Na
lotnisku w Bilbao wylądowałam zgodnie z planem. Odetchnęłam z
głęboką ulgą, gdy koła samolotu dotknęły twardego podłoża.
Bałam się tych ogromnych maszyn oraz tego, co może stać się
podczas lotu. Uczucie wzbijania się w powietrze było dla mnie
katorgą, powodowało ścisk żołądka oraz skok ciśnienia. Nigdy
nie potrafiłam zrozumieć entuzjazmu innych pasażerów, którzy
zachwycali się tym zjawiskiem. Pierwszy raz od niepamiętnych czasów
leciałam sama, w otoczeniu obcych mi ludzi. Na szczęście podróż
trwała niecałe dwie godziny, więc uzbrojona w ciekawą lekturę
szybko zapomniałam o strachu, a złe myśli odleciały w siną
dal. Sprawnie przeszłam przez odprawę i odebrałam z taśmociągu bagażowego sporą walizkę. Na lotnisku czekał na mnie James, któremu podczas jazdy nie zamykała
się buzia. Tęskniłam za nim, jego poczuciem humoru, którego nie
rozumiałam od dziecka oraz silnymi ramionami. Tęskniłam również
za moją piękną Ondarroą, jej niepowtarzalnym klimatem, zapachem,
który kojarzył mi się z dzieciństwem. Nie byłam w ojczyźnie od
roku, dlatego gdy wysiadłam z samochodu łzy stanęły mi w oczach.
Dom był taki jak zawsze, przytulny, bezpieczny, otoczony drzewami
oraz kwiatami, o które dbała ciocia. Rozpłakałam się jak mała
dziewczynka wtulona w ramiona najbliższych. Zawdzięczałam im
bardzo wiele, przede wszystkim to, kim się stałam, na kogo wyrosłam
nie mając wzoru w postaci rodziców. Obiecałam sobie, że
będę częściej odwiedzać rodzinny dom. Dom, w którym
powitał mnie zapach żywej choinki, aromat gotowanych potraw
dochodzący z kuchni oraz wesołe pogwizdywanie dziadka, który
siedząc w fotelu wypuszczał z fajki kółka dymu. Wchodząc do
swojego starego pokoju ogarnęła mnie dziwna nostalgia. Nic się w
nim nie zmieniło, wszystko pozostało na swoim miejscu. Regał ze
starymi książkami, starannie zaścielone łóżko z mnóstwem
wygodnych i kolorowych poduszek, ogromna szafa, na której dnie
znalazłam bluzę Kepy. Zaśmiałam się cicho pakując ją do
walizki. Popołudnie spędziliśmy w salonie popijając kawę i
zajadając się ciastem. James opowiadał o swoich szalonych
przygodach w Los Angeles, ja mówiłam o swojej pracy oraz kursie
dostarczającym mi masę radości. Przez wysokie okna kątem oka
zobaczyłam ludzi krzątających się na sąsiednim podjeździe.
Odczekałam chwilę i powiadomiłam rodzinę, że pójdę przywitać
się z sąsiadami. Rok temu nie miałam takiej szansy, bowiem nie
było ich w Hiszpanii. Z uśmiechem nacisnęłam dzwonek do
drzwi, które otworzyła mi mama Kepy.
–
Alisa! – wykrzyknęła radośnie
przytulając mnie mocno. Od razu zrobiło mi się cieplej na sercu. –
Twoje wujostwo wspominało o tym, że przyjedziesz do nich na święta…
Miałam nadzieję, że cię tutaj zobaczę! – Czule poklepała mnie
po policzku.
–
Dziękuję – odparłam lekko speszona.
– Wiem od Kepy, że jutro lecicie państwo do Anglii, aby spędzić
z nim ten magiczny czas – Powiedziałam skubiąc nitkę swetra.
–
Tak, tak, w zeszłym roku również u
niego byliśmy. Ten natłok meczów kiedyś go wykończy! –
zażartowała. – Ale wejdź, nie stójmy tak w progu! – Gestem
zaprosiła mnie do środka. Z tym domem również wiązało się
wiele wspomnień. Pierwsze zabawy, chowanie się w przestronnej
szafie, psikusy, dojrzewanie, pierwszy raz…
–
Radzi sobie całkiem nieźle –
przyznałam rozsiadając się na kanapie w salonie po uprzednim
przywitaniu się z panem Peio oraz młodszą siostrą Kepy. –
Cieszę się, że udało nam się odnowić kontakt… Dopóki go nie
spotkałam, nie zdawałam sobie sprawy z tego, jak bardzo za nim
tęskniłam – Wypaliłam zanim zdążyłam ugryźć się w język.
Mama Kepy posłała mi wyrozumiały uśmiech.
–
Zawsze byliście dla siebie ważni.
Początkowo uważał cię tylko za małą smarkulę, która nie
odstępowała go na krok, ale później…
–
Cóż, zaczęliśmy dorastać –
przyznałam.
–
Ja od samego początku twierdziłem, że
powinniście być razem! – śpiewnym głosem ogłosił pan Peio.
Speszyłam się spuszczając wzrok. – Potrzebowaliście porządnego
wstrząsu, aby…
–
Ale my nie jesteśmy razem –
sprostowałam natychmiast.
–
To tylko kwestia czasu – prychnął pod
nosem. – Zobaczysz, dziecko… Niedługo wspomnisz moje słowa –
Zaśmiał się. Pani María spojrzała na niego karcąco.
–
Czy mogłabym… – zaczęłam
niepewnie.
–
Oczywiście – potwierdziła pani domu.
Schodami udałam się na górę rozglądając się po znajomym
wnętrzu. Serce obijało mi się o żebra, kiedy pchnęłam drzwi do
pokoju Kepy. Nie było mnie tutaj tak długo… Jego azyl również
zachował się w takim stanie, jakim go zapamiętałam. Sportowe
koszulki zdobiły ściany, a zdjęcia z idolami stały na biurku.
Usiadłam na łóżku rozkoszując się jego fakturą, wracając
wspomnieniami do wydarzenia, które nas zmieniło, które
zapoczątkowało zupełnie inny rodzaj znajomości. Zatraciłam się
w smaku jego ust, dotyku jego drżących i nieco niepewnych dłoni na
moim ciele, z początku nieporadnych, później stanowczych ruchów…
Zamrugałam zdziwiona powiekami, gdy dostrzegłam niedomkniętą
szufladę białej komody. Zwabiona niezdrową ciekawością podeszłam
do niej i opuszką palca pogładziłam materiał mojej kwiecistej
koszuli na ramiączkach, którą wtedy ze mnie zdarł. Spłonęłam
rumieńcem jednocześnie czując dziwną ekscytację. Nie pozbył się
jej, zatrzymał… Zmarszczyłam brwi dostrzegając schowane pod nią
fotografie. Z szoku uchyliłam usta. Były nasze… Przedstawiały
naszą dwójkę, stanowiły naszą tajemnicę, bo przecież nikt nie
zdawał sobie sprawy z zażyłości naszej relacji. Głupie miny,
roziskrzone oczy, błogie uśmiechy, czułe pocałunki, mocne
objęcia. Puente Viejo, Isla de Garraitz… Zachował je. Wzruszona
otarłam mokre policzki. Nie zorientowałam się, kiedy popłynęły
pierwsze łzy. Poruszenie ścisnęło mnie za gardło i odebrało
mowę. Ostrożnie włożyłam zdjęcia do szuflady i przykryłam je
naderwaną koszulą. Zeszłam na dół, pożegnałam się i życzyłam
udanego lotu. Miałam zamiar udać się do domu, lecz nogi poniosły
mnie w zupełnie inne miejsce.
Puente Viejo. Jeden z najbardziej
charakterystycznych elementów miasta. Most otoczony urokliwymi
budynkami oraz uliczkami. Szum rzeki, zacumowane łodzie. Moje
ukochane miejsce w Ondarroi. Świadek naszego pierwszego pocałunku.
Pozwoliłam sobie na chwilę refleksji opierając się o ceglane
ściany. Wpatrywałam się w dal, z zachwytem podziwiałam panoramę
miasta, teraz dodatkowo rozświetloną przez świąteczne ozdoby i
dekoracje. Kochałam Londyn, lecz tutaj czułam się tak spokojnie.
Nie musiałam się nigdzie spieszyć, przepychać przez tłum.
Ondarroa była inna, cichsza, ale posiadała swoją specyfikę.
Doceniałam w niej tę harmonię oraz magię. Odruchowo dotknęłam
swoich ust powracając pamięcią do tamtego dnia. Byliśmy dziećmi,
które bawiły się w dorosłość. Po jednym z jego treningów,
obżerając się ciastkami dotarliśmy na most świecący pustkami.
Wiatr rozwiewał mi włosy, a Kepa odgarniał ich niesforne kosmyki z
mojej twarzy. Byliśmy tak blisko siebie i nie myśleliśmy
racjonalnie. Daliśmy ponieść się chwili. Czułam jego szybko
bijące serce, moje wystukiwało taki sam szalony rytm. Jego usta
smakowały cynamonem. Zaśmiałam się cicho czując wibrację w
kieszeni. Zdziwiłam się widząc wiadomość od Hiszpana.
Przejechałam palcem po ekranie.
Jesteś
na Puente Viejo? ;)
Wysłałam
twierdzącą odpowiedź czekając na jego kolejny ruch.
Stoisz
dokładnie tam, gdzie staliśmy podczas naszego pierwszego pocałunku?
;)
Tak
;)
Kucnij,
a dostrzeżesz coś niewidocznego na pierwszy rzut oka ;)
Zagryzłam
wargę, ale wykonałam jego polecenie. Mała ozdobna torebeczka, z
której wyciągnęłam pudełeczko. Uchyliłam jego wieczko
wyczuwając jedynie niebieską karteczkę. Jeden cytat. Jeden jedyny
mówiący wszystko.
Czy
mówiłem Ci ostatnio, że Cię kocham?
Mówiłem
Ci, że nie ma nikogo ponad Tobą?
Napełniasz
me serce radością
Zabierasz
cały mój smutek
Łagodzisz
me kłopoty, właśnie to czynisz…
Ondarroa,
25.12.2019 r.
Święta
Bożego Narodzenia miały dla nas szczególny charakter. Kolację
wigilijną spożyliśmy w rodzinnym gronie, ciesząc się swoim
towarzystwem oraz obecnością. Wszelkie troski i smutki odleciały,
pozostała jedynie radość i nadzieja. Stół uginał się od
tradycyjnych potraw, które przygotowałam z pomocą cioci oraz
babci. Pieczony indyk nadziewany bekonem, owocami oraz pieczarkami.
Pieczona jagnięcina z ziemniakami, pokrojonymi tak, aby jej paski
przypominały pajdy chleba. Przeróżne znakomitości sporządzone z
ryb oraz owoców morza. W oknach odbijał się blask choinkowych
światełek, a pod tradycyjnym drzewkiem stała mała szopka zrobiona
przez dziadka. Kultywował ten zwyczaj od małego, dostarczając
sobie i nam wielkiej radości. Po świątecznym obiedzie
przystąpiliśmy do składania sobie życzeń oraz obdarowania się
prezentami. Kochałam te momenty, ogarniało mnie wzruszenie, nad
którym nie do końca potrafiłam zapanować. Ten rok przyniósł
wiele zmian, pojawiły się wielkie wyznania, które dały nadzieję
na coś lepszego, na spełnienie, którego oczekiwałam od tak dawna.
Słowa wypisane pismem Kepy, jego ciepłą dłonią siedziały mi w
głowie. Kochałam go, a on kochał mnie. Wierzyłam, że po powrocie
do stolicy Anglii uda nam się stworzyć związek. Taki prawdziwy,
szczery, oparty na zaufaniu i miłości. Parsknęłam śmiechem
widząc Jamesa sięgającego po kandyzowane owoce oraz marcepan.
Nigdy nie miał dość!
–
Brzuch ci zaraz pęknie! – rzuciłam
wystawiając mu język.
–
To twoja wina, bo za dobrze gotujesz! –
odpyskował.
–
Jeszcze czego! Nie musisz jeść
wszystkiego naraz!
–
Muszę, bo do jutra wszystko zniknie! –
odparował strzelając we mnie jabłkiem.
–
James! – pisnęłam oburzona.
–
Dzieci, przestańcie – zaśmiała się
babcia. – Zachowujecie się gorzej, niż wtedy, gdy byliście mali!
–
Ona dalej jest mała – James wskazał
na mnie palcem. Zmrużyłam wściekle oczy.
–
Mała to jest twoja…! Ja jestem niska –
uśmiechnęłam się słodko. Policzki mojego brata pokryły się
czerwienią, ale nie miał siły na obronę. W geście triumfu
uniosłam dłonie do góry.
–
Nie warto zadzierać z siostrą –
zachichotał wujek popijając czerwone wino.
–
To prawda – potwierdziłam gramoląc
się na fotel dziadka. Potarmosił moje włosy, a ja zaciągnęłam
się jego zapachem. Babcia podała mi kubek gorącego kakao, który
przyjęłam z wdzięcznością. Było tak rodzinnie, bajkowo,
świątecznie…
Późnym
wieczorem zaszczyciła mnie obecność mojego stukniętego braciszka.
Z talerzem pełnym ciastek wskoczył na łóżku klepiąc
miejsce obok siebie. Rozbawiona pokręciłam głową, lecz z chęcią
skorzystałam z jego zaproszenia.
–
Spowiadaj się – rzucił lekko, czym
wprowadził mnie w konsternację. – Nie rób takiej zdziwionej
miny! – Zbeształ mnie.
–
Nie wiem, co ci chodzi – powiedziałam
zgodnie z prawdą porywając z talerza kruche ciastko.
–
Dlaczego Kepa poprosił mnie o tak dziwną
przysługę? – zapytał przypatrując mi się uważnie. Zamarłam z
przysmakiem zbliżającym się do ust.
–
Nie wiem? – odpowiedziałam głupio
czując ogarniającą mnie panikę. Chyba nie powiedział Jamsowi, co
napisał na tej specjalnej karteczce?
–
Dobrze, nie będę drążył tematu –
skapitulował bezradnie rozkładając ręce. – Wiesz… – Zaczął
patrząc na mnie z ukosa. – Zastanawiałem się nad przeprowadzką
do Londynu – Przygryzł nerwowo wargę. Zatkało mnie.
–
Z powodu Grace? – wypaliłam zanim
zdołałam ugryźć się w język.
–
Dlaczego z powodu Grace? – zabawnie
zmarszczył brwi. – Jest urocza, ale…
–
Nie, nie, nie! Ona nie jest urocza, a ty
nie jesteś słodki!
–
Powiedziała, że jestem słodki?! –
zainteresował się.
–
Boże, daj mi siły – poprosiłam
wymownie patrząc w górę. James trącił mnie w bok. – Naprawdę
jesteś nią zainteresowany? – Zrobiłam zbolałą minę.
–
Nie… – odparł z lekkim wahaniem. –
Powiem ci coś, ale jeszcze nie teraz – Obiecał. Zacisnęłam
usta, ale uszanowałam jego decyzję.
–
Niech ci będzie – przewróciłam
oczami. – Co robimy? – Zajęczałam machając nogami w
powietrzu.
–
Film? – zaproponował otwierając
MacBooka. Kiwnęłam głową. – Love Actually?
–
Och, braciszku, wiesz czego mi trzeba! –
powiedziałam radośnie. – Ale skończyły się ciastka –
Zauważyłam.
–
Skoczę po popcorn – zaoferował i
zwlekł się z łóżka. Wrócił po kilku minutach z
popcornem, chipsami, kolejną porcją ciastek i winem. – Są święta
– Powiedział, jakby to przesądzało sprawę.
–
Masz rację – przyznałam. James
przykrył nas kocem, a ja wygodnie ułożyłam głowę na jego
ramieniu. – Cieszę się, że chcesz się przeprowadzić. Tęsknię
za tobą – Wyszeptałam cicho.
–
Ja za tobą też, moja Mała Mi –
parsknął otwierając butelkę. Westchnęłam błogo prosząc w
myślach, aby zdecydował się porzucić Los Angeles na rzecz
Londynu. Znowu bylibyśmy razem, jak za starych dobrych czasów…
***
Witam!
Tęskniłyście za Jamsem? :D
Dziś bez Kepy, ale mam nadzieję, że małą nieobecność wynagrodził swoim wyznaniem ^^
Pozdrawiam ;*
Bardzo tęskniłam za Jamesem i cieszę się, że przeprowadza się do Londynu! ❤️❤️
OdpowiedzUsuńAlias, mimo że daleko od Kepy. Przeżyła cudowne święta w rodzinnej atmosferze.
OdpowiedzUsuńWszystko pomału zaczyna się układać. I robi się tak błogo 😉
Kepa mimo dzielącej ich odległości przygotował jej za pomocą Jamesa super niespodziankę.
W końcu stało się to na co wszyscy tutaj czekaliśmy. Kepa zmądrzał i wyznał Alisie swoją miłość. W jakże cudny i romantyczny sposób.
Za Jamesem teskniłam ogromnie. Bardzo mnie cieszy jego przeprowadzka do Londynu.
Czyżby mimo zaprzeczen chłopaka, miała na to wpływ Grace ?Chyba oboje wpadli sobie w oko.
Pozdrawiam cieplutko i czekam na nowy rozdział 😊
Alisie powrót w rodzinne strony przyniósł ogrom radości. W końcu to właśnie tam przeżyła większość swojego życia i wiążą się z tym miejscem wspaniałe wspomnienia. Przede wszystkim te związane z Kepą i ich wspólnymi chwilami. W rodzinnych stronach, niemal wszystko dookoła jej o nim przypomina. W dodatku poprzez odwiedziny jego rodzinnego domu odkryła, że ich relacja nie tylko dla niej miała ogromne znaczenie. Znalezienie tej koszuli i zdjęć jest doskonałym dowodem, że Kepie naprawdę na niej zależało i nadal zależy. W innym przypadku by ich nie zachował, gdyby dla niego to wszystko było tylko młodzieńczą zabawą. W dodatku ta romantyczna niespodzianka z tym pudełeczkiem, które zawierało to przepiękne wyznanie. To było takie kochane i urocze. Kepa naprawdę się postarał i nawet zaangażował we wszystko Jamesa. Mam nadzieję, że po powrocie Alisy do Londynu w końcu dadzą sobie prawdziwą szansę na bycie ze sobą i nic ani nikt już im w tym nie przeszkodzi. Święta Alisy i jej rodziny były wprost magiczne. Wspólnie spędzony czas na pewno wiele znaczył dla każdego z nich. Nareszcie wszyscy razem mogli ze sobą pobyć i nacieszyć się sobą. Bardzo ucieszył mnie pomysł Jamesa z przeprowadzką do Londynu na stałe .choć na razie powód takiej decyzji jest owiany tajemnicą. Niby nie chodzi o Grace, ale po Jamesie można się wszystkiego spodziewać. Przynajmniej Alisa będzie miała go blisko siebie, co na pewno nie raz i nie dwa porpawi jej humor.
OdpowiedzUsuńCzekam z niecierpliwością na kolejny rozdział. 😊
Nie ma to jak powrót do rodzinnego miasta pełnego życzliwych Ci ludzi oraz ukochanej rodziny :) Alisa na pewno bardzo tęskniła za nimi wszystkimi i nareszcie mogła spędzić z nimi więcej czasu. W końcu rok to bardzo dużo! Powinna pomyśleć o powrocie do tego miejsca w przyszłości hihi ^^
OdpowiedzUsuńOjciec Kepy ma niesamowitego nosa i jest bardzo dobrym obserwatorem :) Jestem pewna, że jeszcze dane mu będzie powiedzieć "A nie mówiłem?!". W ogóle rodzina piłkarza wydaje się być bardzo sympatyczna. Ci ludzie darzą Alisę samymi pozytywnymi uczuciami co dobrze wróży na przyszłość. Ale czy da się jej nie lubić? Oczywiście tego pytania do wyszczerza nie kieruje ^^ Dziewczyna miała okazję, aby wejść do "czterech ścian" Kepy z którymi wiąże się mnóstwo pięknych wspomnień. Dzięki temu odkryła parę dość istotnych dowodów na to, że przez cały ten czas była dla bramkarza bardzo ważna. Czyżby tatuś wiedział o koszulce w szufladzie? ^^ Aj Kepa, Kepa ... Ty głuptasie. Zamiast posłuchać swojego serca to wymyślał tysiące niedorzecznych wymówek. A potrafi być z niego taki romantyk! Ten moment na moście z zostawioną dla niej wiadomością ... rozpływam się nad tym. To było cudowne i piękne :) Czy Kepa właśnie wyznał miłość Alisie? ^^
Duet Alisa - James jest nie do podrobienia :) Takie typowe rodzeństwo, które nawet z wiekiem nie potrafi być wobec siebie poważne ^^ docinki pełne niewidzialnej czułości. Brat doskonale wie, albo podejrzewa że coś się dzieje pomiędzy jego przyjacielem, a młodszą siostrą. Ale czeka aż ktorejś z nich nareszcie mu powie jak jest. Jestem pewna, że nie będzie miał nic przeciwko. Ale na 100% uraczy ich jakąś soczystą docinką :) Ciekawi mnie co kryje się pod chęcią zamieszkania w Londynie przez Jamesa. Skoro to nie jest Grace (która nie jest urocza ^^) to co? A może kto? Jestem bardzo ciekawa :)
Czekam na Kepę! :D Tak ... już mu wybaczyłam nieogarnięcie. Co nie oznacza, że ma się nie starać ^^