sobota, 15 sierpnia 2020

Trzydziesty szósty

Londyn, 20.11.2020 r.

    Trafalgar Square zawsze przyciągał tłumy ludzi, niezależnie od pory roku. Znajdował się w centralnej części miasta, przez wielu Brytyjczyków był uznawany za główny punkt głośnych protestów i demokracji narodowej. Był miejscem upamiętniającym zwycięstwo Wielkiej Brytanii w bitwie pod Trafalgarem. Odkąd przybyłam do stolicy Anglii, niezmiennie zachwycała mnie 55-metrowa kolumna wzniesiona na cześć poległego w bitwie admirała Nelsona. Stanowiła symbol władzy, honoru i męstwa. Na Placu znajdowały się również pokaźne fontanny oraz trzy pomniki postawione ku chwale innych generałów i jednego z monarchów. Londyn był szczególnym miejscem, w każdym jego zakątku czaiła się nutka historii, którą z chęcią poznawałam. Mieszkali tu przedstawiciele różnych krajów, kultur, tradycji i zwyczajów. Lubiłam ich obserwować, zastanawiałam się wtedy, co skłoniło ich do opuszczenia rodzinnych domów. Może tak samo jak ja dostali szansę od losu i postanowili ją wykorzystać? A może to właśnie w tym mieście upatrywali swojej szansy na lepsze i dogodniejsze życie?
Ziemia do Alisy! – ocknęłam się z zadumy słysząc rozbawiony głos Kepy.
Mówiłeś coś? – spytałam pocierając ramiona. Porywisty wiatr dawał się we znaki mocniej niż przypuszczałam, gdy wychodziłam z ciepłego domu.
Chcesz pomyśleć życzenie i wrzucić monetę do fontanny? – przystanął obok jednej z nich. Poszłam za jego śladem i wyciągnęłam z portfela dwa pensy. – Czyli chcesz – Zaśmiał się.
Dobrze wiesz, że obok takiego pomysłu nie przeszłabym obojętnie! – powiedziałam zamykając oczy. Odwróciłam się plecami do fontanny i posłałam monetę na jej dno. Usłyszałam donośny plusk. – Jakie było twoje? – Dopytałam.
Nie powiem ci – pstryknął mnie w nos. Fuknęłam obrażona, ale uszanowałam jego decyzję. – Wracamy? Chyba zamarzasz… Spacer chyba nie był najlepszym rozwiązaniem. A jeśli się przeziębicie? – Zmartwił się.
Nie panikuj, Kepcio – uspokoiłam go. – Silne z nas kobietki, prawda?
Na pewno ci odpowie – roześmiał się.
Żebyś się nie zdziwił! Mamy swój tajny kod!
Jak wytrzymam z tobą, córką i dwiema suczkami? Mogłem poprosić o więcej cierpliwości – z powątpiewaniem spojrzał na majaczącą w dali fontannę.
Masz, co chciałeś, więc teraz nie wybrzydzaj! I lepiej się pospieszmy, bo robię się głodna! – tupnęłam nogą. Kepa wzniósł oczy do nieba, ale nie odezwał się ani słowem. Złączył nasze dłonie, a ja poczułam przyjemne ciepło. Takie, które mogłam dostać tylko od niego.

 Późnym popołudniem nadąsana siedziałam na miękkiej kanapie. Szczelniej otuliłam się ciepłym kocem i ze złością trzasnęłam czytaną właśnie książką. Wszystko mnie irytowało! Nie potrafiłam zrozumieć, co się ze mną działo. Wiedziałam, że ciąża wprowadzi wiele zmian w moim życiu, ale nie przypuszczałam, że odczuję je tak dotkliwie. Byłam znużona, apatyczna, znudzona. Chodzenie na kurs nie sprawiało mi już satysfakcji, a praca w restauracji stała się przykrym obowiązkiem. Byłam wrzodem na tyłku, czułam, że najbliższe mi osoby powoli mają mnie dość. James i Matt ograniczyli swoje wizyty do minimum, skupili się na sobie, narzeczeństwie i planowaniu ślubu, Alex większość czasu spędzał z Grace, Natalia była zajęta swoimi dziećmi. Na meczach nie zdzierałam już gardła, jedynie klaskałam w dłonie, gdy Kepa popisał się znakomitą interwencją. Miałam dość siebie, swojego niewytłumaczalnego i dziecinnego zachowania. Nie chciałam, aby postrzegano mnie jak bombę mogącą wybuchnąć w każdej chwili. Jedynie Kepa dzielnie mnie wspierał i nic nie mówił. Pocieszał, przytulał, płakał z bezsilności, gdy myślał, że nie widzę. Przymknęłam oczy, aby odgonić niechciane łzy. Ciąża miała wyglądać zupełnie inaczej. Miałam tryskać energią i zarażać entuzjazmem. Miałam się uśmiechać i z niecierpliwością oczekiwać narodzin tej małej kruszynki, a tymczasem zmieniłam się w narzekającą na każdym kroku kobietę, której nic nie pasuje. Westchnęłam ciężko i wyszłam spod koca. Kepa siedział na barowym stołku, oglądał na tablecie skrót jakiegoś meczu i analizował popełnione błędy. Marszczył brwi, jego napięta postawa sugerowała skupienie. Obwiniałam się o jego ponury nastrój. Dwoił się i troił, a ja nie zawsze potrafiłam docenić jego starania.
Kepcio… – zaczęłam podchodząc bliżej. Zatrzymał mecz i obejrzał się przez ramię. – Tak bardzo cię przepraszam… – Wyjąkałam połykając łzy. Hiszpan zerwał się z miejsca i mocno mnie objął.
Za co mnie przepraszasz, głuptasie? Stało się coś? – zaniepokoił się lustrując wzrokiem moją zmęczoną twarz i zaokrąglony brzuch.
Nie – odpowiedziałam pochlipując. – Po prostu… Wiem, że jestem okropna! Rano na spacerze było tak miło, a później… Nie wiem, co we mnie wstąpiło. Byłam kapryśna i marudna. Ty dzielnie znosisz moje wahania nastrojów, wspierasz mnie i nie pokazujesz, że moje zachowanie ma na ciebie wpływ. A wiem, że ma. Wychodzisz zmęczony na treningi, w nocy nie sypiasz zbyt wiele… Zamiast cię odciążyć to dostarczam ci samych kłopotów i zmartwień. Jestem do niczego – Przyznałam płacząc.
Alisa… – Kepa z czułością pogłaskał mnie po policzku. – Każda kobieta znosi ciążę inaczej. Nie łudziłem się, że wszystko będzie piękne i kolorowe. Masz prawo czuć się rozdrażniona i smutna. Mała rośnie z każdym dniem i z każdym dniem tobie jest coraz bardziej niewygodnie. Rozumiem cię. I nigdy więcej nie waż się mówić, że jesteś do niczego, jasne? – Pogroził mi palcem. – Nosisz pod sercem naszą córkę i to jest dług, którego ja nigdy nie spłacę – Pocałował mnie w nos. Zaśmiałam się ocierając łzy. – Masz na coś ochotę?
Zróbmy coś szalonego! – zaproponowałam. Kepa spojrzał na mnie skonsternowany.
Czyli? – dopytał. Błysk w moich oczach posłużył mu za odpowiedź. – Nawet o tym nie myśl! Nie chcę jej skrzywdzić! – Zaprotestował.
Kepcio!
Nie i koniec – uciął. – Masz jakiś inny pomysł?
Spacer!
Kochanie, zwiedziłem z tobą każdy zakątek Londynu!
Przekonasz się, że nie! – odparłam ubierając się. – Zaufaj mi.

 Notting Hill od dawna uważana jest za jedną z najbardziej malowniczych dzielnic Londynu. Domy z kolorowymi drzwiami, życzliwi i przyjaźni ludzie, stragany z owocami i warzywami, liczne kawiarenki, sklepy z antykami, urokliwe uliczki. To miejsce miało w sobie dziwny spokój, który powodował, że człowiek nigdy nie miał dość i zawsze wracał tutaj z ciepłymi wspomnieniami w sercu. Film z Hugh Grantem i Julią Roberts nadał tej dzielnicy splendoru. Ludzie chętnie odtwarzali ścieżkę filmową, robili sobie zdjęcia pod słynnym domem z niebieskimi drzwiami i rozmyślali nad sensem przekazanej im treści. O tej porze roku było tu znacznie ciszej niż zazwyczaj. Mieszkańcy schowali się w domach, unikali wiatru i zalegających na chodnikach liści. Ja żwawym krokiem prowadziłem Kepę w nieznane mu jeszcze rejony. Wstąpiła we mnie energia, której nie dałam odejść. Była mi potrzebna do dalszego funkcjonowania.
Widzisz ten sklep z chińskimi pamiątkami? – spytałam skręcając w Portobello Road. Zatrzymałam się pod sto trzydziestym drugiem numerem.
Widzę – przytaknął. – Wygląda znajomo – Powiedział.
Bo to właśnie tutaj znajdowała się słynna księgarnia, w której William poznał Annę! – westchnęłam rozmarzona. – Niestety, w 2011 roku została zamknięta i przerobiona na zwykły sklep – Oznajmiłam z niezadowoleniem. – Kiedy przeprowadziłam się do Londynu bardzo chciałam ją zwiedzić, ale moje marzenia spełzły na niczym…
Wyobrażam sobie, jak bardzo musiałaś być niepocieszona – Kepa parsknął śmiechem.
To było rozczarowujące – przyznałam. Chwyciłam go za rękę i ruszyliśmy dalej. Wiatr ucichł na moment, zamiast tego na niebie pojawiła się gęsta mgła. Latarnie jedna za drugą oświetliły chodniki. W końcu zatrzymaliśmy się nieopodal furtki do ogrodu, do którego włamali się główni bohaterowie. – Szkoda, że dostęp do niego mają tylko okoliczni mieszkańcy – Westchnęłam opierając głowę na ramieniu narzeczonego. Przez mosiężną bramę można było dostrzec jedynie skrawek tego magicznego miejsca.
Mówiłaś, że chciałaś zrobić coś szalonego… – przez twarz Kepy przemknął błysk cwaniactwa.
Co masz na myśli? – spytałam zaniepokojona.
Osłaniaj mnie – poinstruował. Moje brwi powędrowały w górę, jednak wykonałam jego polecenie. Na szczęście byliśmy sami. Ulice były puste. Kilka minut później furtka do ogrodu stała przede mną otworem. – Zapraszam panią – Ukłonił się szarmancko, a mi odebrało mowę. Kiedy się otrząsnęłam, z niepokojem weszłam w głąb ogrodu.
Jesteś szalony! – pisnęłam w pełni podziwiając gołe drzewa i białe ławeczki.
Wiem o tym – przyznał siadając na jednej z ławek. Ułożyłam głowę na jego kolanach wpatrując się w niebo. Byłam cholerną szczęściarą. Gdy byłam małą dziewczynką marzyłam o miłości, tej jedynej i na całe życie, ale nie sądziłam, że kiedykolwiek jej doświadczę. Przykre wydarzenia z dzieciństwa zaburzyły mi obraz tego uczucia, myślałam, że stanę się taka jak mama. Bałam się, że nie będę zdolna do akceptacji i kochania własnego dziecka. Zamiast lalek wolałam samochody, zamiast lekcji baletu wolałam ganiać za piłką i obserwować popisy Kepy. Zadurzyłam się w nim, później oboje bawiliśmy się w dorosłość. Nie przewidzieliśmy jednak finału. Kepa został w Hiszpanii z Andreą, ja wyemigrowałam do Londynu. Tęskniłam za nim każdego dnia, jednak starałam się być silna. Wiedziałam, że on ma u swojego boku kobietę, ja musiałam ruszyć dalej, zostawić za sobą wspomnienia słonecznej Ondarroi i kradzionych chwil. Życie jednak połączyło nas na nowo, dało nam szansę, z której tym razem skorzystaliśmy. Od początku byliśmy dla siebie, musieliśmy jedynie dojrzeć do tej prawdy, odkryć ją i nie powielać popełnionych błędów.
Kepa… – zaczęłam bijąc się z myślami. – Będę dobrą mamą, prawda?
Będziesz najlepszą mamą! – zapewnił mnie. – Skąd w ogóle to pytanie? – Zainteresował się.
Po prostu czasami zastanawiam się, czy nie obiorę drogi swojej mamy. Ona przecież też była w ciąży, chciała nas, a później… Później nas zostawiła. Boję się tego – Przyznałam szczerze.
Kochanie, jesteś inna od swojej mamy. Masz wielkie serce, rodzina zawsze była dla ciebie najważniejsza. Jesteś dobra, ciepła i troskliwa. Jestem przekonany, że nigdy nie pójdziesz w jej ślady. Pokochałaś naszą córkę od samego początku i nigdy nie mogłabyś jej zostawić. Nie zadręczaj się więcej takimi myślami, proszę cię. Poradzimy sobie z wychowaniem tej kruszyny – Oznajmił kładąc dłoń na brzuchu. Poszłam za jego śladem i w tym samym momencie otrzymaliśmy mocnego kopniaka. – Kopnęła!
Po raz pierwszy – zaśmiałam się przez łzy. – Jakie to ekscytujące uczucie!
Widzisz, odziedziczyła po mnie inteligencję! To był znak, że zgadzasz się ze słowami tatusia, prawda? – zaświergotał. Mała kopnęła jeszcze raz. – Nie ma wątpliwości!
Parsknęłam śmiechem. Kepa był tym wyśnionym, wymarzonym i jedynym.



***

Witam! 

Coś opornie idzie mi pisanie tych końcowych rozdziałów, ale to pewnie przez to, że ciężko będzie mi się z nimi rozstać ^^



Pozdrawiam ;*