Przedzierające
się przez rolety pierwsze promienie słońca spowodowały, że
przekręciłam się na drugi bok. Wtuliłam twarz w poduszkę
wiedząc, że mój sen właśnie dobiegł końca. Jęknęłam głucho
niechętnie otwierając oczy. Szybko napotkałam wzrokiem śpiącą
sylwetkę Kepy. Jego włosy były jednym, wielkim bałaganem, powieki
drżały, a usta zastygły w lekkim uśmiechu. Mimowolnie odgarnęłam
z jego czoła zabłąkany kosmyk, po czym podparłam się na
ramieniu. Ogarnął mnie błogi spokój. Kepa był moim spokojem.
Dzięki jego wczorajszym zapewnieniom zdałam sobie sprawę, że
naprawdę damy radę, że stworzymy naszemu dziecku rodzinę z
prawdziwego zdarzenia. Wiedziałam, że z nim osiągniemy sukces. Że
otoczymy tę bezbronną istotkę bezgraniczną miłością i
bezpieczeństwem. Spostrzegłszy w kącie sypialni gitarę zaśmiałam
się cicho. Kiedy dowiedziałam się o ciąży, nie ukrywam, byłam
przerażona. Nie byłam pewna, jak zareaguje Kepa, bo jeszcze nie
planowaliśmy powiększenia rodziny. Drżałam po jego początkowym
nastawieniu, nie byłam pewna, czy się ucieszy, czy podzieli moją
radość. Z drugiej strony byliśmy dorośli i wiedzieliśmy, czym
może skończyć się tak częste współżycie. Zagryzłam wargę i
odruchowo położyłam dłoń na płaskim jeszcze brzuchu.
–
Sprawdzasz, czy nie uciekło? –
drgnęłam, gdy usłyszałam rozbawiony głos Hiszpana.
–
Bardzo śmieszne – zironizowałam
opadając na poduszkę. – Po prostu… W dalszym ciągu nie mogę w
to uwierzyć – Wyznałam szczerze.
–
Ja również – odparł i złożył na
brzuchu czuły pocałunek. – Ale… To miła niespodzianka –
Rzekł patrząc na mnie błyszczącymi oczami.
–
Po twojej reakcji kamień spadł mi z
serca… Naprawdę nie byłam w stanie przewidzieć twojego
zachowania, gdy się dowiesz…
–
Alisa, głuptasku, jak mógłbym nie
ucieszyć się z takiej nowiny? – zabawnie popukał mnie w czoło.
– Kocham cię nad życie, wiesz o tym. Może i nie planowaliśmy
dziecka właśnie w tym momencie, jednak los pokazał, że ma
gdzieś nasze zdanie. Jesteśmy ze sobą, poznajemy się na nowo,
wiemy, że chcemy spędzić ze sobą resztę życia. Mamy siebie,
mamy nasze pieski, więc wydaje mi się, że do pełni szczęście
brakowało nam tylko tej małej kruszynki – Powiedział i skradł z
moich ust pocałunek. Wzruszona pociągnęłam nosem. – Cóż…
Chyba czas się przygotować na twoje zmienne nastroje i szalejące
hormony!
–
Masz rację – przytaknęłam. –
Idziemy do Jamesa i Matta na śniadanie? – Zapytałam wstając z
wygodnego łóżka.
–
A zaprosili nas? – Kepa przeciągnął
się i szeroko ziewnął.
–
Nie – odparłam słodko. – Ale
najwyższy czas na małą zemstę – Zatarłam ręce z uciechy, a
Hiszpan parsknął głośnym śmiechem. – Poza tym… James musi
dowiedzieć się o tym, że zostanie wujkiem!
–
To będzie prawdziwy armagedon –
skwitował Kepa.
–
Skąd u licha wytrzasnęłaś klucz do ich domu? – zainteresował
się bramkarz, kiedy ostrożnie przekręciłam go w zamku.
–
Matt dał mi zapasowy… Na wszelki
wypadek! – wytłumaczyłam się i pchnęłam masywne drzwi.
–Taki
jak ten? – z powątpiewaniem podniósł brew ku górze.
–
Jesteś w mojej drużynie, czy nie? –
warknęłam wchodząc do środka.
–
W twojej, nie jestem samobójcą! –
podniósł ręce w geście obrony. Kiwnęłam głową zadowolona z
jego odpowiedzi. Na palcach obeszliśmy przestronny korytarz. –
Chcesz wparować im do sypialni?
–
Oczywiście, że nie – sarknęłam. –
Poczekamy na nich w kuchni – Oznajmiłam okręcając się wokół
własnej osi. – AAAA! Moje oczy, moje oczy! Ratunku!!! – Pisnęłam
odwracając się.
–
Co wy tu robicie?! – krzyknął James.
–
Nie odpowiem ci, dopóki nie założysz
spodni! Boże, za jakie grzechy?!
–
To twoja wina! – odparował.
–
Wasza! – odpyskowałam. – Nie macie
sypialni?!
–
Odezwała się cnotka stulecia!
–
Dość! – naszą dyskusję przerwał
rozbawiony do łez Kepa. W oddali słyszałam głośny chichot Matta.
– Kochanie, możesz już otworzyć oczy – Poinstruował mnie.
Zrobiłam to z niechęcią. Spiorunowałam brata wzrokiem.
–
Nie patrz tak na mnie – odciął się.
– Może zechcecie nam wyjaśnić, dlaczego wparowaliście tutaj,
jak do siebie i zrujnowaliście nam nastrój? – Założył ręce na
piersi patrząc na nas spod byka.
–
James, uspokój się – Matt położył
mu rękę na ramieniu domyślając się celu naszej niezapowiedzianej
wizyty. – My też nie raz, nie dwa…
–
Dobrze, ale nigdy nie zastaliśmy ich w
takiej sytuacji – James nie dawał za wygraną. – Spowiadaj się,
Mała Mi – Rzucił.
–
Chciałam ci tylko powiedzieć, że w
najbliższej przyszłości zostaniesz wujkiem. Jeśli cokolwiek cię
to interesuje! – wybuchłam odganiając niechciane łzy.
–
S-słucham? – spytał jąkając się. –
W-wujkiem?
–
Tak, wujkiem – do rozmowy włączył
się Kepa. – Jeśli nie zrozumiałeś, to Alisa jest w ciąży
– Wyszczerzył się, a ja dla odmiany parsknęłam śmiechem.
–
Och! – wykrzyknął. – O mój Boże!
Zapłodniłeś moją siostrę?!
–
James, do cholery – ostrzegawczo
zgrzytnęłam zębami.
–
Moja Mała Mi jest w ciąży?! –
zapiszczał. Czy ja i on naprawdę byliśmy spokrewnieni? – To
znaczy… To cudownie! – Ogarnął się. – Gratuluję wam! –
Oprzytomniał i zamknął mnie w mocnym uścisku. Irytacja i złość
minęła mi w jednej sekundzie. James był jaki był, ale był moim
bratem i kochałam go ponad wszystko. Gdy dzielił nas ocean trudno
było utrzymać stały kontakt, jednak zawsze znaleźliśmy chwilę,
by dowiedzieć się, co dzieje się w naszym życiu. Teraz jego
wsparcie będzie miało dla mnie podwójne znaczenie i nie mogłam
wyrazić słowami tego, jak wdzięczna jestem za to, że zdecydował
się na przeprowadzkę do Londynu. – Jesteś szczęśliwa? –
Szepnął mi do ucha, kiedy Matt był zajęty gratulowaniem Kepie.
–
Jak nigdy wcześniej – odparłam z
przekonaniem. Pokiwał głową i nie powiedział nic więcej. Czasami
słowa bywały zbędne.
Londyn,
Stamford Bridge, 08.08.2020 r.
Dwa
lata temu, dokładnie tego dnia, Kepa został zaprezentowany jako
nowy bramkarz Chelsea. Od tamtej pory sporo się zmieniło. Wskoczył
na najwyższy poziom, był stałym wyborem trenera, podnosił się po
słabszych występach, by udowodnić wszystkim niedowiarkom, że nie
stracił formy, że dalej warto na niego stawiać. Codziennie
szlifował swoje umiejętności, dawał z siebie maksimum na
treningach, jednocześnie nie tracąc pogody ducha i dobrego humoru.
Jego radość była moją radością. Kiedy się uśmiechał, kiedy z
podniesionym czołem wychodził z domu, by udać się do ośrodka
treningowego, rozpierała mnie duma. Brakowało mi emocji związanych
z meczami, z dopingowaniem, ze zdzieraniem gardła. Stałam się
częścią tego świata, świata Kepy i już nigdy nie chciałam
wracać do chwil, gdy było zupełnie inaczej. Jeszcze rok temu to
Andrea wspierała go na każdym kroku, szeptała kojące słowa,
pocieszała go… Wtedy moje serce było przełamane na pół. Nie
mogłam znieść ich widoku, beształam się za uczucia, które nie
powinny dojść do głosu. Życie pokazało, że potrafi być
nieprzewidywalne, że potrafi zaskoczyć wtedy, kiedy najmniej się
tego spodziewamy. Gdyby ktoś w tamtej chwili powiedział mi, że
teraz będę jego narzeczoną, że będę nosić pod sercem jego
dziecko, mocno popukałabym się w czoło, dając do zrozumienia, że
są to jedynie dziecinne mrzonki i nadzieje, które nigdy nie
doczekają się spełnienia. Przewrotny los udowodnił, że nigdy nie
wolno się poddawać, tylko walczyć o swoje do upadłego, bo może
to przynieść zmiany, o których marzyło się przez pół życia.
–
Alisa! Jak dobrze cię w końcu zobaczyć!
– wesoły głos Natalii dotarł do moich uszu. Odwróciłam się w
stronę przyjaciółki i mocno ją objęłam. – Tęskniłam za
tobą! – Krzyknęła rozpromieniona.
–
Ja za tobą też! – zapewniłam, biorąc
w ramiona Alicię i Vitora. – Za wami najbardziej – Skierowałam
się do dzieciaków. Speszony Vitor spuścił główkę, a Alicia
mocniej objęła rączkami moją szyję. – Muszę ci coś
powiedzieć! Nie chciałam tego robić przez telefon, bo to nie to
samo… – Zaczęłam rozglądając się wokół. Reszta towarzystwa
była zajęta wpatrywaniem się w murawę. – Stało się, jestem w
ciąży! – Oznajmiłam konspiracyjnym tonem.
–
Och, naprawdę? – zaskoczona Natalia
zamrugała powiekami. – Tak bardzo się cieszę! Wiem, że marzyłaś
o tym od dawna… Postaraliście się o kompana do zabaw dla moich
dzieci! Jestem wam niezwykle wdzięczna – Parsknęła. Poszłam za
jej śladem i posłałam jej promienny uśmiech. Zdałam sobie
sprawę, że w Natalii zawsze odnajdę pomoc. O obojętnie
jakiej porze, czegokolwiek by w danym momencie nie robiła. Ta myśl
podniosła mnie na duchu. – Gratuluję! – Serdecznie ucałowała
mnie w policzek.
–
Dziękuję – odpowiedziałam
poprawiając sobie Alicię w ramionach. Dziewczynka zachichotała
słodko. Moja dusza topniała. Po upływie paru chwil sędzia
zagwizdał, tym samym rozpoczynając pierwsze spotkanie w nowym
sezonie Premier League. Stamford Bridge jak zwykle po brzegi był
wypełniony kibicami, którzy oddali serce tej drużynie. Rywalem
Chelsea był Liverpool, zwycięzca ligi w ubiegłej kampanii.
Niebiescy mieli to gdzieś, zawzięcie atakowali od pierwszych minut,
co szybko zaowocowało strzeloną bramką. Tempo spotkania
utrzymywało się przez całą połowę, po przerwie również nie
gasło. Kepa wyczyniał cuda w bramce, a piłkarze robili swoje.
Szalały we mnie emocje, nie mogłam się zdecydować, czy chce mi
się płakać ze szczęścia, czy ze wzruszenia. Chelsea wysoko
pokonała Liverpool, a widok uradowanego Hiszpana był tym, czego
najbardziej potrzebowałam w tym momencie.
Londyn,
02.10.2020 r.
Początek
października przyniósł ze sobą wszechogarniający chłód i
deszcz. Uwielbiałam jesień, kiedy świeciło słońce i liście
mieniły się intensywnymi barwami, a nie wtedy, gdy na dworze
panowała plucha i szaruga. Gołe gałęzie uginały się pod
ciężarem wiatru, ulewa przysłoniła niebo. Zaklęłam szpetnie pod
nosem, kiedy w ostatniej chwili odskoczyłam i uratowałam się przed
zostaniem schlapaną. Posłałam kierowcy ciężarówki ostre
spojrzenie i w geście irytacji podniosłam do góry środkowy palec.
Miałam gdzieś mijających mnie ludzi. Byłam zła, przemoczona i
zmęczona. Ktokolwiek powiedział, że ciąża jest najpiękniejszym
okresem w życiu kobiety, srogo się mylił. Kochałam wizyty u
ginekologa, kochałam widzieć tego maluszka na badaniu
ultrasonograficznym, kochałam poczucie wiedzy, że wszystko jest z
nim w porządku, że rozwija się prawidłowo. Jednak… Byłam
osłabiona, nie miałam apetytu, ciągłe mdłości doprowadzały
mnie do szału. Moje zachowanie do szału doprowadzało Kepę, który
jednak dzielnie znosił moje humorki i zachcianki. Podziwiałam
go za to, bo ja nie mogłam ze sobą wytrzymać. W jednej chwili
śmiałam się jak wariatka, w drugiej płakałam nad potłuczoną
szklanką. Miałam nadzieję, że mój nastrój niedługo się
ustabilizuje. Zmarznięta pchnęłam drzwi i weszłam do ciepłego
wnętrza The Association Coffee. Alex posłał mi uśmiech, jednak od
razu wyczułam, że coś go trapi.
–
Cześć, przyjaciółko – pocałował
mnie na przywitanie. Jego zarost przyjemnie podrażnił mój
policzek.
–
Cześć, przyjacielu – odpowiedziałam
siadając na wygodnym krześle. Potarłam zziębnięte dłonie. –
Co cię martwi? – Rzuciłam sięgając po menu.
–
Ja… Co? Skąd wiesz? – zawahał się
chowając twarz za swoją kartą.
–
Alex, czy ja znam cię od wczoraj? –
spytałam powątpiewająco. – No właśnie – Dodałam napotykając
jego wzrok.
–
Nic się przed tobą nie ukryje –
westchnął zamawiając słodką, karmelową kawę. Skrzywiłam się
z niesmakiem.
–
W tym stanie mam wyostrzone zmysły –
zaśmiałam się. Poprosiłam kelnerkę o owocową herbatę i duży
kawałek ciasta z orzechami.
–
Jak się czujesz? – zapytał z troską
upijając łyk gorącej kawy.
–
Jakoś – wzruszyłam ramionami. –
Daję radę, chociaż momentami mam dość. Kepa dzielnie mnie
wspiera, ale nie przeżyje tego za mnie. Mdłości sprawiają, że
nie mam siły na nic – Wysiliłam się na słaby uśmiech. –
Przepraszam, nie powinnam tego mówić!
–
Daj spokój – machnął ręką. – Nie
obrzydza mnie to – Zapewnił. Zaśmiałam się głośno wbijając
widelczyk w ciasto. Rozpływało się w ustach! – Zastanawiam się
nad wyprowadzką… – Zaczął po chwili milczenia. Moje serce na
moment stanęło.
–
Jaką wyprowadzką? Dlaczego? Z Grace? –
zbombardowałam go ilością pytań.
–
Ostatnio nie układa się nam najlepiej…
– zagryzł wargę. – Wiem, że to nie jest powód, ale nie jestem
pewien, czy właśnie tego chcę od życia. Skończyłem studia z
wyróżnieniem i poważnie myślę nad tym, czy nie zrobić
kroku dalej…
–
Alex… – pogłaskałam jego dłoń. –
Cokolwiek postanowisz, będę cię wspierać, jednak przemyśl to,
dobrze? Nie podejmuj pochopnych decyzji, bo później możesz ich
pożałować. Każda para przechodzi kryzys. Sztuką jest go
przetrwać i nie poddawać się po pierwszej nieudanej próbie. Jeśli
jednak stwierdzisz, że naprawdę potrzebujesz czegoś nowego, to
wiedz, że cholernie będę za tobą tęsknić – Powiedziałam
ocierając łzę z policzka.
–
Ja za tobą też – szepnął. – Nic
nie jest przesądzone, po prostu musiałem to z siebie wyrzucić.
Poza tym jest jeszcze kurs… Nie chciałbym z niego ot tak
zrezygnować.
–
Też bym tego nie chciała – odparłam
kończąc herbatę. – Nie uśmiecha mi się wychodzić na taki
ziąb… Co powiesz na drugą kolejkę? – Zaproponowałam. Alex
parsknął śmiechem, ale zgodził się z ochotą. Ostatnio nasze
kontakty trochę osłabły, z czego nie byłam dumna. Ja skupiłam
swoją uwagę na dziecku, na Kepie, na naszej rodzinie, on był
pochłonięty egzaminami i Grace. Brakowało mi naszego czasu,
dlatego miałam cholerną nadzieję, że chłopak zostanie w
Londynie. Nie zniosłabym, gdyby stało się inaczej.
***
Witam!
To już ponad rok z Alisą i Kepą... Dacie wiarę? 🙈
To już ponad rok z Alisą i Kepą... Dacie wiarę? 🙈
7 dni! 💙
Pozdrawiam ;*