sobota, 11 stycznia 2020

Dwudziesty czwarty

Ondarroa, 27.12.2019 r.

 Czas spędzony w gronie najbliższych mi osób pozytywnie wpłynął na mój, zaskakująco dobry już nastrój. Świąteczna atmosfera, zapach tradycyjnych potraw, fałszowanie Jamesa, pogwizdywanie dziadka… Wszystko to sprawiło, że zaczęłam zastanawiać się nad swoją przyszłością. Bez wątpienia byłam zakochana w Londynie, w panującym tam zgiełku, w tłumach, zabytkach, w charakterystycznej specyfice, ale to Hiszpania była moją ojczyzną, Ondarroa moim miastem, z którym wiązały się przepiękne wspomnienia. W stolicy Anglii miałam jednak pracę, pracę dającą mi radość oraz spełnienie. Miałam kurs literacki dający mi satysfakcję. W Londynie był Matt oraz Kepa. James zastanawiał się nad przeprowadzką… Odpędziłam te myśli słysząc dzwoniący telefon. Przejechałam palcem po ekranie odbierając połączenie.
Matt! – pisnęłam. – Tęsknię za tobą! – Powiedziałam szczerze moszcząc się w bujanym fotelu. Dziadek posłał mi dobrotliwy uśmiech powodujący przyjemne ciepło.
Ja za tobą też – odpowiedział. – Wracasz po nowym roku, prawda? Czy coś się zmieniło?
Nic się nie zmieniło – potwierdziłam. – Jak święta?
Dobrze… Byliśmy z mamą. Potrzebowaliśmy swojej obecności i wsparcia. Tata się nie odzywał, ale pogodziliśmy się z tą sytuacją. Mama odżyła, a ja jestem szczęśliwy widząc jej radość i zapał – opowiedział.
Cieszę się, Matt – przyznałam. – A Mark…? – Zawahałam się zadając to pytanie.
To skończony rozdział – powiedział twardo. – Naprawdę sobie radzę, Przylepie – Zapewnił mnie. Zacisnęłam usta, jednak postanowiłam nie drążyć tematu. – A, co z Kepą? Wasz pocałunek chyba źle wpłynął na jego dyspozycję – Zaśmiał się nawiązując do wczorajszego przegranego przez drużynę Hiszpana meczu.
Jaki ty jesteś zabawny! Boki zrywać! – zironizowałam. – Każdemu może przydarzyć się słabszy dzień! – Stanęłam w obronie bramkarza.
Oczywiście – sarknął. – Trzeba być Chelsea w tym sezonie, aby wygrać z Tottenhamem i przegrać z Southampton – Nabijał się.
Mam ci przypomnieć, która z tych drużyn znajduje się wyżej w tabeli? – zapytałam słodko, jednocześnie sprawdzając, czy na pewno mam rację.
Jesteś złośliwą bestią – westchnął. – Nie dyskutuję z tobą – Oznajmił. Mogłam przyrzec, że w tej chwili zrobił minę obrażonego czterolatka.
I tak mnie kochasz – posłałam mu całusa.
Mam inne wyjście? – mruknął. Zmrużyłam wściekle oczy. – Oczywiście żartuję! Przylepie, muszę już kończyć, mama wzywa! Do zobaczenia w nowym roku!
Do zobaczenia, Matt – odparłam odkładając telefon. Wstałam z fotela robiąc dziadkowi miejsce. Udałam się do pokoju brata i zaproponowałam mu spacer. Ku mojemu zdziwieniu od razu przystał na tę propozycję.

 Spacerowaliśmy urokliwymi uliczkami Ondarroi. James gadał jak najęty, ja słuchałam go w skupieniu. Szczerze wierzyłam w to, że zdecyduje się na przeprowadzkę. Nie chciał mi powiedzieć, dlaczego nagle przyszła mu do głowy taka myśl, ale uszanowałam jego decyzję. Wiedziałam, że powie mi w odpowiednim dla niego czasie. Usiedliśmy na jednej z pustych ławek wpatrując się w niebo. Była zima, panował lekki chłód, dlatego szczelniej owinęłam się szalikiem.
Wracam z tobą do Londynu po nowym roku – poinformował mnie James po krótkiej chwili. Podekscytowana podskoczyłam w miejscu.
Naprawdę?! – zapiszczałam jak pięciolatka. – Już się zdecydowałeś?!
Jeszcze nie, Mała Mi – ostudził mój zapał. Mina mi zrzedła. – Nie smuć się! Po prostu wpadł mi do głowy pewien pomysł. Spojrzałam na niego zaintrygowana. – Mówiłaś, że Matt chodzi przybity i struty. Wiem, że to przez rozstanie, dlatego zastanawiałem się, czy nie zgodziłby się na mały wypad – Wtajemniczył mnie w swój plan.
Uważam, że to fantastyczny pomysł! – krzyknęłam entuzjastycznie. – Wasza ostatnia wycieczka do Szkocji się udała, więc nie widzę żadnych przeciwwskazań – Uśmiechnęłam się szeroko.
Czyli mam twoją aprobatę – zaśmiał się mierzwiąc mi włosy. – Wracamy? Robi się coraz zimniej! – Wzdrygnął się ostentacyjnie. Przytaknęłam podnosząc się z drewnianej ławki. Idąc do domu pogrążyliśmy się w przyjemnej ciszy. Mijaliśmy nielicznych przechodniów, podziwialiśmy dekoracje, zachwycaliśmy się nad świątecznym oświetleniem. W domu przywitał nas dziwny spokój. Popatrzyliśmy na siebie zaniepokojeni i udaliśmy się do salonu. Ciocia krążyła od okna do okna, a jej drżące dłonie wyrażały niepokój.
Coś się stało? – zapytałam wystraszona. James potarł moje ramię. – Dlaczego macie takie grobowe miny?
Odezwali się do nas wasi rodzice – odparł wujek. Sparaliżowało mnie ze strachu.
Po co? – wychrypiałam. – Nie chcę ich znać!
Alisa, spokojnie – James próbował ustabilizować moje emocje. – Czego chcieli? – Dopytał. Jego głos niebezpiecznie drgał. Popatrzyłam na niego marszcząc brwi. On też się bał?
Chcieli się z wami spotkać, ale… – zaczęła ciocia.
Nie zgodziliście się, prawda? – wolałam się upewnić.
Nie – przytaknęła. – Jednak jesteście już dorośli i wasi rodzice mogą nie uszanować naszej prośby – Wytłumaczyła.
Nie chcę mieć z nimi nic wspólnego – ucięłam temat.
Ja tak samo – poparł mnie brat z dziwnie zaciętą miną. – Nie mamy rodziców, mamy was – Obwieścił udając się do swojego pokoju. Ja z trudem opanowałam cisnące się do oczu łzy.
Choć tutaj, maleńka – szepnęła babcia i przytuliła mnie do piersi. Dopiero wtedy pozwoliłam sobie na płacz. Nie potrzebowałam ich. Już nie…

Londyn, 03.01.2020 r.

 Po hucznych obchodach związanych z powitaniem Nowego Roku, po podziwianiu fajerwerków na granatowym niebie, po pożegnaniu się z rodziną wróciliśmy z Jamsem do Londynu. Matt z ochotą przystał na jego propozycję; wczoraj udali się do Irlandii, aby zasmakować kolejnej przygody, poznać nową kulturę i obyczaje. Ja sama zepchnęłam w otchłań przygnębiające myśli o rodzicach. Nie było ich przy nas, gdy byli nam najbardziej potrzebni. Porzucili nas, poświęcili, aby w pełni skupić się na sobie. W moim życiu nie było dla nich miejsca. Tegoroczna zima w Anglii przechodziła samą siebie. Z parującym kubkiem herbaty z goździkami, miodem i imbirem wpatrywałam się w płatki śniegu, które osadzały się na parapecie. Westchnęłam przeciągle oplatając kubek swoimi dłońmi, aby rozgrzać się choć na chwilę. Podczas świąt spędzonych w rodzinnej Ondarroi wiele myślałam o swoim życiu, o Kepie, jego wyznaniu oraz o naszym pocałunku. Jęknęłam przypominając sobie ich fakturę oraz smak. Byłam skończona. Odstawiłam pusty już kubek na blat i udałam do łazienki w celu wzięcia relaksującej kąpieli. Napuściłam do wanny gorącej wody, wlałam olejek o zapachu pomarańczy i wskoczyłam do środka. Przymknęłam oczy ciesząc się błogą ciszą i spokojem. Zdecydowanie tego potrzebowałam, aby choć na chwilę oderwać myśli od przystojnego Hiszpana. Kiedy woda powoli zaczęła tracić swoją temperaturę usłyszałam natarczywy dźwięk dzwonka. Zmełłam w ustach przekleństwo, pospiesznie owinęłam się białym, krótkim, puchatym ręcznikiem i poszłam otworzyć intruzowi drzwi.
Alisa! – krzyknął Kepa i nim zdążyłam zareagować zmiażdżył moje usta pocałunkiem. Zamrugałam kilkakrotnie powiekami niezdolna do wykonania żadnego konkretnego ruchu. Dopiero, gdy zwiększył nacisk oprzytomniałam i oddałam pocałunek zdając się na instynkt. Kopniakiem zatrzasnął drzwi i oparł mnie o nie.
Kepa… – tylko tyle zdołałam wyjęczeć zanim rozpoczął wędrówkę ustami po mojej szyi. Chwycił w zęby cienką jak pergamin skórę i mocno się zassał. Westchnęłam błogo czochrając jego włosy. – Co ty robisz? – Wydukałam, kiedy poczułam jego język na wrażliwym miejscu tuż za uchem. Pamiętał!
Chcę ciebie… Pragnę cię! – wycharczał ponownie atakując moje usta swoimi. Pocałunek był żarliwy, gorący oraz mocny, wyrażający uczucie oraz pożądanie, które kumulowało się w nas od dłuższego czasu. Zachęcona jego śmiałymi ruchami w końcu pozbyłam się jego puchatej kurtki i zawędrowałam dłońmi pod elegancką czarną koszulę. Hiszpan uśmiechnął się zajmując moje obojczyki swoimi rozpalonymi ustami. Drżącymi rękoma odpięłam guziki jego górnej garderoby, która po chwili swobodnie opadła na szare panele zdobiące przedpokój. Muskałam jego skórę, dotykałam twardych jak stal mięśni, wędrując dłońmi coraz niżej, aż dotarłam do metalowej sprzączki jego paska od spodni. Spojrzałam mu w oczy, a on zachęcił mnie do dalszych czynów. Przygryzłam dolną wargę i sprawnie pozbyłam się skórzanego paska oraz spodni. Materiał zatrzymał się na butach. Sapnęłam cicho zniecierpliwiona. Kepa podskakując odrzucił na bok buty i położył swoje dłonie na tyłach moich ud. Oplotłam go nogami w pasie równocześnie badając wrażliwą skórę znajdującą się nad gumką od bokserek. – Nie masz nic pod tym ręcznikiem, prawda? – Wysapał mocując się z misternie zrobionym węzłem.
Przekonaj się – zaśmiałam się bezczelnie wpychając ręce pod materiał jego bokserek. Ścisnęłam jego pośladki, a z jego ust wydobył się grzeszny jęk. Pocałował mnie ciągnąc moją dolną wargę. Zatracona w tych doznaniach dopiero po kilku sekundach zorientowałam się, że jestem zupełnie naga.
Podoba mi się to, co widzę – mrugnął do mnie. Jęknęłam, gdy zaczął kierować się do sypialni. Tam bezceremonialnie rzucił mnie na łóżko, a sam zawisł nade mną. Mokrą ścieżką wyznaczał pocałunki, całując moje piersi oraz płaski brzuch. Czując jego zmierzającą ku dołowi dłoń automatycznie wypchnęłam biodra ku górze. – Taka niecierpliwa…
Kepa! – warknęłam gardłowo. Uśmiechnął się jedynie i zajął się mną jak należy. Wiłam się pod nim pragnąc o wiele więcej. Będąc na skraju szarpnęłam w dół jego bokserki, których łaskawie pomógł mi się pozbyć. – Chcę ciebie we mnie – Wyjęczałam.
Twoje życzenie jest dla mnie rozkazem – szepnął rozchylając kolanem moje uda. Drażnił się ze mną przez chwilę, ale widząc moje ponaglające spojrzenie wszedł we mnie mocno. Zacisnęłam zęby i poddałam się fali rozkoszy. Czerpałam radość z każdego jego ruchu. Był stanowczy, a gdy wchodził we mnie raz za razem szalenie podniecający. Moje krzyki oraz głośne jęki rozchodziły się echem po całej sypialni. – Lubię jak dla mnie jęczysz – Westchnął.
Bezczelny Hiszpan! – wysapałam. – Mocniej!
To było cudowne i tak boleśnie znajome… Odnaleźliśmy wspólny rytm i zatraciliśmy się w nim bez reszty. Był tylko Kepa, jego ciało połączone z moim, były jego gorące usta, dłonie, były nasze okrzyki mieszające się ze sobą… Oplotłam go nogami w pasie, by czuć go jeszcze bardziej. Uśmiechnął się zadowolony, czym doprowadził mnie na skraj. Doszliśmy niemal w tym samym momencie. Opadł na mnie próbując unormować przyspieszony oddech.
Nabrałem kondycji przez te kilka lat, prawda? – wymruczał bawiąc się moimi włosami.
Zdecydowanie – potwierdziłam łapiąc powietrze. Wtuliłam się w jego silne ramiona czując, że to najodpowiedniejsze dla mnie miejsce.
A ty zrobiłaś się bardziej roszczeniowa, ale to dobrze rokuje na przyszłość – westchnął przyciągając mnie jeszcze bliżej siebie.
Na przyszłość…?
Tak, Alisa… Na przyszłość – powiedział dobitnie. Pocałowałam go lekko, a potem usnęłam z błogim uśmiechem na ustach. Przyszłość…

Londyn, 04.01.2020 r.

 Poranek przywitał mnie hałasem dobiegającym z kuchni. Ze śmiechem przypomniałam sobie wydarzenia mające miejsce wczorajszego wieczora. Emocje zwyciężyły, pożądanie zatriumfowało. Chcieliśmy tego, pragnęliśmy siebie, swojej obecności. Byliśmy siebie spragnieni. Przeciągnęłam się leniwie, po czym zarzuciłam na siebie byle jaką koszulkę.
Dzień dobry – przywitałam się obejmując go w pasie. Drgnął napinając mięśnie.
Dzień dobry – odparł odwracając się. Jego oczy błyszczały, z ust nie schodził mu uśmiech. – Chciałem zrobić ci śniadanie, ale moje umiejętności… – Rozłożył bezradnie ręce.
Pomogę ci – zaoferowałam. Kiedy jajecznica była gotowa usiedliśmy do stołu z parującymi kubkami. Jedliśmy w ciszy, która była przerywana jedynie brzękiem sztućców.
Alisa… – zaczął upijając łyk kawy. Gestem zachęciłam go, by kontynuował. – Muszę ci się do czegoś przyznać.
Zamieniam się w słuch – popatrzyłam na niego uważnie.
Pamiętasz, jak poprosiłem cię o pomoc w wyborze pierścionka dla Andrei? – spytał wbijając wzrok w stół. Zacisnęłam zęby, ale odpowiedziałam twierdząco. – Nie kupiłem go wtedy. Ani później. Nigdy – Powiedział wprawiając mnie w osłupienie.
Jak to? Przecież byłeś taki zdecydowany!
Byłem, dopóki nie weszłaś tam ze mną… – przygryzł wargę. – Kiedy spodobał ci się tamten pierścionek nie mogłem tak po prostu go kupić i dać innej kobiecie. Pojawiłaś się w moim życiu, ponownie zajęłaś ważne miejsce w mojej głowie i sercu. Walczyłem z tym uczuciem, jednak przegrałem…
I ja przez tyle czasu żyłam w przekonaniu, że zamierzasz oświadczyć się Andrei?! – krzyknęłam wstając z krzesła. Podeszłam do niego i trzepnęłam go w głowę. – Ty, ty… Ty durniu!
Wiem, nie było to najlepsze posunięcie z mojej strony…
Och, czyżby? – zironizowałam.
Uwielbiam sposób, w jaki marszczysz nos – pstryknął mnie w niego, a ja się zaśmiałam. – Alisa… To wyznanie, ten cytat… To prawda – Rzekł. – Naprawdę cię kocham – Potarł kciukiem mój policzek.
Ja ciebie też kocham naprawdę – wyznałam wtulając się w jego silne ramiona. W moje miejsce na świecie. Jedyne i pewne.


***

Witam!

Uff, wyrobiłam się przed meczem :D 
Coś czekało na publikację od sierpnia 😂



Pozdrawiam ;*

3 komentarze:

  1. Nie ma to jak duet Alisa - Matt na początek rozdziału :) Widać przyjaciele stęsknili się za sobą podczas tej "świątecznej rozłąki". Dzień bez ich przekomarzać to w końcu dzień stracony :) Cieszę się z powodu mamy chłopaka, która odzyskała radość ze swojego życia. Zaryzykowała odchodząc od męża, ale ta decyzja okazała się być jedną z najlepszych w jej życiu :) Dzięki temu Matt ma wsparcie od osoby na której akceptacji najbardziej mu zależało. Nic, tylko się cieszyć :) A ojciec może kiedyś zrozumie jaki błąd popełnił. Oby tylko nie zrobił tego za późno bądź wcale ^^ Pomysł Jamesa z wyrwaniem Matta z miasta oraz z dala od depresyjnych myśli jest strzałem w dziesiątkę! Tylko błagam, koniec z szukaniem potworów haha. Dodam jeszcze, że nie rozumiem dlaczego Alisa tak się cieszy tą przeprowadzką brata ... toż to będzie miała trzech świrów na głowie! James, Matt i Kepa ... trio zgrane :) Jak zaczną rzucać swoimi podtekstami to ona ich na Alaskę wykopie ^^
    Ciekawi mnie dlaczego rodzice Alisy i Matta postanowili nagle się odezwać. Kilka lat w całkowitej ciszy i nagle przypomnieli sobie o dzieciach? Czyżby to były nagłe wyrzuty sumienia? Dziwne.
    I weź teraz skomentuj to ... co się wydarzyło w drugiej części historii ^^ Kepa jak widać wziął sobie do serca moje (!) rady i zaczął działać. I to dosłownie! Widać dość już miał kręcenia się w kółko i wziął sprawy w swoje ręce. I w usta. I w ... i w wiele innych rzeczy ^^ W końcu ileż można czekać, prawda? Tak się prowokowali przez ostatnie miesiące, że tak się to wszystko skończyć musiało :) Miłość i pożądanie. Wszystkie te uczucia wybuchnęły z podwójną mocą. I nikt nie narzeka hihi. Swoją drogą tylko Kepa mógł strzelić komplementem "roszczeniowa" ^^ Inna by fochem momentalnie strzeliła, ale Alisa zbyt długo go zna i wie, że po prostu ma nierówno pod sufitem ... ale najważniejsze, że jej się to podoba :) Taaa ... w kilku dość ważnych kwestiach są zgrani idealnie co dobrze wróży na przyszłość hihi ^^
    Rozwiązała się zagadka dotycząca pierścionka! Swoją drogą Kepa i tak zasługiwał na tego strzała. Za te wszystkie podchody i inne wątpliwości. Ale to co jej wyznał było bardzo urocze i można rzecz, że romantyczne :) Tylko czemu tyle z tym czekał! Ugh, ok. Już się nie będę go czepiała. Lepiej późno niż wcale :)
    Najważniejsze jest jednak to że ... wyznali sobie miłość!!! Tadam! Fanfary, fajerwerki i inne bębenki <3 <3 <3
    Buziaki :*:*:*

    OdpowiedzUsuń
  2. Po świętach spędzonych w cudownej i rodzinnej atmosferze. Alisa z nową energią mogła powoli przygotowywać się do powrotu do Londynu, gdzie na pewno kilka osób nie może się na nią doczekać. Między innymi Matt, który na całe szczęście znajduje się już w o wiele lepszym stanie. Święta spędzone z mamą na pewno mu w tym pomogły. Chłopak powoli godzi się z rozstaniem z Markiem i zaczyna znowu z optymizmem patrzeć w przyszłość. Oby ten planowany przez Jamesa wyjazd na dobre rozprawił się z tym rozczarowaniem doznanym przez Matta.
    Alisa cieszy się, że prawdopodobnie znowu będzie miała blisko siebie ukochanego braciszka. Nic w tym zresztą dziwnego. Niepokojący jest tylko ten dziwny i tajemniczy powrót ich rodziców. Zupełnie nie rozumiem, co po tylu latach obojętności mogą teraz chcieć od swoich dzieci. Naprawdę liczyli, że Alisa i James wpadną im w ramiona i będą skakać ze szczęścia, że rodzice w akcie łaski chcą się spotkać?
    Kepa wprost nie mógł wytrzymać z niecierpliwości, gdy w końcu miał okazję znowu zobaczyć Alisę. W dodatku jeszcze w takim wydaniu! :D Tym razem tęsknota i kumulowane od dawna pragnienie wzięły władze nad rozsądkiem i nasi bohaterowie przeżyli ze sobą kilka sporych uniesień. Przy okazji odkrywając, że nadal świetnie się rozumieją i to w bardzo wielu kwestiach. No i w końcu Kepa wyszedł z deklaracją wspólnej przyszłości. Trochę mu to zajęło, ale swoim obecnym zachowaniem wynagradza te liczne potknięcia, które zaliczał przez tyle miesięcy.
    Wyjaśniła się też sprawa z pierścionekiem, którego jednak nie zdecydował się kupić, bo zaczynało do niego docierać ile Alisa wciąż dla niego znaczy. I bardzo dobrze! Na takie zakupy przyjdzie jeszcze czas... Tym razem dla właściwej osoby.
    Mam nadzieję, że Alisa i Kepa od teraz będą mogli cieszyć się sobą i swoim szczęściem i nic już im w tym nie przeszkodzi.
    Czekam z niecierpliwością na kolejny rozdział.

    OdpowiedzUsuń
  3. Alias spędziła kilka dni w cudownej, świątecznej atmosferze.
    Uwielbiam jej rozmowy z Mattem. Widać, że chłopak ma się już trochę lepiej po rozstaniu z Markiem. Do tego spędził świata z mamą, która po postawieniu męża tyrana. Teraz całkowicie może wspierać swojego syna.
    Jestem pewna ,że wspólna wycieczka z Jamesem. Pozwoli Mattowi całkowicie dojść do siebie.
    Zastanawiam się i trochę niepokoję , tym nagłym zainteresowaniem rodziców Alisy I Jamesa. Dziwne jest to , że nagle po tylu latach pragnę kontaktu że swoimi dziećmi. Jestem pewna , że coś się za tym kryje.
    Kepa stesknil się za Alisą. Wpadł do niej , no i w końcu pożądanie wzięło górę.
    Jego wizyta skończyła się, tak jak miała już dawno 😉 A chłopak w końcu mówi o wspólnej przyszłości.
    Nareszcie. Bo serio myślałam że już się tego nie doczekam z jego strony😂
    Pozdrawiam cieplutko i czekam na kolejny rozdział.
    P/s Jak ja zazdroszczę Alisie tej zimy w Londynie 😉

    OdpowiedzUsuń