Świat
się zatrzymał. Zgasły światła, kurtyna opadła w dół.
Zamarłam, nie mogłam się poruszyć, nogi odmówiły mi
posłuszeństwa. Czułam się tak, jakbym wylądowała w bańce, w
której nie było dostępu do powietrza. Ostre igły zaatakowały
moje serce, wbijały się mocniej, jakby za wszelką cenę chciały
zrobić mi krzywdę. Zapomniałam, jak się oddycha. Dreszcz
przerażenia przeszedł po moich plecach, wstrząsnął moim ciałem.
Zamknęłam powieki, a później je otworzyłam. Powtórzyłam tę
czynność kilkakrotnie, ale obraz pozostawał niezmienny.
–
Nie przywitasz się z rodzicami,
córeczko? – z otępienia wyrwał mnie drwiący głos mojego ojca.
Podziałało, kubeł zimnej wody został wylany. Zrobiłam krok w ich
kierunku, drugi, trzeci. Zatrzymałam się przed nimi złowieszczo
zaciskając pięści. Nie mogłam dać im się zdominować, nie
mogłam pokazać, jak ich widok mnie zranił.
–
Ja nie mam rodziców – odparłam zimno.
– A wy… Nie macie prawa się tak nazywać. Jesteście potworami i
nikim więcej! – Powiedziałam głośno.
–
Jak śmiesz odzywać się do nas w taki
sposób?! – ojciec podniósł na mnie rękę. W porę odskoczyłam.
– Nie tak cię wychowaliśmy!
–
Jesteś śmieszny! Oboje jesteście! W
ogóle mnie nie wychowaliście, tylko powierzyliście to zadanie
komuś innemu! Przez wasze chore przekonania i poglądy na świat
nigdy nie zaznaliśmy od was ciepła i miłości. Nienawidzę was.
Razem i osobno! Jak mnie znaleźliście? – zadałam nurtujące mnie
pytanie.
–
Daruj sobie te śmieszne farmazony –
ojciec lekceważąco machnął dłonią. – Miałem wychowywać
jakiegoś odmieńca, a później udawać, że toleruję jego
orientację? Za rozpad naszej rodziny wiń swojego chorego braciszka,
a nie nas! – Zagrzmiał. Jego słowa były sztyletem.
–
Odejdźcie stąd, zanim zrobię wam
krzywdę! Nienawidzę was, tak bardzo was nienawidzę! – krzyknęłam
tracąc nad sobą panowanie. Miałam ochotę ich uderzyć, szarpnąć
nimi, by ukoić swój ból i szalejące we mnie negatywne emocje.
–
Co tutaj się dzieje? – Kepa
zmaterializował się obok mnie w samą porę. Widząc mój stan
przeraził się nie na żarty. – Alisa, kochanie, wszystko w
porządku?
–
Kochanie? – matka prychnęła kpiąco.
– Ładnie się urządziłaś – Z uznaniem pokiwała głową.
Zdezorientowany Kepa w końcu spojrzał w stronę moich rodziców. W
mig ich rozpoznał.
–
Co państwo tutaj robicie? –
zainteresował się. – Czego chcecie od Alisy? – Warknął.
–
Wpadliśmy z rodzicielską wizytą, to
wszystko – ojciec lekceważąco machnął dłonią. – Jesteście
razem?
–
Nie twój interes – ucięłam. – Nie
odpowiedzieliście na moje wcześniejsze pytanie. Jak mnie tutaj
znaleźliście?
–
Media społecznościowe to pożyteczny
wynalazek – matka pomachała mi przed nosem najnowszym modelem
iPhone’a, z którego uśmiechał się mój profil na Instagramie.
Zaklęłam szpetnie. – Nie ładnie przeklinać, młoda damo –
Pouczyła mnie. Wyrwałam się do przodu, żeby ją skrzywdzić, ale
Kepa zamknął mnie w szczelnym uścisku.
–
Nie warto, Alisa – szepnął. – Nie
chcę być niegrzeczny, ale…
–
Co u Jamesa? Dalej lubuje się w
mężczyznach? Dalej jest… Pedałem? – spytał okrutnie i
splunął na ziemię.
–
Jeszcze jedno słowo, a przysięgam, że
rozwalę ci twarz – odezwałam się. – Zniknijcie stąd,
zajmijcie się swoim życiem, dajcie nam spokój. Nie potrzebujemy
was, wy nie potrzebujecie nas. W dalszym ciągu nie rozumiem, po co
tutaj przyszliście, ale straciliście cenny czas. Odrzuciliście
nas, więc nie macie do nas żadnych praw. Nie jesteśmy rodziną –
Powiedziałam gorzko. – Nie znam was.
–
Wyrosłaś na bezczelną dziewuchę –
matka spojrzała na mnie krytycznie. – Zagwarantowałaś sobie
łatwe życie – Wymownie wskazała na Kepę i znajdujący się za
nami stadion.
–
Ani słowa więcej – wtrącił się
bramkarz przeczuwając do czego zmierza ta rozmowa. – Na nas już
czas – Objął mnie. Cała się trzęsłam. Łzy ciurkiem spływały
z moich policzków. – Już po wszystkim, maleńka – Zapewnił,
kiedy wsiadłam do samochodu i zapięłam pas. – Już ich nie ma,
zniknęli i już nie wrócą, obiecuję ci to – Złożył pocałunek
na wewnętrznej stronie mojej dłoni i ruszył z piskiem opon. Nie
potrafiłam objąć rozumem tego, co rozegrało się przed paroma
minutami. Życie mnie na to nie przygotowało. Droga do domu upłynęła
nam w ciszy. Kepa nie wiedział, co powiedzieć, ja próbowałam
ostudzić szalejącą we mnie agresję. – Lody, gorąca czekolada,
czy mocna whisky? – Spytał, kiedy przekroczyliśmy próg.
–
Seks – wymruczałam ściągając z
siebie ubranie. Zdezorientowany zamrugał powiekami.
–
C-co? – wykrztusił obserwując, jak
rzucam w niego biustonoszem.
–
Dobry i ostry seks – oznajmiłam
otwarcie. – Piszesz się na to? – Zapytałam słodko ściskając
jego krocze.
–
Nie wiedziałem, że tak lubisz
odreagowywać stres – powiedział słabo. Jego oddech się rwał.
–
Jeszcze wielu rzeczy o mnie nie wiesz,
Arrizabalaga – mruknęłam mu do ucha. To wystarczyło. Obdarzył
mnie płonącym spojrzeniem i zabrał do raju. A może otworzyły się
pod nami wrota do piekieł…
Londyn,
09.03.2020 r.
Wraz
z nastaniem kolejnego dnia, z ciężkim sercem opowiedziałam Jamsowi
o sytuacji, która miała miejsce przed stadionem Chelsea.
Chciałam być twarda, dla niego i dla siebie, ale emocje mi na
to nie pozwoliły. Próbowałam go chronić, nie chciałam mówić
dosadnie tego, co usłyszałam, ale jego twarde spojrzenie
przewierciło mnie na wylot. Rozumiałam go, miał prawo wiedzieć.
Pragnęłam oszczędzić mu tego bólu, jednak zapewnił mnie, że
jest już dużym chłopcem. Pogodził się z tym, przyjął do
wiadomości to, że już nigdy więcej, do końca życia nie będzie
miał w tych ludziach wsparcia. Przeszliśmy przez to razem. Mieliśmy
siebie, Kepę oraz Matta, którzy byli dla nas w tych chwilach. Od
tamtej niespodziewanej wizyty słuch po nich zaginął i miałam
nadzieję, że już się nie pojawią, że nie będą siać zamętu w
naszym poukładanym świecie. Nie było w nim dla nich miejsca od
bardzo dawna, odkąd nas porzucili, odkąd się nas wyrzekli.
Chciałam wierzyć w to, że odpuszczą, że dadzą nam spokój, ale
na dnie serca tlił się niepokój oraz strach. Odgoniłam od siebie
te myśli skupiając się na przygotowaniu tacos dla trzech żarłoków.
James całował się w kącie kuchni z Mattem, a Kepa nieudolnie
próbował mi pomóc.
–
Wsypałeś za dużo przyprawy! –
zbeształam go.
–
Przecież lubisz na ostro, Señorita –
wymruczał śmiejąc się cicho.
–
Kepa! – sapnęłam oburzona. – Tak
chcesz się bawić, Papi? – Zniżyłam głos do szeptu.
–
Ej! Słyszymy was! – odezwał się
James. – Naprawdę nie interesują nas wasze łóżkowe przezwiska!
–
Przecież nikt nic nie powiedział o
łóżkowych… – zaczęłam, ale jedno znaczące spojrzenie Matta
posłużyło mi za odpowiedź.
–
Cóż… Czasami was słychać –
wzruszył ramionami powstrzymując chichot. Zakryłam twarz włosami,
by ukryć jej stan.
–
Was też – odgryzł się Kepa. –
Naprawdę, stary, to jest coś, czego zdecydowanie wolałem uniknąć
– Odezwał się do Jamesa.
–
Czyżby? – James zgromił go wzrokiem.
– Mam ci przypomnieć, kto zbałamucił moją małą siostrzyczkę
i ukradł jej cnotę?
–
James! – warknęłam i zdzieliłam go
ścierką po głowie. – Dość tego! – Zarządziłam.
–
To nie ja zacząłem! – zaczął się
bronić. – Matt, powiedz im coś!
–
Nie wykorzystuj Matta przeciwko mnie! –
wycelowałam w niego palcem.
–
Dobrze, już dobrze – mój przyjaciel
zalecił spokój. – I tak chcieliśmy wam coś powiedzieć…
Znaleźliśmy urocze mieszkanko, więc…
–
Och… – momentalnie się zasmuciłam.
– Mam przez to przechodzić jeszcze raz?
–
Tym razem masz Kepę u swojego boku –
Matt czule mnie objął. – Rozchmurz się, Przylepie! – Cmoknął
mnie w nos. Roześmiałam się dźwięcznie.
–
Zależy mi na waszym szczęściu, więc
wszystko rozumiem – powiedziałam po chwili.
–
Dziękuję – szepnął, a ja posłałam
mu całusa w powietrzu. Udał, że go łapie i zasiadł do stołu.
Kiedy podałam obiad ukradkiem otarłam łzy wzbierające się w
kąciku moich oczu. Obydwoje zdecydowanie zasłużyli na wszystko, co
najlepsze. Kepa podchwycił moje spojrzenie i wiedziałam, że
pomyślał o tym samym. Cała nasza czwórka na to zasługiwała…
Londyn,
10.03.2020 r.
Musiałam
zrezygnować z dzisiejszych zajęć na rzecz przyjęcia, które było
zaplanowane na wieczór. Właściciel Chelsea wynajął restaurację,
aby w niej, wspólnie z zawodnikami, trenerami i całym sztabem
szkoleniowym świętować sto piętnaste urodziny klubu. Wiedziałam,
że będę mieć ręce pełne roboty, dlatego przed południem
wyciągnęłam Kepę na spacer do Hyde Parku. Malownicza okolica
powoli budziła się do życia, słońce wisiało wysoko na niebie, a
śpiew ptaków powodował nadzieję. Spuściłam Lindę ze smyczy,
aby mogła się wyszaleć.
–
Będzie gonić niewinne wiewiórki –
parsknął Kepa obserwując naszą pociechę. Z dnia na dzień
stawała się coraz większa i jeszcze bardziej rozkoszna.
–
Jest urocza – stwierdziłam obserwując
jak wesoło merda ogonkiem. – Nie myślałeś czasem nad
rodzeństwem dla niej? – Spytałam w pewnym momencie. Kepa zamarł
w pół kroku.
–
Rodzeństwem? – zbladł w jednej
sekundzie. – Nie uważasz, że to trochę za wcześnie…? –
Motał się, a ja zdziwiona uchyliłam usta.
–
Mówiłam o drugim psie, ty ciołku! –
otrzeźwiłam go.
–
Och! – wykrzyknął z ulgą. – Dzięki
Bogu!
–
Dobrze znać twoje zdanie w pewnych
kwestiach – prychnęłam.
–
Alisa, kochanie… No nie bądź taka!
–
Żartowałam – przewróciłam oczami. –
W takim razie… Co sądzisz?
–
Uważam, że to znakomity pomysł –
poparł moje zdanie patrząc na ściskającą się nieopodal parę. –
Hej… Czy to nie Alex? – Zapytał marszcząc brwi. Podążyłam za
jego wzrokiem i poczułam, jak wbija mnie w ziemię.
–
Oczywiście, że Alex! Z… O mój Boże…
Z Grace…? – wyszeptałam słabo wachlując się dłonią. –
Mógł mieć mnie, a wybrał ją?! – Pisnęłam.
–
Alisa! – Kepa zgromił mnie wzrokiem. –
Dzięki wielkie! – Fuknął zakładając ręce na piersi.
–
Nie dąsaj się, przecież wiesz, co
miałam na myśli – pieszczotliwie zmierzwiłam mu włosy. – Och…
Wziął ją na przejażdżkę swoim motocyklem?! Mi też to obiecał!
– Tupnęłam nogą rejestrując jego imponującą maszynę.
–
Alisa, jeszcze jedno słowo, naprawdę…
– Hiszpan zacisnął szczękę.
–
Już nic więcej nie mówię –
skapitulowałam rzucając Lindzie patyk.
–
Wracamy? – zaproponował po upływie
paru przyjemnych chwil. – Musimy się przygotować na wieczór… –
Ziewnął szeroko na samą myśl.
–
Chyba musimy – westchnęłam patrząc
na zegarek. Kepa przypiął psiakowi smycz i oddaliliśmy się
w kierunku domu. Naszego domu… Wszystko inne traciło na znaczeniu,
gdy miałam Kepę u swojego boku…
***
Witam!
Miałam kończyć tę historię na trzydziestu rozdziałach i epilogu, ale postanowiłam, że będzie trwała troszkę dłużej ;)
Tutaj też akcja będzie toczyła się swoim tempem ^^
(Tęsknię za nim... 😢 Żeby nie było... Za meczami również! 😂)
Pozdrawiam ;*