wtorek, 14 lipca 2020

Trzydziesty piąty

Londyn, 03.11.2020 r.

 Wyszłam z ciepłego gabinetu lekarza w mroźne powietrze. Szczelniej opatuliłam się jesiennym płaszczem i poprawiłam gruby szalik. Początek listopada był okropny; zwiastował nadejście zimy szybciej niż w ubiegłym roku. Kolorowe liście, które tak uwielbiałam teraz leżały szare i zmatowiałe na chodnikach, deptane przez przechodniów. Gołe gałęzie złowieszczo poruszały się na wietrze, a mgliste słońce traciło na swojej wartości przez szare chmury poruszające się po niebie. Zadrżałam przyspieszając kroku. Włożyłam dłonie do kieszeni płaszcza, by choć trochę je ogrzać. Byłam cholernym zmarzluchem, a w ciąży przeżywałam wszystko podwójnie. Ta pogoda napawała mnie irracjonalnym strachem. Bałam się, że moja bezbronna kruszyna złapie przeziębienie, co samo w sobie było niedorzeczne. Dawałam jej ciepło, którego potrzebowała, jednak dręczące myśli nie chciały opuścić mojej głowy. Dziecko robiło się coraz większe, a ja rozczulałam się jak ostatnia kretynka, gdy tylko spojrzałam na zaokrąglony brzuch. Moje humory w dalszym ciągu dawały o sobie znać w najmniej spodziewanych momentach, huśtawki nastroju wciąż były nieznośne, ale zaciskałam zęby i szłam dalej z wysoko podniesioną głową. Kepa wspierał mnie jak tylko mógł. Był przy mnie, dodawał otuchy spojrzeniem i uśmiechem. Skakał koło mnie, przygotowywał mi śniadania, obiady, kolacje oraz wstawał w nocy o różnych godzinach i pędził do sklepu w poszukiwaniu moich ulubionych lodów. Nie uskarżał się, znosił moje niezdecydowanie, uchylał się przed ciosami wymierzonymi w jego stronę. Kochałam go za opiekę oraz poczucie bezpieczeństwa, którymi nas otaczał. Brał czynny udział, nie migał się od obowiązków. Czytał książki, skrupulatnie odhaczał z listy rzeczy, które już mieliśmy. Zastanawiał się nad kolorem ścian oraz wystrojem pokoju. Kochałam jego zaangażowanie. Uspokajał mnie, gdy panikowałam, potrafił mną wstrząsnąć, gdy plotłam bzdury. Służył ramieniem, gdy płakałam z nieznanych powodów, odgarniał moje spocone włosy, kiedy targały mną uciążliwe mdłości. Po prostu był. Kiedy dotarłam pod ośrodek treningowy niebo się otworzyło, a ciężkie krople deszczu zaczęły odbijać się od podłoża tworząc kałuże. Zaklęłam szpetnie kryjąc się pod dachem. Odetchnęłam z ulgą, gdy pierwsi piłkarze zaczęli wyłaniać się z gmachu budynku. Przywitałam się ze wszystkimi, jednak całą uwagę skupiłam na Kepie.
Cześć, przystojniaku – rzuciłam.
Cześć, mamusiu – parsknął zamykając mnie w mocnym uścisku. – Jesteś już po lekarzu, prawda? – Zapytał zagryzając wargę. – Już wiesz?
Wiem – przytaknęłam. – Mogę powiedzieć ci w samochodzie? Cholernie mi zimno – Potarłam swoje ramiona, a Kepa natychmiast otworzył przede mną drzwi. Z wdzięcznością ułożyłam się na wygodnym fotelu. Hiszpan włączył ogrzewanie i spojrzał na mnie wyczekująco. Wyciągnęłam z torebki zdjęcie przedstawiające nasze maleństwo.
Tylko nie każ mi zgadywać, proszę! – zajęczał.
Oszczędzę ci tych tortur. Wiem, że i tak nic byś z tego nie rozszyfrował – wytknęłam mu język. Zmrużył oczy, ale w skupieniu czekał, aż streszczę mu przebieg dzisiejszej wizyty. – To… To dziewczynka – Wykrztusiłam z siebie. Jego oblicze momentalnie się zmieniło. Uśmiech, który ozdobił jego twarz wyrażał więcej niż tysiąc słów, a tęczówki zamigotały nieznanym mi dotąd blaskiem.
Naprawdę? – wyszeptał wzruszony.
Naprawdę – potwierdziłam rozpinając płaszcz. Kepa położył dłonie na brzuchu, a mnie zalała fala czułości.
Cześć, kruszynko – powiedział. Poczochrałam go po włosach walcząc z pojawiającymi się w oczach łzami. – Nigdy nie dam cię nikomu skrzywdzić, obiecuję ci to. Będę najlepszym tatą pod słońcem. Będę opatrywał ci kolana, gdy spadniesz z pierwszego rowerku, będę bawił się z tobą lalkami i kopał piłkę w ogrodzie. Będę pocieszał cię, gdy jakiś gnojek złamie ci serce, a później ja złamię mu nos. Z pewnością będę upierdliwy i będę upierał się przy swoich racjach, ale będzie mną kierowała troska o twoje dobro. Będę twoim przyjacielem i powiernikiem tajemnic. Dziękuję, że się pojawiłaś – Zakończył całując delikatnie brzuch, w którym spała nasza córeczka.
Kepcio… – wyjąkałam wzruszona. – Kocham cię.
Ja was też kocham. Najbardziej na świecie – odparł włączając się do ulicznego ruchu. Pogłaskał mnie po kolanie, a ja poczułam spokój. Byłam cholerną szczęściarą.

 – Nie nazwę córki Bianka, tylko przez twoje widzimisię! – krzyknęłam opadając na kanapę. – Nie i koniec! – Dodałam, jakby to przesądzało sprawę. James zrobił nadąsaną minę.
Dlaczego?! – burknął niczym obrażony czterolatek. – Kepie pozwoliłaś dać psu na imię Lady! – Wybuchnął grożąc mi palcem.
To co innego! – broniłam się. – To ze względu na jego ukochaną bajkę z dzieciństwa, a…
No właśnie! A Bernard i Bianka to moja najukochańsza bajka! Czy moje zdanie się nie liczy? – pisnął.
Hm… Pomyślmy – udałam, że się zastanawiam. – Nie – Ucięłam.
Jesteś okropna – fuknął siadając obok. Kanapa zapadła się pod jego ciężarem. – A mogę być chociaż ojcem chrzestnym? – Wydymał zabawnie usta.
Na spółkę z Mattem – posłałam mu całusa. – Gdzie on się podziewa?
Szykuje się do wyjazdu – James wzruszył ramionami.
Do jakiego wyjazdu? – zainteresowałam się. Linda i Lady przybiegły przywitać się z moim bratem.
Jedziemy na kilka dni do Szkocji – wyjaśnił drapiąc psiaki za uszami.
Och, mój Boże – westchnęłam załamując ręce. – Znów będziesz szukał Nessie? Daj jej spokój! Jeśli rzeczywiście istnieje, to na pewno nie chce zostać odnaleziona przez takiego kretyna – Sarknęłam podnosząc się z wygodnego siedzenia. James ruszył za mną jak cień. Wyciągnęłam z szafki garnek oraz makaron. Brat wyczuwając, co zamierzam zrobić podał mi z lodówki wcześniej przygotowane mięso, ser i sos pomidorowy. Na samą myśl o spaghetti zaburczało mi w brzuchu.
Pozostawię tę uwagę bez komentarza – założył ręce na piersi. – Ale nie odpuszczę ci! Jedna porcja będzie dla mnie – Powiedział. Przewróciłam oczami prosząc o więcej cierpliwości do tego człowieka.
Tylko jedna? – zdziwiłam się.
Dlaczego ta mała istotka sprawia, że jesteś dla mnie aż tak wredna? – spytał kładąc dłoń na brzuchu. – Słuchaj, zapewniam cię, że będę najlepszym wujaszkiem na świecie. Daj znać swojej stukniętej mamusi, żeby była dla mnie milsza, dobrze?
James… – zaczęłam.
Tylko się nie rozklejaj! Mała Mi, w tym stanie jesteś nie do wytrzymania – westchnął teatralnie. – Chyba postawię Kepie pomnik. On musi znosić cię na co dzień.
Jest współwinny, więc żaden pomnik mu się nie należy – wytknęłam bratu język. James po namyśle kiwnął głową zgadzając się ze mną. Zjedliśmy obiad w przyjemnej ciszy. Brat pomógł mi w zmywaniu, co przyjęłam z wdzięcznością. Po kilku chwilach pożegnał się ze mną i wrócił do domu. Nawet nie wiem, kiedy zasnęłam.

Londyn, 07.11.2020 r.

 Z wielkim trudem dźwignęłam się z miękkiego łóżka. Odłożyłam na bok czytaną książkę i chwyciłam w dłonie kubek z jeszcze ciepłymi resztkami kakao. Rozkoszowałam się smakiem czekolady mrucząc pod nosem. Z utęsknieniem czekałam na Kepę. Prosto po meczu udał się na zakupy, aby uzupełnić brakujące zapasy. Było mi głupio, bo wczoraj nawrzeszczałam na niego bez głębszego powodu; w lodówce zabrakło mrożonych truskawek. Byłam zła na samą siebie, ponieważ Kepa nie zasłużył na takie traktowanie. Wiedziałam, że ma na głowie treningi oraz mecze, a ja dokładałam mu dodatkowych zmartwień spowodowanych moimi zmiennymi nastrojami. Ten mały człowiek jednak nic sobie z tego nie robił. Wysysał ze mnie energię, a ja wyżywałam się na wszystkich wokół. Po wczorajszym kursie zezłościłam się na Alexa. Postanowili dać sobie z Grace jeszcze jedną szansę, a ja dowiedziałam się o tym istotnym szczególe przez przypadek. Alex natychmiast mnie przeprosił, ale odeszłam od niego bez słowa. Później płakałam jak wariatka i wysłałam mu wiadomość, aby się na mnie nie gniewał. Był wyrozumiały i nie robił mi wyrzutów. Ulga wypełniła moje ciało na wieść o tym, że zostaje w Londynie. Jego szczęście było dla mnie cholernie ważne, dlatego cieszyłam się, że postanowili spróbować, zaryzykować. Uzupełniali się wzajemnie i miałam nadzieję, że tego nie schrzanią. Ciąża powodowała we mnie stany, o której wcześniej nie miałam pojęcia. Coraz częściej zastanawiałam się nad rozkręceniem własnego biznesu, ale jeszcze nikomu nie pisnęłam o tymi ani słówka. Musiałam oswoić się z tymi myślami i skalkulować, czy dam sobie radę. Własna restauracja była jednak moim dziecięcym marzeniem i wierzyłam w to, że pewnego dnia uda mi się je spełnić. Trzaśnięcie frontowych drzwi przywróciło mnie do rzeczywistości. Słyszałam krzątaninę Kepy, ale zabrakło mi odwagi, by zejść na dół. Zamiast tego podeszłam do regału i wyciągnęłam z niego słynny zeszyt z cytatami.
Cześć, już jestem – przywitał się sprawdzając grunt. – Kupiłem wszystko – Oznajmił przeciągając się. Jego spojrzenie powędrowało na trzymany przeze mnie zeszyt.
Cześć – odpowiedziałam szybko. – Gratuluję wygranego meczu i kolejnego świetnego występu – Cmoknęłam go w policzek. – Kepcio, przepraszam za wczoraj… Jest mi okropnie wstyd. Nie zrobiłeś nic złego, a ja wyładowałam na tobie swoją złość. Naprawdę nie jestem w stanie nad tym zapanować! – Powiedziałam skruszona.
Daj spokój, rozumiem to – pocałował mnie w czoło. – Wiedziałem na co się piszę – Zaśmiał się. – Co robisz? – Zaciekawił się.
Zaczęłam rozmyślać nad imieniem… – wyznałam. – Pamiętasz jak kiedyś… – Zaczęłam, ale przerwał mi w pół słowa.
Jak chciałaś dać swojej córce na imię Laura na cześć jednej z bohaterek opowieści Jane Austen? – dokończył, a ja z szoku uchyliłam usta. – Pamiętam – Uśmiechnął się szeroko. – I pamiętam również to, że chciałem podkraść twój pomysł dla swojej – Obwieścił.
Chyba problem rozwiązał się sam, skoro to będzie nasza córka – parsknęłam. – Linda, Lady i Laura…
Idealnie – Kepa przetarł zmęczone oczy. – Jesteś głodna? – Zapytał.
Nie zadawaj oczywistych pytań – prychnęłam schodząc za nim do kuchni. Dosypałam karmy do miseczek, co natychmiast zwabiło te dwa urocze żarłoki. Umościłam się na krześle rozkoszując się błogą ciszą. Trzask drzwi sprawił, że podskoczyłam w miejscu. Kepie nóż wypadł z ręki. – James, kiedyś cię zabiję! – Warknęłam.
To ja! – odezwał się Matt. – Wróciliśmy! – Wysapał uszczęśliwiony.
Co się stało? I nie wmawiaj mi, że nic, bo widzę, że cały promieniejesz! Dosłownie! – obrzuciłam go czujnym spojrzeniem.
Już możemy się pochwalić! – z odpowiedzią pospieszył mi James. Pokazali dłonie ukazując nam grube, srebrne obrączki. Zachłysnęłam się powietrzem. – Spokojnie, Mała Mi! Nie pobraliśmy się! To zaręczynowe obrączki – Wyjaśnił.
C-co? Och, mój… Och, mój Boże! – złapałam się za serce. Łzy popłynęły zanim zdołałam je powstrzymać. – Nie cierpię was! Dziś jeszcze nie płakałam! – Wysyczałam wstając z krzesła. Objęłam ich mocno szczerze gratulując. Po chwili Kepa dołączył do tego zbiorowego uścisku klepiąc ich po ramionach.
To ja oświadczyłem się Mattowi – obwieścił dumny James, gdy odsunęliśmy się od siebie.
Na zamku Urquhart! – rozmarzył się Matt. – Byliśmy tylko my, w ruinach tej zachwycającej budowli, otoczeni ciszą i szumem Loch Ness!
I Nessie! – dodał mój braciszek. Z politowaniem pokręciłam głową, co zauważył tylko Matt. Parsknął cichym śmiechem. – Dałbym sobie głowę uciąć, że widziałem jakiś duży kształt pod wodą!
Oczywiście, James – skwitowałam z powątpiewaniem. Resztę wieczoru spędziliśmy na rozmowach ciesząc się szczęściem tej dwójki. Smętnie wpatrywałam się w alkohol, który lał się strumieniami, ale przecież nie to w tym momencie było najważniejsze. Matt i James… Oboje zasłużyli na taką miłość po tym wszystkim, co musieli przejść, by być razem, by uwierzyć, że poradzą sobie z opinią innych. Nareszcie elementy układanki wskoczyły na swoje miejsce.


***

Witam!

Nie zliczę, ile razy zabierałam się za kończenie tego rozdziału 🙈



(Chcę tam 💛)

Pozdrawiam ;*

3 komentarze:

  1. Kepcia to wypadałoby wyświęcić *.* Nie dość, że jest ogromnym wsparciem dla swojej ukochanej Alisy to jeszcze granice jego cierpliwości rozszerzają się z każdym kolejnym irracjonalno - ciążowym humorkiem przyszłej mamusi hihi. Swoją drogą uważam, że nic się facetom nie stanie jak chociaż raz się pomęczą. Przecież to oczywiście, że to my kobiety mamy bardziej przegwizdane ^^ A propo kobiet! Kepa i Alisa oczekują małej damy *.* Kepcio bawiący się lalkami ze swoją ukochaną księżniczką ... nie, dla mnie to już za wiele! Na samą myśl poziom cukru niebezpiecznie mi podskoczył ^^
    Hahaha James ^^ Leżę i kwiczę. On jest po prostu nie do podrobienia. Nie i koniec! Jestem święcie przekonana, że będzie najlepszym wujaszkiem na świecie, ale zanim to się stanie, powinien nie wchodzić w drogę swojej lekko zirytowanej siostrze bo to się różnie skończyć może. Biedny, nie rozumie dlaczego jego zdanie dotyczące imienia chrześnicy się nie liczy. Okropna ta Alisa haha. Przecież to jego ulubiona postać z bajki! Powinno choć trochę wziąć to pod uwagę ^^ ale! Dobrze, że nie zaproponował imienia Nessie bo wtedy bym poległa oficjalnie!
    Dobrze, że rozmowę dotyczącą imienia dla córki Kepa i Alisa mieli przyjemność przeprowadzić jakiś czas temu. Oczywiście okoliczności były inne, ale suma sumarum okazało się, że skoro to będzie wspólna córka (bowe, jak to brzmi ^^) to nie będą się kłócić o imię. I tadam! Jestem Laura :)
    Ja sama bym zawału dostała gdyby ktoś tam wpadł do mojego domu ;o Ale ten jeden jedyny raz James i Matt mogą dostać rozgrzeszenie. W końcu jest ku temu okazja! Szczerze mówiąc nie spodziewałam się, że z Jamesa taki romantyk! Niesamowicie cieszę się ich szczęściem :) To czekają nas dwa śluby! Ale najpierw niech ta urocza kryszynka wywróci im wszystkim życie do góry nogami muahahaha ^^

    Ja też tam chcę *.*

    OdpowiedzUsuń
  2. Alisie wciąż doskwierają objawy ciąży, które ani myślą odpuścić. Przez co obrywają wszyscy dookoła i to nawet za najmniesze błahostki. :D Dlatego też Kepie należą się spore pochwały, że znosi te wszystkie humorki swojej ukochanej ze stoickim spokojem, a co więcej stara się pomagać Alisie we wszystkim najlepiej jak tylko umie. Gotów jest nawet w środku nocy szukać jej ulubionych lodów... Ale skoro jest współodpowiedzialny za stworzenie tej maleńkiej istotki, to niech teraz się męczy. :D Nagroda jednak będzie zdecydowanie warta tego poświęcenia. W końcu za kilka miesięcy na świecie pojawi się ukochana córeczka, która na pewno od pierwszej chwili stanie się dla nich całym światem.
    Biedny James chciał namówić swoją kochaną siostrę na jego propozycję imienia dla siostrzenicy, ale z miejsca została ona odrzucona. Haha. Alisa zepsuła jego marzenie o oddaniu należytej czci bohaterce jego ulubionej bajki z dzieciństwa. Co on teraz pocznie? W dodatku dziewczyna wyśmiała jego poszukiwania potwora z Loch Ness. On to się dopiero z nią ma... :)
    Cieszę się, że Alex i Grace postanowili dać sobie jeszcze jedną szansę i zawalczyć o swój związek. Mam nadzieję, że im się uda i będą ze sobą szczęśliwi. Najważniejsze, że chłopak zostaje w Londynie.
    Alisa postanowiła przeprosić Kepę za swoje ostatnie nieznośne zachowanie, które on jednak w pełni rozumie, a co więcej udało im się zdecydować o imieniu dla córeczki. Tym razem bez większych sprzeczek. Laura to piękne imię i wydaje się być świetnym wyborem.
    James i Matt po powrocie ze Szkocji, jak zawsze wpadli niespodziewanie do Alisy i Kepy, ale tym razem mieli dobre usprawiedliwienie na tę niezapowiedzianą wizytę. Ogromnie się cieszę z ich zaręczyn, które przyniosły im na pewno mnóstwo radości. Obydwaj zasłużyli na odnalezienie szczęścia i spokoju u boku ukochanej osoby po tym wszystkim, co musieli przejść. Mam nadzieję, że od teraz przed nimi już same dobre dni oraz wymarzony ślub.
    Czekam z niecierpliwością na kolejny rozdział. :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Przepraszam za opóźnienie, nadal siedzę nad morzem . Mam braki w zasięgu i czasie😉
    Kepa powinien dostać medal za znoszenie humorow Alisy. I spełnianie jej każdej zachcianki😀
    Biednemu Jamesowi nie udało się namówić siostry na nazwanie córeczki imieniem swojej ulubionej bohaterki. Ale niech się chłopak cieszy , że wyszedł z tego wszystkiego cało . Bo teraz z Alisą to nigdy nic niewiadomo.
    Bardzo się cieszę że Alex i Grace , postanowili sobie dac jeszcze jedną szansę. Jestem pewna , że tym razem na pewno im się uda.
    Zaręczyny Janasa i Matta, ogromnie mnie ucieszyły. Oni są dla siebie wprost stworzeni. I oboje zasługują na wszystko o najlepsze. Jestem przekonana , że będą ze sobą bardzo szczęśliwi.
    Pozdrawiam i jak zawsze czekam mam kolejny rozdział.

    OdpowiedzUsuń