Londyn
przywitał nas kłębowiskiem burzowych chmur, szarym niebem oraz
siekającym deszczem. Po wczorajszym powrocie do domu miałam ochotę
jedynie na orzeźwiający prysznic oraz sen, ale nie mogłam zostawić
Matta sam na sam z bagażami. Przyjął moją pomoc z wdzięcznością
po czym powiedział, żebym położyła się spać. Wstając dziś
rano z ciepłego łóżka marzyłam o tym, by do niego wrócić, ale
nie mogłam pozwolić sobie na taki luksus. Ku zadowoleniu Grace,
która zaczynała dziś wymarzony urlop wracałam do pracy.
Przemierzając tak dobrze znane mi ulice Londynu dotarłam pod
budynek restauracji w niecałe dwadzieścia minut. Zapięłam swój
niebieski rower i dziarskim krokiem weszłam do pomieszczenia.
Szara rzeczywistość wita! Powrót do pracy po dwutygodniowym
relaksie był dla mnie katorgą. Nie mogłam się na niczym skupić,
byłam roztargniona i roztrzepana. Na szczęście dla siebie udało
mi się nie pomylić zamówień oraz nie oblać nikogo wrzątkiem. Z
ulgą przyjęłam wiadomość, że na dziś skończyłam pracę.
Odwiesiłam biało-czarny uniform na wieszak i z uśmiechem ruszyłam
do wyjścia. Przez okno dostrzegłam gałęzie drzew uginające się
pod wpływem wiatru i padający deszcz, który doszczętnie
popsuł mi humor. Wykręciłam numer Matta modląc się, by miał
czas, aby po mnie przyjechać. Powiedział, że zjawi się pod
restauracją najszybciej jak się da. Czekając na niego zaczęłam
bawić się telefonem. Spostrzegłam, że mam jedną nieodebraną
wiadomość od Kepy. Kliknęłam w odpowiedni folder i wczytałam się
w jej treść. Za nieco ponad tydzień miał wrócić do Londynu i w
związku z tym prosił mnie o małą przysługę. Zdziwiłam się
nieco, ale oczywiście zgodziłam się nie wiedząc na co się piszę.
Znając jego mogło chodzić o wszystko. Pokręciłam głową
chowając telefon do torebki. Błyskawica przecięła niebo w chwili,
w której dostrzegłam błyszczące BMW Matta. Szybko zapakował mój
rower do bagażnika i z piskiem opon włączył się do ruchu.
–
Powinnaś zainwestować w prawo jazdy –
powiedział po chwili krótkiego milczenia.
–
Daj spokój, żebym stwarzała
zagrożenie? – prychnęłam opierając się o zagłówek.
–
Jeżdżąc na rowerze jak wariatka też
je stwarzasz – wystawił mi język, za co lekko go trąciłam.
–
Jeszcze jeden przytyk, a sam gotujesz
obiad!
–
Och, no już dobrze – skapitulował
wjeżdżając w naszą ulicę. – Dobrze wiesz, że nie mam twoich
zdolności!
–
A ja nie mam twoich! – odparłam
zamykając za nami drzwi. – Na co masz ochotę?
–
Zdam się na ciebie! – krzyknął i
zniknął w czeluściach salonu. Wyciągnęłam telefon z
torebki i odłożyłam go na blat. Zabrałam się za obiad
podśpiewując pod nosem. Gdy byłam w trakcie panierowania kurczaka
dostałam wiadomość z podziękowaniami. Obym tylko tego nie
pożałowała!
Londyn,
08.07.2019 r.
Umówiłam
się z Kepą w Hyde Parku. Poirytowana spojrzałam na zegarek i
zacisnęłam usta w wąską linię. Spóźniał się już piętnaście
minut! Chodziłam w kółko, a bezczelny wiatr wywijał moją
wzorzystą sukienką, która podkreślała moją opaleniznę.
Westchnęłam głośno przeklinając w myślach tego impertynenckiego
Hiszpana.
–
Już jestem, przepraszam! – wysapał
zatrzymując się przede mną. – Dobrze cię widzieć! –
Powiedział wesoło i zamknął mnie w mocnym uścisku. Odwzajemniłam
gest wdychając zapach tych nieziemskich perfum.
–
Stęskniłeś się za mną? – spytałam
obserwując go uważnie. Zmierzwione włosy, okulary
przeciwsłoneczne, biała opinająca jego umięśnione ciało
koszula, jeansowe spodenki… Jęknęłam mentalnie bijąc się po
głowie.
–
Jakżeby inaczej, Pieszczoszku! –
poczochrał moje włosy i wykrzywił usta w uśmieszku. – A ty za
mną?
–
Chciałbyś – prychnęłam. – To
gdzie mnie zabierasz? – Zapytałam coraz bardziej zaciekawiona jego
pomysłem.
–
Dowiesz się, gdy będziemy na miejscu –
powiedział. Westchnęłam cierpiętniczo, ale posłusznie ruszyłam
za nim. Po drodze wymieniliśmy się wrażeniami z wakacji oraz
informacjami z ubiegłych dni. – Miałem dziś pierwszy trening z
nowym trenerem, stąd moje spóźnienie – Wyjaśnił. Zachęciłam
go ruchem głowy, by kontynuował, co przyjął z ochotą.
Słuchałam w skupieniu co jakiś czas dopytując, gdy gubiłam
wątek. – Chyba muszę porozmawiać o tym z Mattem – Obwieścił,
kiedy zorientował się, że nie mam pojęcia, o czym mówi.
–
Phi! – fuknęłam obrażona. – Trzeba
było jego poprosić o pomoc!
–
Do tego potrzebna mi jesteś ty –
odpowiedział i przypomniawszy sobie o kolejnej przygodzie z wakacji
zaczął mi ją opowiadać.
–
Tak wiem, widziałam zdjęcia –
mruknęłam.
–
Przeglądałaś profil Andrei? –
zaciekawił się. W myślach pogratulowałam sobie głupoty.
–
Tak jakoś wyszło – wzruszyłam
ramionami. Kepa parsknął śmiechem. – No co?
–
Nic, nic! – zapewnił mnie. – Może
ja powinienem zacząć obserwować Matta… Ma tam jakieś twoje nie
zakryte zdjęcia? – Puścił mi oczko. Spłonęłam rumieńcem
przypominając sobie naszą konwersację.
–
Bezczelny Hiszpan!
–
To twoja wina! – odparował.
–
Trzeba było nie patrzeć!
–
Nie mogłem się oprzeć – uśmiechnął
się figlarnie nagle się zatrzymując. O mało co na niego nie
wpadłam! – Żarty żartami, ale jesteśmy na miejscu – Oznajmił.
Żarty żartami… Spojrzałam na budynek przed nami i z szoku
uchyliłam usta.
–
Jubiler? – wydukałam.
–
Tak – potwierdził. – Chcę poprosić
Andreę o rękę.
Zamrugałam
kilkakrotnie powiekami chcąc zrozumieć, co właśnie zostało mi
przekazane. Kepa pragnie oświadczyć się Andrei? Z niewiadomych dla
nikogo przyczyn poczułam się dziwnie. Tak po prostu. Jakby coś
zostało mi odebrane. Przecież to śmieszne! Przywołałam uśmiech
na twarz i spojrzałam na niego.
–
W takim razie do czego jestem ci
potrzebna? – spytałam ściągając okulary przeciwsłoneczne.
Chowając je do torebki zauważyłam, że drżą mi ręce. Niech to
jasny szlag trafi!
–
Chciałem… Pomyślałem… – zaczął
niemrawo. – Pomogłabyś mi w wyborze? W końcu jesteś kobietą i
z pewnością znasz się na tym lepiej niż ja – Powiedział
patrząc na mnie niepewnie. Kiwnęłam głową i weszłam do środka.
Od tych wszystkich błyskotek aż zakręciło mi się w głowie. Kepa
stał bezradnie nie wiedząc od czego zacząć, dlatego niewiele
myśląc pociągnęłam go w stronę jednej z lad. Popatrzył,
zmarszczył brwi, ocenił i pokręcił głową. Posłusznie
podreptałam za nim w inne miejsce i dokładniej przyjrzałam się
wystawionym pierścionkom. Złoto, srebro, diamenciki… Wszystko to
mieniło się w sztucznym świetle nadając temu miejscu
klimat, którego nie potrafiłam określić. Moją uwagę przykuł
jeden z pierścionków. Był delikatny, zrobiony z żółtego złota,
jego ozdobę w centralnym punkcie stanowił diament otoczony
kilkoma drobniejszymi. Wskazałam go Kepie. – Jest przepiękny! –
Zachwycił się. Przełknęłam ślinę uciekając wzrokiem w bok. Po
upływie kilku chwil podszedł do nas sprzedawca i pochwalił wybór.
– Mógłbym go obejrzeć?
–
Ależ naturalnie! – odparł starszy pan
i wręczył Hiszpanowi błyskotkę. Pooglądał go z każdej
strony i uśmiechnął się szeroko.
–
Będziesz miała coś przeciwko jeśli
wypróbuję go na tobie? – zaśmiał się Kepa. Kiwnęłam głową
wyciągając do przodu prawą rękę. Arrizabalaga ujął ją lekko,
po czym włożył pierścionek na mój serdeczny palec. Ze
zdenerwowania przygryzł dolną wargę.
–
Cóż, to chyba mój pierwszy i jedyny
pierścionek zaręczynowy – zażartowałam chcąc rozluźnić
atmosferę. Kepa posłał mi zaskoczone spojrzenie, ale nic nie
powiedział. Ściągając ozdobę z mojego palca delikatnie pogłaskał
moją dłoń. Zadrżałam. I to nie z zimna! Hiszpan podszedł
do sprzedawcy i wdał się w rozmowę. Obserwując jak przegląda
inne pierścionki uderzyła we mnie niczym nieuzasadniona zazdrość.
Kepa miał zamiar oświadczyć się Andrei. Kochał ją i to z nią
chciał spędzić resztę życia. Hiszpanka, która nie darzyła mnie
sympatią miała zostać jego żoną, mamą jego dzieci. Miała trwać
u jego boku na dobre i na złe. Szybko odgoniłam od siebie
niechciane łzy, przekazałam Kepie, że źle się poczułam i
wyszłam na zewnątrz. Musiałam się uspokoić. Nie chciałam już
dłużej przebywać w tamtym pomieszczeniu, patrzeć na niego…
–
Już jestem! – pojawił się po kilku
minutach uśmiechając się psotnie. – Dziękuję! I mogę prosić
cię o jeszcze jedną rzecz?
–
Słucham – mruknęłam poprawiając
niesforne kosmyki włosów.
–
Pomogłabyś mi urządzić kolację? Moje
zdolności kulinarne w porównaniu z twoimi wypadają naprawdę
blado…
–
Chcesz oświadczyć się dzisiaj?! –
pisnęłam.
–
Nie, nie! To na próbę… Andrea wraca
dziś z Hiszpanii i chciałbym jej zrobić niespodziankę –
wyjaśnił.
–
W takim razie prowadź!
Przebywając
w mieszkaniu Kepy i Andrei czułam się obco i nie na miejscu. Pijąc
kawę w przestronnym nowocześnie urządzonym salonie odczuwałam
dyskomfort z powodu rozstawionych na półkach fotografii. Szczęśliwa
para uśmiechała się do mnie, jakby szydząc z moich pokręconych i
nielogicznych uczuć. Odstawiłam na szklany stolik pusty kubek i
powędrowałam do kuchni. Kepa pokazał mi co i jak i obwieścił,
żebym czuła się jak u siebie. Kroiłam świeżą paprykę i
pomidory skupiając myśli na gazpacho, które miałam przygotować.
–
Po naszych wakacjach w Stanach byliśmy w
Hiszpanii – zaczął Kepa podając mi drewnianą łyżkę. –
Przyjemnie było odwiedzić Ondarroę i Bilbao, spotkać się z
rodziną i przyjaciółmi. Spotkałem też twoje wujostwo…
Tęsknią za tobą i Jamesem.
–
Wiem, wiem – odparłam. – Rozmowy
telefoniczne to nie to samo, ale zobaczę się z nimi w święta. Mam
w planach spędzić w Ondarroi świąteczny czas i pobyć z rodziną,
z ludźmi, którzy pomogli mi się stać tym kim jestem –
Powiedziałam wstawiając garnek na kuchenkę indukcyjną.
–
Cieszę się – uśmiechnął się. –
James też mi o tym wspominał. W Los Angeles miło spędziliśmy
czas wracając wspomnieniami do przeszłości – Westchnął
przyglądając mi się uważnie.
–
Mam nadzieję, że nie wyjawiłeś mu za
dużo – sarknęłam.
–
Za kogo ty mnie masz? – oburzył się.
– Takie szczegóły chcę zachować dla siebie! – Oznajmił.
Trzepnęłam go w ramię.
–
Przestań mnie zawstydzać! –
żartobliwie podniosłam głos. – Naprawdę nie wiem, co chcesz tym
osiągnąć!
–
Uroczo się rumienisz – parsknął pod
nosem. Sapnęłam oburzona wspinając się na palce, by dosięgnąć górnej
półki. Stanął za mną dociskając moje ciało do krawędzi blatu.
Jego bliskość, obecność, wszystko to spowodowało, że
zapomniałam jak się oddycha. Drażnił się ze mną, zapach jego
perfum, jego zapach mącił mi w głowie. Podniósł rękę do góry
i wyciągnął potrzebną do hiszpańskiego ciasta z pomarańczami
tortownicę. – Tego potrzebowałaś? – Zapytał owiewając
oddechem moje ucho. Moje ciało zapłonęło ogniem, nie myślałam
logicznie.
–
T-tak – odparłam. Oparłam czoło o
szafkę próbując się uspokoić. Wyczułam jego irytujący i dumny
uśmieszek! Odsunął się ode mnie.
–
Proszę – powiedział podając mi
naczynie. Podziękowałam i sprawdziłam gotujące się pomarańcze.
– Pomóc ci w czymś? – Zapytał jak gdyby nigdy nic.
–
Nie trzeba – wyjąkałam. Pragnęłam
chwili dla siebie! Kepa chyba zrozumiał aluzję, bo ulotnił się z
kuchni zostawiając mnie samą. Próbowałam zebrać myśli, bo
czułam, że zrobiła się z nich papka. Nie wiedziałam, co się ze
mną dzieje, jego obecność zaczęła działać na mnie tak jak
wtedy, a to nie wróżyło niczego dobrego. Jęknęłam przypominając
sobie smak jego ust, dotyk jego rąk na moim ciele… Byłam
skończona. Po całości. Spędziłam w jego kuchni kilka
godzin szykując romantyczną kolację dla niego i Andrei. Mogłam
upaść niżej? – Wszystko gotowe! – Oznajmiłam wchodząc do
salonu.
–
Dziękuję ci z całego serca, jesteś
aniołem! – krzyknął. Zaśmiałam się cicho. – Mogę ci się
jakoś odwdzięczyć, odwieźć się?
–
Nie, nie kłopocz się –
zaprotestowałam. – Przejdę się, spacer dobrze mi zrobi –
Przekonałam go zbierając się do wyjścia.
–
Matt pewnie się za tobą stęsknił –
powiedział podchodząc bliżej.
–
Pewnie masz rację – przyznałam. –
Powodzenia!
–
Nie dziękuję – odparł i na
pożegnanie pocałował mnie w policzek. Dotyk jego ust na mojej
rozgrzanej skórze sprawił, że moje ciało przeszedł przyjemny
dreszcz. Pora stąd zwiewać! Pomachałam mu i czym prędzej
opuściłam jego mieszkanie. Próbowałam się wyciszyć, ale moje
myśli były niespokojne, a serce biło tak szybko, jakby chciało
wyskoczyć mi z piersi. Dlaczego…? Doszłam do domu nie
dopuszczając do siebie głosu, który drwił ze mnie mówiąc, że
moje uczucia do niego wróciły ze zdwojoną siłą…
***
Witam!
W co ten Kepa pogrywa to ja nie wiem... ^^ :D
Pozdrawiam ;*