niedziela, 14 czerwca 2020

Trzydziesty czwarty

Londyn, 04.08.2020 r.

 Przedzierające się przez rolety pierwsze promienie słońca spowodowały, że przekręciłam się na drugi bok. Wtuliłam twarz w poduszkę wiedząc, że mój sen właśnie dobiegł końca. Jęknęłam głucho niechętnie otwierając oczy. Szybko napotkałam wzrokiem śpiącą sylwetkę Kepy. Jego włosy były jednym, wielkim bałaganem, powieki drżały, a usta zastygły w lekkim uśmiechu. Mimowolnie odgarnęłam z jego czoła zabłąkany kosmyk, po czym podparłam się na ramieniu. Ogarnął mnie błogi spokój. Kepa był moim spokojem. Dzięki jego wczorajszym zapewnieniom zdałam sobie sprawę, że naprawdę damy radę, że stworzymy naszemu dziecku rodzinę z prawdziwego zdarzenia. Wiedziałam, że z nim osiągniemy sukces. Że otoczymy tę bezbronną istotkę bezgraniczną miłością i bezpieczeństwem. Spostrzegłszy w kącie sypialni gitarę zaśmiałam się cicho. Kiedy dowiedziałam się o ciąży, nie ukrywam, byłam przerażona. Nie byłam pewna, jak zareaguje Kepa, bo jeszcze nie planowaliśmy powiększenia rodziny. Drżałam po jego początkowym nastawieniu, nie byłam pewna, czy się ucieszy, czy podzieli moją radość. Z drugiej strony byliśmy dorośli i wiedzieliśmy, czym może skończyć się tak częste współżycie. Zagryzłam wargę i odruchowo położyłam dłoń na płaskim jeszcze brzuchu.
Sprawdzasz, czy nie uciekło? – drgnęłam, gdy usłyszałam rozbawiony głos Hiszpana.
Bardzo śmieszne – zironizowałam opadając na poduszkę. – Po prostu… W dalszym ciągu nie mogę w to uwierzyć – Wyznałam szczerze.
Ja również – odparł i złożył na brzuchu czuły pocałunek. – Ale… To miła niespodzianka – Rzekł patrząc na mnie błyszczącymi oczami.
Po twojej reakcji kamień spadł mi z serca… Naprawdę nie byłam w stanie przewidzieć twojego zachowania, gdy się dowiesz…
Alisa, głuptasku, jak mógłbym nie ucieszyć się z takiej nowiny? – zabawnie popukał mnie w czoło. – Kocham cię nad życie, wiesz o tym. Może i nie planowaliśmy dziecka właśnie w tym momencie, jednak los pokazał, że ma gdzieś nasze zdanie. Jesteśmy ze sobą, poznajemy się na nowo, wiemy, że chcemy spędzić ze sobą resztę życia. Mamy siebie, mamy nasze pieski, więc wydaje mi się, że do pełni szczęście brakowało nam tylko tej małej kruszynki – Powiedział i skradł z moich ust pocałunek. Wzruszona pociągnęłam nosem. – Cóż… Chyba czas się przygotować na twoje zmienne nastroje i szalejące hormony!
Masz rację – przytaknęłam. – Idziemy do Jamesa i Matta na śniadanie? – Zapytałam wstając z wygodnego łóżka.
A zaprosili nas? – Kepa przeciągnął się i szeroko ziewnął.
Nie – odparłam słodko. – Ale najwyższy czas na małą zemstę – Zatarłam ręce z uciechy, a Hiszpan parsknął głośnym śmiechem. – Poza tym… James musi dowiedzieć się o tym, że zostanie wujkiem!
To będzie prawdziwy armagedon – skwitował Kepa.

 – Skąd u licha wytrzasnęłaś klucz do ich domu? – zainteresował się bramkarz, kiedy ostrożnie przekręciłam go w zamku.
Matt dał mi zapasowy… Na wszelki wypadek! – wytłumaczyłam się i pchnęłam masywne drzwi.
Taki jak ten? – z powątpiewaniem podniósł brew ku górze.
Jesteś w mojej drużynie, czy nie? – warknęłam wchodząc do środka.
W twojej, nie jestem samobójcą! – podniósł ręce w geście obrony. Kiwnęłam głową zadowolona z jego odpowiedzi. Na palcach obeszliśmy przestronny korytarz. – Chcesz wparować im do sypialni?
Oczywiście, że nie – sarknęłam. – Poczekamy na nich w kuchni – Oznajmiłam okręcając się wokół własnej osi. – AAAA! Moje oczy, moje oczy! Ratunku!!! – Pisnęłam odwracając się.
Co wy tu robicie?! – krzyknął James.
Nie odpowiem ci, dopóki nie założysz spodni! Boże, za jakie grzechy?!
To twoja wina! – odparował.
Wasza! – odpyskowałam. – Nie macie sypialni?!
Odezwała się cnotka stulecia!
Dość! – naszą dyskusję przerwał rozbawiony do łez Kepa. W oddali słyszałam głośny chichot Matta. – Kochanie, możesz już otworzyć oczy – Poinstruował mnie. Zrobiłam to z niechęcią. Spiorunowałam brata wzrokiem.
Nie patrz tak na mnie – odciął się. – Może zechcecie nam wyjaśnić, dlaczego wparowaliście tutaj, jak do siebie i zrujnowaliście nam nastrój? – Założył ręce na piersi patrząc na nas spod byka.
James, uspokój się – Matt położył mu rękę na ramieniu domyślając się celu naszej niezapowiedzianej wizyty. – My też nie raz, nie dwa…
Dobrze, ale nigdy nie zastaliśmy ich w takiej sytuacji – James nie dawał za wygraną. – Spowiadaj się, Mała Mi – Rzucił.
Chciałam ci tylko powiedzieć, że w najbliższej przyszłości zostaniesz wujkiem. Jeśli cokolwiek cię to interesuje! – wybuchłam odganiając niechciane łzy.
S-słucham? – spytał jąkając się. – W-wujkiem?
Tak, wujkiem – do rozmowy włączył się Kepa. – Jeśli nie zrozumiałeś, to Alisa jest w ciąży – Wyszczerzył się, a ja dla odmiany parsknęłam śmiechem.
Och! – wykrzyknął. – O mój Boże! Zapłodniłeś moją siostrę?!
James, do cholery – ostrzegawczo zgrzytnęłam zębami.
Moja Mała Mi jest w ciąży?! – zapiszczał. Czy ja i on naprawdę byliśmy spokrewnieni? – To znaczy… To cudownie! – Ogarnął się. – Gratuluję wam! – Oprzytomniał i zamknął mnie w mocnym uścisku. Irytacja i złość minęła mi w jednej sekundzie. James był jaki był, ale był moim bratem i kochałam go ponad wszystko. Gdy dzielił nas ocean trudno było utrzymać stały kontakt, jednak zawsze znaleźliśmy chwilę, by dowiedzieć się, co dzieje się w naszym życiu. Teraz jego wsparcie będzie miało dla mnie podwójne znaczenie i nie mogłam wyrazić słowami tego, jak wdzięczna jestem za to, że zdecydował się na przeprowadzkę do Londynu. – Jesteś szczęśliwa? – Szepnął mi do ucha, kiedy Matt był zajęty gratulowaniem Kepie.
Jak nigdy wcześniej – odparłam z przekonaniem. Pokiwał głową i nie powiedział nic więcej. Czasami słowa bywały zbędne.

Londyn, Stamford Bridge, 08.08.2020 r.

 Dwa lata temu, dokładnie tego dnia, Kepa został zaprezentowany jako nowy bramkarz Chelsea. Od tamtej pory sporo się zmieniło. Wskoczył na najwyższy poziom, był stałym wyborem trenera, podnosił się po słabszych występach, by udowodnić wszystkim niedowiarkom, że nie stracił formy, że dalej warto na niego stawiać. Codziennie szlifował swoje umiejętności, dawał z siebie maksimum na treningach, jednocześnie nie tracąc pogody ducha i dobrego humoru. Jego radość była moją radością. Kiedy się uśmiechał, kiedy z podniesionym czołem wychodził z domu, by udać się do ośrodka treningowego, rozpierała mnie duma. Brakowało mi emocji związanych z meczami, z dopingowaniem, ze zdzieraniem gardła. Stałam się częścią tego świata, świata Kepy i już nigdy nie chciałam wracać do chwil, gdy było zupełnie inaczej. Jeszcze rok temu to Andrea wspierała go na każdym kroku, szeptała kojące słowa, pocieszała go… Wtedy moje serce było przełamane na pół. Nie mogłam znieść ich widoku, beształam się za uczucia, które nie powinny dojść do głosu. Życie pokazało, że potrafi być nieprzewidywalne, że potrafi zaskoczyć wtedy, kiedy najmniej się tego spodziewamy. Gdyby ktoś w tamtej chwili powiedział mi, że teraz będę jego narzeczoną, że będę nosić pod sercem jego dziecko, mocno popukałabym się w czoło, dając do zrozumienia, że są to jedynie dziecinne mrzonki i nadzieje, które nigdy nie doczekają się spełnienia. Przewrotny los udowodnił, że nigdy nie wolno się poddawać, tylko walczyć o swoje do upadłego, bo może to przynieść zmiany, o których marzyło się przez pół życia.
Alisa! Jak dobrze cię w końcu zobaczyć! – wesoły głos Natalii dotarł do moich uszu. Odwróciłam się w stronę przyjaciółki i mocno ją objęłam. – Tęskniłam za tobą! – Krzyknęła rozpromieniona.
Ja za tobą też! – zapewniłam, biorąc w ramiona Alicię i Vitora. – Za wami najbardziej – Skierowałam się do dzieciaków. Speszony Vitor spuścił główkę, a Alicia mocniej objęła rączkami moją szyję. – Muszę ci coś powiedzieć! Nie chciałam tego robić przez telefon, bo to nie to samo… – Zaczęłam rozglądając się wokół. Reszta towarzystwa była zajęta wpatrywaniem się w murawę. – Stało się, jestem w ciąży! – Oznajmiłam konspiracyjnym tonem.
Och, naprawdę? – zaskoczona Natalia zamrugała powiekami. – Tak bardzo się cieszę! Wiem, że marzyłaś o tym od dawna… Postaraliście się o kompana do zabaw dla moich dzieci! Jestem wam niezwykle wdzięczna – Parsknęła. Poszłam za jej śladem i posłałam jej promienny uśmiech. Zdałam sobie sprawę, że w Natalii zawsze odnajdę pomoc. O obojętnie jakiej porze, czegokolwiek by w danym momencie nie robiła. Ta myśl podniosła mnie na duchu. – Gratuluję! – Serdecznie ucałowała mnie w policzek.
Dziękuję – odpowiedziałam poprawiając sobie Alicię w ramionach. Dziewczynka zachichotała słodko. Moja dusza topniała. Po upływie paru chwil sędzia zagwizdał, tym samym rozpoczynając pierwsze spotkanie w nowym sezonie Premier League. Stamford Bridge jak zwykle po brzegi był wypełniony kibicami, którzy oddali serce tej drużynie. Rywalem Chelsea był Liverpool, zwycięzca ligi w ubiegłej kampanii. Niebiescy mieli to gdzieś, zawzięcie atakowali od pierwszych minut, co szybko zaowocowało strzeloną bramką. Tempo spotkania utrzymywało się przez całą połowę, po przerwie również nie gasło. Kepa wyczyniał cuda w bramce, a piłkarze robili swoje. Szalały we mnie emocje, nie mogłam się zdecydować, czy chce mi się płakać ze szczęścia, czy ze wzruszenia. Chelsea wysoko pokonała Liverpool, a widok uradowanego Hiszpana był tym, czego najbardziej potrzebowałam w tym momencie.

Londyn, 02.10.2020 r.

 Początek października przyniósł ze sobą wszechogarniający chłód i deszcz. Uwielbiałam jesień, kiedy świeciło słońce i liście mieniły się intensywnymi barwami, a nie wtedy, gdy na dworze panowała plucha i szaruga. Gołe gałęzie uginały się pod ciężarem wiatru, ulewa przysłoniła niebo. Zaklęłam szpetnie pod nosem, kiedy w ostatniej chwili odskoczyłam i uratowałam się przed zostaniem schlapaną. Posłałam kierowcy ciężarówki ostre spojrzenie i w geście irytacji podniosłam do góry środkowy palec. Miałam gdzieś mijających mnie ludzi. Byłam zła, przemoczona i zmęczona. Ktokolwiek powiedział, że ciąża jest najpiękniejszym okresem w życiu kobiety, srogo się mylił. Kochałam wizyty u ginekologa, kochałam widzieć tego maluszka na badaniu ultrasonograficznym, kochałam poczucie wiedzy, że wszystko jest z nim w porządku, że rozwija się prawidłowo. Jednak… Byłam osłabiona, nie miałam apetytu, ciągłe mdłości doprowadzały mnie do szału. Moje zachowanie do szału doprowadzało Kepę, który jednak dzielnie znosił moje humorki i zachcianki. Podziwiałam go za to, bo ja nie mogłam ze sobą wytrzymać. W jednej chwili śmiałam się jak wariatka, w drugiej płakałam nad potłuczoną szklanką. Miałam nadzieję, że mój nastrój niedługo się ustabilizuje. Zmarznięta pchnęłam drzwi i weszłam do ciepłego wnętrza The Association Coffee. Alex posłał mi uśmiech, jednak od razu wyczułam, że coś go trapi.
Cześć, przyjaciółko – pocałował mnie na przywitanie. Jego zarost przyjemnie podrażnił mój policzek.
Cześć, przyjacielu – odpowiedziałam siadając na wygodnym krześle. Potarłam zziębnięte dłonie. – Co cię martwi? – Rzuciłam sięgając po menu.
Ja… Co? Skąd wiesz? – zawahał się chowając twarz za swoją kartą.
Alex, czy ja znam cię od wczoraj? – spytałam powątpiewająco. – No właśnie – Dodałam napotykając jego wzrok.
Nic się przed tobą nie ukryje – westchnął zamawiając słodką, karmelową kawę. Skrzywiłam się z niesmakiem.
W tym stanie mam wyostrzone zmysły – zaśmiałam się. Poprosiłam kelnerkę o owocową herbatę i duży kawałek ciasta z orzechami.
Jak się czujesz? – zapytał z troską upijając łyk gorącej kawy.
Jakoś – wzruszyłam ramionami. – Daję radę, chociaż momentami mam dość. Kepa dzielnie mnie wspiera, ale nie przeżyje tego za mnie. Mdłości sprawiają, że nie mam siły na nic – Wysiliłam się na słaby uśmiech. – Przepraszam, nie powinnam tego mówić!
Daj spokój – machnął ręką. – Nie obrzydza mnie to – Zapewnił. Zaśmiałam się głośno wbijając widelczyk w ciasto. Rozpływało się w ustach! – Zastanawiam się nad wyprowadzką… – Zaczął po chwili milczenia. Moje serce na moment stanęło.
Jaką wyprowadzką? Dlaczego? Z Grace? – zbombardowałam go ilością pytań.
Ostatnio nie układa się nam najlepiej… – zagryzł wargę. – Wiem, że to nie jest powód, ale nie jestem pewien, czy właśnie tego chcę od życia. Skończyłem studia z wyróżnieniem i poważnie myślę nad tym, czy nie zrobić kroku dalej…
Alex… – pogłaskałam jego dłoń. – Cokolwiek postanowisz, będę cię wspierać, jednak przemyśl to, dobrze? Nie podejmuj pochopnych decyzji, bo później możesz ich pożałować. Każda para przechodzi kryzys. Sztuką jest go przetrwać i nie poddawać się po pierwszej nieudanej próbie. Jeśli jednak stwierdzisz, że naprawdę potrzebujesz czegoś nowego, to wiedz, że cholernie będę za tobą tęsknić – Powiedziałam ocierając łzę z policzka.
Ja za tobą też – szepnął. – Nic nie jest przesądzone, po prostu musiałem to z siebie wyrzucić. Poza tym jest jeszcze kurs… Nie chciałbym z niego ot tak zrezygnować.
Też bym tego nie chciała – odparłam kończąc herbatę. – Nie uśmiecha mi się wychodzić na taki ziąb… Co powiesz na drugą kolejkę? – Zaproponowałam. Alex parsknął śmiechem, ale zgodził się z ochotą. Ostatnio nasze kontakty trochę osłabły, z czego nie byłam dumna. Ja skupiłam swoją uwagę na dziecku, na Kepie, na naszej rodzinie, on był pochłonięty egzaminami i Grace. Brakowało mi naszego czasu, dlatego miałam cholerną nadzieję, że chłopak zostanie w Londynie. Nie zniosłabym, gdyby stało się inaczej.


***

Witam! 

To już ponad rok z Alisą i Kepą... Dacie wiarę? 🙈 


7 dni! 💙
Pozdrawiam ;*