wtorek, 13 sierpnia 2019

Czwarty

Londyn, 24.05.2019 r.

 Prażąc się w majowym słońcu po skończonej zmianie siedziałam przed gmachem British Library czekając na Kepę. Umówiłam się z nim, bo chciałam go zaprosić na kolację, której inicjatorem był Matt. Gdy powiedziałam mu o spotkaniu znajomego z rodzinnych stron stwierdził, że koniecznie musi go poznać. Chciałam mu zrobić niespodziankę, dlatego nie wyjawiłam, kim tak naprawdę jest Kepa. Liczyłam się z tym, że będę musiała znosić towarzystwo Andrei, ale dla Matta byłam gotowa na takie poświęcenie. Poprawiłam okulary przeciwsłoneczne zsuwające mi się z nosa i rozejrzałam się po znajomym otoczeniu. Lubiłam tu bywać i przychodzić. Spacer wokół terenu biblioteki zawsze przynosił mi swego rodzaju ukojenie, a przebywając w środku czułam się tak, jakbym wygrała na loterii. Czytanie książek oprócz gotowania było moją największą pasją i gdy tylko znalazłam wolną chwilę zagłębiałam się w korytarzach pełnych przeróżnych książek oraz ksiąg. Uwielbiałam połączenie nowości z zapachem charakterystycznym dla dawnych dzieł i szelest pergaminu, kiedy badałam jego fakturę palcami. Mogłam śmiało stwierdzić, że książki były moim drugim życiem. Od małego uciekałam w przeróżne historie, by nie słyszeć kłótni rodziców. James był inny. On spotykał się ze znajomymi i dawał upust negatywnym emocjom na boiskach, a ja zatracałam się w innym świecie, aby choć na chwilę oderwać się od rzeczywistości. Dorastając, kiedy nie było już przy nas rodziców siedziałam w swoim ulubionym fotelu przy dużym oknie i pochłaniałam stronę za stroną. Ciocia przynosiła mi ciepłą herbatę, a wujek podrzucał nowe skarby, które znalazł na strychu. Przebywając w odwiedzinach u dziadków ze strony taty wieczorami zakopywałam się pod kocem i bujałam się na ogrodowej huśtawce w jednej ręce trzymając książkę, a w drugiej kakao przygotowane przez babcię. Niekiedy dziadek przyłączał się do mnie, a wtedy opierałam głowę na jego ramieniu i wsłuchiwałam się w prawdziwe opowieści. Był skarbnicą wiedzy wszelakiej i dawał poczucie bezpieczeństwa. Dziadkowie nigdy nie pogodzili się z tym, że nasi rodzice porzucili nas i oddali w opiekę wujostwu. Bywały momenty, w których czułam, że czegoś mi brakuje. Czułości mamy oraz troski taty, ale zaraz przypominałam sobie, że dostałam to wszystko tylko od kogoś innego. Teraz pogodziłam się z tym, iż rodzice już nigdy nie będą obecni w naszym życiu. Wybrali taką, a nie inną drogę, a ja obiecałam sobie, że w przyszłości zrobię wszystko, aby zapewnić swoim dzieciom wszystko to, czego ja od swoich rodziców nigdy nie dostałam. Otrząsnęłam się ze swoich myśli czując obecność Kepy.
Cześć – przywitał się posyłając mi uśmiech. – Mogłem się spodziewać, że na miejsce naszego kolejnego spotkania wybierzesz bibliotekę – Zaśmiał się.
Cześć – odpowiedziałam. – Cóż, pewne rzeczy nigdy się nie zmieniają! – Zawtórowałam mu lustrując z góry na dół jego sylwetkę.
Pochlebiasz mi swoim spojrzeniem, ale mniemam, że nie chciałaś się ze mną spotkać tylko po to, by bezkarnie na mnie patrzeć – oznajmił siadając obok mnie na drewnianej ławce.
Chciałbyś – prychnęłam. – Masz jakieś plany na sobotę? – Spytałam odruchowo przygryzając dolną wargę. Z satysfakcją zauważyłam, że wzrok Hiszpana spoczął na moich ustach.
Nie mam – powiedział. – Chcesz mnie porwać?
Chcę zaprosić cię na kolację. Ciebie i Andreę – rzekłam obserwując jego reakcję. – Matt chciałby cię poznać!
Ach, rozumiem – wymruczał. – W takim razie nie pozostaje mi nic innego niż zgodzenie się.
Bardzo się cieszę – oznajmiłam szczerze. – Mam też dla ciebie numer Jamesa, jeśli chciałbyś się z nim skontaktować.
Tak! Mam nadzieję, że siedzi jeszcze w Los Angeles, bo wybieram się tam na wakacje i być może udałoby się nam spotkać.
Chyba nigdzie się stamtąd nie rusza – wzruszyłam obojętnie ramionami i podałam mu numer brata. Zapisał go od razu. – A tak w ogóle… Jak już poruszyłeś temat porwania to skusiłbyś się na małą wycieczkę po bibliotece? – Zapytałam wskazując na budynek przed nami. Pstryknął mnie w nos i poczochrał moje rozwiewane przez wiatr włosy.
Nie umiem ci odmówić, pieszczoszku – uśmiechnął się, a ja w mgnieniu oka poderwałam się z ławki. – Będziesz najlepszym przewodnikiem, jestem o tym przekonany – Powiedział ruszając za mną.
Ze mną Londyn stoi przed tobą otworem!

Londyn, 26.05.2019 r.

 Po ostatnich słonecznych dniach w sobotnie popołudnie nie było już śladu. Z doskonale widoczną frustracją wpatrywałam się w ulewę, która nawiedziła stolicę Anglii. Złowieszczy odgłos grzmotów oraz przecinające niebo błyskawice powodowały, że mimowolnie kuliłam się w sobie. Od małego bałam się burzy, a tłumaczenia, że dzieje się tak, bo aniołki grają w kręgle nie pomagały. Zrezygnowana pokręciłam głową i wróciłam do przestronnej kuchni. Na szczęście kolację miałam już przygotowaną, pozostawało tylko ją odgrzać, kiedy zjawią się goście. Przez typową angielską pogodę moje plany zjedzenia na tarasie spełzły na niczym, dlatego tanecznym krokiem powędrowałam do jadalni, aby udekorować stół. Nucąc pod nosem piosenkę lecącą z radia układałam serwetki, na których chwilę później wylądowały srebrne sztućce. Zadowolona ze swojego dzieła wzięłam się za robienie deseru. Postawiłam dziś na crumble, czyli zapiekany placek z owocami pod kruchą warstwą ciasta. Zdecydowałam się zrobić je z rabarbarem, bo był to owoc, który Kepa wcinał aż trzęsły mu się uszy. Przygotowując składniki usłyszałam otwierające się drzwi wejściowe. 
Wróciłem! – oznajmił Matt ściągając w przedpokoju przemoczoną kurtkę. – Co za ulewa!
Dobrze, że wróciłeś cały i zdrowy – odparłam będąc przewrażliwiona na punkcie ostrożności. Takie warunki atmosferyczne zdecydowanie nie sprzyjały spokojnej jeździe.
Za nic nie przegapiłbym tych wspaniałości! – wszedł do kuchni i pocałował mnie w policzek. – Pięknie pachnie! Co przygotowałaś?
Pieczony kurczak, pieczone ziemniaki, sos pieczarkowy, gotowane warzywa plus sos miętowy… – odparłam. – Posmakuje im?
Dlaczego miałby im nie posmakować sunday roast? – spytał. – Alisa, jesteś urodzoną kucharką, wszystko co wychodzi spod twoich rąk jest wyśmienite – Powiedział z przekonaniem odkładając na stół butelkę wytrawnego czerwonego wina.
Dziękuję – rozpromieniłam się słysząc ten komplement. Matt zaśmiał się i pstryknął mnie w nos. Po niecałej godzinie wyszłam z kuchni, aby się przygotować. Nawet nie wiem, kiedy ten czas tak zleciał! Kiedy odkładałam na bok prostownicę do włosów rozległ się donośny dzwonek.
Otworzę! – krzyknął Matt, a ja po raz ostatni zerknąwszy na moje odbicie w lustrze zeszłam na dół. W korytarzu stał Kepa w towarzystwie wina oraz bukietu stokrotek. Matt wpatrywał się w niego z autentycznym szokiem. – Dlaczego mi nie powiedziałaś, że twoim znajomym jest bramkarz Chelsea? – Spytał siląc się na spokój.
Chciałam ci zrobić niespodziankę! – oznajmiłam uradowana obserwując urocze dołeczki w jego policzkach. – Chyba mi się to udało – Zaśmiałam się, a Matt pokiwał głową. Przedstawiłam sobie obu panów, którzy ochoczo uścisnęli sobie dłonie. – Gdzie zgubiłeś Andreę?
Och, ona… – Hiszpan nerwowo podrapał się po głowie. – Miała już inne plany – Mruknął cicho.
Rozumiem – parsknęłam. – Idźcie do salonu, nie stójcie tu tak. Kepa oprzytomniał i wręczył mi bukiet kwiatów. Matt odebrał od niego wino. – Pamiętałeś?
Stokrotki w twoich włosach… Jak mógłbym zapomnieć? – zadał retoryczne pytanie, po czym udał się do salonu.
Kolacja będzie gotowa za jakieś pół godziny… Napijecie się czegoś? – krzyknęłam z kuchni.
Kawy! – odkrzyknął Kepa.
Czarnej herbaty z mlekiem i miodem! – zawtórował mu Matt. Pokręciłam głową nad jego uwielbieniem do tego tradycyjnego angielskiego napoju. Gdy weszłam do salonu z ich zamówieniami obaj byli pochłonięci tematem piłki nożnej. Czego innego mogłam się spodziewać?
Alisa wspominała, że jesteś kibicem… Której drużyny? – spytał Kepa.
Och… Tottenham – odparł zmieszany Matt. – Ale goszczenie ciebie w naszym domu to sama przyjemność! – Zapewnił go szybko, a ja parsknęłam śmiechem. Nie za bardzo orientowałam się w tym temacie, potrafiłam wymienić jedynie kilka klubów i zawodników. Moje zaangażowanie ograniczało się do kibicowania Kepie w Ondarroi, gdzie uchodziłam za jego szaloną fankę. Cóż, nie polemizowałam. Cieszyłam się, że Matt polubił Kepę i na odwrót. Atmosfera była miła oraz spokojna. Czasami zakłócał ją jedynie głośny śmiech. W duchu cieszyłam się, że Andrea zdecydowała się nie pojawić. Nie uwierzyłam w jej inne plany, ale w chwili obecnej miałam ją gdzieś. Jestem pewna, że swoimi humorami oraz posępną miną zepsułaby ten pogodny nastrój. Kolację zjedliśmy wymieniając się rozmowami i żartami. Kepa wychwalał moje umiejętności kulinarne, na co rumieniłam się jak nastolatka. Podane do kolacji wino było zwieńczeniem tego błogiego wieczoru.
Powoli będę się zbierał – powiedział Kepa. – Muszę się jeszcze spakować przed wylotem.
Wylotem?
Alisa, ty ignorancie! – Matt żartobliwie pacnął mnie w ramię. – Skoro twoim kolegą jest piłkarz Chelsea powinnaś bardziej orientować się w temacie – Zaśmiał się, a ja zdziwiona zmarszczyłam brwi.
W środę gramy mecz, finał Ligi Europy – wyjaśnił mi Hiszpan. – W Baku.
Och! – wykrzyknęłam. – W takim razie będę trzymać za was kciuki! – Zapewniłam go.
Nawet zmuszę ją do oglądnięcia – oznajmił Matt. – Mam nadzieję, że jeszcze kiedyś się spotkamy!
Pewnie już po wakacjach – mruknął Kepa. – Miłego pobytu na Jamajce – Dodał.
A wam w Los Angeles. Pilnuj mojego brata, jak go spotkasz!
Hiszpan spojrzał na mnie rozbawiony, po czym pożegnał się z Mattem. Mnie zamknął w szczelnym uścisku jeszcze raz dziękując za zaproszenie. Gdy opuszczał nasze mieszkanie, a ja odprowadzałam go wzrokiem czułam na sobie badawcze spojrzenie Matta, ale zbagatelizowałam to. Pocałowałam go lekko w policzek tarmosząc jego włosy.
Chodź, Przylepie, pomogę ci posprzątać – zaoferował puszczając mi oczko.
Matthew, do cholery! – krzyknęłam rozeźlona jego zachowaniem. Parsknął jedynie śmiechem, który chcąc nie chcąc udzielił się również mi. Po skończonym sprzątaniu z pudełkiem lodów wylądowaliśmy w salonie oglądając jakiś łzawy film. Oparłam głowę na jego ramieniu rozpamiętując w głowie dzisiejszy wieczór. Było dobrze. A nawet lepiej…

Londyn, 29.05.2019 r.

 Z pełną miską moich ulubionych Lay’s Fromage oraz piwem o smaku jabłka i trawy cytrynowej czekałam na rozpoczęcie meczu. Matt siedział obok mnie zajadając karmelowy popcorn. Na szklanym stoliku obowiązkowo stała filiżanka słodkiej herbaty z mlekiem.
Serio, Matt… Jak możesz to jeść i pić? – spytałam chrupiąc ziemniaczanego chipsa.
To zdrowe i smaczne! – oburzył się z obrzydzeniem patrząc na moją różową miskę.
Nie wmówisz mi, że karmelowy popcorn jest dużo zdrowszy od chipsów!
Ale jest słodszy!
Jakby twoja herbata z miodem nie była wystarczająco słodka!
Cicho już – uciszył mnie wpatrując się w ekran płaskiego telewizora. – Zaczyna się!
Mruknęłam coś pod nosem, ale poszłam za jego śladem. Matt nawet nie musiał mnie przekonywać do oglądnięcia tego meczu. Sama byłam ciekawa wyniku oraz występu Kepy. Po piętnastu minutach gry mecz zaczął mnie nudzić, ale nie odezwałam się ani słowem. Zamiast tego śmiałam się z Matta oraz jego komentarzy, które wygłaszał z zaangażowaniem.
Czy finałowe spotkania zawsze są takie nijakie? – zapytałam niewinnie popijając piwo. Było przepyszne!
Kobiety! – Matthew spojrzał na mnie z oburzeniem, a ja wystawiłam mu język. Spojrzałam na ekran rozpoznając kilku zawodników.
Znam go! – krzyknęłam wpatrując się w piłkarza z dziesiątką na plecach.
Wszyscy znają Hazarda – zażenowany Matt wywrócił oczami.
Jego też znam! I jego… Jego tak samo! – emocjonowałam się wskazując palcem na danych piłkarzy.
Byłbym zdziwiony, gdybyś nie kojarzyła zawodników występujących w twojej narodowej reprezentacji – mruknął.
Och, nie mędrkuj już tak! – fuknęłam wbijając wzrok w Kepę.
Zastanawiam się, czy chcę, żebyś oglądała ze mną sobotni mecz – powiedział Matthew.
Finał Ligi Mistrzów, pamiętam! Twój Tottenham gra z… Liverpoolem… Nie myśl sobie, że ci odpuszczę! – zaśmiałam się z jego zbolałej miny. Nadymał śmiesznie policzki wyglądając przy tym jak obrażony czterolatek.
Co ja z tobą mam... – westchnął pokonany wsypując sobie do buzi garść karmelowych kulek.
I wzajemnie – odgryzłam się na przekór zajadając chipsy.
Pierwsza połowa zakończyła się bezbramkowym remisem. Miałam nadzieję na większe emocje w drugiej części spotkania. Jak się okazało moje modlitwy zostały wysłuchane. Piłkarze obydwu drużyn wzięli się do roboty zapewniając swoim zagorzałym sympatykom nie lada atrakcje. Nawet nie wiem, kiedy zleciało mi te czterdzieści pięć minut. Gdy się ocknęłam piłkarze Chelsea skakali po sobie wrzeszcząc wniebogłosy. Pokonali Arsenal 4-1. Uśmiechnęłam się pod nosem widząc podekscytowanego Kepę. Po chwili zawodnicy z zachodniej części Londynu mogli cieszyć się z upragnionego pucharu, który wędrował z rąk do rąk. Z tego, co się orientowałam był to pierwszy taki sukces Kepy. I byłam z niego dumna.


***

Witam! 

Kolacja przebiegła w miłej atmosferze, a panowie przypadli sobie do gustu :) A co będzie dalej... ^^ 
Nowy sezon Premier League oficjalnie rozpoczęty! <3 Oby wena mi towarzyszyła ;) 
Jutro Chelsea gra z Liverpoolem o Superpuchar Europy i mam nadzieję na kolejne trofeum ^^ :D 


😍

Pozdrawiam ;*

3 komentarze:

  1. Nie spodziewałam się, że Alisa ma za sobą tak trudną sytuację rodzinną. Zmierzenie się z odrzuceniem i porzuceniem przez rodziców na pewno było czymś trudnym do zaakceptowania. Nawet nie chcę sobie wyobrażać, co musiała w tamtym okresie czasu czuć.
    Na szczęście troskę i oparcie odnaleźli wraz z Jamesem w wujostwie i dziadkach, którzy starali się im wynagrodzić brak rodziców.
    Co się im chyba udało, skoro dziewczyna miło wspomina spędzone z nimi lata.
    Widać, że Alisie bardzo zależy na odbudowie znajomości z Kepą. Zresztą tak samo, jak jemu. Każde spotkanie obydwojgu sprawia wiele radości, a ta kolacja to był strzał w dziesiątkę.
    Przy okazji Matthew miał niemałą niespodziankę, kiedy w drzwiach jego mieszkania stanął znany mu piłkarz. Jego mina musiała być bezcenna. 😁
    Najważniejsze jednak, że panowie przypadli sobie do gustu i spotkanie upłynęło w przyjaznej atmosferze, choć Matthew chyba dostrzegł, że między Alisą a Kepą jest spora chemia. Trudno zresztą tego nie zauważyć. Czas pokaże, jak to wszystko się dalej potoczy.
    Ucieszył mnie fakt, że Andrea postanowiła nie przyjąć zaproszenia Alisy. Swoją obecnością tylko popsułaby każdemu humor, bo jestem pewna, że nawet by nie spróbowała porozumieć się w jakiś sposób z Alisą i jej chłopakiem.
    Ta dziewczyna coraz bardziej mnie denerwuje. Nie mam pojęcia jakim cudem Kepa z nią wytrzymuje.
    Za Hiszpanem pierwszy tak duży sukces w karierze. Z którego na pewno ogromnie się ucieszył.
    Alisa mimo że nie intersuje się zbytnio piłką nożną, to dla Kepy postanowiła obejrzeć mecz, co jest kolejnym dowodem, jak duże ma on dla niej znaczenie.
    Przy okazji, jak tak dalej pójdzie to Alisa z pomocą Kepy stanie się prawdziwym znawcą tej dyscypliny. 😆
    Czekam z niecierpliwością na kolejny rozdział.

    OdpowiedzUsuń
  2. Ten rozdział był przeuroczy. Serio, czytając go cały czas się uśmiechałam. Nie wydarzyło się nic nieprzyjemnego, nic, co by skrzywdziło nadzych bohaterów.
    Pojawił za to Matt, którego od razu polubiłam. Serio, wydaje się być normalnym, ciepłym facetem, który kocha swoją dziewczynę, ma pewne nawyki i po prostu spokojnie sobie żyje. Alicja ma naprawdę szczęście, że trafiła na takiego chłopaka. Zresztą po ttm rozdziale widać, że naprawdę go kocha. Czasami owszem, sprzeczają się, ale o zupełne głupoty, dogryzają się w fajny, normalny sposób. Wszystkie pary tak robią.
    Nie dziwię się Kepie, że od razu polubił Matta, Matt Kepę. Wyobrażam sobie jego minę, gdy zrozumiał kogo zaprosił na obiad. Dla każdego fana sportu to ogromne przeżycie. Na szczęscie szybko pozbył się szoku i już normalnie rozmawiali. Dzięki temu obiad naprawdę się udał, a panowie się polubili, co też dobrze wróży.
    Trochę rozwaliła mnie scena z oglądaniem meczu. Uwielbiam takie przekomarzanie się. A jeśli chodzi o herbatę z mlekiem, to też kiedyś nie rozumiałam, jak można ją pić, ale ostatnio całkiem ją polubiłam. Więc przybijam Mattowi piątke!
    Ode mnie to tyle. Dużo weny życzę i z niecierpliwością czekam na kolejny rozdział.
    Pozdrawiam
    Violin

    OdpowiedzUsuń
  3. Alisy wręcz nie da się nie lubić. Jest zbyt idealna, a ideały przecież nie istnieją :) Dobrze, że ma w głowie coś więcej niż moda i zakupy ^^ Na ten przykład książki ... ich zapach jest jednym z najlepszych zapachów na świecie i zdania na ten temat nie zmienię :) Dziś jednak, przy okazji odwiedzenia Biblioteki, mogliśmy się dowiedzieć co więcej o dzieciństwie dziewczyny i jej brata, które wcale idealne nie było. Swoje też przeszli, ale na całe szczęście wyszli z tego silniejsi, co się oczywiście ceni :)
    Kepa też kolejny raz udowodnił, że bardzo zna Alisę i jej zainteresowania. Ciekawi mnie, czy jeśli chodzi o Andreę to czy też może pochwalić się tak szeroką wiedzą ^^ A jeśli o nią chodzi to zachowała się niegrzecznie odmawiając zaproszenia na kolację, bo nie wierzę ze miała inne zobowiązania. Mogła tam przyjść ze względu na Kepę, ale w sumie po ostatnich wydarzeniach w restauracji powinna ze wstydu się spalić ^^ Ale! Dzięki jej nieobecności wieczór można zaliczyć do udanych :D I nie chodzi mi tu jedynie o wspaniałą kolację jaka została przygotowana przez Alisę.
    Matt to jest szczęściach :D W ogóle wydaje się być sympatycznym chłopakiem, co źle wróży na przyszłość hahaha ^^ Ale jego upodobania smakowe zmuliły mnie na samą myśl ;o Ma swoje upodobania, nie ma co! W każdym bądź razie mecz obejrzeli, a sama Alisa zauważyła pewne ważne szczegóły. Bo tak, finały są nijakie ... wręcz nudne! A mimo to ile człowiek nerwów zeżre ^^
    Życzę weny! Już ja się przypilnuje ^^

    OdpowiedzUsuń