sobota, 28 grudnia 2019

Dwudziesty drugi

Londyn, 29.11.2019 r.

 Mroźne powietrze owiało moje policzki, gdy przed budynkiem uniwersytetu czekałam na Alexa. Opuściłam dzisiejsze zajęcia, ponieważ zdawałam sobie sprawę z tego, że nie dam rady skupić się na treści omawianej lektury. W mojej głowie panował istny chaos, nad którym jak na razie nie potrafiłam zapanować. Ciągle myślałam o Kepie, przed oczami wciąż widziałam wyraz jego twarzy, kiedy mówił mi o tym, do czego posunęła się Andrea. Próbowałam znaleźć jakieś sensowne wytłumaczenie, coś co pozwoliłoby mi choć w pewnym stopniu zrozumieć jej postępowanie, ale nie potrafiłam. Czy naprawdę aż tak kochała Hiszpana? Czy to tylko ze względu na tę miłość odrzuciła córkę i usunęła ją na boczny tor, by wieść szczęśliwe i spokojne życie? A może ta miłość była jakąś chorą obsesją i Andrea dostrzegła w niej szansę od losu? Podczas naszej wczorajszej rozmowy w jednej sekundzie zniknęła cała moja złość na jego osobę. Nie mogłam się dąsać widząc to, w jakim stanie się znajduje. Był rozbity i cierpiał, a ja nie miałam serca, by dokładać mu jeszcze więcej trosk. Kochałam go. Kepa… Kepa czuł coś do mnie, teraz byłam tego pewna. Upiliśmy się wczoraj na kuchennej podłodze. Na przemian płakaliśmy i śmialiśmy się wspominając dawne czasy. Obydwoje byliśmy przybici i potrzebowaliśmy swojego towarzystwa. Ja potrzebowałam jego całego do tego, aby w pełni egzystować, on w moich ramionach znalazł tak potrzebne mu w tamtej chwili ukojenie. Nalegał, abym została, żebym nie wracała w takim stanie do domu, ale odmówiłam mu. Bałam się tego, co mogliśmy zrobić pod wpływem chwili, nagłego impulsu. To nie byłoby dobre dla żadnego z nas. Musieliśmy zmierzyć się z tym, co przygotowało dla nas życie, nie spiesząc się z niczym. Wpatrzona w uginające się od porywistego wiatru gałęzie drgnęłam czując na ramieniu czyjąś dłoń.
Alex… Cześć – wyjąkałam kuląc się w sobie. – Dziękuję, że zgodziłeś się na to spotkanie…
Cześć – odparł przypatrując mi się uważnie. – Masz ochotę na kawę, albo herbatę? Trzęsiesz się z zimna – Zauważył.
Tak, to chyba dobry pomysł – poparłam go. Kiwnął głową i ruszył przed siebie. Dogoniłam go nie potrafiąc odczytać nic z jego skupionego profilu. Błądził gdzieś myślami, jego wzrok był nieobecny, jego usta nie były ozdobione uśmiechem, do którego zdążyłam się przyzwyczaić. Była to moja wina i musiałam się z nią zmierzyć. Po kilku chwilach spaceru odbytego w ciążącej nam ciszy dotarliśmy pod Scoff & Banter Tea Rooms. – Nigdy tutaj nie byłam – Wyznałam oczarowana wchodząc do pomieszczenia.
Ja często przychodzę tutaj z mamą – wyjaśnił lawirując pomiędzy gąszczem ludzi. Z trudem znaleźliśmy wolny, osadzony w przytulnym kąciku stolik.
Urocze miejsce – skwitowałam siadając na wygodnym krześle. Zgodził się ze mną składając zamówienie. Z nerwów zaczęłam miąć znajdującą się przede mną ozdobną serwetkę.
Miejmy to już za sobą, Alisa – westchnął ciężko dziękując kelnerce, która ostrożnie postawiła na stoliku dzbanek, cukierniczkę oraz dwie filiżanki.
Przepraszam, że kazałam ci czekać tak długo – powiedziałam ogrzewając dłonie. – Musiałam przemyśleć całą tę sytuację… – Zaczęłam niemrawo.
Nie przepraszaj, przecież sam ci powiedziałem, że nie musisz się z niczym spieszyć – zaśmiał się smutno upijając łyk gorącej cieczy.
Wiem, ale mimo wszystko nie czuję się z tym dobrze. Alex… Nie byłam z tobą szczera – wyznałam. – Powinnam ci o tym powiedzieć na początku, jednak nie sądziłam, że poczujesz do mnie coś więcej… Polubiłam cię, nawet bardzo. Jesteś naprawdę świetnym facetem, który zasługuje na wszystko, co najlepsze, ale…
W twoim sercu jest ktoś inny, prawda? – zapytał zbijając mnie z tropu. – Nie patrz tak na mnie, takie przemówienia zazwyczaj kończą się taką wiadomością.
Masz rację – przyznałam. – Mam nadzieję, że wybaczysz mi ten oddany pocałunek. Nie wiem, co chciałam nim osiągnąć… Nie chciałam robić ci niepotrzebnych złudzeń, ale chyba mi to nie wyszło – Bezradnie wzruszyłam ramionami.
Trochę nie, jednak nie będę robił ci wyrzutów. Wiem, że zaskoczyłem cię swoim wyznaniem… Miałaś prawo tak zareagować. Czyli… Nie mam u ciebie żadnych szans?
Nie – odpowiedziałam pewnie. – Zawsze był on… Od samego początku chodziło tylko o niego – Siląc się na to wyznanie dostrzegłam błysk w oczach chłopaka.
Kepa?
Kepa – potwierdziłam mimowolnie unosząc kąciki ust ku górze.
Nie chcę przekreślać naszej znajomości tylko dlatego, że nie odwzajemnisz moich uczuć. Potrzebuję tylko trochę czasu, aby dojść do siebie – oznajmił wstając z miejsca.
Dziękuję – wychrypiałam nieco oszołomiona. – Nie spodziewałam się…
Jesteśmy dorosłymi ludźmi, daj spokój – parsknął.
Ty naprawdę jesteś aniołem – stwierdziłam wychodząc z ciepłej herbaciarni.
Pozostaje mi mieć nadzieję, że kiedyś jakaś dziewczyna w pełni to doceni – zażartował.
I tego właśnie ci życzę – skwitowałam żegnając się z nim. Idąc przez oświetlone ulice Londynu otrzymałam wiadomość od Matta, która sprawiła, że pobiegłam do domu, jakby się paliło.

 Matt płakał wtulony w moje ramiona. Serce mi pękało widząc go w takim stanie, ale nic nie mogłam zrobić. Tuliłam go do siebie, szeptałam kojące słowa, głaskałam go po głowie mówiąc, że wszystko się ułoży. On nic nie mówił, tylko drżał na całym ciele. Nie potrafił się uspokoić. W przedpokoju stały walizki oraz torby z jego rzeczami. Rozstał się z Markiem w złości i bólu. Potrafili zażegnać drobną sprzeczkę, jednak po niej przyszły poważniejsze kłótnie, z których nie potrafili się wyplątać. Byli uparci, nie potrafili przyznać się do błędu, wyciągnąć ręki na zgodę. Pozostał jedynie żal oraz przeświadczenie, że za szybko podjęli decyzję o wspólnym mieszkaniu.
Matt… – zaczęłam niepewnie. – Jesteś całkowicie…
Tak! – krzyknął tłumiąc szloch. – To już skończona historia! Nie ma już Marka i Matta razem. Jesteśmy osobno. Koniec. Kropka – Wydusił pokazując mi swoje zaczerwienione oczy.
Dobrze, już dobrze – skapitulowałam. – Wiem, jak ci ciężko, wiem, jak paskudnie się czujesz, ale wiem też, że gdzieś tam czeka na ciebie ktoś wyjątkowy, ktoś z kim zrozumiesz, dlaczego z Markiem nie wyszło… – Próbowałam go pocieszyć, ale nie wiedziałam, czy moje słowa przyniosą oczekiwany rezultat. Matt cierpiał, bo miał złamane serce, a ja doskonale wiedziałam, co to oznacza.
Ja też to wiem, a przynajmniej chcę w to wierzyć, ale… To boli – jęknął pociągając nosem. – Myślałem, że mamy szansę, że to wszystko zmierza w dobrym kierunku, jednak życie boleśnie sprowadziło mnie do parteru…
Życie jest trudne i czasami mam ochotę kopnąć je w tyłek – powiedziałam, czym spowodowałam jego delikatny uśmiech. – Jesteś silnym facetem, poradzisz sobie z tym! Masz mnie, zawsze i na zawsze. Nigdy o tym nie zapominaj – Pocałowałam go w czoło.
Nie mógłbym – sięgnął po kolejną chusteczkę, jak się okazało ostatnią. – Są jakieś lody w zamrażalniku? – Spytał przybierając minę uroczego szczeniaczka.
Są – potwierdziłam. – Na nasze życie uczuciowe nadają się idealnie – Stwierdziłam zanurzając łyżeczkę w zimnym przysmaku.
Smakują obłędnie – westchnął oblizując się. – Dziękuję, że mogę z powrotem się tutaj wprowadzić…
Matt, ten dom na zawsze będzie twój. Nigdy w to nie wątp. Poza tym… Tęskniłam za tobą tutaj – szepnęłam spuszczając wzrok.
Ja za tobą też – wymamrotał całując mnie w policzek. Zaśmiałam się cicho wtulając twarz w jego szyję. Brakowało mi tego tak bardzo…

Londyn, 06.12.2019 r.

 Winter Wonderland to ogromna coroczna impreza świąteczna odbywająca się w Hyde Parku. Na każdym kroku oferowała mnóstwo atrakcji, od których mogło zakręcić się w głowie. Urokliwe dekoracje, oświetlone uliczki, śmiech dzieci, krzyki dorosłych… Czułam się, jakbym trafiła do jakiejś bajki, magicznego świata, w którym dzieją się cuda. Przeróżne budki z jedzeniem i piciem zachęcały do odwiedzin, w oddali migotał diabelski młyn, do którego utworzyła się spora kolejka. Było tłoczno, ale dookoła panowała atmosfera radosnego oczekiwania. Mikołaj rozdawał dzieciom prezenty, ludzie gromadzili się wokół tymczasowego, największego lodowiska w całej Wielkiej Brytanii, aby ponieść się szaleństwu i jeździe na łyżwach. Uśmiechnęłam się pod nosem udając się w stronę Zjeżdżali Lodowej, obok której czekał już Kepa.
Cześć – przywitałam się chowając ręce do kieszeni.
Cześć – powiedział uśmiechnięty. – Co chcesz robić? – Zapytał trochę onieśmielony.
Cokolwiek – wzruszyłam ramionami. – A ty na co masz ochotę?
Może najpierw coś zjemy? – zaproponował, a ja ochoczo pokiwałam głową. Szliśmy stykając się ramionami, pogrążeni w przyjemnej ciszy. Decyzję o spotkaniu podjęliśmy spontanicznie, nie myśleliśmy o niczym. Nie rozmawialiśmy o Andrei, o Alexie, o tym, co nas poróżniło. Obydwoje mieliśmy masę pytań, ale postanowiliśmy cieszyć się danym momentem, chcieliśmy łapać ulotne chwile w dłonie nie przejmując się rzeczami, na które nie mieliśmy wpływu. Byliśmy my, dwójka ludzi pośród tłumu, zmierzająca w jednym kierunku. Rozmawialiśmy swobodnie, żartowaliśmy, śmialiśmy się jak małe dzieci korzystając z rozmieszczonych w każdym miejscu atrakcji. Czerpaliśmy siłę ze swojego towarzystwa, opychaliśmy się watą cukrową, popijaliśmy ją gorącą czekoladą, skusiliśmy się na łyżwy. Jeździliśmy niepewnie, co jakiś czas lądowaliśmy na zimnym, ubitym podłożu. – Tak będzie bezpieczniej! – Kepa niespodziewanie splótł nasze dłonie. Przyjemne ciepło rozeszło się po moim ciele.
I o wiele lepiej – dodałam odpychając się łyżwami od lodowiska. Jeździliśmy piszcząc i słuchając muzyki. Potrzebowaliśmy takiej chwili wytchnienia, takiej beztroski. Opuszczając lodowisko nie mogłam złapać oddechu.
Nie masz kondycji! – zaśmiał się Kepa ściągając łyżwy.
Nie jestem sportowcem! – przypomniałam mu poprawiając włosy.
Za to masz uroczo zarumienione policzki – pogłaskał jeden z nich kciukiem. Odchrząknęłam zakłopotana, a on natychmiast cofnął dłoń. – Masz jeszcze na coś ochotę? Na ciebie.
Co powiesz na Master of Time? – poruszyłam brwiami w górę i w dół. Hiszpan zaśmiał się głośno prowadząc mnie w dane miejsce. Nałożyliśmy słuchawki wsiadając do wehikułu czasu. Zapewniał on niesamowite przeżycia, oferował wirtualną rzeczywistość oraz eksplozję wrażeń. – Nigdy więcej! – Zarzekłam wysiadając.
Byłaś bardzo dzielna – obwieścił walcząc ze śmiechem. Sprawnie uchylił się przed moim ciosem. – Odprowadzę cię – Zaoferował.
Dobrze – potaknęłam. – Gracie jutro wyjazdowy mecz, prawda?
Tak, z Evertonem – potwierdził. – Przed świętami mamy spotkanie z Tottenhamem na ich stadionie… Tak sobie pomyślałem… Dałabyś się zaprosić? Z Mattem? Wiem, że to jego drużyna, więc powinien się ucieszyć…
Z przyjemnością – odparłam zachwycona tą propozycją. Mattowi przyda się takie oczyszczenie umysłu, a ja po raz kolejny będę mogła cieszyć się bliskością Kepy…

Londyn, 22.12.2019 r.

 Bożonarodzeniowy i świąteczny okres sprawiał, że jeszcze bardziej pokochałam Londyn. Uliczki były przystrojone, ozdobne światełka migotały wesołym blaskiem, przepięknie udekorowane choinki górowały nad innymi dekoracjami, a witryny sklepowe prześcigały się w kolorowych i bogatych wystawach. Podświetlane bałwany, renifery oraz mikołaje tworzyły zgrabną otoczkę. Ludzie spacerowali, podziwiali trud, jaki inni włożyli w przystrajanie miasta, robili zdjęcia, kręcili zabawne filmiki. Szłam z Mattem raźnym krokiem, zmierzaliśmy w stronę stadionu przepychając się i obstawiając wynik meczu.
Tottenham oczywiście wygra! – powiedział pewnie Matt. Prychnęłam kpiąco pod nosem.
Nieprawda! Kepa zachowa czyste konto! – sprzeciwiłam się obserwując iskry w jego oczach. Jako tako pozbierał się po rozstaniu z Markiem, częściej się uśmiechał i odzyskał apetyt. Mimo tego ciągle tęsknił za chłopakiem, ale nie widział szansy w odzyskaniu go. Zacisnęłam zęby nie próbując przekonywać go do swoich racji. Skoro był tego pewny, pozostawało mi uszanować jego decyzję i wspierać w dalszych działaniach.
Jak on się czuje? Doszedł już do siebie po rewelacjach związanych z Andreą? – spytał zainteresowany odciągając mnie w bok, bym uniknęła zderzenia z pędzącym rowerem.
Tak mi się zdaje… – mruknęłam w szalik. – Minął już prawie miesiąc… Andrea próbowała się z nim kontaktować, wysyłała mu wiadomości z przeprosinami i raz po raz wyjaśniała, co nią kierowało, ale Kepa jest nieugięty. Nie może jej wybaczyć tego, że ukrywała to przed nim przez tyle lat…
Wcale mu się nie dziwię! Trzeba mieć tupet, naprawdę! – zbulwersowany Matt kopnął kamyk, który potoczył się pod nogi nieznanego przechodnia. – Teraz nic nie stoi wam na przeszkodzie do szczęścia. W zasadzie to jemu…
Nie kończ tego! – poprosiłam dobrze wiedząc, do czego zmierza. Wzruszył niewinnie ramionami posyłając mi figlarny uśmiech. – Niech ci będzie, trochę tęskniłam za twoim zbereźnym poczuciem humoru. Ale tylko trochę!
Już ja swoje wiem! – dał mi kuksańca w żebra zatrzymując się przed imponującym budynkiem. Przyjaciel odetchnął pełną piersią. – Czuję rozchodzący się w powietrzu zapach wygranej!
Chyba w twoich snach – wytknęłam mu język. Matt kopnął mnie w kostkę i pociągnął za sobą, abym się nie zgubiła. Sprawnie przeszliśmy kontrolę, pokazaliśmy bilety i weszliśmy na stadion. Szczerze liczyłam na zwycięstwo drużyny Kepy.

Londyn, Tottenham Hotspur Stadium, 22.12.2019 r.

 Jak poinformował mnie Matt, kiedy przepychaliśmy się przez tłum, aby dotrzeć na swoje miejsca, derby Londynu zawsze charakteryzowały się specyficzną atmosferą i podniosłym nastrojem. Uwierzyłam mu na słowo oddychając z ulgą, gdy znaleźliśmy odpowiednią trybunę. Kibice szaleli, wymachiwali ogromnymi flagami, klubowymi szalikami oraz głośno się przekrzykiwali. I wyzywali. Skrzywiłam się pokazując światu koszulkę Kepy. Siedzieliśmy w sektorze kibiców Chelsea, co Matt przyjął ze skwaszoną miną. Szybko jednak przeszedł do porządku dziennego dumnie odsłaniając koszulkę Tottenhamu.
Nie narobisz sobie przez to kłopotów? – zapytałam słodko obserwując innych kibiców. Niektórzy machali ręką na niegodziwy strój Matta, inni złowieszczo zaciskali pięści. – W razie potrzeby będę cię bronić! – Zapewniłam go.
Nie wątpię – sarknął rozglądając się po nowoczesnym stadionie. Poszłam jego śladem, ale nie podzielałam jego zachwytów. Wolałam Stamford Bridge. Zdecydowanie. O wyznaczonej godzinie sędzia zagwizdał po raz pierwszy, rozpoczynając derbowe spotkanie. Pierwsza połowa meczu toczyła się pod dyktando Chelsea, ku niezadowoleniu Matta. Drużyna Niebieskich umiejętnie się broniła i wyprowadzała groźnie wyglądające ataki. Nie byłam ekspertką, ale wydawało mi się, że gospodarze nie potrafią przedostać się pod bramkę Kepy. Groźnie zrobiło się już w dwunastej minucie, kiedy Willian wpadł w pole karne rywala i pięknym strzałem umieścił piłkę w siatce. Z ochotą przyłączyłam się do wiwatów i radosnych okrzyków. Chelsea ze spokojem kontrolowała przebieg spotkania, co nie podobało się gospodarzom. Pod koniec pierwszej połowy bramkarz Tottenhamu sfaulował zawodnika Chelsea. Kibicie wściekle wymachiwali rękami, ja w skupieniu słuchałam Matta, który tłumaczył mi na czym polega VAR. Kiwnęłam głową, kiedy po głębokiej analizie sędzia podyktował Niebieskim rzut karny. Siedzący obok mnie chłopak zaklął siarczyście pod nosem. Zacisnęłam kciuki obserwując Williana. Brazylijczyk strzelił drugiego gola.
Podoba mi się ten mecz! – krzyknęłam z entuzjazmem.
A mi nie – burknął Matt zaplatając ręce na piersi.
Daj spokój, nie dąsaj się! – pieszczotliwie zmierzwiłam jego włosy. W odpowiedzi posłał mi krzywe spojrzenie. – Już nic nie mówię! – Skapitulowałam powracając do oglądania meczu. Tottenham nie miał pomysłu na grę, ich akcjom brakowało płynności oraz przede wszystkim wykończenia. W sześćdziesiątej drugiej minucie sędzia po konsultacji z innymi pokazał czerwoną kartkę piłkarzowi gospodarzy, który bezmyślnie sfaulował obrońcę Chelsea. Po tej akcji wydarzyło się kilka rzeczy naraz. Kibice, a raczej siedzące na trybunach bydło zaczęło wykrzykiwać w jego kierunku rasistowskie wyzwiska, a inni rzucali butelkami w Kepę. Zagotowało się we mnie ze złości. – Co oni wyprawiają?! – Wydarłam się, a sympatycy Chelsea przyłączyli się do mnie. – Co to ma znaczyć?! – Dalej zdzierałam gardło nie bacząc na nic.
Uspokój się, nic mu się nie stało – parsknął Matt.
Ale mogło! – obstawiałam przy swoim. Po paru chwilach sytuacja się unormowała. Goście mieli jeszcze kilka okazji, lecz ostatecznie wynik pozostał bez zmian. Po końcowym gwizdku piłkarze oraz trener podeszli w stronę naszych trybun, aby podziękować nam za doping i wsparcie. Rozegrali dziś fantastyczne spotkanie i należały im się owacje na stojąco. I gromkie brawa! Byłam dumna z tego, że mogłam uczestniczyć w tym widowisku, być świadkiem niezwykłej radości trenera, która z niezrozumiałych przyczyn dziwnie mnie poruszyła. Niezauważalnie otarłam łzę. Ruszyliśmy w kierunku wyjścia przepychając się przez tłum. Wdając się rozmowę udaliśmy się w drogę powrotną. Pożegnałam się z Mattem przy Hyde Parku.
Udanego spotkania z Kepą – mrugnął do mnie Matt i oddalił się. Założyłam wymykający się kosmyk włosów za ucho. Pozostało mi cierpliwie poczekać na przybycie Hiszpana.

Londyn, 22.12.2019 r.

 Winter Wonderland powoli szykował się do zejścia ze sceny. Zmierzając w kierunku pomnika Piotrusia Pana słyszałam rozbrzmiewające w tle świąteczne piosenki, które nuciłam pod nosem. To był ostatni dzwonek na rozmowę z Kepą, ponieważ jutro wylatywałam do Hiszpanii, do swojego miasta, by spędzić święta z rodziną. Niewyobrażalnie za nimi tęskniłam i cieszyłam się, że te kilkanaście dni spędzę w ich gronie. Kepa zostawał w Londynie ze względu na intensywny maraton meczowy, jego najbliżsi mieli wylądować w stolicy Anglii we wtorkowe przedpołudnie.
Już jestem! – Hiszpan znikąd pojawił się obok. – Przepraszam za drobne spóźnienie, ale byliśmy w euforii po tej wygranej – Zaśmiał się.
To jak najbardziej zrozumiałe! Gratuluję zachowania czystego konta i świetnej gry! Naprawdę zafundowaliście nam wspaniałe widowisko – ożywiłam się momentalnie.
Mattowi chyba nie – parsknął.
Tak, masz rację… Nie był zbytnio zadowolony z wyniku oraz z postawy kibiców – westchnęłam zirytowana. – Nic ci się nie stało, prawda? – Zapytałam zaniepokojona.
Jestem cały i zdrowy – przytaknął. – Alisa, chciałbym ci życzyć wspaniałych świąt! Mam nadzieję, że jak najlepiej wykorzystasz ten wolny czas i nabierzesz sił – Uśmiechnął się ciepło.
Ja tobie również! Zasługujesz na magiczny czas, jak mało kto – wymamrotałam cicho, ale doskonale mnie usłyszał.
Dziękuję – odparł. – Alisa… – Zaczął podchodząc bliżej. Zamarłam. Z czułością pogłaskał mój policzek. Zadrżałam. Nie z zimna, tylko z powodu oczekiwania… Wykorzystał moje chwilowe zawahanie nachylając się nade mną. Kosmyki jego włosów połaskotały mnie w czoło. – Mogę to zrobić? – Upewnił się.
Nie musisz mnie pytać o takie rzeczy – szepnęłam słabo. Jego seksowne usta ozdobił cwany uśmiech. Chłonęłam ten widok całą sobą, dopóki nie poczułam ich na swoich własnych. Wstrzymałam oddech, nie mogłam się ruszyć. Po chwilowym otępieniu z całą pasją, z całą agresją, z tęsknotą wzbierającą się we mnie przez ponad pięć lat oddałam pocałunek. Jęknął posuwając się o krok dalej. Nasze usta pomimo upływu czasu pasowały do siebie idealnie, poruszały się w znajomym rytmie, jakby cieszyły się, że odnalazły do siebie drogę. Otaczająca nas rzeczywistość przestała mieć znacznie. Byliśmy tylko my, ciasno ze sobą spleceni, całujący się mocno, jakby jutra miało nie być. Odsunęliśmy się od siebie na milimetr, aby spojrzeć sobie w oczy. Były roześmiane. Uśmiech ozdobił nasze nabrzmiałe od pocałunku wargi.
Dorosłem – wychrypiał wskazując na pomnik, który był świadkiem naszej chwili, tego bajecznego momentu.
Masz rację – złożyłam pocałunek na wewnętrznej stronie jego dłoni. Zaśmiał się opierając swoje czoło o moje. Staliśmy tak upojeni bliskością tej drugiej osoby, a magię tej chwili dopełnił prószący z nieba śnieg…


***

Witam! 

Nareszcie ^^ 
Alisa to ja podczas oglądania tego meczu 😂

Życzę Wam samych szczęśliwych dni w Nowym Roku! <3 


💙😍

Do napisania w 2020! 

Pozdrawiam ;*

sobota, 21 grudnia 2019

Dwudziesty pierwszy

Londyn, 25.11.2019 r.

 Ulewa, która nawiedziła stolicę Anglii w połączeniu z moimi łzami całkowicie utrudniała mi widoczność. Szłam do domu, co jakiś czas przystając, aby uspokoić przyspieszony oddech. Byłam w totalnej rozsypce i nie byłam pewna, czy kiedykolwiek uda mi się pozbierać, scalić te kawałki, które przełamały się na pół. Mijający mnie ludzi posyłali w moją stronę zaskoczone, współczujące oraz trochę zdegustowane spojrzenia. Nie dziwiłam się im. Drżałam, szłam skulona, rozmazał mi się cały makijaż. Nie traciłam czasu na to, aby przystanąć i się go pozbyć, bo padający deszcz robił to za mnie. Krążąca burza i złowieszcze grzmoty kpiły ze mnie, ale nie obchodziło mnie to. Byłam zła na samą siebie, że dałam ponieść się emocjom, że wykrzyczałam Kepie prawdę. Wiedział już, co do niego czułam, wiedział, że go kocham. Nie miało to jednak najmniejszego znaczenia, bo on nie kochał mnie, tylko Andreę. Andreę, do której wrócił po tym dziwnym dniu. Na mnie czekał pusty dom. Dreszcz wstrząsnął moim ciałem. Pogubiłam się. Pogubiłam się w sobie, w Kepie, w swoim życiu, w otaczającej mnie rzeczywistości. Plułam sobie w brodę za ten oddany pocałunek. Narobiłam Alexowi niepotrzebnej nadziei, dałam mu znak, że być może uda nam się stworzyć związek, stać się parą. Alex był we mnie zakochany, a ja… Oddałam serce Hiszpanowi, który boleśnie je podeptał. Moje wyznanie nic między nami nie zmieni. Będę ja i on. Ale osobno. Nigdy nie będzie nas… Kiedy w końcu w pełni zdam sobie z tego sprawę i odpuszczę? Kiedy moje zdradzieckie serce przestanie mi przypominać o tym uczuciu? Szczękając zębami dotarłam do domu. Zamrugałam powiekami widząc kulącą się od deszczu postać.
Matt? – spytałam podchodząc bliżej. Na widok jego zaczerwienionych oczu moje same od nowa napełniły się łzami. – Co się stało?
Pokłóciłem się z Markiem – wyjaśnił pociągając nosem. – Widzę, że ty jesteś w podobnym stanie – Zauważył wchodząc do środka, gdy uporałam się z otworzeniem drzwi.
Cóż, nie będę tego ukrywać – mruknęłam ściągając z siebie przemoczone ubranie. – Dlaczego nie wszedłeś do środka? Przecież ten dom zawsze będzie twoim…
Nie chciałem cię wystraszyć – odpowiedział. Kiwnęłam głową udając się do kuchni. Nastawiłam wodę i przygotowałam herbatę. Pozbyłam się resztek makijażu, wskoczyłam w ciepłe ciuchy i zalałam dwa kubki wrzątkiem. Matt zabrał je do salonu, a ja podałam mu jego sweter, w którym spałam od czasu do czasu. Usiedliśmy pod kocem milcząc przez jakiś czas. Wpatrywaliśmy się w trzaskające w kominku płomienie. – Moja kłótnia z Markiem to nic poważnego, jednak musiałem do ciebie przyjść, bo nie mogłem dłużej wytrzymać w jego towarzystwie – Podjął rozmowę upijając łyk gorącej cieczy.
Poszło o jakiś drobiazg? – dopytałam martwiąc się. Nie chciałam, aby cierpiał, aby był smutny. Nie zasługiwał na to. Nie on.
Od drobiazgu się zaczęło, a później… Sama wiesz – parsknął urywanym śmiechem. – Mogę tutaj przenocować?
Oczywiście, nie musisz mnie pytać o takie rzeczy – zaśmiałam się opierając głowę na jego ramieniu. – Mam nadzieję, że rano dojdziecie do porozumienia – Powiedziałam splatając nasze dłonie. Matt z czułością pogłaskał moją.
Byłoby dobrze – westchnął. – Twoja kolej – Zarządził odstawiając pusty już kubek na znajdujący się przed nami stolik.
To długa historia – wymamrotałam.
Mamy przed sobą całą noc – posłał w moją stronę ciepły uśmiech. – Zaczynaj, bo umieram z ciekawości. Zaśmiałam się cicho i streściłam mu przebieg ostatnich godzin. W skupieniu słuchał o Alexie, o tym, jak wyznał mi, że czuje do mnie coś więcej, o naszym pocałunku, o niespodziewanym pojawieniu się Kepy… – Powiedziałaś mu, że go kochasz? – Spytał nie dowierzając. – Wow!
To było głupie – przyznałam. – Nie powinnam była tego robić, ale emocje wzięły górę nad rozsądkiem… Teraz już wszystko wie, ale to i tak bez znaczenia – Lekceważąco machnęłam ręką.
Dlaczego? Przecież jego zachowanie ewidentnie wskazuje na to, że on również czuje coś do ciebie. Gdyby było inaczej to nie urządziłby ci sceny zazdrości! Był wściekły, bo zrozumiał, że może cię utracić. Nie jesteś mu obojętna Przylepie, ale sądzę, że sam boi się do tego przyznać, bo nie chce poświęcić swojego związku na coś, co jest lekko kruche i niepewne. Śmiem zaryzykować twierdzenie, że jest w tobie zakochany.
Matt… – zaczęłam kręcąc głową. – Skąd w tobie tyle pozytywnych emocji? Ja i on… To nie ma racji bytu!
Kochasz go. On…
On mnie nie – ucięłam. – Idziemy spać? – Wymruczałam podnosząc się z kanapy. Matt spojrzał na mnie przygnębiony, ale nic nie powiedział szanując moje zdanie. Poszliśmy na górę i zasnęliśmy wtuleni w siebie, jak za starych dobrych czasów…

Londyn, 28.11.2019 r.

 Parszywa pogoda skutecznie pogarszała mój, i tak zepsuty nastrój. Byłam w potrzasku, nie wiedziałam, co mam ze sobą zrobić. Wszystkie rozwiązania wydawały się nielogiczne i nieprawidłowe. Alex nie odzywał się do mnie od czasu naszego pocałunku. Opuścił wczorajszy kurs i nie odpowiedział na żadną z moich wiadomości. Nie dziwiłam mu się jednak, bo sama postąpiłabym podobnie będąc na jego miejscu. Nie skontaktowałam się z nim od razu i poczuł się odrzucony. Mówił, że da mi czas, żebym z niczym się nie spieszyła, ale… Jak długo miał utrzymywać się taki stan rzeczy? Obiecałam sobie, że jutro do niego zadzwonię, poproszę o spotkanie i wyjaśnię wszystko. Musiałam powiedzieć mu, że nie mamy szansy, że kocham innego mężczyznę. Liczyłam się z tym, że może mnie znienawidzić, uciąć ze mną kontakt. Miał do tego prawo, bo nie byłam z nim szczera od samego początku i pozwoliłam na rozwój tego uczucia. Oddałam jego pocałunek pod wpływem chwili. Nie myślałam wtedy logicznie, pragnęłam jedynie bliskości drugiego człowieka. Chciałam ukoić swój ból w jego ramionach. Postąpiłam egoistycznie i na własne życzenie wszystko spieprzyłam. Miałam siebie dość. Pragnęłam się oczyścić, przestać myśleć o Kepie, wyrzucić go ze swoich myśli i serca, ale niestety było to niemożliwe. Kochałam go całą sobą, każdą przeklętą cząstką siebie i ta miłość mnie niszczyła. Wchodząc do pracy z duszą na ramieniu minęłam się z Grace.
Alisa! – zawołała za mną. Niechętnie się odwróciłam. Nie miałam ochoty na pogawędki.
Co tam? – spytałam chowając dłonie do kieszeni płaszcza. – Proszę, tylko mi nie mów, że ktoś czeka na mnie w środku! – Powiedziałam podniesionym głosem. Blondynka zmarszczyła brwi przypatrując mi się uważnie.
Nic z tych rzeczy – odparła po chwili wymownego milczenia. – Mam do ciebie pytanie o twojego brata – Wymamrotała spuszczając głowę.
O Jamesa? – zdziwiłam się.
Tak – potwierdziła. – Nie wiesz może, czy on… Kiedy pojawi się w Londynie? – Zapytała cicho. Zatkało mnie. Wiedziałam, że podczas jego ostatniej wizyty kilka razy gdzieś razem wyszli, ale nie sądziłam, że to coś poważnego.
Nie mam pojęcia – odpowiedziałam zgodnie z prawdą. – James praktycznie nigdy nie informuje mnie o swoich planach, pojawia się znikąd i tak samo wraca. W chwili obecnej jest w Los Angeles i nic nie wskazuje na to, aby…
Zrozumiałam – przerwała mi. – Może jednak postanowi zrobić ci niespodziankę… On… Podczas naszych spotkań był taki słodki i uroczy… – Odchrząknęła, a mnie wbiło w ziemię. James słodki? Wszystko mogłabym o nim powiedzieć, ale na pewno nie to.
Dam ci znać – zaoferowałam. – Ale… Czemu sama do niego nie zadzwonisz? Przecież macie swoje numery… Chyba – Dodałam po namyśle.
Tak, ale nie chcę mu się narzucać. W każdym razie nie zatrzymuję cię już, dzięki! – powiedziała szybko oddalając się. Mój brat i Grace? Wszechświecie, dlaczego mi to robisz? Jęknęłam cierpiętniczo przebierając się w roboczy strój. Związałam włosy w wysokiego koka i zabrałam się do pracy. Natychmiast ogarnął mnie błogi spokój. Rozluźniłam się nucąc pod nosem. Posyłałam wszystkim szerokie uśmiechy, dowcipkowałam, pozwoliłam sobie na żarty z szefa, kiedy nie było go w pobliżu. Gotowanie było całym moim życiem i samo mieszanie składników wprawiało mnie w optymistyczny nastrój. Nie przepadałam za drugimi zmianami, jednak dziś było zupełnie inaczej. Kuchnia pękała w szwach, podobnie jak restauracja. Klienci cenili sobie jakość naszych potraw, doceniali przyjemną atmosferę oraz aurę tego pomieszczenia. Stanowiliśmy zgrany zespół, swojego rodzaju rodzinę, w której nie było problemów oraz niepotrzebnych spięć. Wraz z wyjściem ostatniego klienta odetchnęłam z ulgą. Padałam z nóg! Przebierając się usłyszałam krótko wibrujący telefon. Wyciągnęłam go z torebki z rosnącym zainteresowaniem. Kepa. Potrzebuję Cię. Zagryzłam wargę, ciężko przełknęłam ślinę. Potrzebuje mnie? Natychmiast ogarnął mnie niczym nieuzasadniony niepokój. Walczyłam sama ze sobą. Przez chwilę. Wyszłam w ciemną noc zamawiając taksówkę. Rozum po raz kolejny przegrał z szybko bijącym sercem…

 Mknąc przez nadal dość zatłoczone ulice Londynu rozmyślałam nad sensem wiadomości otrzymanej od Hiszpana. Nie rozumiałam jej, nie potrafiłam wyjaśnić, dlaczego potrzebował akurat mnie. W pierwszym odruchu chciałam wyprzeć jej treść ze świadomości, chciałam wrócić do domu i zachowywać się tak, jakby ta dziwna sytuacja nie miała miejsca. Ale nie potrafiłam. Musiałam sprawdzić, przekonać się na własnej skórze, o co chodzi tym razem. Miałam gdzieś to, że pora na odwiedziny była zdecydowanie za późna. Nie przejmowałam się tym, że mogę natknąć się na Andreę. Mimo że byłam zła na Kepę po jego ostatnim wybuchu, po tym jak się zachował, nie mogłam przejść obok niego obojętnie. Był jedną z najważniejszych osób w moim życiu. Skoro mnie potrzebował to musiałam być przy nim i spróbować go wesprzeć. Miłość… Ciężko ją zdefiniować i określić. Bywała trudna, nielogiczna, niejasna, bolesna, pokrętna, a także niewytłumaczalna. Miłość była po prostu Kepą… Z ciężko bijącym sercem wyszłam na chłodne powietrze. Oświetlony Londyn tętnił życiem, w pobliskich pubach słychać było głośne śpiewy oraz radosną muzykę. Minęłam trzymającą się za ręce parę i pchnęłam szklane drzwi. Przeszłam przez lobby, wsiadłam do windy, nacisnęłam odpowiednie piętro. Co ja robiłam? Jadąc w górę mój żołądek się skurczył, a dłonie drżały, jakby wyrażały swój bunt, jakby nie podzielały podjętej przeze mnie decyzji. Raz kozie śmierć! Niepewnie nacisnęłam dzwonek czekając na jakąkolwiek reakcję. Nie doczekawszy się jej z obawą chwyciłam za klamkę. Drzwi o dziwo ustąpiły. Zmarszczyłam brwi czując przytłaczającą ciszę.
Kepa? – wyjąkałam wchodząc w głąb mieszkania. Szybko zdjęłam z siebie płaszcz odwieszając go na przeznaczone do tego miejsce. – Kepa, jesteś tutaj? – Spytałam zaniepokojona. Pchnięta niezrozumiałym przeczuciem skierowałam się do kuchni. Stanęłam jak wryta. Podłogowe kafelki były ozdobione potłuczonymi rzeczami. Rozbite drobinki szkła odbijały w sobie słabe światło. Z roztrzaskanych ramek, które widziałam w salonie podczas swojej pierwszej i ostatniej wizyty, patrzyły na mnie postrzępione fotografie. Kepa siedział oparty o jedną z szafek z butelką wysokoprocentowego alkoholu w ręce. Obok niego leżała skulona Linda. – Kepa… Co tutaj się stało? – Wychrypiałam kucając przed nim. Tępo patrzył przed siebie nie rejestrując mojej obecności. Uniosłam jego podbródek do góry zmuszając go, by na mnie spojrzał.
Alisa… – wycharczał i upił spory łyk z butelki. Spróbowałam wyrwać ją z jego dłoni, ale mnie ubiegł. – Przyjechałaś – Stwierdził pociągając nosem. Dopiero teraz zauważyłam jego zaczerwienione od płaczu oczy.
Kepa, na litość boską, co… – zaczęłam, ale przerwał mi machnięciem ręki.
Odeszła – obwieścił spokojnie. Moje brwi powędrowały w górę. Nic z tego nie rozumiałam!
Kto?
Andrea – odpowiedział. Dopiero teraz zdałam sobie sprawę z bałaganu, jaki panował wokół niego. Wywleczone ubrania, markowe kosmetyki, buteleczki drogich perfum…
Dlaczego? – szepnęłam cicho.
W zasadzie to sam się jej pozbyłem – sprostował wprowadzając mnie w jeszcze większą konsternację. – Oszukiwała mnie. Przez te wszystkie lata mnie oszukiwała – Zaśmiał się histerycznie.
Chodzi o Gustavo? – dodałam dwa do dwóch. – Zdradzała cię? – To pierwsze, co przyszło mi do głowy.
Nie, to nie to – mruknął. – Wcześniej nie połączyłem faktów, ale potem zrozumiałem… Gustavo był jej chłopakiem, był przede mną – Zaczął wyjaśniać. Słuchałam uważnie chłonąc każde słowo wydobywające się z jego pełnych i kształtnych ust. – Wyobraź sobie, że przez cały ten czas ukrywała przede mną to, że ma córkę – Powiedział. Myślałam, że się przesłyszałam.
Słucham? – dopytałam. – Jak to?
Przyparłem ją do muru, powiedziałem jej, że znam prawdę. Przestraszyła się i wyśpiewała mi wszystko, jak na spowiedzi. Zaszła w ciążę, urodziła dziecko, a potem poznała mnie i się zakochała… Porzuciła córkę wiążąc się ze mną. Zostawiła ją pod opieką ojca kompletnie o niej nie myśląc. Zrezygnowała z niej dla mnie. Mieszkając w Londynie nie dziwiłem się, że tak często odwiedza Hiszpanię, myślałem, że tęskni za ojczyzną, za rodziną… Teraz już wiem, że chodziło o kogoś znacznie ważniejszego – zakończył przechylając butelkę. Od tej nagłej rewelacji zakręciło mi się w głowie. Kepa był wrakiem człowieka, a Andrea… Jak ona mogła dopuścić się czegoś takiego? Tworzyła szczęśliwy związek z Kepą nie przejmując się córką, zaniedbując ją. Okłamywała go przez bite pięć lat, kręciła, była podła i działała z premedytacją. Chciała go przy sobie zatrzymać za wszelką cenę… Chciała ukrywać swoją córkę do końca życia? Chciała zostać jego żoną i mamą jego dzieci, jak gdyby nigdy nic…? – Zerwałem z nią. – Dodał.
Ja… Nie wiem, co mam powiedzieć. Jestem w szoku i nie wyobrażam sobie, co musisz teraz czuć…
Nic nie czuję. Czuję jedynie pustkę. Dałem się oszukiwać… Manipulowała mną na każdym kroku, a ja niczego nie zauważałem. Gdybym wtedy nie wpadł w jej sidła, teraz… – uciął w pół słowa. Spojrzenie jego brązowych oczu spowodowało wstrząs.
Nie kończ, proszę cię – wyjąkałam chwytając butelkę whisky. Upiłam sporo i zaczęłam się krztusić. – Nie chcesz tego – Mruknęłam siadając obok niego. Linda przydreptała do mnie. Uśmiechnęłam się smutno drapiąc ją za uszami.
Teraz bylibyśmy razem – dokończył. – Kochasz mnie Alisa, a ja… Odkąd się pojawiłaś wszystko stanęło na głowie. Nigdy nie byłaś mi obojętna, to jasne, że coś do ciebie czułem, ale… Potem pojawiła się Andrea, a ja się zakochałem. Później nasze drogi się rozeszły, każde z nas poszło w swoją stronę. Jednak zawsze byłaś obecna w moich myślach, w sercu…
Cóż, gdybyśmy wtedy zdecydowali się na szczerą rozmowę to zaoszczędzilibyśmy sporo czasu – zaśmiałam się czując napływające do oczu łzy. – Kochałam cię od zawsze… Nie od razu potrafiłam nazwać prawdziwie to uczucie, ale teraz to wiem. Kochałam cię wtedy i kocham cię teraz. W pewnym stopniu przez ciebie zdecydowałam się na wyjazd do Londynu. Nie mogłam znieść twojego widoku w ramionach innej kobiety. Byłam zazdrosna, tak jak ty, gdy zobaczyłeś mnie całującą Alexa. Moja miłość do ciebie spoczywała na dnie serca, była uśpiona, ale po ponownym spotkaniu odżyła – Oznajmiłam dobitnie.
Co teraz? – spytał racząc się alkoholem. Upijaliśmy smutki, butelka wędrowała z rąk do rąk. Siedzieliśmy pogubieni wraz z Lindą, która umieściła się pomiędzy nami.
Nie wiem – bąknęłam opierając głowę na jego ramieniu. Drgnął przysuwając się bliżej.
Ja też – odezwał się cicho splatając nasze dłonie. Dwoje dorosłych, zgubionych ludzi. Ja i on. Ja i Kepa. My…?


***

Witam! 

Wybaczcie mi to małe opóźnienie, ale było one spowodowane drobnymi usterkami technicznymi, (które były winą Kepy, a nie tego, że całkowicie przypadkowo rozlałam kawę na klawiaturę :D)

Zaskoczone? ^^ 

Wesołych Świąt, Kochane!!! <3 


Pozdrawiam ;* 

sobota, 7 grudnia 2019

Dwudziesty

Londyn, 17.11.2019 r.

 Obudziłam się z trudem otwierając ociężałe powieki. Zamrugałam nimi kilkakrotnie chcąc przyzwyczaić się do panującego, w nieznanym mi pomieszczeniu światła. Złapałam się za głowę próbując sobie przypomnieć wczorajszy wieczór i dzisiejszą noc. Tępo pulsujący ból nie ułatwiał mi tego zadania. Potarłam skronie czując nieprzyjemne ssanie w żołądku. Na szafce obok dostrzegłam tabletki oraz wodę. Przyjęłam je z wdzięcznością opróżniając całą zawartość ozdobnej szklanki. Wspomnienia powoli wracały. Klub, alkohol, taniec, Andrea, jeszcze więcej alkoholu, Alex… Alex! Miałam na sobie ubranie, więc nie zrobiłam nic głupiego. Chyba. Jęknęłam głucho przeklinając siebie i swoją bezmyślność.
Och, cześć… Myślałem, że jeszcze śpisz – chłopak niepewnie przekroczył próg. – Mogę wejść, prawda? – Zmieszany przeczesał swoją czuprynę.
Tak, jasne – odpowiedziałam siląc się na słaby uśmiech. – Ja… Dziękuję, że się mną zająłeś – Wymamrotałam spuszczając wzrok. Było mi wstyd.
Nie mógłbym postąpić inaczej – westchnął i ostrożnie usiadł na brzegu łóżka. – Zabrałem cię do siebie, bo nie wybaczyłbym sobie, gdybym zostawił cię samą w takim stanie. Nie wiedziałem, czy Matt jest w domu, czy może u Marka… – Wyjaśnił pospiesznie.
Matt się wyprowadził – chrząknęłam. Chwyciłam za butelkę i łapczywie wypiłam połowę.
To… To dlatego aż tak się upiłaś? Chciałaś zatopić smutki w alkoholu? – spytał wpatrując się we mnie intensywnie.
Poniekąd – odparłam wymijająco. – Alex, przepraszam cię, ale nie chcę o tym mówić… – Mruknęłam. – Przepraszam, że zobaczyłeś mnie w takim wydaniu – Załamałam ręce.
Daj spokój – zaśmiał się. – Jestem studentem, wiem co to znaczy alkohol i dobra zabawa – wyszczerzył się. – Mogę cię jednak o coś zapytać?
Pytaj, o co chcesz – rzuciłam modląc się, aby nieprzyjemne odrętwienie zniknęło.
Zanim ułożyłem cię do snu zaczęłaś coś mówić. Coś o moich tatuażach oraz motocyklu… Później dodałaś, że nie jestem… Nie dowiedziałem się kim, lub czym – Urwał przygryzając wargę. Zamarłam. Mój niewyparzony język kiedyś mnie zgubi! Jak mogłam być tak lekkomyślna?
Nie mam pojęcia, co miałam na myśli – roześmiałam się starając się brzmieć autentycznie i szczerze. – To pewnie był pijacki bełkot!
Niech ci będzie – parsknął. – Przygotowałem śniadanie, ale nie wiem, czy zdołasz je zjeść…
Nie ma mowy! – skrzywiłam się. – Ale dobrą kawą nie pogardzę.
Będzie czekać na ciebie na stole – oznajmił. – Podejrzewam, że chcesz wziąć prysznic? Zostawiłem ci w łazience moją koszulkę, dresy i ciepłe skarpetki – Powiedział posyłając mi uśmiech.
Jesteś aniołem! – wykrzyknęłam uszczęśliwiona znikając za drzwiami, które wskazał mi chwilę wcześniej. Spojrzałam na swoje odbicie w lustrze jęcząc rozpaczliwie. Wyciągnęłam z torebki mini szczotkę do włosów i rozczesałam niechciane kołtuny. Przemyłam twarz ciepłą wodą, aby choć w minimalnym stopniu pozbyć się rozmazanego makijażu, wycisnęłam na palec miętową pastę do zębów, by zneutralizować nieprzyjemny posmak, rozebrałam się i wskoczyłam pod strumień ciepłej wody. Rozluźniła napięte mięśni, a ja zmyłam z siebie zapach potu, papierosów i wysokoprocentowych trunków. Pożyczyłam od Alexa żel oraz szampon mając nadzieję, że się nie obrazi. Musiałam wziąć się w garść przed drugą zmianą. Do jej rozpoczęcia pozostało mi wiele czasu, ale znałam swój organizm i wiedziałam, że dziś nie będę miała z niego żadnego pożytku. Wytarłam się puchatym ręcznikiem wskakując w ciuchy Alexa. Zaplotłam umyte włosy w warkocz i wiedziona instynktem ruszyłam do kuchni.
Pachniesz mężczyzną – obwieścił stawiając przede mną kubek mocnej, czarnej kawy. – Ponoć taka jest najlepsza na kaca!
Niestety już zdążyłam się o tym przekonać – wyznałam upijając łyk. – Alex, naprawdę dziękuję ci za wszystko. Nie wiem, jak ci się odwdzięczę.
Nie ma o czym mówić – machnął ręką. – Odwiozę cię do domu – Zapewnił mnie zajadając śniadanie.
Naprawdę jesteś aniołem – stwierdziłam przyglądając mu się z całą uwagą. Zarumienił się lekko i spuścił wzrok. Był chodzącym ideałem, jednak jak zauważyłam odpływając w sen, nie był Kepą...

Londyn, 18.11.2019 r.

 Wczorajszy dzień w pracy był katorgą, a dzisiaj wcale nie było lepiej. Leczenie kaca nie było najprzyjemniejszą rzeczą pod słońcem, zdecydowanie. Kończyłam zmianę z westchnieniem ulgi. Awans był spełnieniem moich marzeń, jednak momentami czułam się zbyt przytłoczona, bałam się, że nie sprostam powierzonym zadaniom, że zrobię coś źle. Wiedziałam, że nie mogę zadręczać się takimi myślami, ale niestety było to silniejsze ode mnie. Jak na razie szef nie miał do mnie żadnych zastrzeżeń i chciałam wierzyć, że taki stan rzeczy nie ulegnie zmianie. Moje ambicje sięgały dalej, pragnęłam stać się szefem kuchni, z biegiem lat otworzyć własną restaurację… Chwyciłam w dłoń ozdobne pudełko, w którym bezpiecznie spoczywał tort dla Alicii. Mała obchodziła dziś swoje pierwsze urodziny, a Natalia poprosiła mnie o drobną przysługę. Oczywiście nie mogłam jej odmówić. Uśmiechnęłam się szeroko na widok znajomego samochodu.
Mój Przylep! – zawołał Matt wychodząc mi na spotkanie. Uścisnęłam go mocno, wdychając jego uspokajający zapach. – Tęsknię za tobą – Obwieścił otwierając mi drzwi.
Ja za tobą też – przyznałam zgodnie z prawdą zapinając pas. Ruszyliśmy w miasto z piskiem opon. – Dzisiejsza kolacja z Markiem jest aktualna? – Upewniłam się.
Oczywiście – potwierdził. – Przyjadę po skończonym kursie – Obiecał parkując pod domem. Szybko weszłam do środka zabierając prezent dla Alicii. Ogromny misiek nie mieścił mi się w dłoniach. – Pomóc ci?!
Nie trzeba! – wysapałam umieszczając go na tylnym siedzeniu. – Muszę ci coś powiedzieć – Wyznałam, kiedy byliśmy w drodze do domu Natalii. Opowiedziałam mu swoją przygodę w klubie, nie pomijając wątku Andrei i tajemniczego Gustavo.
Może ma kochanka? – Matt zastanawiał się na głos bębniąc długimi palcami o kierownicę. – Chociaż…
Nie wydaje mi się, żeby była do tego zdolna – mruknęłam drapiąc się po nosie. – Chyba za bardzo kocha Kepę…
Czasami bardzo dziwnie tę miłość okazuje – stwierdził. – A on nie miał prawa nazywać psa twoim wymarzonym imieniem – Poparł mnie parkując samochód.
To był szczyt szczytów – parsknęłam mocując się z miśkiem. Matt przejął go ode mnie, bym swobodnie zajęła się tortem. Natalia przywitała nas szerokim uśmiechem. Weszliśmy do środka, aby przywitać się z Vitorem, rodzicami kobiety oraz z solenizantką ubraną w odświętną sukieneczkę. Ucałowałam jej pyzate policzki rozkoszując się nią całą. Vitor bawił się z Mattem, a Natalia wbiła w przygotowany tort jedną świeczkę. Ustawiliśmy się wokół stolika radośnie śpiewając. Alicia z pomocą mamy poradziła sobie ze zdmuchnięciem płomyka. Prawdziwe przyjęcie urodzinowe miało odbyć się w niedzielę przez wzgląd na trwające jeszcze mecze reprezentacji. Dostałam zamówienie na specjalny tort i już nie mogłam doczekać się chwili, kiedy wezmę się do roboty. Po upływie kilku drogocennych chwil pożegnaliśmy się z wesołym towarzystwem i wyszliśmy na zewnątrz. Matt odwiózł mnie pod uniwersytet zapewniając, że na pewno się nie spóźni. Pokręciłam głową zmierzając do środka. Alex czekał na mnie z kubkiem kawy w dłoniach. Moje myśli szybko odpłynęły w dyskusję o literaturze współczesnej.

Londyn, 25.11.2019 r.

 Przyjęcie urodzinowe Alicii obfitowało w wiele kolorów i radości. Balony oraz prezenty wszelkiej maści zdobiły salon, wokół kręcili się ludzie, przyjaciele, dzieci. Słychać było szczebiot oraz charakterystyczny gwar. Cieszyłam się, że znalazłam się w tym miejscu, pośród nich wszystkich. Bawiłam się z dzieciakami, rozmawiałam z Natalią i Jorginho, posyłałam promienne uśmiechy. Jakaś część mnie czuła się jednak dziwnie samotna i przygnębiona. Byłam wśród tego harmidru z pustką. Trochę zazdrościłam tego rodzinnego obrazka, zastanawiałam się, czy sama kiedykolwiek go zaznam. Mimowolnie moje myśli wędrowały ku Kepie, ku marzeniom, ku zupełnie nierealnemu światu. On nie był mój, ja nie byłam jego. Prawda bolała, ale była lepsza od złudnych nadziei. Parszywy nastrój w mig ulotnił się za sprawą Alicii. Była zachwycona piętrowym tortem oraz magicznymi jednorożcami. Uniosłam kąciki ust ku górze na samo wspomnienie. 


Zerknęłam na zegarek odnotowując, że mam jeszcze dość czasu do wyjścia na kurs. Wspięłam się na palce i wyciągnęłam z szafki nietkniętą herbatę Matta. Zacisnęłam zęby, jednak zalałam ją wrzątkiem i dodałam łyżeczkę miodu. Brakowało mi go bardziej niż sądziłam. Dom był przytulny, ale samotność doskwierała mi z każdej strony. Czułam się złapana w pułapkę własnych uczuć, z której ucieczka z powodu poplątania wydawała się być niemożliwa. Wzdychając upiłam łyk słodkiej cieczy krzywiąc się. Zmarszczyłam nos i wylałam resztki do zlewu. To zdecydowanie nie było dla mnie. Opatulając się grubym szalikiem wyszłam z domu. Pogoda jeszcze bardziej mnie dobiła. Byłam zła na samą siebie za te depresyjno podobne stany. Weszłam do budynku wysyłając Alexowi wiadomość. Zajęłam miejsca czekając na niego. Pojawił się z rozwianymi włosami i błyszczącymi oczami. Jego uroda budziła zachwyt i sprawiała, że dziwnie się czułam. Przegoniłam irytujące myśli skupiając uwagę na prowadzonym wykładzie. Na tej sali, z tymi ludźmi czułam się jak ryba w wodzie. Udzielałam się, wygłaszałam swoje opinie, skrzętnie notowałam. To miejsce szybko trafiło na listę jednego z moich lubionych. Miało swój klimat oraz duszę.
Czasami mam ochotę rzucić to w cholerę – poinformował mnie Alex, gdy po skończonych zajęciach odeszliśmy w kierunku parku.
Chyba nie mówisz poważnie…? – zapytałam zaniepokojona.
Nie wiem – sfrustrowany przeczesał dłońmi swoje włosy. – Mam studia, ciężkie studia, które mnie pochłaniają, a ten kurs… Jest miłą odskocznią, ale przynosi więcej pytań niż odpowiedzi – Powiedział zdawkowo patrząc w dal.
Alex, co się dzieje? – podeszłam do niego.
Naprawdę się nie domyślasz? – posłał mi nieodgadnione spojrzenie, które przewierciło mnie na wylot. Zachłysnęłam się powietrzem. – Nie jesteś mi obojętna, musiałaś to zauważyć – Parsknął urywanym śmiechem.
Alex, ja… – zaczęłam klnąc na siebie i swoją głupotę. Ja traktowałam go jak przyjaciela, bo moje serce było zajęte, ale on… Nie wiedział o moich uczuciach do Kepy, miał prawo obdarzyć mnie czymś znacznie więcej, miał prawo oczekiwać ode mnie czegoś więcej. Czegoś, czego nie mogłam mu dać. Nie byłam z nim szczera, a teraz nie wiedziałam, co robić. Nie chciałam go zranić, nie chciałam też z nim igrać, wzbudzać niepotrzebnej nadziei. –Alex…
Przepraszam, że ci to powiedziałem, ale dłużej nie mogłem tego ukrywać – szepnął zbliżając się. Pchnięta dziwnym instynktem również robiłam krok w przód. Patrzyliśmy na siebie niepewni, trochę przestraszeni. Nachylił się nade mną, obejmując dłonią moją szyję. Połaskotał mnie jego miętowy zmieszany z kawą oddech. Złączył nasze usta w pocałunku, a pode mną ugięły się nogi. Nie naciskał, czekał. Wbrew zdrowemu rozsądkowi oddałam go, czerpiąc doznania z kształtu, z miękkości jego ust. Pogrążyliśmy się w tej chwili, skupiliśmy na niej wszystkie zmysły. Otaczająca nas rzeczywistość zniknęła. Tkwiliśmy w tej bańce, dopóki Alex nie spojrzał na mnie z uśmiechem. Co ja zrobiłam do cholery? – Nie chcę od ciebie żadnych deklaracji – Wychrypiał gładząc mój policzek.
Ja… Ja…
Poczekam – oznajmił oddalając się. Odruchowo dotknęłam ust, które nosiły ślad tego pocałunku. Stałam oszołomiona, niezdolna do wykonania ruchu. Jak mogłam do tego dopuścić? Biorąc głęboki oddech odwróciłam się i zamarłam. Przede mną malowało się oblicze Kepy. Wściekłego Kepy, który zaciskał usta i pięści.
Co ty tutaj robisz?! – pisnęłam przerażona.
A ty?! – warknął. – Nie mówiłaś, że łączy was tak zażyła relacja!
Co cię to w ogóle obchodzi?! – prychnęłam czując ogarniającą mnie złość. – Mam prawo do swojego życia!
Myślałem, że jesteście jedynie znajomymi!
Dlaczego to roztrząsasz? Jestem wolna i mam prawo robić, co chcę i z kim chcę!
I dlatego całujesz się z kim popadnie?!
Nie obrażaj go! – warknęłam. – Dla twojej wiadomości, spędziłam noc w jego mieszkaniu! – Wydarłam się odnotowując jego furię.
Spałaś z nim? – spytał cedząc każde słowo.
Słucham? – myślałam, że się przesłyszałam. – Jesteś bezczelny! Nie masz prawa do wtrącania się w nie swoje sprawy! Zajmij się lepiej Andreą i nieznanym Gustavo, którego odwiedziła będąc w Hiszpanii! – Straciłam nad sobą panowanie.
O czym ty mówisz? – zmarszczył brwi.
O tym, żebyś zajął się swoim życiem i swoim związkiem! – krzyknęłam wymijając go. Złapał moją dłoń i przyciągnął mnie do siebie. – Puść mnie! – Szarpnęłam się.
Czy on coś dla ciebie znaczy? Powiedz mi to, a odejdę i dam ci spokój – oznajmił patrząc mi w oczy. Przełknęłam ślinę. – Chcesz go?
Nie chcę jego, ty kretynie! – wykrzyczałam nie panując nad swoimi emocjami i nad przeklętymi łzami. – Zawsze byłeś ty! Zawsze chciałam tylko ciebie! – Huknęłam. Rozluźnił uścisk i spojrzał na mnie analizując wypowiedziane słowa. – Kocham cię, idioto!
K-kochasz mnie?
Kocham cię. Kocham cię od zawsze – wyznałam ocierając łzy. – Skoro już to wiesz, to daj mi spokój – poprosiłam wyrywając dłoń z jego dłoni. Nie próbował za mną iść, nie wołał mnie, stał przytłoczony z rozszerzonymi źrenicami. Odeszłam kawałek znajdując schronienie na jednej z ławek. Ból, rozpacz, cierpienie. Skuliłam się w sobie nie zwracając uwagi na deszcz oraz błyskawice przecinające niebo. Nic już nie miało sensu…


***

Witam! 

Badum tss! Spodziewałyście się? ^^ 
Maraton z grudniowymi meczami rozpoczęty <3 



Pozdrawiam ;*