sobota, 28 grudnia 2019

Dwudziesty drugi

Londyn, 29.11.2019 r.

 Mroźne powietrze owiało moje policzki, gdy przed budynkiem uniwersytetu czekałam na Alexa. Opuściłam dzisiejsze zajęcia, ponieważ zdawałam sobie sprawę z tego, że nie dam rady skupić się na treści omawianej lektury. W mojej głowie panował istny chaos, nad którym jak na razie nie potrafiłam zapanować. Ciągle myślałam o Kepie, przed oczami wciąż widziałam wyraz jego twarzy, kiedy mówił mi o tym, do czego posunęła się Andrea. Próbowałam znaleźć jakieś sensowne wytłumaczenie, coś co pozwoliłoby mi choć w pewnym stopniu zrozumieć jej postępowanie, ale nie potrafiłam. Czy naprawdę aż tak kochała Hiszpana? Czy to tylko ze względu na tę miłość odrzuciła córkę i usunęła ją na boczny tor, by wieść szczęśliwe i spokojne życie? A może ta miłość była jakąś chorą obsesją i Andrea dostrzegła w niej szansę od losu? Podczas naszej wczorajszej rozmowy w jednej sekundzie zniknęła cała moja złość na jego osobę. Nie mogłam się dąsać widząc to, w jakim stanie się znajduje. Był rozbity i cierpiał, a ja nie miałam serca, by dokładać mu jeszcze więcej trosk. Kochałam go. Kepa… Kepa czuł coś do mnie, teraz byłam tego pewna. Upiliśmy się wczoraj na kuchennej podłodze. Na przemian płakaliśmy i śmialiśmy się wspominając dawne czasy. Obydwoje byliśmy przybici i potrzebowaliśmy swojego towarzystwa. Ja potrzebowałam jego całego do tego, aby w pełni egzystować, on w moich ramionach znalazł tak potrzebne mu w tamtej chwili ukojenie. Nalegał, abym została, żebym nie wracała w takim stanie do domu, ale odmówiłam mu. Bałam się tego, co mogliśmy zrobić pod wpływem chwili, nagłego impulsu. To nie byłoby dobre dla żadnego z nas. Musieliśmy zmierzyć się z tym, co przygotowało dla nas życie, nie spiesząc się z niczym. Wpatrzona w uginające się od porywistego wiatru gałęzie drgnęłam czując na ramieniu czyjąś dłoń.
Alex… Cześć – wyjąkałam kuląc się w sobie. – Dziękuję, że zgodziłeś się na to spotkanie…
Cześć – odparł przypatrując mi się uważnie. – Masz ochotę na kawę, albo herbatę? Trzęsiesz się z zimna – Zauważył.
Tak, to chyba dobry pomysł – poparłam go. Kiwnął głową i ruszył przed siebie. Dogoniłam go nie potrafiąc odczytać nic z jego skupionego profilu. Błądził gdzieś myślami, jego wzrok był nieobecny, jego usta nie były ozdobione uśmiechem, do którego zdążyłam się przyzwyczaić. Była to moja wina i musiałam się z nią zmierzyć. Po kilku chwilach spaceru odbytego w ciążącej nam ciszy dotarliśmy pod Scoff & Banter Tea Rooms. – Nigdy tutaj nie byłam – Wyznałam oczarowana wchodząc do pomieszczenia.
Ja często przychodzę tutaj z mamą – wyjaśnił lawirując pomiędzy gąszczem ludzi. Z trudem znaleźliśmy wolny, osadzony w przytulnym kąciku stolik.
Urocze miejsce – skwitowałam siadając na wygodnym krześle. Zgodził się ze mną składając zamówienie. Z nerwów zaczęłam miąć znajdującą się przede mną ozdobną serwetkę.
Miejmy to już za sobą, Alisa – westchnął ciężko dziękując kelnerce, która ostrożnie postawiła na stoliku dzbanek, cukierniczkę oraz dwie filiżanki.
Przepraszam, że kazałam ci czekać tak długo – powiedziałam ogrzewając dłonie. – Musiałam przemyśleć całą tę sytuację… – Zaczęłam niemrawo.
Nie przepraszaj, przecież sam ci powiedziałem, że nie musisz się z niczym spieszyć – zaśmiał się smutno upijając łyk gorącej cieczy.
Wiem, ale mimo wszystko nie czuję się z tym dobrze. Alex… Nie byłam z tobą szczera – wyznałam. – Powinnam ci o tym powiedzieć na początku, jednak nie sądziłam, że poczujesz do mnie coś więcej… Polubiłam cię, nawet bardzo. Jesteś naprawdę świetnym facetem, który zasługuje na wszystko, co najlepsze, ale…
W twoim sercu jest ktoś inny, prawda? – zapytał zbijając mnie z tropu. – Nie patrz tak na mnie, takie przemówienia zazwyczaj kończą się taką wiadomością.
Masz rację – przyznałam. – Mam nadzieję, że wybaczysz mi ten oddany pocałunek. Nie wiem, co chciałam nim osiągnąć… Nie chciałam robić ci niepotrzebnych złudzeń, ale chyba mi to nie wyszło – Bezradnie wzruszyłam ramionami.
Trochę nie, jednak nie będę robił ci wyrzutów. Wiem, że zaskoczyłem cię swoim wyznaniem… Miałaś prawo tak zareagować. Czyli… Nie mam u ciebie żadnych szans?
Nie – odpowiedziałam pewnie. – Zawsze był on… Od samego początku chodziło tylko o niego – Siląc się na to wyznanie dostrzegłam błysk w oczach chłopaka.
Kepa?
Kepa – potwierdziłam mimowolnie unosząc kąciki ust ku górze.
Nie chcę przekreślać naszej znajomości tylko dlatego, że nie odwzajemnisz moich uczuć. Potrzebuję tylko trochę czasu, aby dojść do siebie – oznajmił wstając z miejsca.
Dziękuję – wychrypiałam nieco oszołomiona. – Nie spodziewałam się…
Jesteśmy dorosłymi ludźmi, daj spokój – parsknął.
Ty naprawdę jesteś aniołem – stwierdziłam wychodząc z ciepłej herbaciarni.
Pozostaje mi mieć nadzieję, że kiedyś jakaś dziewczyna w pełni to doceni – zażartował.
I tego właśnie ci życzę – skwitowałam żegnając się z nim. Idąc przez oświetlone ulice Londynu otrzymałam wiadomość od Matta, która sprawiła, że pobiegłam do domu, jakby się paliło.

 Matt płakał wtulony w moje ramiona. Serce mi pękało widząc go w takim stanie, ale nic nie mogłam zrobić. Tuliłam go do siebie, szeptałam kojące słowa, głaskałam go po głowie mówiąc, że wszystko się ułoży. On nic nie mówił, tylko drżał na całym ciele. Nie potrafił się uspokoić. W przedpokoju stały walizki oraz torby z jego rzeczami. Rozstał się z Markiem w złości i bólu. Potrafili zażegnać drobną sprzeczkę, jednak po niej przyszły poważniejsze kłótnie, z których nie potrafili się wyplątać. Byli uparci, nie potrafili przyznać się do błędu, wyciągnąć ręki na zgodę. Pozostał jedynie żal oraz przeświadczenie, że za szybko podjęli decyzję o wspólnym mieszkaniu.
Matt… – zaczęłam niepewnie. – Jesteś całkowicie…
Tak! – krzyknął tłumiąc szloch. – To już skończona historia! Nie ma już Marka i Matta razem. Jesteśmy osobno. Koniec. Kropka – Wydusił pokazując mi swoje zaczerwienione oczy.
Dobrze, już dobrze – skapitulowałam. – Wiem, jak ci ciężko, wiem, jak paskudnie się czujesz, ale wiem też, że gdzieś tam czeka na ciebie ktoś wyjątkowy, ktoś z kim zrozumiesz, dlaczego z Markiem nie wyszło… – Próbowałam go pocieszyć, ale nie wiedziałam, czy moje słowa przyniosą oczekiwany rezultat. Matt cierpiał, bo miał złamane serce, a ja doskonale wiedziałam, co to oznacza.
Ja też to wiem, a przynajmniej chcę w to wierzyć, ale… To boli – jęknął pociągając nosem. – Myślałem, że mamy szansę, że to wszystko zmierza w dobrym kierunku, jednak życie boleśnie sprowadziło mnie do parteru…
Życie jest trudne i czasami mam ochotę kopnąć je w tyłek – powiedziałam, czym spowodowałam jego delikatny uśmiech. – Jesteś silnym facetem, poradzisz sobie z tym! Masz mnie, zawsze i na zawsze. Nigdy o tym nie zapominaj – Pocałowałam go w czoło.
Nie mógłbym – sięgnął po kolejną chusteczkę, jak się okazało ostatnią. – Są jakieś lody w zamrażalniku? – Spytał przybierając minę uroczego szczeniaczka.
Są – potwierdziłam. – Na nasze życie uczuciowe nadają się idealnie – Stwierdziłam zanurzając łyżeczkę w zimnym przysmaku.
Smakują obłędnie – westchnął oblizując się. – Dziękuję, że mogę z powrotem się tutaj wprowadzić…
Matt, ten dom na zawsze będzie twój. Nigdy w to nie wątp. Poza tym… Tęskniłam za tobą tutaj – szepnęłam spuszczając wzrok.
Ja za tobą też – wymamrotał całując mnie w policzek. Zaśmiałam się cicho wtulając twarz w jego szyję. Brakowało mi tego tak bardzo…

Londyn, 06.12.2019 r.

 Winter Wonderland to ogromna coroczna impreza świąteczna odbywająca się w Hyde Parku. Na każdym kroku oferowała mnóstwo atrakcji, od których mogło zakręcić się w głowie. Urokliwe dekoracje, oświetlone uliczki, śmiech dzieci, krzyki dorosłych… Czułam się, jakbym trafiła do jakiejś bajki, magicznego świata, w którym dzieją się cuda. Przeróżne budki z jedzeniem i piciem zachęcały do odwiedzin, w oddali migotał diabelski młyn, do którego utworzyła się spora kolejka. Było tłoczno, ale dookoła panowała atmosfera radosnego oczekiwania. Mikołaj rozdawał dzieciom prezenty, ludzie gromadzili się wokół tymczasowego, największego lodowiska w całej Wielkiej Brytanii, aby ponieść się szaleństwu i jeździe na łyżwach. Uśmiechnęłam się pod nosem udając się w stronę Zjeżdżali Lodowej, obok której czekał już Kepa.
Cześć – przywitałam się chowając ręce do kieszeni.
Cześć – powiedział uśmiechnięty. – Co chcesz robić? – Zapytał trochę onieśmielony.
Cokolwiek – wzruszyłam ramionami. – A ty na co masz ochotę?
Może najpierw coś zjemy? – zaproponował, a ja ochoczo pokiwałam głową. Szliśmy stykając się ramionami, pogrążeni w przyjemnej ciszy. Decyzję o spotkaniu podjęliśmy spontanicznie, nie myśleliśmy o niczym. Nie rozmawialiśmy o Andrei, o Alexie, o tym, co nas poróżniło. Obydwoje mieliśmy masę pytań, ale postanowiliśmy cieszyć się danym momentem, chcieliśmy łapać ulotne chwile w dłonie nie przejmując się rzeczami, na które nie mieliśmy wpływu. Byliśmy my, dwójka ludzi pośród tłumu, zmierzająca w jednym kierunku. Rozmawialiśmy swobodnie, żartowaliśmy, śmialiśmy się jak małe dzieci korzystając z rozmieszczonych w każdym miejscu atrakcji. Czerpaliśmy siłę ze swojego towarzystwa, opychaliśmy się watą cukrową, popijaliśmy ją gorącą czekoladą, skusiliśmy się na łyżwy. Jeździliśmy niepewnie, co jakiś czas lądowaliśmy na zimnym, ubitym podłożu. – Tak będzie bezpieczniej! – Kepa niespodziewanie splótł nasze dłonie. Przyjemne ciepło rozeszło się po moim ciele.
I o wiele lepiej – dodałam odpychając się łyżwami od lodowiska. Jeździliśmy piszcząc i słuchając muzyki. Potrzebowaliśmy takiej chwili wytchnienia, takiej beztroski. Opuszczając lodowisko nie mogłam złapać oddechu.
Nie masz kondycji! – zaśmiał się Kepa ściągając łyżwy.
Nie jestem sportowcem! – przypomniałam mu poprawiając włosy.
Za to masz uroczo zarumienione policzki – pogłaskał jeden z nich kciukiem. Odchrząknęłam zakłopotana, a on natychmiast cofnął dłoń. – Masz jeszcze na coś ochotę? Na ciebie.
Co powiesz na Master of Time? – poruszyłam brwiami w górę i w dół. Hiszpan zaśmiał się głośno prowadząc mnie w dane miejsce. Nałożyliśmy słuchawki wsiadając do wehikułu czasu. Zapewniał on niesamowite przeżycia, oferował wirtualną rzeczywistość oraz eksplozję wrażeń. – Nigdy więcej! – Zarzekłam wysiadając.
Byłaś bardzo dzielna – obwieścił walcząc ze śmiechem. Sprawnie uchylił się przed moim ciosem. – Odprowadzę cię – Zaoferował.
Dobrze – potaknęłam. – Gracie jutro wyjazdowy mecz, prawda?
Tak, z Evertonem – potwierdził. – Przed świętami mamy spotkanie z Tottenhamem na ich stadionie… Tak sobie pomyślałem… Dałabyś się zaprosić? Z Mattem? Wiem, że to jego drużyna, więc powinien się ucieszyć…
Z przyjemnością – odparłam zachwycona tą propozycją. Mattowi przyda się takie oczyszczenie umysłu, a ja po raz kolejny będę mogła cieszyć się bliskością Kepy…

Londyn, 22.12.2019 r.

 Bożonarodzeniowy i świąteczny okres sprawiał, że jeszcze bardziej pokochałam Londyn. Uliczki były przystrojone, ozdobne światełka migotały wesołym blaskiem, przepięknie udekorowane choinki górowały nad innymi dekoracjami, a witryny sklepowe prześcigały się w kolorowych i bogatych wystawach. Podświetlane bałwany, renifery oraz mikołaje tworzyły zgrabną otoczkę. Ludzie spacerowali, podziwiali trud, jaki inni włożyli w przystrajanie miasta, robili zdjęcia, kręcili zabawne filmiki. Szłam z Mattem raźnym krokiem, zmierzaliśmy w stronę stadionu przepychając się i obstawiając wynik meczu.
Tottenham oczywiście wygra! – powiedział pewnie Matt. Prychnęłam kpiąco pod nosem.
Nieprawda! Kepa zachowa czyste konto! – sprzeciwiłam się obserwując iskry w jego oczach. Jako tako pozbierał się po rozstaniu z Markiem, częściej się uśmiechał i odzyskał apetyt. Mimo tego ciągle tęsknił za chłopakiem, ale nie widział szansy w odzyskaniu go. Zacisnęłam zęby nie próbując przekonywać go do swoich racji. Skoro był tego pewny, pozostawało mi uszanować jego decyzję i wspierać w dalszych działaniach.
Jak on się czuje? Doszedł już do siebie po rewelacjach związanych z Andreą? – spytał zainteresowany odciągając mnie w bok, bym uniknęła zderzenia z pędzącym rowerem.
Tak mi się zdaje… – mruknęłam w szalik. – Minął już prawie miesiąc… Andrea próbowała się z nim kontaktować, wysyłała mu wiadomości z przeprosinami i raz po raz wyjaśniała, co nią kierowało, ale Kepa jest nieugięty. Nie może jej wybaczyć tego, że ukrywała to przed nim przez tyle lat…
Wcale mu się nie dziwię! Trzeba mieć tupet, naprawdę! – zbulwersowany Matt kopnął kamyk, który potoczył się pod nogi nieznanego przechodnia. – Teraz nic nie stoi wam na przeszkodzie do szczęścia. W zasadzie to jemu…
Nie kończ tego! – poprosiłam dobrze wiedząc, do czego zmierza. Wzruszył niewinnie ramionami posyłając mi figlarny uśmiech. – Niech ci będzie, trochę tęskniłam za twoim zbereźnym poczuciem humoru. Ale tylko trochę!
Już ja swoje wiem! – dał mi kuksańca w żebra zatrzymując się przed imponującym budynkiem. Przyjaciel odetchnął pełną piersią. – Czuję rozchodzący się w powietrzu zapach wygranej!
Chyba w twoich snach – wytknęłam mu język. Matt kopnął mnie w kostkę i pociągnął za sobą, abym się nie zgubiła. Sprawnie przeszliśmy kontrolę, pokazaliśmy bilety i weszliśmy na stadion. Szczerze liczyłam na zwycięstwo drużyny Kepy.

Londyn, Tottenham Hotspur Stadium, 22.12.2019 r.

 Jak poinformował mnie Matt, kiedy przepychaliśmy się przez tłum, aby dotrzeć na swoje miejsca, derby Londynu zawsze charakteryzowały się specyficzną atmosferą i podniosłym nastrojem. Uwierzyłam mu na słowo oddychając z ulgą, gdy znaleźliśmy odpowiednią trybunę. Kibice szaleli, wymachiwali ogromnymi flagami, klubowymi szalikami oraz głośno się przekrzykiwali. I wyzywali. Skrzywiłam się pokazując światu koszulkę Kepy. Siedzieliśmy w sektorze kibiców Chelsea, co Matt przyjął ze skwaszoną miną. Szybko jednak przeszedł do porządku dziennego dumnie odsłaniając koszulkę Tottenhamu.
Nie narobisz sobie przez to kłopotów? – zapytałam słodko obserwując innych kibiców. Niektórzy machali ręką na niegodziwy strój Matta, inni złowieszczo zaciskali pięści. – W razie potrzeby będę cię bronić! – Zapewniłam go.
Nie wątpię – sarknął rozglądając się po nowoczesnym stadionie. Poszłam jego śladem, ale nie podzielałam jego zachwytów. Wolałam Stamford Bridge. Zdecydowanie. O wyznaczonej godzinie sędzia zagwizdał po raz pierwszy, rozpoczynając derbowe spotkanie. Pierwsza połowa meczu toczyła się pod dyktando Chelsea, ku niezadowoleniu Matta. Drużyna Niebieskich umiejętnie się broniła i wyprowadzała groźnie wyglądające ataki. Nie byłam ekspertką, ale wydawało mi się, że gospodarze nie potrafią przedostać się pod bramkę Kepy. Groźnie zrobiło się już w dwunastej minucie, kiedy Willian wpadł w pole karne rywala i pięknym strzałem umieścił piłkę w siatce. Z ochotą przyłączyłam się do wiwatów i radosnych okrzyków. Chelsea ze spokojem kontrolowała przebieg spotkania, co nie podobało się gospodarzom. Pod koniec pierwszej połowy bramkarz Tottenhamu sfaulował zawodnika Chelsea. Kibicie wściekle wymachiwali rękami, ja w skupieniu słuchałam Matta, który tłumaczył mi na czym polega VAR. Kiwnęłam głową, kiedy po głębokiej analizie sędzia podyktował Niebieskim rzut karny. Siedzący obok mnie chłopak zaklął siarczyście pod nosem. Zacisnęłam kciuki obserwując Williana. Brazylijczyk strzelił drugiego gola.
Podoba mi się ten mecz! – krzyknęłam z entuzjazmem.
A mi nie – burknął Matt zaplatając ręce na piersi.
Daj spokój, nie dąsaj się! – pieszczotliwie zmierzwiłam jego włosy. W odpowiedzi posłał mi krzywe spojrzenie. – Już nic nie mówię! – Skapitulowałam powracając do oglądania meczu. Tottenham nie miał pomysłu na grę, ich akcjom brakowało płynności oraz przede wszystkim wykończenia. W sześćdziesiątej drugiej minucie sędzia po konsultacji z innymi pokazał czerwoną kartkę piłkarzowi gospodarzy, który bezmyślnie sfaulował obrońcę Chelsea. Po tej akcji wydarzyło się kilka rzeczy naraz. Kibice, a raczej siedzące na trybunach bydło zaczęło wykrzykiwać w jego kierunku rasistowskie wyzwiska, a inni rzucali butelkami w Kepę. Zagotowało się we mnie ze złości. – Co oni wyprawiają?! – Wydarłam się, a sympatycy Chelsea przyłączyli się do mnie. – Co to ma znaczyć?! – Dalej zdzierałam gardło nie bacząc na nic.
Uspokój się, nic mu się nie stało – parsknął Matt.
Ale mogło! – obstawiałam przy swoim. Po paru chwilach sytuacja się unormowała. Goście mieli jeszcze kilka okazji, lecz ostatecznie wynik pozostał bez zmian. Po końcowym gwizdku piłkarze oraz trener podeszli w stronę naszych trybun, aby podziękować nam za doping i wsparcie. Rozegrali dziś fantastyczne spotkanie i należały im się owacje na stojąco. I gromkie brawa! Byłam dumna z tego, że mogłam uczestniczyć w tym widowisku, być świadkiem niezwykłej radości trenera, która z niezrozumiałych przyczyn dziwnie mnie poruszyła. Niezauważalnie otarłam łzę. Ruszyliśmy w kierunku wyjścia przepychając się przez tłum. Wdając się rozmowę udaliśmy się w drogę powrotną. Pożegnałam się z Mattem przy Hyde Parku.
Udanego spotkania z Kepą – mrugnął do mnie Matt i oddalił się. Założyłam wymykający się kosmyk włosów za ucho. Pozostało mi cierpliwie poczekać na przybycie Hiszpana.

Londyn, 22.12.2019 r.

 Winter Wonderland powoli szykował się do zejścia ze sceny. Zmierzając w kierunku pomnika Piotrusia Pana słyszałam rozbrzmiewające w tle świąteczne piosenki, które nuciłam pod nosem. To był ostatni dzwonek na rozmowę z Kepą, ponieważ jutro wylatywałam do Hiszpanii, do swojego miasta, by spędzić święta z rodziną. Niewyobrażalnie za nimi tęskniłam i cieszyłam się, że te kilkanaście dni spędzę w ich gronie. Kepa zostawał w Londynie ze względu na intensywny maraton meczowy, jego najbliżsi mieli wylądować w stolicy Anglii we wtorkowe przedpołudnie.
Już jestem! – Hiszpan znikąd pojawił się obok. – Przepraszam za drobne spóźnienie, ale byliśmy w euforii po tej wygranej – Zaśmiał się.
To jak najbardziej zrozumiałe! Gratuluję zachowania czystego konta i świetnej gry! Naprawdę zafundowaliście nam wspaniałe widowisko – ożywiłam się momentalnie.
Mattowi chyba nie – parsknął.
Tak, masz rację… Nie był zbytnio zadowolony z wyniku oraz z postawy kibiców – westchnęłam zirytowana. – Nic ci się nie stało, prawda? – Zapytałam zaniepokojona.
Jestem cały i zdrowy – przytaknął. – Alisa, chciałbym ci życzyć wspaniałych świąt! Mam nadzieję, że jak najlepiej wykorzystasz ten wolny czas i nabierzesz sił – Uśmiechnął się ciepło.
Ja tobie również! Zasługujesz na magiczny czas, jak mało kto – wymamrotałam cicho, ale doskonale mnie usłyszał.
Dziękuję – odparł. – Alisa… – Zaczął podchodząc bliżej. Zamarłam. Z czułością pogłaskał mój policzek. Zadrżałam. Nie z zimna, tylko z powodu oczekiwania… Wykorzystał moje chwilowe zawahanie nachylając się nade mną. Kosmyki jego włosów połaskotały mnie w czoło. – Mogę to zrobić? – Upewnił się.
Nie musisz mnie pytać o takie rzeczy – szepnęłam słabo. Jego seksowne usta ozdobił cwany uśmiech. Chłonęłam ten widok całą sobą, dopóki nie poczułam ich na swoich własnych. Wstrzymałam oddech, nie mogłam się ruszyć. Po chwilowym otępieniu z całą pasją, z całą agresją, z tęsknotą wzbierającą się we mnie przez ponad pięć lat oddałam pocałunek. Jęknął posuwając się o krok dalej. Nasze usta pomimo upływu czasu pasowały do siebie idealnie, poruszały się w znajomym rytmie, jakby cieszyły się, że odnalazły do siebie drogę. Otaczająca nas rzeczywistość przestała mieć znacznie. Byliśmy tylko my, ciasno ze sobą spleceni, całujący się mocno, jakby jutra miało nie być. Odsunęliśmy się od siebie na milimetr, aby spojrzeć sobie w oczy. Były roześmiane. Uśmiech ozdobił nasze nabrzmiałe od pocałunku wargi.
Dorosłem – wychrypiał wskazując na pomnik, który był świadkiem naszej chwili, tego bajecznego momentu.
Masz rację – złożyłam pocałunek na wewnętrznej stronie jego dłoni. Zaśmiał się opierając swoje czoło o moje. Staliśmy tak upojeni bliskością tej drugiej osoby, a magię tej chwili dopełnił prószący z nieba śnieg…


***

Witam! 

Nareszcie ^^ 
Alisa to ja podczas oglądania tego meczu 😂

Życzę Wam samych szczęśliwych dni w Nowym Roku! <3 


💙😍

Do napisania w 2020! 

Pozdrawiam ;*

5 komentarzy:

  1. Aaaa! No w końcu Kepa! Tam się cieszę! :D

    Szczęśliwego Nowego Roku ❤️

    OdpowiedzUsuń
  2. Alisa postanowiła zdobyć się na szczerą rozmowę z Alexem i wszystko sobie z nim wyjaśnić. Cieszę się, że chłopak zniósł to w miarę dobrze i nie robił jej żadnych wyrzutów, a co więcej postanowił kontynuować z nią znajomość. Alex jest ważny dla Alisy, dlatego cieszę się, że nadal będą się przyjaźnić.
    Biedny Matt... tak strasznie mi go szkoda. :( Nie moge zrozumieć, dlaczego tak dobry i wspaniały człowiek ma aż tak ogromnego pecha i wciąż trafia na niewłaściwe osoby. Mark wydawał się idealną osobą, przy której Matt w końcu odnajdzie szczęście, a tu taka przykra niespodzianka. Na całe szczęście chłopak ma Alisę, na ktorą może zawsze liczyć. Obydwoje są dla siebie nieocenionym wsparciem. Oby Matt jak najszybciej wyleczył się z kolejnego zawodu i znalazł w końcu kogoś, kto naprawdę go uszczęśliwi.
    Alisa z Kepą spędzają coraz więcej czasu razem. W dodatku doskonale bawiąc się w swoim towarzystwie. Dzień spędzony na świątecznej zabawie na pewno dla obydwojga był magiczny i na długo zapadnie im w pamięci.
    Derbowy mecz dostarczył naszym bohaterom sporo emocji. Alisa coraz bardziej wdraża się w ten świat i jeszcze trochę, a pokocha go całym sercem. Osoby w jej otoczeniu bez wątpienia jej w tym pomogą.
    Zwycięski mecz na pewno dostarczył jej masę pozytywnych emocji. Matt pewnie trochę mniej cieszył się z wyniku, ale koniec końców obydwoje dobrze się bawili.
    Przed świąteczne spotkanie Kepy z Alisą było wręcz magiczne. Oni są po prostu dla siebie stworzeni i chyba Hiszpan nareszcie zaczyna to dostrzegać. Choćby poprzez nawiązanie do Piotrusia Pana i wcześniejszych słów dziewczyny. Mam nadzieję, że powoli coś zaczyna do niego docierać i od teraz zrobi wszystko, aby w jego i Alisy życiu zagościło szczęście.
    Czekam z niecierpliwością na kolejny rozdział.
    Szczęśliwego Nowego Roku. 😊

    OdpowiedzUsuń
  3. Oj tak ^^ Alex jest aniołem. Wyrozumiałym aniołem! Ma też swoją dumę i rozumie, że nie można zmusić nikogo do związku. Do miłości. Bo co to za związek skoro jedna osoba kocha kogoś innego? Jestem pewna, że gdzieś czeka na niego dziewczyna, która będzie dla niego chodzącym ideałem. Z wzajemnością co trudne nie będzie :) Cieszę się, że nie zakończyć swojej relacji z Alisą bo na prawdę byłoby szkoda. W końcu fajnie się dogadują jako przyjaciele. Żal coś takiego utracić :)
    Mój biedny Matt :( Aż serce mnie boli gdy czytam o jego smutku. Tak bardzo zaangażował się w ten związek! Nawet odważył się powiedzieć o swojej orientacji rodzicom, a skończyło się na brutalnym starciu z szarą rzeczywistością. A może to nie był ten? Może jego druga połówka dopiero stanie na jego drodze? Matt zasługuje na całe szczęście tego świata i jestem pewna, że to dopiero przed nim :) Jeszcze będzie z tego żartować! Z tego jak mazał się w ramionach Alisy i zajadał złamane serce lodami. Mój friendship goal znów razem ;3
    Kepa z Alisą jakby dopiero się poznawali! Są tacy niewinni i onieśmieleni swoim towarzystwem. Jak dwójka małolatów :) Jakby zapomnieli co wyprawiali! No ale ... rozumiem. Małymi kroczkami do przodu ^^ Każda chwila w swoim towarzystwie jest dla nich bardzo ważna i magiczna. W końcu randkowanie również muszą nadrobić. Wcześniej czasu na to nie mieli bo od razu przystąpili do wiadomych rzeczy ^^ A było zacząć od waty cukrowej? Zresztą, sama aura świąt Bożego Narodzenia wpływa dość romantycznie na wiele par. I tych doświadczonych i tych dopiero na początku wspólnej przygody. Bo chyba tak możemy mówić o Kepie i Alisie? Nareszcie? ^^
    Oho, Mattowi już przeszło ^^ ale co się dziwić! Na depresje najlepszy jest mecz ukochanej drużyny! O ile nie doprowadzają Cię do stanów przedzawałowych statystycznie dwa razy na kwadrans i nie wywołują morderczych myśli ... nie wspominając o opychaniu się czekoladą ^^ ale to wszystko lepsze niż użalanie się nad złamanym sercem ot co! Chociaż to dość niebezpieczne paradować w piłkarskiej koszulce pośród kibiców rywali ^^ Ale Matt to Matt ... miłość do klubu ponad wszystko! Zresztą, Alisa by go obroniła swoimi pazurkami ^^ W ogóle to czy mówiłam, że ich uwielbiam? Inni podczas takiego spotkania już dawno strzeliliby na siebie fochem. Że oni to przetrwali to aż trudno uwierzyć haha.
    Oh ... ale ta końcówka! *.* Słodsza niż wata cukrowa popijana czekoladą! Rozpływam się i to dosłownie. Tak panie Arrizabalaga. Nareszcie dorosłeś na co czekałam od bardzo (no może nie przesadzajmy ^^) dawna! Ten pocałunek był po prostu czystym romantyzmem! Jestem pewna, że zapamiętają go do końca swoich dni. I to jak ją zapytał czy może ... to było na prawdę urocze :) Nie wbił się w usta jak zgłodniały wilk (na co na pewno miał ochotę, już ja go tam znam ^^) tylko ogarnął swoją rządzę dla dobra sprawy. Po prostu cudownie :) Jestem bardzo ciekawa jak teraz potoczy się ich relacja bo na razie żadne poważne słowa nie padły :)
    Szczęśliwego Nowego Roku kochana :*:*:* Obyśmy mogły cieszyć się jakimiś super sukcesami żeby podrzucać sobie gify z fajowych i słodkich (seksownych) momentów :) Buziaki :*:*:

    OdpowiedzUsuń
  4. Oh, dobrze, że Alisa porozmawiała szczerze z Alexem i wszystko sobie wyjaśnili. Byłoby bez sensu, gdyby chłopak dalej żył złudzeniami. A tak, to obydwoje mogą zacząć od nowa. W tej sytuacji Alex wykazał się wyjątkową dojrzałością. Rozumie, że czasami pewnie uczucia są nieodwzajemnione. Dobrze, że Alisa dalej będzie miała w nim oparcie. To dobry chłopak i to może być długa i piękna przyjaźń.
    Biedny Matt :( A już myślałam, że przynajmniej on znalazł swoje szczęście. Naprawdę, wydawało się, że z Markiem tworzą idealny związek. A tymczasem Mark będzie musiał znaleźć kolejną "miłość swojego życia". Na szczęście cały czas ma obok siebie Alise, która pomorze mu dojść do siebie. Cokolwiek by się nie stało, zawsze mogą na siebie liczyć.
    Za to między Kepą i Alise powoli zaczyna się wszystko układać. Spędzają ze sobą coraz więcej czasu i coraz lepiej czują się w swoim towarzystwie. Świąteczna impreza była tego dowodem. Wspaniały, magiczny czas, dzięki którym tylko zacieśnili więzy. Kepa zaczyna dostrzegać, że przez cały ten czas, to Alisa była tą jedyną.
    Derbowy mecz też przyniósł wiele emocji. I to pozytywnych. Po zawirowaniach z Andreą, Kepa na pewno potrzebował także takiego bodźca na poprawę humoru. Sukcesy zawodowe potrafią dostarczyć mnóstwo energii.
    Z niecierpliwością czekam na kolejny rozdział.
    Pozdrawiam
    Violin

    OdpowiedzUsuń
  5. Bardzo dobrze , że Alisa zdecydowała się na szczerą rozmowę z Alexem. Chłopak ciągle mógł sobie robić niepotrzebna nadzieję. A tak przynajmniej wszystko jest między nimi jasne.
    Bardzo mi żal Matta. Przecież oni z Markiem byli idealna para. Szkoda , że tak szybko się to skończyło.
    Kepa i Alias natomiast , w końcu próbują być razem. I cudownie im to wychodzi. Oni razem są wprost idealni. Są dla siebie stworzeni i uwielbiam czytać momenty o nich. Są tak słodkie i romantyczne , że aż brakuje mi słów żeby to opisać.
    Mam nadzieję że Kepa już nic tutaj nie zepsuje. A nasza "kochana " Andrea zniknęła raz na zawsze i niczym nie namiesza. Choć po niej to można się wszystkiego spodziewać.
    Pozdrawiam Cię cieplutko. I z niecierpliwością czekam na kolejny rozdział.

    OdpowiedzUsuń