Wyszłam
z ciepłego gabinetu lekarza w mroźne powietrze. Szczelniej
opatuliłam się jesiennym płaszczem i poprawiłam gruby szalik.
Początek listopada był okropny; zwiastował nadejście zimy
szybciej niż w ubiegłym roku. Kolorowe liście, które tak
uwielbiałam teraz leżały szare i zmatowiałe na chodnikach,
deptane przez przechodniów. Gołe gałęzie złowieszczo poruszały
się na wietrze, a mgliste słońce traciło na swojej wartości
przez szare chmury poruszające się po niebie. Zadrżałam
przyspieszając kroku. Włożyłam dłonie do kieszeni płaszcza, by
choć trochę je ogrzać. Byłam cholernym zmarzluchem, a w ciąży
przeżywałam wszystko podwójnie. Ta pogoda napawała mnie
irracjonalnym strachem. Bałam się, że moja bezbronna kruszyna
złapie przeziębienie, co samo w sobie było niedorzeczne. Dawałam
jej ciepło, którego potrzebowała, jednak dręczące myśli nie
chciały opuścić mojej głowy. Dziecko robiło się coraz większe,
a ja rozczulałam się jak ostatnia kretynka, gdy tylko spojrzałam
na zaokrąglony brzuch. Moje humory w dalszym ciągu dawały o sobie
znać w najmniej spodziewanych momentach, huśtawki nastroju wciąż
były nieznośne, ale zaciskałam zęby i szłam dalej z wysoko
podniesioną głową. Kepa wspierał mnie jak tylko mógł. Był przy
mnie, dodawał otuchy spojrzeniem i uśmiechem. Skakał koło mnie,
przygotowywał mi śniadania, obiady, kolacje oraz wstawał w nocy o
różnych godzinach i pędził do sklepu w poszukiwaniu moich
ulubionych lodów. Nie uskarżał się, znosił moje niezdecydowanie,
uchylał się przed ciosami wymierzonymi w jego stronę. Kochałam go
za opiekę oraz poczucie bezpieczeństwa, którymi nas otaczał. Brał
czynny udział, nie migał się od obowiązków. Czytał książki,
skrupulatnie odhaczał z listy rzeczy, które już mieliśmy.
Zastanawiał się nad kolorem ścian oraz wystrojem pokoju. Kochałam
jego zaangażowanie. Uspokajał mnie, gdy panikowałam, potrafił mną
wstrząsnąć, gdy plotłam bzdury. Służył ramieniem, gdy płakałam
z nieznanych powodów, odgarniał moje spocone włosy, kiedy
targały mną uciążliwe mdłości. Po prostu był. Kiedy dotarłam
pod ośrodek treningowy niebo się otworzyło, a ciężkie
krople deszczu zaczęły odbijać się od podłoża tworząc kałuże.
Zaklęłam szpetnie kryjąc się pod dachem. Odetchnęłam z ulgą,
gdy pierwsi piłkarze zaczęli wyłaniać się z gmachu
budynku. Przywitałam się ze wszystkimi, jednak całą uwagę
skupiłam na Kepie.
–
Cześć, przystojniaku – rzuciłam.
–
Cześć, mamusiu – parsknął zamykając
mnie w mocnym uścisku. – Jesteś już po lekarzu, prawda? –
Zapytał zagryzając wargę. – Już wiesz?
–
Wiem – przytaknęłam. – Mogę
powiedzieć ci w samochodzie? Cholernie mi zimno – Potarłam swoje
ramiona, a Kepa natychmiast otworzył przede mną drzwi. Z
wdzięcznością ułożyłam się na wygodnym fotelu. Hiszpan włączył
ogrzewanie i spojrzał na mnie wyczekująco. Wyciągnęłam z torebki
zdjęcie przedstawiające nasze maleństwo.
–
Tylko nie każ mi zgadywać, proszę! –
zajęczał.
–
Oszczędzę ci tych tortur. Wiem, że i
tak nic byś z tego nie rozszyfrował – wytknęłam mu język.
Zmrużył oczy, ale w skupieniu czekał, aż streszczę mu przebieg
dzisiejszej wizyty. – To… To dziewczynka – Wykrztusiłam z
siebie. Jego oblicze momentalnie się zmieniło. Uśmiech, który
ozdobił jego twarz wyrażał więcej niż tysiąc słów, a tęczówki
zamigotały nieznanym mi dotąd blaskiem.
–
Naprawdę? – wyszeptał wzruszony.
–
Naprawdę – potwierdziłam rozpinając
płaszcz. Kepa położył dłonie na brzuchu, a mnie zalała fala
czułości.
–
Cześć, kruszynko – powiedział.
Poczochrałam go po włosach walcząc z pojawiającymi się w oczach
łzami. – Nigdy nie dam cię nikomu skrzywdzić, obiecuję ci to.
Będę najlepszym tatą pod słońcem. Będę opatrywał ci kolana,
gdy spadniesz z pierwszego rowerku, będę bawił się z tobą
lalkami i kopał piłkę w ogrodzie. Będę pocieszał cię, gdy
jakiś gnojek złamie ci serce, a później ja złamię mu nos. Z
pewnością będę upierdliwy i będę upierał się przy swoich
racjach, ale będzie mną kierowała troska o twoje dobro. Będę
twoim przyjacielem i powiernikiem tajemnic. Dziękuję, że się
pojawiłaś – Zakończył całując delikatnie brzuch, w którym
spała nasza córeczka.
–
Kepcio… – wyjąkałam wzruszona. –
Kocham cię.
–
Ja was też kocham. Najbardziej na
świecie – odparł włączając się do ulicznego ruchu. Pogłaskał
mnie po kolanie, a ja poczułam spokój. Byłam cholerną
szczęściarą.
–
Nie nazwę córki Bianka, tylko przez twoje widzimisię! –
krzyknęłam opadając na kanapę. – Nie i koniec! – Dodałam,
jakby to przesądzało sprawę. James zrobił nadąsaną minę.
–
Dlaczego?! – burknął niczym obrażony
czterolatek. – Kepie pozwoliłaś dać psu na imię Lady! –
Wybuchnął grożąc mi palcem.
–
To co innego! – broniłam się. – To
ze względu na jego ukochaną bajkę z dzieciństwa, a…
–
No właśnie! A Bernard i Bianka to moja
najukochańsza bajka! Czy moje zdanie się nie liczy? – pisnął.
–
Hm… Pomyślmy – udałam, że się
zastanawiam. – Nie – Ucięłam.
–
Jesteś okropna – fuknął siadając
obok. Kanapa zapadła się pod jego ciężarem. – A mogę być
chociaż ojcem chrzestnym? – Wydymał zabawnie usta.
–
Na spółkę z Mattem – posłałam mu
całusa. – Gdzie on się podziewa?
–
Szykuje się do wyjazdu – James
wzruszył ramionami.
–
Do jakiego wyjazdu? – zainteresowałam
się. Linda i Lady przybiegły przywitać się z moim bratem.
–
Jedziemy na kilka dni do Szkocji –
wyjaśnił drapiąc psiaki za uszami.
–
Och, mój Boże – westchnęłam
załamując ręce. – Znów będziesz szukał Nessie? Daj jej
spokój! Jeśli rzeczywiście istnieje, to na pewno nie chce zostać
odnaleziona przez takiego kretyna – Sarknęłam podnosząc się z
wygodnego siedzenia. James ruszył za mną jak cień. Wyciągnęłam
z szafki garnek oraz makaron. Brat wyczuwając, co zamierzam zrobić
podał mi z lodówki wcześniej przygotowane mięso, ser i sos
pomidorowy. Na samą myśl o spaghetti zaburczało mi w
brzuchu.
–
Pozostawię tę uwagę bez komentarza –
założył ręce na piersi. – Ale nie odpuszczę ci! Jedna porcja
będzie dla mnie – Powiedział. Przewróciłam oczami prosząc o
więcej cierpliwości do tego człowieka.
–
Tylko jedna? – zdziwiłam się.
–
Dlaczego ta mała istotka sprawia, że
jesteś dla mnie aż tak wredna? – spytał kładąc dłoń na
brzuchu. – Słuchaj, zapewniam cię, że będę najlepszym
wujaszkiem na świecie. Daj znać swojej stukniętej mamusi, żeby
była dla mnie milsza, dobrze?
–
James… – zaczęłam.
–
Tylko się nie rozklejaj! Mała Mi, w tym
stanie jesteś nie do wytrzymania – westchnął teatralnie. –
Chyba postawię Kepie pomnik. On musi znosić cię na co dzień.
–
Jest współwinny, więc żaden pomnik mu
się nie należy – wytknęłam bratu język. James po namyśle
kiwnął głową zgadzając się ze mną. Zjedliśmy obiad w
przyjemnej ciszy. Brat pomógł mi w zmywaniu, co przyjęłam z
wdzięcznością. Po kilku chwilach pożegnał się ze mną i wrócił
do domu. Nawet nie wiem, kiedy zasnęłam.
Londyn,
07.11.2020 r.
Z
wielkim trudem dźwignęłam się z miękkiego łóżka. Odłożyłam
na bok czytaną książkę i chwyciłam w dłonie kubek z jeszcze
ciepłymi resztkami kakao. Rozkoszowałam się smakiem czekolady
mrucząc pod nosem. Z utęsknieniem czekałam na Kepę. Prosto po
meczu udał się na zakupy, aby uzupełnić brakujące zapasy. Było
mi głupio, bo wczoraj nawrzeszczałam na niego bez głębszego
powodu; w lodówce zabrakło mrożonych truskawek. Byłam zła na
samą siebie, ponieważ Kepa nie zasłużył na takie traktowanie.
Wiedziałam, że ma na głowie treningi oraz mecze, a ja dokładałam
mu dodatkowych zmartwień spowodowanych moimi zmiennymi nastrojami.
Ten mały człowiek jednak nic sobie z tego nie robił. Wysysał ze
mnie energię, a ja wyżywałam się na wszystkich wokół. Po
wczorajszym kursie zezłościłam się na Alexa. Postanowili dać
sobie z Grace jeszcze jedną szansę, a ja dowiedziałam się o tym
istotnym szczególe przez przypadek. Alex natychmiast mnie
przeprosił, ale odeszłam od niego bez słowa. Później płakałam
jak wariatka i wysłałam mu wiadomość, aby się na mnie nie
gniewał. Był wyrozumiały i nie robił mi wyrzutów. Ulga wypełniła
moje ciało na wieść o tym, że zostaje w Londynie. Jego szczęście
było dla mnie cholernie ważne, dlatego cieszyłam się, że
postanowili spróbować, zaryzykować. Uzupełniali się wzajemnie i
miałam nadzieję, że tego nie schrzanią. Ciąża powodowała we
mnie stany, o której wcześniej nie miałam pojęcia. Coraz częściej
zastanawiałam się nad rozkręceniem własnego biznesu, ale jeszcze
nikomu nie pisnęłam o tymi ani słówka. Musiałam oswoić
się z tymi myślami i skalkulować, czy dam sobie radę. Własna
restauracja była jednak moim dziecięcym marzeniem i wierzyłam w
to, że pewnego dnia uda mi się je spełnić. Trzaśnięcie
frontowych drzwi przywróciło mnie do rzeczywistości. Słyszałam
krzątaninę Kepy, ale zabrakło mi odwagi, by zejść na dół.
Zamiast tego podeszłam do regału i wyciągnęłam z niego słynny
zeszyt z cytatami.
–
Cześć, już jestem – przywitał się
sprawdzając grunt. – Kupiłem wszystko – Oznajmił przeciągając
się. Jego spojrzenie powędrowało na trzymany przeze mnie zeszyt.
–
Cześć – odpowiedziałam szybko. –
Gratuluję wygranego meczu i kolejnego świetnego występu –
Cmoknęłam go w policzek. – Kepcio, przepraszam za wczoraj… Jest
mi okropnie wstyd. Nie zrobiłeś nic złego, a ja wyładowałam na
tobie swoją złość. Naprawdę nie jestem w stanie nad tym
zapanować! – Powiedziałam skruszona.
–
Daj spokój, rozumiem to – pocałował
mnie w czoło. – Wiedziałem na co się piszę – Zaśmiał się.
– Co robisz? – Zaciekawił się.
–
Zaczęłam rozmyślać nad imieniem… –
wyznałam. – Pamiętasz jak kiedyś… – Zaczęłam, ale przerwał
mi w pół słowa.
–
Jak chciałaś dać swojej córce na imię
Laura na cześć jednej z bohaterek opowieści Jane Austen? –
dokończył, a ja z szoku uchyliłam usta. – Pamiętam –
Uśmiechnął się szeroko. – I pamiętam również to, że
chciałem podkraść twój pomysł dla swojej – Obwieścił.
–
Chyba problem rozwiązał się sam, skoro
to będzie nasza córka – parsknęłam. – Linda, Lady i Laura…
–
Idealnie – Kepa przetarł zmęczone
oczy. – Jesteś głodna? – Zapytał.
–
Nie zadawaj oczywistych pytań –
prychnęłam schodząc za nim do kuchni. Dosypałam karmy do
miseczek, co natychmiast zwabiło te dwa urocze żarłoki. Umościłam
się na krześle rozkoszując się błogą ciszą. Trzask drzwi
sprawił, że podskoczyłam w miejscu. Kepie nóż wypadł z ręki. –
James, kiedyś cię zabiję! – Warknęłam.
–
To ja! – odezwał się Matt. –
Wróciliśmy! – Wysapał uszczęśliwiony.
–
Co się stało? I nie wmawiaj mi, że
nic, bo widzę, że cały promieniejesz! Dosłownie! – obrzuciłam
go czujnym spojrzeniem.
–
Już możemy się pochwalić! – z
odpowiedzią pospieszył mi James. Pokazali dłonie ukazując nam
grube, srebrne obrączki. Zachłysnęłam się powietrzem. –
Spokojnie, Mała Mi! Nie pobraliśmy się! To zaręczynowe obrączki
– Wyjaśnił.
–
C-co? Och, mój… Och, mój Boże! –
złapałam się za serce. Łzy popłynęły zanim zdołałam je
powstrzymać. – Nie cierpię was! Dziś jeszcze nie płakałam! –
Wysyczałam wstając z krzesła. Objęłam ich mocno szczerze
gratulując. Po chwili Kepa dołączył do tego zbiorowego uścisku
klepiąc ich po ramionach.
–
To ja oświadczyłem się Mattowi –
obwieścił dumny James, gdy odsunęliśmy się od siebie.
–
Na zamku Urquhart! – rozmarzył się
Matt. – Byliśmy tylko my, w ruinach tej zachwycającej budowli,
otoczeni ciszą i szumem Loch Ness!
–
I Nessie! – dodał mój braciszek. Z
politowaniem pokręciłam głową, co zauważył tylko Matt. Parsknął
cichym śmiechem. – Dałbym sobie głowę uciąć, że widziałem
jakiś duży kształt pod wodą!
–
Oczywiście, James – skwitowałam z
powątpiewaniem. Resztę wieczoru spędziliśmy na rozmowach ciesząc
się szczęściem tej dwójki. Smętnie wpatrywałam się w alkohol,
który lał się strumieniami, ale przecież nie to w tym momencie
było najważniejsze. Matt i James… Oboje zasłużyli na taką
miłość po tym wszystkim, co musieli przejść, by być razem, by
uwierzyć, że poradzą sobie z opinią innych. Nareszcie elementy
układanki wskoczyły na swoje miejsce.
***
Witam!
Nie zliczę, ile razy zabierałam się za kończenie tego rozdziału 🙈
(Chcę tam 💛)
Pozdrawiam ;*
Kepcia to wypadałoby wyświęcić *.* Nie dość, że jest ogromnym wsparciem dla swojej ukochanej Alisy to jeszcze granice jego cierpliwości rozszerzają się z każdym kolejnym irracjonalno - ciążowym humorkiem przyszłej mamusi hihi. Swoją drogą uważam, że nic się facetom nie stanie jak chociaż raz się pomęczą. Przecież to oczywiście, że to my kobiety mamy bardziej przegwizdane ^^ A propo kobiet! Kepa i Alisa oczekują małej damy *.* Kepcio bawiący się lalkami ze swoją ukochaną księżniczką ... nie, dla mnie to już za wiele! Na samą myśl poziom cukru niebezpiecznie mi podskoczył ^^
OdpowiedzUsuńHahaha James ^^ Leżę i kwiczę. On jest po prostu nie do podrobienia. Nie i koniec! Jestem święcie przekonana, że będzie najlepszym wujaszkiem na świecie, ale zanim to się stanie, powinien nie wchodzić w drogę swojej lekko zirytowanej siostrze bo to się różnie skończyć może. Biedny, nie rozumie dlaczego jego zdanie dotyczące imienia chrześnicy się nie liczy. Okropna ta Alisa haha. Przecież to jego ulubiona postać z bajki! Powinno choć trochę wziąć to pod uwagę ^^ ale! Dobrze, że nie zaproponował imienia Nessie bo wtedy bym poległa oficjalnie!
Dobrze, że rozmowę dotyczącą imienia dla córki Kepa i Alisa mieli przyjemność przeprowadzić jakiś czas temu. Oczywiście okoliczności były inne, ale suma sumarum okazało się, że skoro to będzie wspólna córka (bowe, jak to brzmi ^^) to nie będą się kłócić o imię. I tadam! Jestem Laura :)
Ja sama bym zawału dostała gdyby ktoś tam wpadł do mojego domu ;o Ale ten jeden jedyny raz James i Matt mogą dostać rozgrzeszenie. W końcu jest ku temu okazja! Szczerze mówiąc nie spodziewałam się, że z Jamesa taki romantyk! Niesamowicie cieszę się ich szczęściem :) To czekają nas dwa śluby! Ale najpierw niech ta urocza kryszynka wywróci im wszystkim życie do góry nogami muahahaha ^^
Ja też tam chcę *.*
Alisie wciąż doskwierają objawy ciąży, które ani myślą odpuścić. Przez co obrywają wszyscy dookoła i to nawet za najmniesze błahostki. :D Dlatego też Kepie należą się spore pochwały, że znosi te wszystkie humorki swojej ukochanej ze stoickim spokojem, a co więcej stara się pomagać Alisie we wszystkim najlepiej jak tylko umie. Gotów jest nawet w środku nocy szukać jej ulubionych lodów... Ale skoro jest współodpowiedzialny za stworzenie tej maleńkiej istotki, to niech teraz się męczy. :D Nagroda jednak będzie zdecydowanie warta tego poświęcenia. W końcu za kilka miesięcy na świecie pojawi się ukochana córeczka, która na pewno od pierwszej chwili stanie się dla nich całym światem.
OdpowiedzUsuńBiedny James chciał namówić swoją kochaną siostrę na jego propozycję imienia dla siostrzenicy, ale z miejsca została ona odrzucona. Haha. Alisa zepsuła jego marzenie o oddaniu należytej czci bohaterce jego ulubionej bajki z dzieciństwa. Co on teraz pocznie? W dodatku dziewczyna wyśmiała jego poszukiwania potwora z Loch Ness. On to się dopiero z nią ma... :)
Cieszę się, że Alex i Grace postanowili dać sobie jeszcze jedną szansę i zawalczyć o swój związek. Mam nadzieję, że im się uda i będą ze sobą szczęśliwi. Najważniejsze, że chłopak zostaje w Londynie.
Alisa postanowiła przeprosić Kepę za swoje ostatnie nieznośne zachowanie, które on jednak w pełni rozumie, a co więcej udało im się zdecydować o imieniu dla córeczki. Tym razem bez większych sprzeczek. Laura to piękne imię i wydaje się być świetnym wyborem.
James i Matt po powrocie ze Szkocji, jak zawsze wpadli niespodziewanie do Alisy i Kepy, ale tym razem mieli dobre usprawiedliwienie na tę niezapowiedzianą wizytę. Ogromnie się cieszę z ich zaręczyn, które przyniosły im na pewno mnóstwo radości. Obydwaj zasłużyli na odnalezienie szczęścia i spokoju u boku ukochanej osoby po tym wszystkim, co musieli przejść. Mam nadzieję, że od teraz przed nimi już same dobre dni oraz wymarzony ślub.
Czekam z niecierpliwością na kolejny rozdział. :)
Przepraszam za opóźnienie, nadal siedzę nad morzem . Mam braki w zasięgu i czasie😉
OdpowiedzUsuńKepa powinien dostać medal za znoszenie humorow Alisy. I spełnianie jej każdej zachcianki😀
Biednemu Jamesowi nie udało się namówić siostry na nazwanie córeczki imieniem swojej ulubionej bohaterki. Ale niech się chłopak cieszy , że wyszedł z tego wszystkiego cało . Bo teraz z Alisą to nigdy nic niewiadomo.
Bardzo się cieszę że Alex i Grace , postanowili sobie dac jeszcze jedną szansę. Jestem pewna , że tym razem na pewno im się uda.
Zaręczyny Janasa i Matta, ogromnie mnie ucieszyły. Oni są dla siebie wprost stworzeni. I oboje zasługują na wszystko o najlepsze. Jestem przekonana , że będą ze sobą bardzo szczęśliwi.
Pozdrawiam i jak zawsze czekam mam kolejny rozdział.