Londyn, 20.11.2020 r.
Trafalgar
Square zawsze przyciągał tłumy ludzi, niezależnie od pory roku.
Znajdował się w centralnej części miasta, przez wielu
Brytyjczyków był uznawany za główny punkt głośnych protestów i
demokracji narodowej. Był miejscem upamiętniającym zwycięstwo
Wielkiej Brytanii w bitwie pod Trafalgarem. Odkąd przybyłam do
stolicy Anglii, niezmiennie zachwycała mnie 55-metrowa kolumna
wzniesiona na cześć poległego w bitwie admirała Nelsona.
Stanowiła symbol władzy, honoru i męstwa. Na Placu znajdowały się
również pokaźne fontanny oraz trzy pomniki postawione ku chwale
innych generałów i jednego z monarchów. Londyn był szczególnym
miejscem, w każdym jego zakątku czaiła się nutka historii, którą
z chęcią poznawałam. Mieszkali tu przedstawiciele różnych
krajów, kultur, tradycji i zwyczajów. Lubiłam ich obserwować,
zastanawiałam się wtedy, co skłoniło ich do opuszczenia
rodzinnych domów. Może tak samo jak ja dostali szansę od losu i
postanowili ją wykorzystać? A może to właśnie w tym mieście
upatrywali swojej szansy na lepsze i dogodniejsze życie?
–
Ziemia do Alisy! – ocknęłam się z
zadumy słysząc rozbawiony głos Kepy.
–
Mówiłeś coś? – spytałam pocierając
ramiona. Porywisty wiatr dawał się we znaki mocniej niż
przypuszczałam, gdy wychodziłam z ciepłego domu.
–
Chcesz pomyśleć życzenie i wrzucić
monetę do fontanny? – przystanął obok jednej z nich.
Poszłam za jego śladem i wyciągnęłam z portfela dwa pensy. –
Czyli chcesz – Zaśmiał się.
–
Dobrze wiesz, że obok takiego pomysłu
nie przeszłabym obojętnie! – powiedziałam zamykając oczy.
Odwróciłam się plecami do fontanny i posłałam monetę na jej
dno. Usłyszałam donośny plusk. – Jakie było twoje? –
Dopytałam.
–
Nie powiem ci – pstryknął mnie w nos.
Fuknęłam obrażona, ale uszanowałam jego decyzję. – Wracamy?
Chyba zamarzasz… Spacer chyba nie był najlepszym rozwiązaniem. A
jeśli się przeziębicie? – Zmartwił się.
–
Nie panikuj, Kepcio – uspokoiłam go. –
Silne z nas kobietki, prawda?
–
Na pewno ci odpowie – roześmiał się.
–
Żebyś się nie zdziwił! Mamy swój
tajny kod!
–
Jak wytrzymam z tobą, córką i dwiema
suczkami? Mogłem poprosić o więcej cierpliwości – z
powątpiewaniem spojrzał na majaczącą w dali fontannę.
–
Masz, co chciałeś, więc teraz nie
wybrzydzaj! I lepiej się pospieszmy, bo robię się głodna! –
tupnęłam nogą. Kepa wzniósł oczy do nieba, ale nie odezwał się
ani słowem. Złączył nasze dłonie, a ja poczułam przyjemne
ciepło. Takie, które mogłam dostać tylko od niego.
Późnym
popołudniem nadąsana siedziałam na miękkiej kanapie. Szczelniej
otuliłam się ciepłym kocem i ze złością trzasnęłam czytaną
właśnie książką. Wszystko mnie irytowało! Nie potrafiłam
zrozumieć, co się ze mną działo. Wiedziałam, że ciąża
wprowadzi wiele zmian w moim życiu, ale nie przypuszczałam, że
odczuję je tak dotkliwie. Byłam znużona, apatyczna, znudzona.
Chodzenie na kurs nie sprawiało mi już satysfakcji, a praca w
restauracji stała się przykrym obowiązkiem. Byłam wrzodem na
tyłku, czułam, że najbliższe mi osoby powoli mają mnie dość.
James i Matt ograniczyli swoje wizyty do minimum, skupili się na
sobie, narzeczeństwie i planowaniu ślubu, Alex większość czasu
spędzał z Grace, Natalia była zajęta swoimi dziećmi. Na meczach
nie zdzierałam już gardła, jedynie klaskałam w dłonie, gdy Kepa
popisał się znakomitą interwencją. Miałam dość siebie, swojego
niewytłumaczalnego i dziecinnego zachowania. Nie chciałam, aby
postrzegano mnie jak bombę mogącą wybuchnąć w każdej chwili.
Jedynie Kepa dzielnie mnie wspierał i nic nie mówił. Pocieszał,
przytulał, płakał z bezsilności, gdy myślał, że nie widzę.
Przymknęłam oczy, aby odgonić niechciane łzy. Ciąża miała
wyglądać zupełnie inaczej. Miałam tryskać energią i zarażać
entuzjazmem. Miałam się uśmiechać i z niecierpliwością
oczekiwać narodzin tej małej kruszynki, a tymczasem zmieniłam się w narzekającą na każdym kroku kobietę, której nic nie
pasuje. Westchnęłam ciężko i wyszłam spod koca. Kepa
siedział na barowym stołku, oglądał na tablecie skrót jakiegoś
meczu i analizował popełnione błędy. Marszczył brwi, jego
napięta postawa sugerowała skupienie. Obwiniałam się o jego
ponury nastrój. Dwoił się i troił, a ja nie zawsze potrafiłam
docenić jego starania.
–
Kepcio… – zaczęłam podchodząc
bliżej. Zatrzymał mecz i obejrzał się przez ramię. – Tak
bardzo cię przepraszam… – Wyjąkałam połykając łzy. Hiszpan
zerwał się z miejsca i mocno mnie objął.
–
Za co mnie przepraszasz, głuptasie?
Stało się coś? – zaniepokoił się lustrując wzrokiem moją
zmęczoną twarz i zaokrąglony brzuch.
–
Nie – odpowiedziałam pochlipując. –
Po prostu… Wiem, że jestem okropna! Rano na spacerze było tak
miło, a później… Nie wiem, co we mnie wstąpiło. Byłam
kapryśna i marudna. Ty dzielnie znosisz moje wahania
nastrojów, wspierasz mnie i nie pokazujesz, że moje zachowanie ma
na ciebie wpływ. A wiem, że ma. Wychodzisz zmęczony na treningi, w
nocy nie sypiasz zbyt wiele… Zamiast cię odciążyć to dostarczam
ci samych kłopotów i zmartwień. Jestem do niczego –
Przyznałam płacząc.
–
Alisa… – Kepa z czułością
pogłaskał mnie po policzku. – Każda kobieta znosi ciążę
inaczej. Nie łudziłem się, że wszystko będzie piękne i
kolorowe. Masz prawo czuć się rozdrażniona i smutna. Mała rośnie
z każdym dniem i z każdym dniem tobie jest coraz bardziej
niewygodnie. Rozumiem cię. I nigdy więcej nie waż się mówić, że
jesteś do niczego, jasne? – Pogroził mi palcem. – Nosisz pod
sercem naszą córkę i to jest dług, którego ja nigdy nie spłacę
– Pocałował mnie w nos. Zaśmiałam się ocierając łzy. –
Masz na coś ochotę?
–
Zróbmy coś szalonego! –
zaproponowałam. Kepa spojrzał na mnie skonsternowany.
–
Czyli? – dopytał. Błysk w moich
oczach posłużył mu za odpowiedź. – Nawet o tym nie myśl! Nie
chcę jej skrzywdzić! – Zaprotestował.
–
Kepcio!
–
Nie i koniec – uciął. – Masz jakiś
inny pomysł?
–
Spacer!
–
Kochanie, zwiedziłem z tobą każdy
zakątek Londynu!
–
Przekonasz się, że nie! – odparłam
ubierając się. – Zaufaj mi.
Notting
Hill od dawna uważana jest za jedną z najbardziej malowniczych
dzielnic Londynu. Domy z kolorowymi drzwiami, życzliwi i przyjaźni
ludzie, stragany z owocami i warzywami, liczne kawiarenki,
sklepy z antykami, urokliwe uliczki. To miejsce miało w sobie
dziwny spokój, który powodował, że człowiek nigdy nie miał dość
i zawsze wracał tutaj z ciepłymi wspomnieniami w sercu. Film z Hugh
Grantem i Julią Roberts nadał tej dzielnicy splendoru. Ludzie
chętnie odtwarzali ścieżkę filmową, robili sobie zdjęcia pod
słynnym domem z niebieskimi drzwiami i rozmyślali nad sensem
przekazanej im treści. O tej porze roku było tu znacznie
ciszej niż zazwyczaj. Mieszkańcy schowali się w domach, unikali
wiatru i zalegających na chodnikach liści. Ja żwawym krokiem
prowadziłem Kepę w
nieznane mu jeszcze rejony. Wstąpiła we mnie energia, której nie
dałam odejść. Była mi potrzebna do dalszego funkcjonowania.
–
Widzisz ten sklep z chińskimi
pamiątkami? – spytałam skręcając w Portobello Road. Zatrzymałam
się pod sto trzydziestym drugiem numerem.
–
Widzę – przytaknął. – Wygląda
znajomo – Powiedział.
–
Bo to właśnie tutaj znajdowała się
słynna księgarnia, w której William poznał Annę! – westchnęłam
rozmarzona. – Niestety, w 2011 roku została zamknięta i
przerobiona na zwykły sklep – Oznajmiłam z niezadowoleniem. –
Kiedy przeprowadziłam się do Londynu bardzo chciałam ją zwiedzić,
ale moje marzenia spełzły na niczym…
–
Wyobrażam sobie, jak bardzo musiałaś
być niepocieszona – Kepa parsknął śmiechem.
–
To było rozczarowujące – przyznałam.
Chwyciłam go za rękę i ruszyliśmy dalej. Wiatr ucichł na moment,
zamiast tego na niebie pojawiła się gęsta mgła. Latarnie jedna za
drugą oświetliły chodniki. W końcu zatrzymaliśmy się nieopodal
furtki do ogrodu, do którego włamali się główni bohaterowie. –
Szkoda, że dostęp do niego mają tylko okoliczni mieszkańcy –
Westchnęłam opierając głowę na ramieniu narzeczonego. Przez
mosiężną bramę można było dostrzec jedynie skrawek tego
magicznego miejsca.
–
Mówiłaś, że chciałaś zrobić coś
szalonego… – przez twarz Kepy przemknął błysk cwaniactwa.
–
Co masz na myśli? – spytałam
zaniepokojona.
–
Osłaniaj mnie – poinstruował. Moje
brwi powędrowały w górę, jednak wykonałam jego polecenie. Na
szczęście byliśmy sami. Ulice były puste. Kilka minut później
furtka do ogrodu stała przede mną otworem. – Zapraszam panią –
Ukłonił się szarmancko, a mi odebrało mowę. Kiedy się
otrząsnęłam, z niepokojem weszłam w głąb ogrodu.
–
Jesteś szalony! – pisnęłam w pełni
podziwiając gołe drzewa i białe ławeczki.
–
Wiem o tym – przyznał siadając na
jednej z ławek. Ułożyłam głowę na jego kolanach wpatrując się
w niebo. Byłam cholerną szczęściarą. Gdy byłam małą
dziewczynką marzyłam o miłości, tej jedynej i na całe życie,
ale nie sądziłam, że kiedykolwiek jej doświadczę. Przykre
wydarzenia z dzieciństwa zaburzyły mi obraz tego uczucia, myślałam,
że stanę się taka jak mama. Bałam się, że nie będę zdolna do
akceptacji i kochania własnego dziecka. Zamiast lalek wolałam
samochody, zamiast lekcji baletu wolałam ganiać za piłką i
obserwować popisy Kepy. Zadurzyłam się w nim, później oboje
bawiliśmy się w dorosłość. Nie przewidzieliśmy jednak finału.
Kepa został w Hiszpanii z Andreą, ja wyemigrowałam do Londynu.
Tęskniłam za nim każdego dnia, jednak starałam się być silna.
Wiedziałam, że on ma u swojego boku kobietę, ja musiałam ruszyć
dalej, zostawić za sobą wspomnienia słonecznej Ondarroi i
kradzionych chwil. Życie jednak połączyło nas na nowo, dało nam
szansę, z której tym razem skorzystaliśmy. Od początku byliśmy
dla siebie, musieliśmy jedynie dojrzeć do tej prawdy, odkryć ją i
nie powielać popełnionych błędów.
–
Kepa… – zaczęłam bijąc się z
myślami. – Będę dobrą mamą, prawda?
–
Będziesz najlepszą mamą! – zapewnił
mnie. – Skąd w ogóle to pytanie? – Zainteresował się.
–
Po prostu czasami zastanawiam się, czy
nie obiorę drogi swojej mamy. Ona przecież też była w ciąży,
chciała nas, a później… Później nas zostawiła. Boję się
tego – Przyznałam szczerze.
–
Kochanie, jesteś inna od swojej mamy.
Masz wielkie serce, rodzina zawsze była dla ciebie najważniejsza.
Jesteś dobra, ciepła i troskliwa. Jestem przekonany, że nigdy nie
pójdziesz w jej ślady. Pokochałaś naszą córkę od samego
początku i nigdy nie mogłabyś jej zostawić. Nie zadręczaj się
więcej takimi myślami, proszę cię. Poradzimy sobie z wychowaniem
tej kruszyny – Oznajmił kładąc dłoń na brzuchu. Poszłam za
jego śladem i w tym samym momencie otrzymaliśmy mocnego kopniaka. –
Kopnęła!
–
Po raz pierwszy – zaśmiałam się
przez łzy. – Jakie to ekscytujące uczucie!
–
Widzisz, odziedziczyła po mnie
inteligencję! To był znak, że zgadzasz się ze słowami tatusia,
prawda? – zaświergotał. Mała kopnęła jeszcze raz. – Nie ma
wątpliwości!
Parsknęłam
śmiechem. Kepa był tym wyśnionym, wymarzonym i jedynym.
***
Witam!
Coś opornie idzie mi pisanie tych końcowych rozdziałów, ale to pewnie przez to, że ciężko będzie mi się z nimi rozstać ^^
Pozdrawiam ;*