niedziela, 8 marca 2020

Dwudziesty siódmy

Londyn, 25.02.2020 r.

 Początek najkrótszego miesiąca w roku kalendarzowym przyniósł ze sobą depresyjną aurę oraz pierwszy poważny test dla mojego rozpoczynającego się związku z Kepą. Powietrze przesiąknięte było wilgocią, z ciemnego nieba lał deszcz, a słońce było ukryte za burzowymi i ciężkimi chmurami. Kepa stracił miejsce w wyjściowej jedenastce Chelsea oddając je blisko czterdziestoletniemu koledze z drużyny. Był sfrustrowany, chodził zły, przygnębiony i smutny. Rozumiałam go, bo w pocie czoła harował na swoją pozycję i chciał pomóc drużynie w odnoszeniu zwycięstw. Nie do końca rozumiałam jednak, dlaczego tak nagle stał się markotny i małomówny. Próbowałam do niego dotrzeć, weprzeć go, ale odrzucał moją pomoc. Byłam wściekła, bo nie wiedziałam, co mogę zrobić, czym sprostać, aby poprawić mu humor. Kiedyś mówił mi, że nie przejmuje się pojawiającymi się plotkami o jego możliwym odejściu z londyńskiego klubu, lecz teraz z zapałem czytał każdy artykuł i załamywał ręce. Jego stan odbił się na moim. Mijaliśmy się na korytarzu, albo w jego mieszkaniu, albo w moim domu, nie spędzaliśmy ze sobą czasu, traktowaliśmy się jak powietrze. On wychodził na treningi, gdzie dawał z siebie wszystko, udowadniał, że powinien wrócić, ja przytłoczona wychodziłam do restauracji, a później udawałam się na kurs, gdzie choć na chwilę mogłam oderwać myśli od Hiszpana. Matt i James zajęli się sobą, ciągle gdzieś znikali, bądź wymieniali się czułościami. Odnalazłam pocieszenie u Lindy i Alexa, który służył mi ciepłą herbatą. Nie tak wyobrażałam sobie moje życie po tym, gdy wyznaliśmy sobie swoje uczucia, gdy powiedzieliśmy sobie, że się kochamy. Zdawałam sobie sprawę, że nie będzie ono usłane różami, że prędzej, czy później pojawią się problemy, lecz nie dopuszczałam do siebie myśli, że zjawią się tak szybko, że nie będziemy umieli sobie z nimi poradzić. Wściekła odłożyłam trzymaną w dłoni szklankę i twardym wzrokiem popatrzyłam na siedzącego w salonie Kepę.
Albo w tej chwili powiesz mi, co się dzieje, albo wyjdę z twojego mieszkania i nigdy nie wrócę. Wybieraj – rzuciłam stając nad nim. Obrzucił mnie obojętnym wzrokiem i zacisnął zęby. – Kepa, do cholery jasnej! Obudź się! Chcę wiedzieć, co w ciebie wstąpiło!
Nic do cholery we mnie nie wstąpiło – uciął. – Możesz dać mi spokój?
Po to, żebyś dalej się nad sobą użalał? – zironizowałam. – Za kilka godzin gracie mecz w Lidze Mistrzów! – Krzyknęłam, chcąc odrobinę nim wstrząsnąć.
Co z tego? I tak w nim nie zagram! – odgryzł się. – Co cię to w ogóle obchodzi?
Ty mnie obchodzisz! – sprecyzowałam. – Nie mogę znieść tego, że znajdujesz się w takim stanie, a ja nie potrafię ci pomóc! – Sfrustrowana przeczesałam swoje włosy.
Nie chcę twojej pomocy – powiedział cicho drapiąc Lindę za uszami. Zabolało.
Dobrze, nic na siłę – warknęłam udając się w kierunku jego sypialni. Włożyłam do torby swoje rzeczy, które zdążyłam u niego zostawić kursując pomiędzy dwoma mieszkaniami. Irytujące łzy napłynęły mi do oczu, ale za wszelką cenę starałam się nie rozpłakać. – No to cześć – Odezwałam się zmierzając w kierunku drzwi. Linda poderwała się z kanapy i przydreptała do mnie machając ogonkiem. Schyliłam się i pocałowałam ją w nos.
Co ty wyprawiasz? – spytał Kepa patrząc na mnie z przerażeniem. – Dlaczego zabierasz swoje rzeczy?
Przecież mnie tutaj nie chcesz – wzruszyłam ramionami i pociągnęłam nosem.
Alisa, ja…
Odezwij się, jeśli zmądrzejesz. Jeśli nie… Sam sobie dopowiedz resztę – oznajmiłam czując w gardle ogromną gulę. Wyszłam trzaskając drzwiami, a moim ciałem wstrząsnął spazmatyczny szloch. Przecież to nie mógł być nasz koniec…

Londyn, Stamford Bridge, 25.02.2020 r.

 Przyprawiającym o ciarki na całej skórze hymnem Ligi Mistrzów rozpoczęło się spotkanie w fazie pucharowej pomiędzy Chelsea a Bayernem Monachium. Stadion wypełniony był po brzegi, sympatycy licznie zgromadzili się na trybunach, by wspierać swoich piłkarzy. Uzbrojona w wiedzę, wiedziałam że osiem lat temu obie drużyny spotkały się w finale, i że to Niebiescy odnieśli wtedy triumf po serii rzutów karnych. Oczywiście zdawałam sobie sprawę, że z tamtego składu nie pozostał ani jeden piłkarz, a człowiek, który w tamtym pamiętnym meczu nosił na ramieniu opaskę kapitana, teraz motywował swoich zawodników z ławki trenerskiej. Kepa po raz kolejny nie wyszedł z podstawowym składzie, siedział z założonymi rękami i w skupieniu obserwował toczącą się piłkę. Nie chciałam tu być, jednak ogarniające mnie dziwne uczucie podjęło decyzję za mnie. Siedząca obok mnie Natalia obdarzyła mnie pokrzepiającym uśmiechem, który niemrawo odwzajemniłam. Dziś była sama, dzieciaki zostały w domu, co przyjęłam niemrawą miną. Tęskniłam za nimi i chętnie wtuliłabym się w ich rozkoszne ramiona, zapominając o smutkach i troskach. Patrzyłam na mecz jednym okiem, brak Kepy w bramce powodował, że straciłam zapał do kibicowania. Byłam na niego wściekła, lecz potrzeba bycia blisko niego była silniejsza ode mnie. Ożywiłam się dopiero wtedy, gdy bramkarz Chelsea padł na murawę łapiąc się za kolano. Oczywiście nie życzyłam nikomu kontuzji, ale jeśli to miała być szansa dla Kepy…
Twoja mina jest bezcenna – Natalia parsknęła śmiechem widząc nadzieję malującą się na mojej twarzy. – Ale rozumiem, pewnie zareagowałabym tak samo – Poparła mnie.
To silniejsze ode mnie! Tak bardzo bym chciała, aby Kepa wrócił do podstawowego składu… Wiem, że ostatnio zdarzały mu się słabsze występy, ale Willy też puszcza gole – wzruszyłam ramionami.
Co się z nim dzieje? – spytała Natalia patrząc na mnie uważnie.
Sama chciałabym to wiedzieć – odparłam rozkładając ręce. – Nie rozmawia ze mną, a ja nie wiem, co robić…
Bądź przy nim bez względu na wszystko. Jestem przekonana, że ciebie potrzebuje najbardziej – szepnęła, a ja kiwnęłam głową czując wyrzuty sumienia z powodu tego, jak potraktowałam go rano. Może zareagowałam zbyt impulsywnie? Zaklęłam pod nosem, kiedy Willy stanął na równe nogi. – Ostrożnie, bo jego żona siedzi niedaleko – Natalia trąciła mnie w bok. Zastosowałam się do jej rady i w skoncentrowałam się na meczu. Pierwsza połowa zakończyła się bezbramkowym remisem, jednak w drugiej to zawodnicy z Monachium przejęli kontrolę nad piłką. Jeden gol, potem drugi, w końcu trzeci… Zwiesiłam głowę, kiedy sędzia obwieścił koniec spotkania.
Kepa by to obronił – stwierdziłam kierując się do wyjścia.
Może będzie miał okazję wykazać się w rewanżu – stwierdziła Natalia. – Och! A ona, co tutaj robi? – Zatrzymała się w pół kroku marszcząc brwi. Podążyłam jej śladem, aż mój wzrok napotkał sylwetkę Andrei. Zamrugałam powiekami, chcąc sprawdzić, czy śnię, ale ona naprawdę tu była. Stała niedaleko, trzymając za rękę małą dziewczynkę.
To są chyba jakieś żarty! – wrzasnęłam zbliżając się do niej. Natalia próbowała mnie zatrzymać, ale złość przysłoniła mi racjonalne myślenie. – Skąd się tu wzięłaś, do cholery? – Wysyczałam.
Alisa… – Andrea posłała mi kpiący uśmiech. – Nie rób scen przy dziecku – Powiedziała zerkając w bok.
Matka roku się znalazła – mruknęłam. – Nie odpowiedziałaś na moje pytanie… Co tu robisz? Po co przyjechałaś?
Nie muszę ci się spowiadać – odparła. – Przyjechałam do Kepy – Wyjaśniła mocniej ściskając córkę. Dziewczynka sprawiała wrażenie wystraszonej, nerwowo rozglądała się po stadionie, tak jakby chciała uciec.
Do Kepy? Dla niego jesteś nikim, więc marnujesz swój czas!
Widzę, że szybko zdołałaś zająć moje miejsce… Przyznaj się, że tylko czekałaś, aż się rozstaniemy!
Cóż, znacznie mi to ułatwiłaś zatajając przed nim fakt posiadania córki – uśmiechnęłam się słodko.
Jeszcze nie powiedziałam ostatniego słowa!
Czyżby? Chcesz do niego wrócić? Nie rozśmieszaj mnie! Niby jak chcesz to osiągnąć? Wmawiając mu, że to jego dziecko? – zironizowałam obserwując jej reakcję. Jej mina posłużyła mi za odpowiedź. – Jesteś chora, Andrea – Oznajmiłam. – Zniknij z naszego życia raz na zawsze!
Waszego? Rozstaliśmy się dwa miesiące temu, a ty już mówisz o waszym życiu? Jesteś żałosna! Myślisz, że dasz radę zastąpić mu kobietę, z którą był związany przez tyle lat? – zapytała zbijając mnie z tropu.
Andrea, dość – drgnęłam, kiedy usłyszałam głos Kepy. – Alisa ma rację. Zniknij raz na zawsze, dla mnie jesteś skończona – Obwieścił.
Kepa… – zaczęła podchodząc bliżej. Zgrzytnęłam zębami stając pomiędzy nimi.
Jeszcze jeden krok, a poczujesz moją pięść na swoich zębach – warknęłam.
Pozwolisz jej się tak do mnie odzywać? – Andrea zrobiła wielkie oczy. – Nie jestem tutaj sama! – Wskazała na córkę, a ja poczułam się podle. Byliśmy dorośli, a kłóciliśmy się przy małym dziecku, które nie było niczemu winne.
Nie pozwolę ci wykorzystywać małej do swoich celów. Powiedziałem ci, że z nami koniec i nie zmienię zdania. Możesz odejść – dłonią wskazał jej wyjście ze stadionu.
Nie wierzę, że z dnia na dzień przestałeś mnie kochać… Po tym wszystkim, co razem przeszliśmy, po planach na przyszłość!
Masz rację, przestałem cię kochać znacznie wcześniej – oznajmił dobitnie, a Andrea zachłysnęła się powietrzem. Stałam jak sparaliżowana, nie potrafiłam odgadnąć jej kolejnego ruchu. Nic nie powiedziała, obrzuciła nas jadowitym spojrzeniem i pociągnęła córkę za sobą. Dreszcze wstrząsnęły mną całą. – Chodźmy stąd – Kepa złapał moją dłoń w swoją. Podróż do domu minęła nam w gęstej atmosferze.

Londyn, 25.02.2020 r.

 – Powiesz mi w końcu, co działo się z tobą przez ostatnie dni? – zapytałam ostrożnie, siadając obok Kepy na kanapie. Podałam mu kubek z gorącą czekoladą. Westchnął ciężko opierając głowę na moim ramieniu.
Przepraszam… Naprawdę cię przepraszam za moje zachowanie – oznajmił po chwili ciszy. – Wiele razy chciałem ci powiedzieć, ale tchórzyłem, bo bałem się twojej reakcji… Andrea nękała mnie wiadomościami, dzwoniła do mnie, koniecznie chciała się ze mną zobaczyć, aby porozmawiać, by wyjaśnić mi wszystko. Początkowo jej nie odpisywałem, ignorowałem ją, ale po jakimś czasie dałem się wciągnąć w jej chore gierki. Wzbudzała we mnie wyrzuty sumienia, zarzucała, że zabawiłem się nią, jej kosztem, że to przez ciebie się rozstaliśmy. Nie docierało do niej, że to ona mnie oszukiwała, że okłamywała mnie przez okres trwania naszego związku. Jej słowa mnie dobijały… Odbiły się na mojej psychice i to przez to straciłem miejsce w podstawowym składzie. Nie potrafiłem sobie z tym poradzić. Wiem, że od razu powinienem wyznać ci prawdę, ale nie chciałem obarczać cię swoimi problemami. Teraz wiem, że zachowałem się jak ostatni kretyn, bo miałaś prawo wiedzieć o tym od samego początku. Mam nadzieję, że mi wybaczysz – Wyjaśnił wprawiając mnie w osłupienie. Cierpiał, a ja nie potrafiłam mu pomóc. – Twoje dzisiejsze słowa, widok ciebie pakującej swoje rzeczy… Chyba potrzebowałem takiego otrzeźwienia – Zaśmiał się przez łzy.
Kepa… – westchnęłam tuląc go do siebie. – Masz rację, powinieneś powiedzieć mi o tym od razu, a nie gryźć to w sobie. Jesteśmy razem, więc bądźmy ze sobą szczerzy, rozmawiajmy ze sobą o takich rzeczach… Ufasz mi, prawda? – Upewniłam się.
Oczywiście, że tak – zapewnił mnie. – Po prostu nie chciałem zawracać ci tym głowy. Przepraszam – Wyszeptał w moje włosy. – Nie zostawisz mnie?
Nigdy bym tego nie zrobiła… Rano puściły mi nerwy i powiedziałam o kilka słów za dużo. Kocham cię, Kepa.
Ja ciebie też kocham – odpowiedział.
Zamieszkajmy razem – rzuciłam, zanim zdołałam ugryźć się w język.
Słucham?
Po prostu… – zagryzłam wargę. – Matt i James szukają mieszkania, więc pomyślałam, że mógłbyś wprowadzić się tutaj… Jeśli oczywiście byś chciał… – Uściśliłam uciekając wzrokiem.
Od kłótni i groźby rozstania, po propozycję wspólnego mieszkania… Podoba mi się to – Kepa parsknął śmiechem, a ja chcąc nie chcąc podążyłam jego śladem. – Oczywiście, że tego chcę. Chcę tego tylko z tobą – Powiedział przygarniając mnie do siebie. W jego ramionach, w końcu, po upływie tylu dni, poczułam prawdziwy spokój.

Londyn, Stamford Bridge, 03.03.2020 r.

 Piąta runda Pucharu Anglii przyniosła ze sobą mecz z Liverpoolem, zespołem, który w tym sezonie pewnie zmierzał po wygraną w Premier League. Ich ostatnie mecze zakończyły się jednak porażkami, więc miałam nadzieję, że i tym razem poniosą klęskę. Podskakiwałam na miejscu jak szalona widząc Kepę, który pewnie zmierzał w kierunku bramki. Ciężka praca się opłaciła, wrócił do składu, aby udowodnić, że w pełni zasługuje na to miejsce. Byłam zdenerwowana, jednak ekscytacja ogarnęła mnie całą. Krzyczałam, śpiewałam i dopingowałam drużynę z całych sił. Stadion eksplodował z radości, gdy w trzynastej minucie Niebiescy za sprawą Williana objęli prowadzenie. Gracze Chelsea pewnie trzymali się przy piłce, wymijali przeciwników, atakowali i nie zostawali w tyle. Miło było na nich patrzeć, widzieć tę wolę walki oraz determinację. Liverpool jednak nie składał broni, co udowodnił stwarzając groźne sytuacje pod bramkę Kepy. Jednak mój mężczyzna w odstępie kilku sekund obronił trzy niebezpieczne strzały. Wrzasnęłam z uciechy na całe gardło, oklaskując go tak mocno, że rozbolały mnie dłonie. Miałam to jednak gdzieś. W tej chwili liczył się tylko on oraz jego pewność siebie. W drugiej połowie Ross Barkley podwyższył wynik spotkania, co przypieczętowało znakomity występ całej drużyny. Kepa był dziś nie do zatrzymania! Potrzebował takiego meczu na przełamanie, aby pokazać swoją wartość i sportową klasę. Po końcowym gwizdku sędziego czym prędzej oddaliłam się loży VIP. Minęłam sporą grupkę kibiców i zbiegłam na dół.
Kepcio! – wrzasnęłam i uwiesiłam mu się na szyi. – Gratuluję! Jestem z ciebie cholernie dumna! – Na potwierdzenie swoich słów wierzchem dłoni otarłam łzy z policzków.
Dziękuję, kochanie – parsknął i pocałował mnie w czoło. – Było warto – Zaśmiał się tarmosząc moje włosy.
Jesteś najlepszy – ucałowałam jego policzek i puściłam go, aby mógł w spokoju pójść do szatni. Jak na skrzydłach powędrowałam przed stadion, aby na niego poczekać. Moja radość i uniesienie zniknęły jak za dotykiem czarodziejskiej różdżki. Wbiło mnie w ziemię i odebrało mowę, gdy zobaczyłam zmierzających w moją stronę rodziców.


***

Witam! 

Uff, wyrobiłam się przed meczem ^^ 

Wszystkiego dobrego, Kochane! <3 🌷



Pozdrawiam ;*

4 komentarze:

  1. Aj Kepa ^^ czy te wszystkie chłopy muszą być takie same? Nigdy się nie przyznają do problemu, nigdy. Będą zamulać i warczeć na wszystkich wokół, ale żeby wyciągnąć z nich prawdę to trzeba by było pistolet do skroni przystawić. A i to nie wiem czy by to pomogło! Oczywiście rozumiem, że wszystko na raz zwaliło się na jego głowę, ale po to ma Alisę, aby móc się wyżalić na całą niesprawiedliwość tego świata. Podejrzewam, że w Andrei takiego wsparcia nie miał i możliwe iż nie potrafił odnaleźć się w nowej sytuacji. Mam jednak nadzieję, że wyciągnął wnioski z tej sytuacji to się nigdy więcej nie powtórzy. Bo raczej nie chciałby zmów ujrzeć widoku pakującej się Alisy. Z czym może być problem skoro u niej zamieszka hihi ^^ Ale! Mimo jego depresji i fochów dziewczyna nie potrafiła zostawić go samego i wybrała się na mecz, aby z wysokości trybun okazać mu wsparcie. Nie potrafiąc być przy tym dość obiektywną co do innego bramkarza, ale nie koniecznie się jej dziwię ^^ to i tak nic w porównaniu do tego, jakie atrakcje na nią czekały po zakończeniu meczu. Andrea. W towarzystwie swojej córki. No czegoś takiego bym się w życiu nie spodziewała! Biedna malutka zapewne była przestraszona tą całą sytuacją. Niby była z matką, ale co to za matka, skoro widywała ją raz na jakiś czas? Czy ja dobrze zrozumiałam? Andrei zaświtał w tej pustej łepetynie pomysł, aby spróbować wmówić Kepie iż to jego dziecko? Co za tępa baba! Jakby nie wiedziała, że to wcale takie proste nie jest. Dobrze że bramkarz ma o wiele więcej oleju w głowie i w grzeczny sposób się jej pozbył. Mam nadzieję, że na dobre! Bo okazuje się, że to właśnie ona jest odpowiedzialna za ostatni słabszy okres Kepy. Ech, a wystarczyło żeby zwierzył się tego Alisie i razem na pewno znaleźliby wyjście z tej sytuacji. I nie musiałby tego przed nią ukrywać. Na całe szczęście doszli do porozumienia :) I zamieszkają razem! Że tak powiem, nareszcie :) Bo po cóż niby czekać? ^^ Swoją drogą niech Alisa lepiej nie atakuje wyszczerzu Andrei bo może sobie dłoń skontuzjować ^^
    Można rzecz, że wszystko dobrze się skończyło :) Kepa wrócił do bramki (miejmy nadzieję, że na dobre) i okazał się być jednym z bohaterów meczu z faworyzowanym Liverpoolem. Alisa szalała z radości i dumy :) Ale końcówka spowodowała iż moja szczęka zderzyła się z ziemią. Że co? Że jak? Że rodzice Alisy i Jamesa nagle się pojawili? O.o Czekam z niecierpliwością na dalszą część!
    Buziaki :*:*:*

    OdpowiedzUsuń
  2. Kepa przechodził ostatnio przez nie najlepszy okres. Stracił miejsce w bramce z czym nie potrafił się pogodzić, chodził nieustannie przygnębiony, a w dodatku nie chciał o niczym powiedzieć Alisie, która zaczęła robić się bezradna. W dodatku zaczął traktować ją jak powietrze nie chcąc żadnego wspracia z jej strony, aż dziewczyna w końcu nie wytrzymała i postanowiła postawić mu ultiamtum. Sama przypłacając to łzami. W końcu kocha Hiszpana całą sobą i kiedy myślała, że wszystko powoli zacznie się układać, pojawiły się kolejne przeciwności.
    Alisa nie byłaby jednak sobą, gdyby nadal nie chciała wspierać Kepy. Postanowiła więc wybrać się ma mecz, starając się tym samym dodać mu otuchy, gdy po raz kolejny musiał się przyglądać spotkaniu z ławki. Nic też dziwnego w tym, że dziewczyna nie potrafiła ukryć swojej ekscytacji, gdy na moment pojawiła się szansa na pojawienie się Kepy w bramce. Najwięcej emocji wzbudziło jednak oczywiście niespodziewane pojawienie się Andrei i to w dodatku z córką. Czy ona jest normalna? Naprawdę chciała wykorzystać własne dziecko jako kartę przetargową w powrocie do Kepy? Chyba już nic mnie nie zdziwi w jej wykonaniu. Jakby tego wszystkiego było mało, zaczęła robić awanturę Alisie przy tej biednej dziewczynce. Andrea chyba naprawdę nie posiada mózgu. Dobrze, że Kepa w cywilizowany sposób obwieścił jej, że między nimi już nic nigdy nie będzie. Może w końcu coś do niej dotrze, choć jest to bardzo wątpliwe.
    Po tym zajściu Kepa zdobył się na odwagę i wyznał Alisie, że to Andrea ponosi winę za jego ostatni stan. Chciała bezczelnie wzbudzić w nim poczucie winy, mimo że to ona miała przed nim tajemnicę. Dobrze, że Kepa jej nie uległ. Ta sytuacja jednak do czegoś się przydała. Dzięki niej Alisa zaproponowała wspólne mieszkanie, a skoro mają zamieszkać u niej, to niech Kepa ma się lepiej na baczności. :D
    Kepa dał popis w meczu z Liverpoolem, ku uciesze Alisy, co być może przybliży go do odzyskania miejsca w składzie. Z powodu zwycięstwa wszyscy znajdowali się w doskonałym nastroju, który oczywiście coś musiało zepsuć. W życiu bym się nie spodziewała pojawienia rodziców Alisy na stadionie. Co oni tam w ogóle robili i czego mogą chcieć? Oby ich szokujące odwiedziny nie przyniosły nowych problemów.
    Czekam z niecierpliwością na kolejny rodział.

    OdpowiedzUsuń
  3. Czy faceci naprawdę nie potrafią rozmawiać o swoich problemach? Wolą siedzieć w samotności i się zadręczać, niż szczerze porozmawiać o swoich problemach.
    Swoim głupim zachowaniem, doprowadził do wyprowadzki Alisy i jej łez.
    Alisa mimo wszystko postanowiła pojawić się na meczu, no i co zastała? Andreę z córką. Ja naprawdę byłam pewna , że ten etap mamy już za sobą. A ta znów się pojawia. Czy ona naprawdę myślała, że Kepa da sobie wmówić, że to jego dziecko? Ja pierniczę, Andrea naprawdę oszalała. Ona nie jest normalna, serio :D
    Dobrze, że pojawił się Kepa i kolejny raz dobitnie powiedział jej , że między nimi wszystko skończone. Mam nadzieję, że teraz to już do niej dotrze.
    Cieszę się jednak, że całą ta sytuacja doprowadziła do tego, że Kepa i Alisa w końcu razem zamieszkali:)
    No i najważniejsze Kepa w końcu wrócił do gry. I w meczu z Liverpoolem pokazał, że naprawdę na to zasługuje.
    I ja się teraz pytam, dlaczego takie dobre humory naszych bohaterów musiałaś popsuć pojawieniem się rodziców Alisy? I co oni tutaj w ogóle robią do cholery?
    Pozdrawiam cieplutko i czekam na nowy rozdział. Jak zawsze z niecierpliwością :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Eh, mam wrażenie, że nigdy nie zrozumiem facetów. Naprawdę, gdy już wydaje mi się, że mają trochę inteligencji i jakiś instynkt samozachowawczy, to oni muszą coś odwalić. Oj, Kepa się wyjątkowo nie popisał. Oczywiście rozumiem, że utrata miejsca w wyjściowej jedenastce jest bardzo bolesna, szczególnie dla tak ambitnego piłkarza jak on. Ale jednak Alisa go kocha i chce go wspierać. Mógłby chociaż spróbować to zrozumieć. Zwrócić na nią uwagę. Wykazać odrobinę zainteresowania jej staraniami.
    Ale nie, on woli nadal użalać się nad sobą! Jak większość facetów!
    Zupełnie nie dziwię się Alise, że w końcu straciła cierpliwość. Kto by nie stracił? Na pewno nie tak wyobrażała sobie ich wspólne życie. Do tego naprawdę starała się jakoś pomóc Kepie, podnieść go na duchu, ale skoro on sam tego nie chciał, to co jeszcze mógł zrobić?
    A do tego jeszcze pojawiła się Andrea. Z córką! Po co ta wariatka w ogóle przyjechała na stadion? Naprawdę liczyła, że sytuacja między nią, a Kepą się zmieni. Do cholery, okłamała go! Zataiła, że ma dziecko! Jakim idiotą trzeba być żeby myśleć, że takie coś w ogóle można wybaczyć.
    Na szczęście nie zostawił na ławce mózgu, a przynajmniej jego resztek. Dobrze, że dobitnie oświadczył Andrei co o niej i jej pomysłach myśli. Mam nadzieję, że to choć odrobine na nią wpłynie. Niestety, jak już przekonaliśmy się w poprzednich rozdziałach, myślenie nie jest jej mocną stroną.
    Jednak pojawienie się Andrei miało jeden plus. Kepa i Alisa w końcu ze sobą porozmawiali i wszystko sobie wyjaśnili. Byłam trochę zaskoczona propozycją Kepy dotyczącą wspólnego mieszkania, ale kto wie, może to właśnie to jest im potrzebne by ostatecznie przypieczętować związek.
    Ale takiej końcówki to się zupełnie nie spodziewałam. Rodzice Alise? A co oni tu robią? Mam nadzieję, że z ich wizytą nie pojawią się kolejne problemy, bo Kepa i Alise mieli ich już zdecydowanie za dużo.
    No cóż, chyba na razie nie pozostaje mi nic innego, jak z niecierpliwością czekać na kolejny rozdział.
    Pozdrawiam
    Violin

    OdpowiedzUsuń