niedziela, 19 kwietnia 2020

Trzydziesty

Stambuł, Atatürk Olimpiyat, 30.05.2020 r.

 Stambuł. Najludniejsze oraz największe miasto w Turcji, kolebka kulturalna, handlowa i finansowa. Jedyna metropolia świata znajdująca się na dwóch kontynentach. Cieśnina Bosfor, Morze Czarne, błękitna woda, rozciągające się widoki zapierające dech w piersiach. Turyści, zlepek ludzi na zatłoczonych uliczkach, stragany z pamiątkami, tradycyjnie parzona turecka herbata. Stambuł mieścił w sobie wiele historycznych zabytków, pomników, muzeów, a także obiektów sportowych. Jednym z nich był Stadion Olimpijski. Atatürk Olimpiyat był po brzegi wypełniony kibicami. Jego mniejszą część zajmowali miejscowi sympatycy tego sportu, jednak stadion w dużej mierze był podzielony. Niebieskie barwy Chelsea. Czarne Atalanty, zespołu z Bergamo, który pierwszy raz w historii klubu dotarł do tego momentu. Trzydziesty dzień maja, sobotni, ciepły, wcale nie spokojny wieczór. Finał Ligi Mistrzów 2020. Finał rozgrywek, które przysparzały każdego kibica o ciarki na całym ciele, o szybsze bicie serca, o nerwy, oczekiwanie, zawód, spełnienie. W tym tłumie, siedząc w specjalnej loży byłam i ja. Zdenerwowana, podekscytowana, a także pełna nadziei. Jeszcze rok temu moja wiedza o piłce nożnej opierała się na wspomnieniach wywiezionych z Hiszpanii. Teraz z zapałem śledziłam każdy mecz Chelsea oraz reprezentacji narodowej. Byłam zaangażowana, poznałam historię klubu od podszewki, zagłębiłam się w informacje, uzbroiłam w wiedzę niezbędną do życia. Oglądałam stare spotkania, poznawałam zawodników, wzruszałam się oraz cieszyłam osiągniętymi sukcesami. Chodziłam na każdy mecz Niebieskich, który był rozgrywany na Stamford Bridge, dumnie nosiłam koszulkę z jedynką na plecach, z całych sił wspierałam Kepę oraz całą drużynę, która stała się dla mnie bliska. Będąc w loży wraz z siedzącą obok Natalią i żoną trenera doskonale słyszałam gwar i harmider. Głośne rozmowy mieszały się z pijackim bełkotem, atmosfera była napięta, ale jednocześnie wyniosła. Każda z nas czekała na wyjście piłkarzy z tunelu, na hymn powodujący przypływ dumy, na uściski dłoni i pierwszy gwizdek sędziego. Po spektakularnym pokonaniu Bayernu na ich własnym stadionie, Chelsea przez dalszą fazę rozgrywek przeszła jak burza. Wstąpił w nich nowy duch walki, podniesieni i uskrzydleni zwycięstwem uwierzyli, że są w stanie dojść do finału, po drodze eliminując potencjalnie lepszych rywali. Osiągnęli ten finał silną wolą, silnymi charakterami, ciężką pracą, potem wylanym na treningach oraz meczach ligowych, które przygotowały ich do tego spotkania. Premier League zakończyła się niecałe dwa tygodnie temu, a mi już brakowało tych emocji. Drużyna Kepy zajęła czwarte miejsce dające pewny awans do przyszłej edycji Ligi Mistrzów. Ale zdążyłam ich poznać. Chcieli udowodnić, że na to zasługują wygrywając ten finał, pokonując włoską drużynę. Po upływie ośmiu lat chcieli znów podnieść do góry upragnione trofeum, Puchar, o którym śnili będąc na początku swojej piłkarskiej drogi. Momentalnie przywołałam wspomnienie Kepy, małego chłopca odbierającego prowizoryczny puchar i nagrodę za zwycięstwo w tych rozgrywkach, rozegrane na boisku, które lata świetności miało już dawno za sobą. Oczekiwanie w końcu doczekało się spełnienia. Błyski fleszy, aparaty i kamery wycelowane w główne postacie tego wydarzenia. Serce biło jak oszalałe, gdy wpatrywałam się w skupionych zawodników. W końcu… Melodia, słowa w trzech językach, podniosła atmosfera, pierwszy gwizdek. Drżałam na całym ciele. Byłam skupiona na piłkarzach Chelsea, nie ukrywałam, że przeciwnicy byli mi obcy, nie potrafiłam ich odróżnić, ani odgadnąć ich nazwisk. To jednak nie było ważne. Ważna była piłka, spryt i kluczowe podania. Jęknęłam głucho, gdy po upływie piętnastu minut, piłka posłana zza pola karnego wpadła do bramki Kepy. Kibice Atalanty podnieśli wrzask, sympatycy Chelsea nie pozostali im jednak dłużni. Zagrzewali ich do walki, krzyczeli, wymachiwali flagami. Czułam się ich częścią. Nie przejmowałam się nikim innym, emocje wzięły nade mną górę. Adrenalina krążąca po moich żyłach domagała się uwolnienia. Natalia poszła moim śladem, krzyczała motywujące słowa, mając nadzieję, że dotrą do jej męża. Przed końcem pierwszej połowy Niebiescy za sprawą Tammy’ego doprowadzili do remisu. Schodzili z boiska z podniesionymi głowami.
Umrę tutaj na zawał! – zawołałam wachlując się dłonią. – Dlaczego nikt mi nie powiedział, że finałowe spotkania grożą przedwczesną śmiercią? – Zapytałam opadając na siedzenie. Sięgnęłam po butelkę wody, aby uspokoić swoje ciało.
To mój pierwszy finał Ligi Mistrzów, więc mnie o to nie pytaj – zaśmiała się Natalia. Pokręciłam głową szykując się na dalszą batalię. Wystarczyła tylko jedna bramka… Westchnęłam przeciągle czując gorąc na policzkach. Emocje sięgały zenitu! Druga połowa, gwizdek przecinający gwar. Piłka tocząca się od nogi do nogi, ataki, brzydkie faule, żółte kartki. Atalanta szukała drugiego gola, chcieli wygrać to spotkanie, ten finał, aby przynieść chwałę klubowi. Chelsea zaciekle się broniła, Kepa bronił jak lew, w jego ręce wpadały najgroźniejsze piłki. Zawodnicy wzajemnie się motywowali, wiedzieli o jaką stawkę grają. Zaklęłam pod nosem czując upływający czas. Nie chciałam dogrywki ani rzutów karnych! Oni też nie chcieli, chcieli już wygrać, sięgnąć po trofeum po raz drugi w bogatej historii klubu. Przed ostatnim kwadransem Frank zdecydował się na zmiany. Kluczowe. Płynne podania, mijanie rywali, asysta Jorginho, gol N’Golo Kanté. Ostatni gwizdek, który był zbawieniem.
WYGRALI!!! – wrzasnęłam wpadając w ramiona przyjaciółki. Zalałam się łzami skacząc w kółko i wymachując flagą, którą ktoś wcisnął mi do ręki. Ulga, która mnie wypełniła była nie do opisania, a wzruszenie odebrało mi mowę. Płakałam obserwując świętujących piłkarzy, którzy robili rundkę wokół boiska podbiegając do sektora swoich fanów. Nie mogłam opanować ekscytacji oraz drżenia. Wyszłyśmy z loży, przeciskałyśmy się przez wiwatujące tłumy. W końcu znalazłyśmy się bliżej murawy, aby z bliska obejrzeć wręczenie medali oraz Pucharu. Kiedy nastąpiła ta chwila rozpierała mnie niesamowita duma. Cieszyłam się sukcesem całej drużyny, to jasne, ale moje spojrzenie było utkwione jedynie w Kepie. W jego błyszczących oczach, w ustach rozciągniętych w szerokim uśmiechu, w wyprostowanej sylwetce, w pewności siebie. Dla mnie był bohaterem tego spotkania. Cały czas pociągałam nosem, ale widząc go podnoszącego do góry upragniony, wyśniony, wymarzony Puchar za zwycięstwo w Lidze Mistrzów, rozpłakałam się jak mała dziewczynka i długo nie mogłam opanować tych łez. Dwa hymny, ten dla Mistrzów, później klubowy były znakomitym dopełnieniem, zwieńczeniem tego sukcesu, tej magicznej chwili. Weszłyśmy na murawę odszukując naszych mężczyzn. Natalia podbiegła do męża, a ja rzuciłam się na Kepę obejmując go nogami w pasie. – Mój bohater, mój zwycięzca, mój mistrz! – Piszczałam całując jego policzki. – Tak bardzo ci gratuluję! Wam gratuluję! Boże, Kepa… Jestem z ciebie cholernie dumna! Swoją postawą, ciężką pracą, ambicją i wolą walki udowodniłeś, że zasłużyłeś na ten triumf jak mało kto! Nie poddałeś się, tylko walczyłeś o miejsce w podstawowym składzie, a teraz, a teraz… – Mówiłam jak w transie połykając łzy.
Alisa… – pstryknął mnie w nos. – Dziękuję ci, kochanie! Za twoje wsparcie, słowa otuchy, gdy chciałem wszystko rzucić w cholerę. Za twoją wiarę i obecność. Mój sukces jest twoim sukcesem – Oznajmił poruszony zakładając mi na szyję złoty medal. Przyjrzałam mu się z uwagą, a następnie, u jego boku, z Pucharem w ręce wykonałam nam pamiątkowe zdjęcie. – Kocham cię – Wyszeptał w moje włosy.
Wiem – odparłam tuląc go do siebie. – Yo también, mi Maestro. Ja ciebie też, mój Mistrzu.

Londyn, 12.06.2020 r.

 – Matt! – krzyknęłam, gdy wyszłam przed dom. – Co ty tutaj robisz? – Spytałam w zdziwieniu marszcząc brwi. Zmarszczka przecięła moje czoło, kiedy spostrzegłam parkującą przed sąsiednim domostwem ciężarówkę.
Niespodzianka! – powiedział wesoło ściągając okulary przeciwsłoneczne. Jego oczy radośnie błyszczały, a dopełnieniem uśmiechu były rozkoszne dołeczki w policzkach. – Jednak mieszkanie w apartamentowcu nie było dla nas!
Ja… – zaczęłam podchodząc bliżej. – Naprawdę zamieszkacie naprzeciwko nas?! – Zapiszczałam podskakując w miejscu. Linda zwabiona moimi odgłosami przybiegła z ogrodu merdając ogonkiem. Spostrzegłszy Matta zaczęła szczekać i lizać go po ręce.
Tak – potwierdził drapiąc psiaka za uszami. – Tęskniłem za tobą, Przylepie – Obwieścił przytulając mnie. – Za bardzo przyzwyczaiłem się do twojej obecności w moim życiu – Wymruczał, a ja szybko odgoniłam pojawiające się łzy. – Zachowaj je na póź… – Zaciął się z zakłopotaniem przeczesując swoje włosy.
Co? – ocknęłam się z transu mrużąc oczy.
Nic! – zapewnił. – Kepa prosił, abym przekazał ci wiadomość.
Złapałam się pod boki.
W takim razie zamieniam się w słuch! – powiedziałam.
Ja… Cóż! Po prostu wsiądź na rower i podjedź pod stadion – poinstruował mnie. – Zajmę się Lindą przez ten czas, obiecuję! – Przyrzekł. Linda szczeknęła kilka razy wyrażając swoją aprobatę. – Poza tym… I tak mam tutaj robotę! – Wskazał na ekipę ludzi, która wyładowywała pierwsze meble.
Pod stadion? Ale po co? – zastanawiałam się głośno.
Zrób to i nie zadawaj pytań – Matt zbył mnie machnięciem ręki i przeszedł na drugą stronę ulicy.
Matthew! – zawołałam za nim. Odwrócił się przez ramię i wystawił mi język. – Dzięki wielkie! – Prychnęłam. Ostatecznie sięgnęłam po mój ukochany niebieski pojazd i ruszyłam w tak dobrze znaną mi drogę. Co ten Kepa znów wymyślił?

 Dojechałam pod Stamford Bridge w akompaniamencie głosu wokalisty Green Day. Pod stadionem kręciło się mnóstwo turystów, którzy wykonywali pamiątkowe zdjęcia, bądź szykowali się do zwiedzania siedziby klubu. Zsiadłam z roweru rozglądając się wkoło. Ani śladu Hiszpana! Zacmokałam z irytacją. Po jaką cholerę kazał mi się tutaj stawić, skoro sam się do tego nie palił? Zrezygnowana pokręciłam głową.
Przepraszam! – usłyszałam cichy głos. Odwróciłam się z konsternacją. – To dla pani! – Mały chłopczyk wetknął mi w dłoń niebieski balon.
Ja… Co? – spytałam, ale posłaniec zniknął tak szybko, jak się pojawił. Potrząsnęłam balonem szukając jakiejś wskazówki. Była w środku. Podniosłam z ziemi kamyk i przedziurawiłam go powodując huk. Posłałam przechodniom przepraszające spojrzenie i wyciągnęłam zapisaną karteczkę. Daremnie walczyłem ze sobą. Nie potrafię, nie zdławię mego uczucia. Pozwól mi, Pani, wyznać, jak gorąco Cię wielbię i kocham. - Jane Austen, Duma i uprzedzenie. Przeczytałam cytat zapisany dłonią Kepy kilka razy, aby trafnie go zrozumieć. Pod nim znajdowała się kolejna wskazówka. Kieruj się tam, gdzie spotkaliśmy się po raz drugi. Schowałam karteczkę do kieszeni i wsiadłam na rower. Byłam zdziwiona, ale jednocześnie zaciekawiona. Ruszyłam drogą, która była stałym elementem mojej trasy, gdy jechałam do pracy. Po dziesięciu minutach jazdy zatrzymałam się w miejscu. Do ławeczki był przeczepiony kolejny balon. Dobrze, że zachowałam kamyk! W miłości chodzi o coś więcej niż słowa, czy wygląd. To coś, co zwala Cię z nóg bez ostrzeżenia. Wierzę, że gdy spotkasz osobę, z którą masz spędzić resztę swojego życia… Tak zwaną bratnią duszę, po prostu o tym wiesz. Od pierwszej, wypełnionej milczeniem chwili. Nawet jeśli nie odezwie się do Ciebie słowem. - Chris Carter, Nocny prześladowca. Skąd on do licha wytrzasnął moje ulubione cytaty? Oświecenie przyszło w jednej sekundzie. Naprawdę zadał sobie tyle trudu, aby wyciągać z regałów moje ulubione książki i studiować zaznaczone przeze mnie fragmenty? Tylko po co? Wskazówka. Miejsce, w którym odkryłaś, że dalej pamiętam twórczość Jane Austen. Uśmiechnęłam się pod nosem kierując się do Hyde Parku pod pomnik wzniesiony na cześć księżnej Diany. Słońce ogrzewało spacerowiczów swoimi promieniami, łabędzie chętnie podpływały bliżej, aby cieszyć ludzi swoją obecnością. Balon. Karteczka. Kochaj mnie pomimo moich wad. - Harlan Coben, Zaginiona. – Kocham cię pomimo twoich wad – Wyszeptałam. Miejsce, w którym spędzasz większość czasu popisując się swoimi umiejętnościami. Parsknęłam śmiechem udając się pod restaurację. Ekscytacja rosła we mnie z każdą minutą! Zatrzymałam się przed budynkiem dostrzegając balon i uśmiechniętą Grace.
Twój Kepa chyba oszalał z miłości do ciebie – oznajmiła.
Nie mam pojęcia, o co mu chodzi! – wyznałam zgodnie z prawdą. Grace kiwnęła głową znikając w restauracji, a ja przystąpiłam do działania. Ale jeśli się kogoś kocha, to chyba nie powinno się odpuszczać. - Jojo Moyes, Zanim się pojawiłeś. Przełknęłam ślinę wracając myślami do swoich rozważań, czy powinnam zaryzykować i walczyć, czy poddać się i patrzeć na jego szczęście z Andreą… Miejsce, w które zaprowadziłaś mnie po naszej szczerej rozmowie po meczu. Doskonale wiedziałam, o jaką rozmowę mu chodziło. O nas, o Ondarroi, o przemilczanych uczuciach. Kensington Gardens, pomnik męża królowej Wiktorii. Zawróciłam podążając za wskazówkami. (…) Ty zasługujesz na dużo więcej – na kogoś, kto będzie myślał o Tobie nieustannie, zastanawiając się, co w tej chwili robisz, gdzie jesteś, z kim jesteś i czy czujesz się dobrze. Potrzebujesz kogoś, kto pomoże Ci spełniać marzenia i kto ochroni Cię przed tym, czego się obawiasz. Powinnaś mieć u swego boku kogoś, kto będzie traktował Cię z szacunkiem i kochał w Tobie wszystko, a zwłaszcza Twoje wady. Zasługujesz na życie z kimś, kto sprawi, że poczujesz się szczęśliwa, tak szczęśliwa, że wyrosną Ci skrzydła. - Cecelia Ahern, Love Rosie. – Kepa, co próbujesz mi przekazać? – Rzuciłam w przestrzeń przełykając łzy. Tam, gdzie dorosłem. Pomnik Piotrusia Pana. Miał szczęście, że znajdował się niedaleko! Musisz pomyśleć o czymś cudownym. A takie myśli uniosą Cię same w powietrzu. - James Matthew Barrie, Piotruś Pan i Wendy. – Myślę o tobie… Jeden z naszych ulubionych parków. Wskoczyłam na rower udając się do St. James Park. Kocham Cię. Będę Cię kochał do dnia, w którym umrę. A jeśli po tym jest jakieś życie, to wtedy też będę Cię kochał. - Cassandra Clare, Miasto Szkła. Wzruszona pociągnęłam nosem. Jedno z twoich najukochańszych miejsc w Londynie. Doskonale znał moje zamiłowanie do fantastyki i do wszystkiego, co było związane z nastoletnim czarodziejem z blizną w kształcie błyskawicy na czole. Kings Cross. Uśmiech losu można zobaczyć nawet w tych najciemniejszych chwilach, jeżeli pamięta się, żeby zapalić światło. - J. K. Rowling, Harry Potter i Więzień Azkabanu. – Ty jesteś moim światłem. Tam, gdzie pierwszy raz zaprosiłaś mnie na kolację. British Library! Przysięgam, jeśli dowiem się o co chodzi, to zamorduję go z zimną krwią! Co mu strzeliło do głowy myśląc, że zwiedzanie Londynu wzdłuż i wszerz na rowerze będzie dla mnie łatwym zadaniem? To on w tym związku był sportowcem, nie ja! Dojechałam pod bibliotekę ledwo zipiąc.
Ale czy jesteś pewna… Wybacz mi to pytanie: czy jesteś pewna, że będziesz z nim szczęśliwa?
To nie ulega wątpliwości. Już ustaliliśmy, że będziemy najszczęśliwszym małżeństwem na świecie. - Jane Austen, Duma i uprzedzenie. Małżeństwo? Podążyłam wzrokiem w dół szukając kolejnej wskazówki, ale na karteczce widniał sam cytat.
To ostatni przystanek – drgnęłam, kiedy usłyszałam jego cichy głos. Odwróciłam się w jego stronę z szybko bijącym sercem. – Cieszę się, że dotarłaś bez przeszkód!
Kepa… – wyjąkałam i zakryłam usta dłońmi spostrzegając, że klęczy przede mną z otwartym pudełeczkiem. Zachłysnęłam się powietrzem z trudem utrzymując równowagę. – Kepa…
Alisa… Uczynisz mi ten zaszczyt i zostaniesz panią Arrizabalaga? – wyrzucił z siebie łapiąc oddech. – Zostaniesz moją żoną i mamą moich dzieci? I w tej chwili nie mam tu na myśli psów – Zaśmiał się nerwowo precyzując pytanie.
Kepa… – wyjąkałam i uklękłam przed nim. – Oczywiście, że zostanę panią Arrizabalaga – Wykrztusiłam z siebie nie wiedząc, jak poradzić sobie z tymi nowymi emocjami. Uśmiechnął się szeroko, a ja kciukiem otarłam łzę spływającą z jego policzka. Włożył mi na palec pierścionek, a ja krzyknęłam cicho orientując się, że to ten sam, który wpadł mi w oko podczas naszego nieszczęsnego wypadu do jubilera. Tam, gdzie zrozumiałam, że zawsze byłam w nim zakochana… – Maite zaitut – Wychrypiałam po baskijsku. W końcu stamtąd pochodziliśmy…
Nik ere maite zaitut – wymruczał łącząc nasze usta w pocałunku. I wtedy naprawdę poczułam, że miłość dodaje skrzydeł.


***

Witam! 

Lubię ten rozdział ;) I wciąż tęsknię 😢


Pozdrawiam ;* 

piątek, 3 kwietnia 2020

Dwudziesty dziewiąty

Londyn, 10.03.2020 r.

 Gwar w restauracji wzmagał się z każdą minutą. Wszyscy goście byli już w środku, właśnie zajmowali miejsca przy specjalnie przystrojonych stolikach. Elementy dekoracyjne, na które zdecydował się szef przeszły moje najśmielsze oczekiwania. Sala była wypełniona niebieskimi balonami, lew znajdujący się w herbie Chelsea patrzył na mnie z każdej strony, pokazując swoją władzę, w telewizji leciała kompilacja niektórych meczów oraz najważniejszych chwil, które złożyły się na sto piętnastoletnią historię klubu. Wiedziałam, że był to ważny wieczór dla właściciela, trenerów i zawodników, dlatego zakasałam rękawy pełna energii do działania. Grace krzątała się obok i co jakiś czas posyłała w moim kierunku niepewne spojrzenia. Wstawiając na kuchenkę pierwsze naczynia zmarszczyłam brwi.
Grace, wszystko w porządku? – zainteresowałam się odgarniając niesforny kosmyk włosów. – Dobrze się czujesz?
Tak, tak – odparła szybko przygotowując tace. – W zasadzie to… Wiem, że to nie najlepszy moment, ale… – Zaczęła zagryzając wargę. Nieśmiała Grace? Też mi coś!
Grace, wiem o tobie i Alexie – powiedziałam łagodnie. Blondynka zrobiła wielkie oczy, ale wyczułam ulgę wypełniającą jej ciało. – Byliśmy dziś z Kepą na spacerze i widzieliśmy was – Poinformowałam ją.
I nie przeszkadza ci to? – zapytała poprawiając uniform.
Dlaczego miałoby mi to przeszkadzać? – zdziwiłam się. – Alex jest moim przyjacielem i jego szczęście jest dla mnie ważne. Jeśli odnalazł je u twojego boku to cieszę się z tego – Oznajmiłam zmniejszając ogień.
Dziękuję – mruknęła cicho. – Myślałam, że będziesz na mnie wściekła również przez Jamesa… Sama wiesz, że kiedyś cię o niego wypytywałam…
Cóż, James… – zacięłam się, bo nie byłam pewna, czy wie o jego orientacji.
Wiem, że jest gejem – zaśmiała się. – Wyszło trochę niezręcznie – Posłała mi coś na kształt uśmiechu.
Chyba masz rację – przyznałam spoglądając na wielki zegar. – Chyba już czas…
Jasne – oprzytomniała w jednej chwili biorąc do ręki tacę.
Tylko się nie potknij – zażartowałam. Rozbawiona blondynka pokręciła głową i wyszła na salę, a ja dostrzegłam szefa, który pokazał mi kciuk uniesiony w górę. Uśmiechnęłam się do niego szeroko wracając do pracy. Moje początki z Grace były trudne, obie miałyśmy ciężki charakter, chciałyśmy być najlepsze. Nie lubiłyśmy się, dogryzałyśmy sobie na każdym kroku, byłyśmy dla siebie wredne, co nie raz, nie dwa doprowadzało szefa do bólu głowy. Po moim awansie nasze stosunki się polepszyły, starałyśmy się komunikować, tak aby nie ucierpiała reszta naszej drużyny. Zmiana w naszych relacjach wyszła wszystkim na dobre. Gdy goście zajadali się przystawką, a szef pilnował jedzenia, ukradkiem wymsknęłam się do drugiej sali, w której przebywały osoby towarzyszące pracowników.
Cześć, Alisa – Alex mrugnął do mnie znad talerza. – Przepyszne pierożki! – Pochwalił mnie.
Dzięki – wyszczerzyłam się szeroko. Przywitałam się z innymi osobami, po czym kucnęłam przy Alexie. – Gratuluję związku! – Powiedziałam. – Ale później dostaniesz ode mnie w łeb za to, że nie pisnąłeś ani słówkiem! – Zbeształam go.
Trochę bałem się twojej reakcji, ale jak widać niepotrzebnie – niewinnie wzruszył ramionami.
Macie moje błogosławieństwo – oznajmiłam poważnie. Alex popatrzył na moją minę i zaśmiał się głośno.
To wiele dla mnie znaczy i mówię to całkiem serio – wykrztusił z siebie biorąc do ust kęs pierożka. – Za to twój chłopak chyba dalej nie błogosławi naszej przyjaźni – Ruchem dłoni wskazał na główną salą, a ja zamarłam z powodu swojej głupoty. Całkowicie zapomniałam o tym, że obie sale dzieli jedynie wąskie przejście. Przybrałam wyraz niewiniątka i pomachałam Kepie, który zgromił mnie wzrokiem.
Cóż, muszę uciekać, bo zaraz szef mnie zabije… Zobaczymy się później! – wyjąkałam znikając w kuchni. Uwijałam się jak w ukropie, by wszyscy byli zadowoleni. Grace wraz innymi kelnerkami miała ręce pełne roboty, ja przestawiałam garnki tłukąc się nimi niemiłosiernie. Kroiłam, obierałam, gotowałam, podawałam na tace. Po godzinie usiadłam na stołku i chwyciłam w dłoń szklankę wody. Duszkiem wypiłam jej zawartość i poprawiłam czapkę kucharską.
Skoro pozwoliłem Grace przywitać się z Alexem, to tobie również na to pozwolę – pojawienie się obok mnie szefa przyprawiło mnie o mini zawał.
Też się z nim przywitałam… – odparłam. Szef zacmokał z irytacją.
Mówiłem o twoim chłopaku – sprecyzował. – Wykorzystaj szansę, bo później zobaczysz go po części oficjalnej!
Tak jest! – zasalutowałam. Odłożyłam czapkę na bok i z podniesionym czołem ruszyłam w kierunku stolika Kepy. Po drodze pomachałam znajomym piłkarzom. – I jak wam smakuje? – Zainteresowałam się cmokając Hiszpana w policzek.
Nie przymilaj się tak do mnie, widziałem cię z Alexem – powiedział z naburmuszoną miną.
Wszystko, co wychodzi spod twojej ręki jest wyśmienite! – pochwaliła mnie Natalia, a Jorginho w pełni poparł swoją żonę. – A nim się nie przejmuj – Wskazała na Kepę. – Po prostu dziwnie czuje się z tym, że nie ma cię obok!
Zawsze możesz iść do Alexa… On też nie ma przy sobie swojej drugiej połówki – prychnęłam z satysfakcją odnotowując iskry wściekłości w oczach bramkarza.
Igrasz dzisiaj ze mną – westchnął odsuwając się, bym usiadła mu na kolanach. Objęłam go za szyję z radością patrząc na zadowolone towarzystwo. Po chwili jednak dopadła mnie smutna myśl.
Chyba… Chyba nie jest ci źle, że nie ma obok ciebie Andrei? – spytałam nerwowo.
Zwariowałaś! Kochanie, przecież wiesz, że to zamknięty rozdział w moim życiu…
Wolałam się upewnić – wymruczałam. – Przynajmniej jej zęby nie odbijają się w blasku świateł – Rzuciłam. Natalia parsknęła głośnym śmiechem zwracając na siebie uwagę pozostałych. Jorginho zakrztusił się pitym właśnie winem, a Kepa napiął szczękę. – Coś nie tak?
Chyba jeszcze nie przywyknął do żartów o byłej dziewczynie – Jorginho wyratował go z opresji.
Racja, muszę się na nie uodpornić – przytaknął ściskając mnie mocniej.
Zobaczymy się po części oficjalnej – obiecałam muskając jego usta. Wróciłam do gorącej kuchni, aby dalej pełnić swoje obowiązki. Na całe szczęście uroczysta część powoli dobiegała końca. Odetchnęłam z ulgą, kiedy głos zabrał pan Abramovich. W skupieniu słuchałam jego wzruszającej mowy oraz podziękowań. Zdałam sobie sprawę, że stałam się częścią tego klubu, tej niebieskiej rodziny. Byli dla mnie ważni, każdy na swój sposób. Ukradkiem otarłam łzę, a później przyłapałam się na tym, że nucę hymn Chelsea, który właśnie rozbrzmiał w całej restauracji. Wzruszona pociągnęłam nosem. Posłałam Kepie ckliwe spojrzenie, a on zaśmiał się widząc mnie w tym stanie. Wytknęłam mu język i poszłam się przebrać w sukienkę zakupioną specjalnie na tę okazję. Wieczór spędziłam wtulona w silne ramiona mojego mężczyzny. Ramiona, które były całym moim światem.

 Nocna panorama Londynu była jednym z wielu powodów, dzięki którym pokochałam to miasto. Mimo że było już grubo po północy, stolica Anglii dalej tętniła życiem, wszystko odbywało się wedle ustalonego rytmu. Mijali nas ludzie spacerujący z psami, zakochani nastolatkowie, w pobliskich pubach głośna muzyka mieszała się z gwarem klientów. Westchnęłam przeciągle wtulając się w ramię Kepy.
Co tak wzdychasz? – zainteresował się patrząc na mnie z ukosa.
Nogi mnie bolą! – poskarżyłam się wydymając usta. Hiszpan parsknął śmiechem. – Weź mnie na barana! – Zajęczałam.
Nie ma mowy – odparł.
Dlaczego? – sarknęłam pod nosem. – Sugerujesz, że jestem za ciężka? – Przymrużyłam oczy.
Nigdy w życiu, nie jestem samobójcą! – obronił się. – Trzeba było założyć buty na jeszcze większej szpilce, koturnie, czy…
Ignorant! – wypaliłam. – Dobrze… Mam zadzwonić po Alexa? – Zachichotałam. Wypity alkohol przyjemnie krążył po moim organizmie, dodając mi pewności siebie.
Alex to, Alex tamto… Co jeszcze? – żachnął się Kepa przystając w miejscu. – Co cię tak rozbawiło? – Prychnął.
Jesteś taki uroczy, gdy przemawia przez ciebie zazdrość! – powiedziałam radośnie i zalotnie zatrzepotałam rzęsami.
Odezwała się ta, która jakiś czas temu chciała wybić zęby Andrei – przypomniał mi gniewnie marszcząc brwi.
Dobrze, że się powstrzymałam! Jeszcze nosiłabym na dłoni ślad po Pani Wyszczerz!
Alisa… – Kepa załamał ręce. – Nie mam do ciebie siły…
Po prostu mnie weź! – rozkazałam. Powietrze przeciął głośny śmiech bramkarza. – Ty chyba też za dużo wypiłeś –Spojrzałam na niego z dezaprobatą.
Mam cię wziąć? Tutaj? – zniżył głos, a moim ciałem wstrząsnął dreszcz.
Jesteś niewyżytym zboczeńcem – stwierdziłam fakt oczywisty. – Na barana!
Nie znam takiej pozycji – wyszczerzył się szeroko.
Kepa!!! – warknęłam i tupnęłam nogą. Hiszpan przewrócił oczami, ale w końcu spełnił moją prośbę. – Nie można było tak od razu? – Zadałam retoryczne pytanie. Mój mężczyzna jedynie uśmiechnął się kpiąco i ruszył w drogę do domu. – Kocham cię, Kepcio – Szepnęłam wtulając twarz w jego szyję. Usnęłam kołysana odgłosem jego kroków.

Londyn, 18.03.2020 r.

 Rewanżowy mecz Chelsea z Bayernem w Lidze Mistrzów rozpoczął się dobre pół godziny temu. Stadion monachijskiego klubu wypełniony był po brzegi. W tym zlepku kibiców dostrzegłam sympatyków Niebieskich, którzy specjalnie na tę okazję wybrali się do Niemiec. Ja nie mogłam sobie na to pozwolić, dlatego teraz nerwowo obgryzałam paznokcie. Chelsea od pierwszych minut próbowała atakować, by zminimalizować straty z pierwszego spotkania. Bayern się nie poddawał, walczył i co jakiś czas pokazywał swoją dominację. Kepa szalał w bramce, bronił najgroźniejsze strzały i motywował kolegów z zespołu, aby dawali z siebie wszystko, tak jak on. Siedząca obok mnie Natalia próbowała uspokoić szalejącego synka, ja trzymałam na kolanach Alicię, która powoli zasypiała w moich ramionach. Skorzystałam z zaproszenia przyjaciółki, bo zdawałam sobie sprawę z tego, że oglądanie tego emocjonującego spotkania w towarzystwie Jamesa i Matta nie wyjdzie mi na dobre. Serce tłukło mi się o żebra, trzęsły mi się dłonie, oddychałam zbyt szybko, jednak nie mogłam powstrzymać tej adrenaliny. Pod koniec pierwszej połowy sędzie podyktował rzut karny Niebieskim. Zacisnęłam mocno kciuki patrząc na Jorginho przygotowującego się do oddania strzału. Po gwizdku mąż Natalii w swoim stylu umieścił piłkę w bramce. Kobieta wrzasnęła podekscytowana, a ja zaśmiałam się głośno obserwując tańczącego przed telewizorem Vitora.
Teraz na pewno nie zaśnie – mruknęła Natalia kręcąc głową. – Za bardzo udzieliły mu się emocje!
Trudno mu się dziwić! – powiedziałam głośno. – Odrobią to, prawda?
Oczywiście, że tak! Nie mają innego wyjścia – oznajmiła. Pocałowałam śpiącą Alicię w główkę i oddałam ją mamie. – Vitor mógłby wziąć z niej przykład – Westchnęła udając się na górę, by ułożyć ją w łóżeczku.
Ciociu, pocytas mi baję? – zapytał w pewnym momencie patrząc na mnie uważnie.
Pewnie, że tak – odpowiedziałam bez wahania czochrając go po włosach.
Ciałbym oglądnąć dlugą polowę, ale mamusia nie pozwala – powiedział szczerze prowadząc mnie do swojego królestwa.
Zrelacjonujemy ci wszystko – obiecałam przykładając dłoń do piersi.
Tsymam cię za słowo! – krzyknął i wskoczył na łóżko. Przykryłam go kołdrą i otworzyłam książkę. Chłopczyk ufnie się we mnie wtulił i w skupieniu chłonął treść bajki. Po upływie dziesięciu minut ziewnął szeroko i zamknął oczy. Odczekałam chwilę i zgasiłam lampkę.
A tak się zapierał, że nie uśnie – Natalia parsknęła śmiechem, gdy schodziłyśmy na dół. – Swoją drogą… Naprawdę do twarzy ci z dziećmi – Rzekła z pełnym przekonaniem. Rozbawiona pokręciłam głową.
Ostatnio zupełnie przez przypadek poruszyłam ten temat z Kepą… Nie był zachwycony – zmarkotniałam na samo wspomnienie. – Wiem, że jest na to za wcześnie, ale jeśli on ich nie chce?
Daj spokój – Natalia machnęła ręką. – Kocha cię, więc to pewne, że chce stworzyć z tobą rodzinę. Rozumiem twoje obawy, ale macie całe życie przed sobą – Przyjaciółka dodała mi otuchy ciepłym spojrzeniem. – Nie zamartwiaj się na zapas, jasne?
Tak jest! – odpowiedziałam siadając na kanapie. Druga połowa właśnie się rozpoczęła. Modliłam się o pozytywny rezultat dla Chelsea. Pragnęłam, aby wygrali, by udowodnili niedowiarkom z całego świata, że zbyt wcześnie ich przekreślili. Dopóki piłka była w grze, wszystko było możliwe! – Dawno się tak nie denerwowałam! – Przyznałam patrząc na młodych piłkarzy. Sprawnie minęli obronę Bayernu, a wymiana podań między Tammy’m a Masonem zakończyła się celnym strzałem tego drugiego.
Jeszcze dwa! – krzyknęła Natalia.
Ciszej, bo obudzisz dzieciaki! – skarciłam ją.
Oho, już zaczynasz mówić jak mamuśka – wyszczerzyła się. Trąciłam ją w ramię powracając do oglądania meczu. Gra toczyła się szybkim tempem, które przyprawiało mnie o zawał serca. Nie wiedziałam, co mam ze sobą zrobić.
Kepcio! – pisnęłam rozradowana, gdy obronił kolejny celny strzał. – Jest najlepszy!
Oczywiście – przytaknęła rozbawiona Natalia.
Spójrz tylko na niego! – wskazałam palcem na sylwetkę bramkarza, który wyciągnął się jak długi, by nie dopuścić do utraty gola. Niebiescy przejęli całkowitą kontrolę nad meczem, zdominowali piłkarzy Bayernu, którzy nie potrafili pogodzić się z takim stanem rzeczy. Faule, żółte karki, gwizdek sędziego… Trzęsłam się jak osika na wietrze. Czas upływał, ale wraz z tym moja nadzieja rosła. Bramki Mateo oraz Tammy’ego przypieczętowały ostateczny wynik. Kibice Bayernu nie mogli pogodzić się z tym, co właśnie zostało im odebrane. Nade mną emocje wzięły górę, nawet nie próbowałam ukryć łez.
Awansowali! – Natalia musiała mną potrząsnąć, abym zdała sobie sprawę z powagi sytuacji.
Awansowali – potwierdziłam patrząc na świętujących piłkarzy oraz trenera. – Boże, Awansowali! A Kepa został bohaterem! Och, Kepa…! – Wyjąkałam zaskoczona, gdy kamera zrobiła zbliżenie na jego rękawice. Feliz cumpleaños mi amor. Wszystkiego najlepszego, kochanie. Wzruszenie ścisnęło mnie za gardło. Te quiero mucho. Kocham Cię bardzo. Przesłał mi buziaka, a ja nie wiele myśląc zrobiłam to samo. – Dziękuję – Wyszeptałam ocierając łzy. Dzień meczu przypadł na dzień moich urodzin, dlatego nie mogłam celebrować go wspólnie z bramkarzem. Jego brak przed południem zrekompensowali mi Matt z Jamsem, Alex oraz przyjaciółka z dziećmi. Byłam zaskoczona, gdy ujrzałam całą szóstkę z tortem stojącą w salonie. Zaśmiałam się na wspomnienie czasu spędzonego w ich towarzystwie parę godzin temu.
Lepszego prezentu chyba nie mogłaś dostać – stwierdziła Natalia.
Masz rację! – zgodziłam się z nią. – Musimy uczcić ich awans! – Poruszyłam charakterystycznie brwiami wędrując po napoczętą butelkę czerwonego wina. Reszta nocy upłynęła nam na plotkach oraz głośnym śmiechu. Cieszyłam się tymi chwilami, łapałam to szczęście garściami. Najważniejsze było jednak to, że już jutro utonę w mocnym uścisku Kepy.


***

Witam!

Dodawałam na urodziny Kepcia, to na swoje też dodam 🙈



Pozdrawiam ;*