak to zawsze się kończy! – oznajmił i wciągnął mnie na tylne siedzenie. Zamruczałam zadowolona całując go mocno. Nasze niecierpliwe dłonie szybko pozbyły się reszty niepotrzebnych w tym momencie ubrań. A później… Były już tylko nasze gorące ciała stanowiące jedność, pojękiwania, głośne krzyki, urywane szepty. Scaliliśmy się ze sobą odnajdując największą z możliwych rozkoszy.


***

Witam!



(Tak było w Krakowie 💚)

Pozdrawiam ;*