Lepszy
tydzień czas zacząć! Z tym pozytywnym nastawieniem przekroczyłam
próg restauracji uśmiechając się do klientów siedzących przy
stolikach. Pełniąca dziś pierwszą zmianę Grace posłała mi
dziwny uśmiech, ale postanowiłam go zignorować. Ją przy okazji
też. Przebrałam się w służbowy uniform, związałam pomarańczową
gumką z kokardką włosy w wysokiego kucyka i byłam gotowa
rozpocząć pracę.
–
Kobieta zajmująca stolik przy oknie
pytała o ciebie – rzuciła Grace biorąc do ręki długopis.
–
Cześć, Grace, ciebie też miło
widzieć, jak minął ci weekend? – zapytałam słodko, a
blondynka irytująco przewróciła oczami.
–
Cześć, Alisa, ciebie nie, nie twój
interes – odpowiedziała, a ja prychnęłam pod nosem. Odwróciłam
się i spostrzegłam Andreę.
–
Do cholery, jeszcze jej mi tutaj do
szczęścia brakowało – mruknęłam.
–
Ona chyba też nie pała do ciebie
sympatią – stwierdziła Grace. – Ale powiedziałam jej, że gdy
tylko się zjawisz to do niej podejdziesz, więc…
–
Nasz klient nasz pan – wycedziłam idąc
w kierunku Hiszpanki. Czego ona ode mnie chciała? – Witam, co
podać? – Zapytałam próbując wykrzesać z siebie coś na kształt
uśmiechu.
–
Cześć, Alisa. Może danie dnia? –
obrzuciła mnie spojrzeniem, a ja zanotowałam jej zamówienie.
–
Chciałaś czegoś ode mnie? – spytałam
siląc się na swobodny ton. Naprawdę nie rozumiałam jej niechęci
do mnie. To ja miałam większe powody!
–
Przechodziłam obok, postanowiłam wpaść
i osobiście się z tobą przywitać – wyjaśniła. Pokiwałam
głową i podałam dalej jej zamówienie wracając na salę główną.
Andrea zerkała na mnie co jakiś czas myśląc, że tego nie widzę.
Dobre sobie! Usłyszawszy, że jej zamówienie jest gotowe podeszłam
do stolika.
–
Życzę smacznego – obwieściłam i
odwróciłam się, by odejść. Zamiast tego potknęłam się i omal
nie staranowałam wychodzącej pary staruszków. Posłałam Andrei wściekłe spojrzenie, a ona uśmiechnęła się pod nosem. – Co to
niby miało znaczyć?
–
No właśnie? – obok mnie znikąd
pojawiła się Grace. – Widziałam jak podłożyłaś Alisie nogę
– Powiedziała. Zaskoczona uchyliłam usta. Czy Grace właśnie
stanęła w mojej obronie?
–
Nie przypominam sobie, abyśmy przeszły
na ty – odparła oschle Andrea. – I coś musiało ci się
przewidzieć.
–
Nic mi się nie przewidziało i nasza
trójka doskonale o tym wie. Jeśli przyszła tutaj pani jedynie po
to, by narobić Alisie kłopotów to trafiła pani na zły adres –
wycedziła i odeszła w kierunku zaplecza. Nie zaszczyciwszy
Hiszpanki nawet spojrzeniem udałam się za Grace.
–
Dziękuję, Grace – oznajmiłam. –
Nie musiałaś tego robić.
–
Daj spokój, Alisa – odparła. –
Gdybym nie interweniowała to ta paniusia pewnie wezwałaby szefa, a
po twoim ostatnim występku… Może i nie darzę cię sympatią, ale
nie możemy sobie pozwolić na utratę ciebie. I nie chcę żadnych
ckliwych uścisków! Zbieram się, do jutra! – Powiedziała szybko,
wzięła swoje rzeczy i opuściła restaurację. Jeszcze długo nie
mogłam wyjść z szoku.
Londyn,
22.05.2019 r.
Korzystając
z wolnego dnia udałam się na spacer do Hyde Parku. Przeszłam obok
Apsley House i kątem oka obserwowałam Straż Poboczną królowej,
która właśnie przejeżdżała przez park do Horse Guards Parade na
ceremonię zmiany warty. Podczas mojego pięcioletniego pobytu w
stolicy Anglii zdążyłam już poznać niektóre nawyki oraz
tradycje, które niezmiennie mnie fascynowały. O tej porze w parku
nie było tłoczno, co przyjęłam z zadowoleniem. Chciałam trochę
odpocząć i wyciszyć umysł. Mimo że dzień był słoneczny to
wiatr dawał się we znaki. Opatuliłam się szczelniej moim
jaskrawym kardiganem i stukając czarnymi botkami na obcasach
ruszyłam w kierunku jeziora Serpentine. Minęłam pawilon muzyczny
oraz różany ogród i dotarłam do jego północnego brzegu.
Zatrzymałam się w miejscu i odetchnęłam czystym powietrzem. W
oddali zobaczyłam zacumowane łodzie oraz wodne rowery, z których
można było korzystać od marca. Zapatrzyłam się na łabędzie
uśmiechając się pod nosem.
–
Tak myślałem, że to ty –
podskoczyłam w miejscu słysząc znajomy głos. – Przepraszam, nie
chciałem cię przestraszyć!
–
Ale to zrobiłeś! – fuknęłam
oskarżycielsko. – Co tu robisz? – Spytałam.
–
Biegam – odpowiedział. – A ty?
–
Cieszę się naturą i podziwiam łabędzie
– odparłam zgodnie z prawdą. – Nie masz treningu?
–
Dopiero za dwie godziny – powiedział.
– Jeśli nie masz nic przeciwko, mogę ci potowarzyszyć –
Zaproponował. Kiwnęłam głową.
–
Kepa… – zaczęłam niepewnie.
Zastanawiałam się, czy poruszyć z nim temat Andrei, czy zostawić
go w spokoju.
–
Wiem o tym, że Andrea była w
restauracji – odezwał się, jakby słysząc moje myśli.
–
Na pewno sprzedała ci swoją wersję o
tym jaką niezdarą jestem – rzuciłam kopiąc niewinny kamyk.
–
Nie przeczę – mruknął. – Ale nie
wierzę, że byłabyś w stanie z impetem wpaść na parę staruszków
– Zaśmiał się, a ja parsknęłam pod nosem. – Andrea bywa
czasami nieznośna. Nie próbuję jej bronić, ale uznałem, że
powinnaś to wiedzieć. Czasami nie potrafi utrzymać języka za
zębami.
–
Raczej zębów za językiem – mruknęłam
cicho. – Nie rozmawiajmy już o tym. Zgodził się zasypując mnie
informacjami o swoich kolegach z drużyny, o treningach oraz meczach.
Słuchałam go w skupieniu. Czuć było od niego pasję i zawodowe
spełnienie. Doszliśmy pod pomnik pełniący rolę fontanny
wzniesiony ku czci księżnej Diany. Usiedliśmy na jednej z
ławek, a moje spojrzenie zatrzymało się na książce trzymanej
przez kobietę siedzącą nieopodal. Kepa poszedł za moim śladem i
głośno się zaśmiał.
–
Nadal jesteś oczarowana twórczością
Jane Austen? I czy Duma i uprzedzenie dalej figuruje na szycie twoich
ulubionych książek?
–
Świat cierpi na brak mężczyzn,
szczególnie tych, którzy są cokolwiek warci – odpowiedziałam z
irytacją wystawiając mu język.
–
Głupi mężczyźni to jedyni, jakich
warto znać – uśmiechnął się szeroko wprawiając mnie w
osłupienie.
–
Pamiętałeś!
–
Alisa… Kazałaś mi się uczyć tych
cytatów! Zapisywałaś mi je w specjalnym zeszycie i przy każdej
okazji podsuwałaś mi je pod nos… Ciężko zapomnieć!
–
Jestem pod wrażeniem! Odpowiadając na
twoje wcześniejsze pytanie… Tak, nadal jestem oczarowana jej
twórczością. W zeszłym roku, w moje urodziny Matt zabrał mnie do
Chawton, do jej domu obecnie przekształconego w muzeum. To było jak
wygranie na loterii!
–
Kto to jest Matt? – zapytał marszcząc
brwi.
–
Serio, tylko tyle wyciągnąłeś z mojej
wypowiedzi? Matt, to mój chłopak – powiedziałam.
–
Ach, rzeczywiście!
–
Musicie się poznać. Koniecznie! Jest
fanem piłki nożnej, więc znaleźlibyście wspólny język.
–
W to nie wątpię. A co słychać u
Jamesa? – zmienił temat.
–
Buja się po świecie. Obecnie przebywa w
Los Angeles… Nie pytaj, po co. Może szuka sławy i poklasku –
parsknęłam śmiechem na samo wyobrażenie.
–
Z nim też muszę się spotkać –
stwierdził patrząc na zegarek. – Zanim zaczniemy trening w
ośrodku treningowym mamy się na chwilę wstawić na stadionie.
Chcesz mnie odprowadzić? To niecała godzina drogi stąd –
Zaproponował. Zgodziłam się bez wahania. Raźnym krokiem szliśmy
zatłoczonymi ulicami Londynu. Ludzie spieszyli się do pracy,
zaprowadzali dzieci do przedszkoli i szkół. Nasze rodzinne miasto
było inne, spokojniejsze, ale nauczyłam się doceniać zgiełk
panujący w stolicy. Miało to swój urok, a zabytkowe budowle, czy
pomniki zachęcały do przystania choć na chwilę w miejscu. Londyn
tętnił życiem, a ja ze swoim charakterem wpisałam się znakomicie
w atmosferę tego miasta. Nim się zorientowałam byliśmy na
miejscu. Rozejrzałam się zaciekawieniem. Wszędzie było niebiesko.
Tłumy kibiców robiących zdjęcia, cieszących się chwilą,
przekrzykujących się.
–
Zawsze jest tu tak… Tłoczno?
–
Tak – odparł maskując twarz okularami
przeciwsłonecznymi. Czy on naprawdę usiłował stać się bardziej
przystojnym?
–
Mogę zdjęcie?! – zapiszczałam nagle
jak mała dziewczynka dostrzegając jego wiszącą podobiznę. Kepa
wykrzywił usta w uśmieszku, ale skinął głową. Zrobiłam z ust
dzióbek i udałam, że całuję jego policzek. – Dziękuję!
– Odparłam odbierając od niego moje błękitne cudo. – Nie
zatrzymuję cię już, udanego treningu! – Powiedziałam i dałam
mu całusa w policzek. Uśmiechnął się pod nosem, po czym
mierzwiąc moje włosy zniknął za szklanymi drzwiami. Jeszcze długo
patrzyłam za jego oddalającą się sylwetką…
***
Witam!
Ciąg dalszy relacji Alisy z Kepą ^^
Pozdrawiam ;*