sobota, 4 stycznia 2020

Dwudziesty trzeci

Ondarroa, 23.12.2019 r.

 Na lotnisku w Bilbao wylądowałam zgodnie z planem. Odetchnęłam z głęboką ulgą, gdy koła samolotu dotknęły twardego podłoża. Bałam się tych ogromnych maszyn oraz tego, co może stać się podczas lotu. Uczucie wzbijania się w powietrze było dla mnie katorgą, powodowało ścisk żołądka oraz skok ciśnienia. Nigdy nie potrafiłam zrozumieć entuzjazmu innych pasażerów, którzy zachwycali się tym zjawiskiem. Pierwszy raz od niepamiętnych czasów leciałam sama, w otoczeniu obcych mi ludzi. Na szczęście podróż trwała niecałe dwie godziny, więc uzbrojona w ciekawą lekturę szybko zapomniałam o strachu, a złe myśli odleciały w siną dal. Sprawnie przeszłam przez odprawę i odebrałam z taśmociągu bagażowego sporą walizkę. Na lotnisku czekał na mnie James, któremu podczas jazdy nie zamykała się buzia. Tęskniłam za nim, jego poczuciem humoru, którego nie rozumiałam od dziecka oraz silnymi ramionami. Tęskniłam również za moją piękną Ondarroą, jej niepowtarzalnym klimatem, zapachem, który kojarzył mi się z dzieciństwem. Nie byłam w ojczyźnie od roku, dlatego gdy wysiadłam z samochodu łzy stanęły mi w oczach. Dom był taki jak zawsze, przytulny, bezpieczny, otoczony drzewami oraz kwiatami, o które dbała ciocia. Rozpłakałam się jak mała dziewczynka wtulona w ramiona najbliższych. Zawdzięczałam im bardzo wiele, przede wszystkim to, kim się stałam, na kogo wyrosłam nie mając wzoru w postaci rodziców. Obiecałam sobie, że będę częściej odwiedzać rodzinny dom. Dom, w którym powitał mnie zapach żywej choinki, aromat gotowanych potraw dochodzący z kuchni oraz wesołe pogwizdywanie dziadka, który siedząc w fotelu wypuszczał z fajki kółka dymu. Wchodząc do swojego starego pokoju ogarnęła mnie dziwna nostalgia. Nic się w nim nie zmieniło, wszystko pozostało na swoim miejscu. Regał ze starymi książkami, starannie zaścielone łóżko z mnóstwem wygodnych i kolorowych poduszek, ogromna szafa, na której dnie znalazłam bluzę Kepy. Zaśmiałam się cicho pakując ją do walizki. Popołudnie spędziliśmy w salonie popijając kawę i zajadając się ciastem. James opowiadał o swoich szalonych przygodach w Los Angeles, ja mówiłam o swojej pracy oraz kursie dostarczającym mi masę radości. Przez wysokie okna kątem oka zobaczyłam ludzi krzątających się na sąsiednim podjeździe. Odczekałam chwilę i powiadomiłam rodzinę, że pójdę przywitać się z sąsiadami. Rok temu nie miałam takiej szansy, bowiem nie było ich w Hiszpanii. Z uśmiechem nacisnęłam dzwonek do drzwi, które otworzyła mi mama Kepy.
Alisa! – wykrzyknęła radośnie przytulając mnie mocno. Od razu zrobiło mi się cieplej na sercu. – Twoje wujostwo wspominało o tym, że przyjedziesz do nich na święta… Miałam nadzieję, że cię tutaj zobaczę! – Czule poklepała mnie po policzku.
Dziękuję – odparłam lekko speszona. – Wiem od Kepy, że jutro lecicie państwo do Anglii, aby spędzić z nim ten magiczny czas – Powiedziałam skubiąc nitkę swetra.
Tak, tak, w zeszłym roku również u niego byliśmy. Ten natłok meczów kiedyś go wykończy! – zażartowała. – Ale wejdź, nie stójmy tak w progu! – Gestem zaprosiła mnie do środka. Z tym domem również wiązało się wiele wspomnień. Pierwsze zabawy, chowanie się w przestronnej szafie, psikusy, dojrzewanie, pierwszy raz…
Radzi sobie całkiem nieźle – przyznałam rozsiadając się na kanapie w salonie po uprzednim przywitaniu się z panem Peio oraz młodszą siostrą Kepy. – Cieszę się, że udało nam się odnowić kontakt… Dopóki go nie spotkałam, nie zdawałam sobie sprawy z tego, jak bardzo za nim tęskniłam – Wypaliłam zanim zdążyłam ugryźć się w język. Mama Kepy posłała mi wyrozumiały uśmiech.
Zawsze byliście dla siebie ważni. Początkowo uważał cię tylko za małą smarkulę, która nie odstępowała go na krok, ale później…
Cóż, zaczęliśmy dorastać – przyznałam.
Ja od samego początku twierdziłem, że powinniście być razem! – śpiewnym głosem ogłosił pan Peio. Speszyłam się spuszczając wzrok. – Potrzebowaliście porządnego wstrząsu, aby…
Ale my nie jesteśmy razem – sprostowałam natychmiast.
To tylko kwestia czasu – prychnął pod nosem. – Zobaczysz, dziecko… Niedługo wspomnisz moje słowa – Zaśmiał się. Pani María spojrzała na niego karcąco.
Czy mogłabym… – zaczęłam niepewnie.
Oczywiście – potwierdziła pani domu. Schodami udałam się na górę rozglądając się po znajomym wnętrzu. Serce obijało mi się o żebra, kiedy pchnęłam drzwi do pokoju Kepy. Nie było mnie tutaj tak długo… Jego azyl również zachował się w takim stanie, jakim go zapamiętałam. Sportowe koszulki zdobiły ściany, a zdjęcia z idolami stały na biurku. Usiadłam na łóżku rozkoszując się jego fakturą, wracając wspomnieniami do wydarzenia, które nas zmieniło, które zapoczątkowało zupełnie inny rodzaj znajomości. Zatraciłam się w smaku jego ust, dotyku jego drżących i nieco niepewnych dłoni na moim ciele, z początku nieporadnych, później stanowczych ruchów… Zamrugałam zdziwiona powiekami, gdy dostrzegłam niedomkniętą szufladę białej komody. Zwabiona niezdrową ciekawością podeszłam do niej i opuszką palca pogładziłam materiał mojej kwiecistej koszuli na ramiączkach, którą wtedy ze mnie zdarł. Spłonęłam rumieńcem jednocześnie czując dziwną ekscytację. Nie pozbył się jej, zatrzymał… Zmarszczyłam brwi dostrzegając schowane pod nią fotografie. Z szoku uchyliłam usta. Były nasze… Przedstawiały naszą dwójkę, stanowiły naszą tajemnicę, bo przecież nikt nie zdawał sobie sprawy z zażyłości naszej relacji. Głupie miny, roziskrzone oczy, błogie uśmiechy, czułe pocałunki, mocne objęcia. Puente Viejo, Isla de Garraitz… Zachował je. Wzruszona otarłam mokre policzki. Nie zorientowałam się, kiedy popłynęły pierwsze łzy. Poruszenie ścisnęło mnie za gardło i odebrało mowę. Ostrożnie włożyłam zdjęcia do szuflady i przykryłam je naderwaną koszulą. Zeszłam na dół, pożegnałam się i życzyłam udanego lotu. Miałam zamiar udać się do domu, lecz nogi poniosły mnie w zupełnie inne miejsce.

 Puente Viejo. Jeden z najbardziej charakterystycznych elementów miasta. Most otoczony urokliwymi budynkami oraz uliczkami. Szum rzeki, zacumowane łodzie. Moje ukochane miejsce w Ondarroi. Świadek naszego pierwszego pocałunku. Pozwoliłam sobie na chwilę refleksji opierając się o ceglane ściany. Wpatrywałam się w dal, z zachwytem podziwiałam panoramę miasta, teraz dodatkowo rozświetloną przez świąteczne ozdoby i dekoracje. Kochałam Londyn, lecz tutaj czułam się tak spokojnie. Nie musiałam się nigdzie spieszyć, przepychać przez tłum. Ondarroa była inna, cichsza, ale posiadała swoją specyfikę. Doceniałam w niej tę harmonię oraz magię. Odruchowo dotknęłam swoich ust powracając pamięcią do tamtego dnia. Byliśmy dziećmi, które bawiły się w dorosłość. Po jednym z jego treningów, obżerając się ciastkami dotarliśmy na most świecący pustkami. Wiatr rozwiewał mi włosy, a Kepa odgarniał ich niesforne kosmyki z mojej twarzy. Byliśmy tak blisko siebie i nie myśleliśmy racjonalnie. Daliśmy ponieść się chwili. Czułam jego szybko bijące serce, moje wystukiwało taki sam szalony rytm. Jego usta smakowały cynamonem. Zaśmiałam się cicho czując wibrację w kieszeni. Zdziwiłam się widząc wiadomość od Hiszpana. Przejechałam palcem po ekranie.
Jesteś na Puente Viejo? ;)
Wysłałam twierdzącą odpowiedź czekając na jego kolejny ruch.
Stoisz dokładnie tam, gdzie staliśmy podczas naszego pierwszego pocałunku? ;)
Tak ;)
Kucnij, a dostrzeżesz coś niewidocznego na pierwszy rzut oka ;)
Zagryzłam wargę, ale wykonałam jego polecenie. Mała ozdobna torebeczka, z której wyciągnęłam pudełeczko. Uchyliłam jego wieczko wyczuwając jedynie niebieską karteczkę. Jeden cytat. Jeden jedyny mówiący wszystko.

Czy mówiłem Ci ostatnio, że Cię kocham?
Mówiłem Ci, że nie ma nikogo ponad Tobą?
Napełniasz me serce radością
Zabierasz cały mój smutek
Łagodzisz me kłopoty, właśnie to czynisz…

Ondarroa, 25.12.2019 r.

 Święta Bożego Narodzenia miały dla nas szczególny charakter. Kolację wigilijną spożyliśmy w rodzinnym gronie, ciesząc się swoim towarzystwem oraz obecnością. Wszelkie troski i smutki odleciały, pozostała jedynie radość i nadzieja. Stół uginał się od tradycyjnych potraw, które przygotowałam z pomocą cioci oraz babci. Pieczony indyk nadziewany bekonem, owocami oraz pieczarkami. Pieczona jagnięcina z ziemniakami, pokrojonymi tak, aby jej paski przypominały pajdy chleba. Przeróżne znakomitości sporządzone z ryb oraz owoców morza. W oknach odbijał się blask choinkowych światełek, a pod tradycyjnym drzewkiem stała mała szopka zrobiona przez dziadka. Kultywował ten zwyczaj od małego, dostarczając sobie i nam wielkiej radości. Po świątecznym obiedzie przystąpiliśmy do składania sobie życzeń oraz obdarowania się prezentami. Kochałam te momenty, ogarniało mnie wzruszenie, nad którym nie do końca potrafiłam zapanować. Ten rok przyniósł wiele zmian, pojawiły się wielkie wyznania, które dały nadzieję na coś lepszego, na spełnienie, którego oczekiwałam od tak dawna. Słowa wypisane pismem Kepy, jego ciepłą dłonią siedziały mi w głowie. Kochałam go, a on kochał mnie. Wierzyłam, że po powrocie do stolicy Anglii uda nam się stworzyć związek. Taki prawdziwy, szczery, oparty na zaufaniu i miłości. Parsknęłam śmiechem widząc Jamesa sięgającego po kandyzowane owoce oraz marcepan. Nigdy nie miał dość!
Brzuch ci zaraz pęknie! – rzuciłam wystawiając mu język.
To twoja wina, bo za dobrze gotujesz! – odpyskował.
Jeszcze czego! Nie musisz jeść wszystkiego naraz!
Muszę, bo do jutra wszystko zniknie! – odparował strzelając we mnie jabłkiem.
James! – pisnęłam oburzona.
Dzieci, przestańcie – zaśmiała się babcia. – Zachowujecie się gorzej, niż wtedy, gdy byliście mali!
Ona dalej jest mała – James wskazał na mnie palcem. Zmrużyłam wściekle oczy.
Mała to jest twoja…! Ja jestem niska – uśmiechnęłam się słodko. Policzki mojego brata pokryły się czerwienią, ale nie miał siły na obronę. W geście triumfu uniosłam dłonie do góry.
Nie warto zadzierać z siostrą – zachichotał wujek popijając czerwone wino.
To prawda – potwierdziłam gramoląc się na fotel dziadka. Potarmosił moje włosy, a ja zaciągnęłam się jego zapachem. Babcia podała mi kubek gorącego kakao, który przyjęłam z wdzięcznością. Było tak rodzinnie, bajkowo, świątecznie…

 Późnym wieczorem zaszczyciła mnie obecność mojego stukniętego braciszka. Z talerzem pełnym ciastek wskoczył na łóżku klepiąc miejsce obok siebie. Rozbawiona pokręciłam głową, lecz z chęcią skorzystałam z jego zaproszenia.
Spowiadaj się – rzucił lekko, czym wprowadził mnie w konsternację. – Nie rób takiej zdziwionej miny! – Zbeształ mnie.
Nie wiem, co ci chodzi – powiedziałam zgodnie z prawdą porywając z talerza kruche ciastko.
Dlaczego Kepa poprosił mnie o tak dziwną przysługę? – zapytał przypatrując mi się uważnie. Zamarłam z przysmakiem zbliżającym się do ust.
Nie wiem? – odpowiedziałam głupio czując ogarniającą mnie panikę. Chyba nie powiedział Jamsowi, co napisał na tej specjalnej karteczce?
Dobrze, nie będę drążył tematu – skapitulował bezradnie rozkładając ręce. – Wiesz… – Zaczął patrząc na mnie z ukosa. – Zastanawiałem się nad przeprowadzką do Londynu – Przygryzł nerwowo wargę. Zatkało mnie.
Z powodu Grace? – wypaliłam zanim zdołałam ugryźć się w język.
Dlaczego z powodu Grace? – zabawnie zmarszczył brwi. – Jest urocza, ale…
Nie, nie, nie! Ona nie jest urocza, a ty nie jesteś słodki!
Powiedziała, że jestem słodki?! – zainteresował się.
Boże, daj mi siły – poprosiłam wymownie patrząc w górę. James trącił mnie w bok. – Naprawdę jesteś nią zainteresowany? – Zrobiłam zbolałą minę.
Nie… – odparł z lekkim wahaniem. – Powiem ci coś, ale jeszcze nie teraz – Obiecał. Zacisnęłam usta, ale uszanowałam jego decyzję.
Niech ci będzie – przewróciłam oczami. – Co robimy? – Zajęczałam machając nogami w powietrzu.
Film? – zaproponował otwierając MacBooka. Kiwnęłam głową. – Love Actually?
Och, braciszku, wiesz czego mi trzeba! – powiedziałam radośnie. – Ale skończyły się ciastka – Zauważyłam.
Skoczę po popcorn – zaoferował i zwlekł się z łóżka. Wrócił po kilku minutach z popcornem, chipsami, kolejną porcją ciastek i winem. – Są święta – Powiedział, jakby to przesądzało sprawę.
Masz rację – przyznałam. James przykrył nas kocem, a ja wygodnie ułożyłam głowę na jego ramieniu. – Cieszę się, że chcesz się przeprowadzić. Tęsknię za tobą – Wyszeptałam cicho.
Ja za tobą też, moja Mała Mi – parsknął otwierając butelkę. Westchnęłam błogo prosząc w myślach, aby zdecydował się porzucić Los Angeles na rzecz Londynu. Znowu bylibyśmy razem, jak za starych dobrych czasów…


***

Witam!

Tęskniłyście za Jamsem? :D 
Dziś bez Kepy, ale mam nadzieję, że małą nieobecność wynagrodził swoim wyznaniem ^^


Pozdrawiam ;*

4 komentarze:

  1. Bardzo tęskniłam za Jamesem i cieszę się, że przeprowadza się do Londynu! ❤️❤️

    OdpowiedzUsuń
  2. Alias, mimo że daleko od Kepy. Przeżyła cudowne święta w rodzinnej atmosferze.
    Wszystko pomału zaczyna się układać. I robi się tak błogo 😉
    Kepa mimo dzielącej ich odległości przygotował jej za pomocą Jamesa super niespodziankę.
    W końcu stało się to na co wszyscy tutaj czekaliśmy. Kepa zmądrzał i wyznał Alisie swoją miłość. W jakże cudny i romantyczny sposób.
    Za Jamesem teskniłam ogromnie. Bardzo mnie cieszy jego przeprowadzka do Londynu.
    Czyżby mimo zaprzeczen chłopaka, miała na to wpływ Grace ?Chyba oboje wpadli sobie w oko.
    Pozdrawiam cieplutko i czekam na nowy rozdział 😊

    OdpowiedzUsuń
  3. Alisie powrót w rodzinne strony przyniósł ogrom radości. W końcu to właśnie tam przeżyła większość swojego życia i wiążą się z tym miejscem wspaniałe wspomnienia. Przede wszystkim te związane z Kepą i ich wspólnymi chwilami. W rodzinnych stronach, niemal wszystko dookoła jej o nim przypomina. W dodatku poprzez odwiedziny jego rodzinnego domu odkryła, że ich relacja nie tylko dla niej miała ogromne znaczenie. Znalezienie tej koszuli i zdjęć jest doskonałym dowodem, że Kepie naprawdę na niej zależało i nadal zależy. W innym przypadku by ich nie zachował, gdyby dla niego to wszystko było tylko młodzieńczą zabawą. W dodatku ta romantyczna niespodzianka z tym pudełeczkiem, które zawierało to przepiękne wyznanie. To było takie kochane i urocze. Kepa naprawdę się postarał i nawet zaangażował we wszystko Jamesa. Mam nadzieję, że po powrocie Alisy do Londynu w końcu dadzą sobie prawdziwą szansę na bycie ze sobą i nic ani nikt już im w tym nie przeszkodzi. Święta Alisy i jej rodziny były wprost magiczne. Wspólnie spędzony czas na pewno wiele znaczył dla każdego z nich. Nareszcie wszyscy razem mogli ze sobą pobyć i nacieszyć się sobą. Bardzo ucieszył mnie pomysł Jamesa z przeprowadzką do Londynu na stałe .choć na razie powód takiej decyzji jest owiany tajemnicą. Niby nie chodzi o Grace, ale po Jamesie można się wszystkiego spodziewać. Przynajmniej Alisa będzie miała go blisko siebie, co na pewno nie raz i nie dwa porpawi jej humor.
    Czekam z niecierpliwością na kolejny rozdział. 😊

    OdpowiedzUsuń
  4. Nie ma to jak powrót do rodzinnego miasta pełnego życzliwych Ci ludzi oraz ukochanej rodziny :) Alisa na pewno bardzo tęskniła za nimi wszystkimi i nareszcie mogła spędzić z nimi więcej czasu. W końcu rok to bardzo dużo! Powinna pomyśleć o powrocie do tego miejsca w przyszłości hihi ^^
    Ojciec Kepy ma niesamowitego nosa i jest bardzo dobrym obserwatorem :) Jestem pewna, że jeszcze dane mu będzie powiedzieć "A nie mówiłem?!". W ogóle rodzina piłkarza wydaje się być bardzo sympatyczna. Ci ludzie darzą Alisę samymi pozytywnymi uczuciami co dobrze wróży na przyszłość. Ale czy da się jej nie lubić? Oczywiście tego pytania do wyszczerza nie kieruje ^^ Dziewczyna miała okazję, aby wejść do "czterech ścian" Kepy z którymi wiąże się mnóstwo pięknych wspomnień. Dzięki temu odkryła parę dość istotnych dowodów na to, że przez cały ten czas była dla bramkarza bardzo ważna. Czyżby tatuś wiedział o koszulce w szufladzie? ^^ Aj Kepa, Kepa ... Ty głuptasie. Zamiast posłuchać swojego serca to wymyślał tysiące niedorzecznych wymówek. A potrafi być z niego taki romantyk! Ten moment na moście z zostawioną dla niej wiadomością ... rozpływam się nad tym. To było cudowne i piękne :) Czy Kepa właśnie wyznał miłość Alisie? ^^
    Duet Alisa - James jest nie do podrobienia :) Takie typowe rodzeństwo, które nawet z wiekiem nie potrafi być wobec siebie poważne ^^ docinki pełne niewidzialnej czułości. Brat doskonale wie, albo podejrzewa że coś się dzieje pomiędzy jego przyjacielem, a młodszą siostrą. Ale czeka aż ktorejś z nich nareszcie mu powie jak jest. Jestem pewna, że nie będzie miał nic przeciwko. Ale na 100% uraczy ich jakąś soczystą docinką :) Ciekawi mnie co kryje się pod chęcią zamieszkania w Londynie przez Jamesa. Skoro to nie jest Grace (która nie jest urocza ^^) to co? A może kto? Jestem bardzo ciekawa :)
    Czekam na Kepę! :D Tak ... już mu wybaczyłam nieogarnięcie. Co nie oznacza, że ma się nie starać ^^

    OdpowiedzUsuń